Kiyoshi Kurosawa to niewątpliwie reżyser który wciąż ewoluuje. Jego styl rozrasta się z filmu na film, nie tracąc jednocześnie kilku stałych elementów. Mimo ciągłych eksperymentów z różnymi gatunkami trudno pomylić obrazy tego pana z innymi.
"Tokijska sonata" jak poprzednie dzieła zawiera bardzo długą ekspozycję, subtelny humor oraz kilka "wybuchowych" scen, które przerywają niespodziewanie chwile spokoju. To jednak tylko bardzo miłe dodatki do historii. A opowiada ona o 4-osobowej rodzinie, w której każdy z członków okłamuje resztę. Sasaki traci pracę i udaje przed żoną że chodzi do biura, mimo iż całymi dniami włóczy się po ulicach. Megumi męczą obowiązki kury domowej, więc robi potajemnie prawo jazdy, skrycie marząc o własnym samochodzie. Kenji chce być pianistą, dlatego opłaca lekcje gry z pieniędzy poświęconych na szkolne obiady. Takashi czuje się bez przyszłości, więc postanawia zostać żołnierzem armii amerykańskiej. Każde z nich będzie musiało wkrótce skonfrontować swoje potrzeby z opinią reszty członków. Doprowadzi to do zderzenia.
Nie wiem jak jest w Japonii, ale to wszystko można by z powodzeniem obsadzić w polskich realiach. Tutaj również wieloletnie doświadczenie kandydata na stanowisko może okazać się nieodpowiednie dla innych pracodawców, a brak perspektyw trawi serca młodzieży. Walka z rynkiem pracy to tylko jedna z przeszkód jaka czeka rodzinę Sasakich. Nie posiadają również wzajemnego zrozumienia. W pewnym momencie każdy marzy by zacząć wszystko od nowa, tak bardzo zapędzili się w kozi róg.
Wiele tu dobrych pytań do widza, ciekawych wątków, niezwykłych scen... A poza tym jest jeszcze świetna forma: reżyser bawi się narracją, puszcza oczko do widza, nierzadko balansując przy tym pomiędzy kinem artystycznym, a najzwyklejszym campem. To wszystko się zazębia i tworzy skończone dzieło. Być może nawet arcydzieło.
Pozycja obowiązkowa!!!
zgadzam się, świetny obraz, szkoda, że przeszedł, zdaje się, bez większego echa. Dodałbym pochwałę dla scenariusza, który spina wszystkie wątki (3x potrzeba+zderzenie+odkupienie) na końcu w subtelny, lecz jasny sposób w jednej historii nowego początku.
jakie inne filmy masz w głowie gdy zastanowisz się z nurtu/vibu/sprawy "brak perspektyw trawi serca młodzieży"? obejrzałam ten przed chwilą i mam smaka na coś bardziej ekplorującego perspektywę teen, może znasz tytuły mi obce
Pierwsze co mi przychodzi do głowy to filmy Guðmundura Arnara Guðmundssona czyli "Serce z kamienia", "Piękne istoty" oraz "Fiord wielorybów". Wszystkie uwielbiam jednakowo, chociaż "Piękne istoty" przekraczają granice dopuszczalnego stężenia patologii, więc zapowiadam ciężki seans.