Na początku zaznacze ze film mnie trochę rozczarował bo szedłem na niego z innym przekonaniem. Spodziewałem się czegoś innego. Wiecej krwi (która niby leje się strumieniami:/ jak to w pewnej recenzji ujął krytyk. Nie leje się, co się dziwić skoro jej galon kosztował kilkaset dolarów), muzyka z tamtych lat rytmh&blues, r&r, kobiety. Tego nie było. Patrzyłem na niego przez pryzmat filmów Quentina. Dialogi nie tak błyskotliwe i zakręcone, nie ma tej lekkości, ale.. to nie miałbyć taki film. Tyle że recenzje są mylące. To dramat, może dramat psychologiczny. Nie zadna sensacja, film o kowbojach, dzielnych szeryfach. Sięga trochę głębiej i trzeba w niego włożyć trochę wysiłku zeby go docenić. Chyba obejże go drugi raz, ale za jakiś czas..
Bo tematyka wydawała mi się podobna. Po przeczytaniu recenzji miałem takie wyobrażenie o tym filmie. Poza tym uwielbiam filmy quentina.
Tak to czasem bywa z recenzjami że autor nie raczy obejrzeć omawianego filmu. Znajomy mi pokazywał ostatnio recenzję tego filmu (nie pamiętam co to była za gazeta) gdzie recenzent ostrzega że film jest niezwykle brutalny , a jako plus filmu wymienia mroczną ścieżkę dźwiękową budującą klimat. Ręce opadają, na szczęście takie kwiatki trafiają się rzadko.