Te słowa, które decydują o życiu lub śmierci w filmie, obalają mit Ameryki jako kręgosłup moralno-obyczajowo-polityczny całego świata. Nie ma "amerykańskiego snu", nikt na pogrzebach nie wymachuje gwiezdzistą flagą. A o życiu lub śmierci nie decydujemy tam my sami, ale dwie składowe najważniejszej rzeczy w świecie i Stanach - pieniądza. Na poziomie idei film Coen'ów to świetna rzecz. Od strony realizacyjnej; Bardem genialny, bardzo dobrzy: Lee Jones, Brolin, Harrelson i McDonald. Realizm jest powalający, na co wpływ mają surowe (ale i tak świetne) zdjęcia i brak muzyki ilustracyjnej. Zasłużone Oscary. Thriller-sensacja-dramat najlepszy od 1995, czyli od czasu "Se7en".
Pzdr.