mam swoje filmy, które mogę oglądać nonstop, zazwyczaj są to "twory";) z lat 90 i kilka nieco starszych pozycji. Dawno nie znalazłam nic nowego do mojej "kolekcji", oglądam raz i ok (lub nie;)). Us obejrzałam zupełnie przypadkowo - nic o nim nie słyszałam, nie nastawiałam się na nic. Zakochałam się, cudownie mi się go ogląda, jest przepięknie zrobiony, muzyka majstersztyk (Luniz na orkiestrę - niesamowity), gra aktorów (ruch postaci)... Narzuca mi się oczywiście kwestia społeczna (może nawet zbyt podkreślona), ale ujęcie stricte dotyczące USA doczytałam później. Przyznam, że ten film w takim aspekcie mnie nie porusza specjalnie, jest mnóstwo innych pozycji, które problemu dotykają mocniej, a jednocześnie mniej jednoznacznie. Ale ten film stał się "moim" filmem, sam obraz spełnia wszystkie moje oczekiwania.