Film klimatem przypomina trochę Czas apokalipsy, Taksówkarza i Funny games (nieuchronność złego końca). Takie mam skojarzenia. A mam też kilka pytań, z chęcią poznam Wasze opinie.

1. Czy nie zastanawia Was pasywność szeryfa? Rozumiem, że chciał już odejść na emeryturę, ale, na Boga, jakoś nie garnął się do rozwiązania sprawy, jakby mu średnio zależało… A może tylko ja odniosłem takie wrażenie.
2. Na początku filmu pada mniej więcej takie zdanie, że kiedyś były takie czasy, że szeryfowie chodzili bez broni… Naprawdę w to wierzycie? Świat zaczął się psuć po 1980 r.? A może, biorąc pod uwagę klucz biblijny, cały film byłby uniwersalną przypowieścią o zepsutym świecie, w którym górę bierze chciwość, mamona, przemoc, a człowiek marzy/wierzy, że gdzieś tam po drugiej stronie czeka na niego Bóg Ojciec, przy którym będzie mógł się ogrzać?
3. Scena w hotelu, kiedy szeryf Bell wraca na miejsce zbrodni. Za drzwiami widzimy czającego się Chigurha. Myślicie, że był w innym pokoju? Czy raczej to tylko taki chwyt i tak naprawdę rozminęli się?
4. Na koniec pytanie do osób, które czytały książkę. Czy w powieści jest wyjaśnione, czy Chigurh zabił żonę Mossa?