Wróciłem z seansu i odnoszę wrażenie, że film mnie zaspokoił. Chciałem dużych robotów i dostałem. Czekałem na akcję i była przez cały film. Oczekiwałem wielu maszyn i było ich aż za wiele. Podobał mi się humor w jedynce, więc tutaj było go znacznie więcej łącznie z bardzo tanimi kawałkami (robot posuwający nogę Megan...).
Nie czepiam się szczegółów, bo większość i tak już została wspomniana wcześniej. Zastanawiam się dlaczego w filmie o transformerach większość z nich odgrywa totalnie nieznaczącą rolę. Czasem są po prostu najzwyklejszym tłem dla akcji i to miejscami niedopracowanym. Kilka robotów wyglądało identycznie, zaś w wersji animowanej te istoty zawsze się różniły choćby kilkoma szczegółami. Zresztą w filmie nawet bliźniacy nie mają takiego samego wyglądu. Tutaj natomiast Graficy serwują nam dwie identyczne zielone ciężarówki, gdzie jedna jest częścią dewastatora, zaś druga przeszukuje ruiny miasta. Takich par jest kilka, w dodatku na chwilę pojawił się też Bonecrusher z jedynki... To jednak są drobiazgi, które nie muszę przeszkadzać, ale mnie osobiście trochę irytowały.
Masa nowych robotów, które są totalnie bezpłciowe i nic o nich nie wiemy. Tak jak w poprzedniej części, każda maszyna została przedstawiona i było wiadomo kto jest kim, tak tutaj nie mamy za bardzo pojęcia kogo widzimy na ekranie. Pierwszy film został skonstruowany tak, a nie inaczej, aby oswoić widza z robotami. Natomiast tutaj oczekiwałem lepszego ich przybliżenia, dialogów między nimi, poznania jak myślą, czym się kierują, jacy są. Nie chcę mądrych filozoficznych przemyśleń, ale czegoś na kształt pogadanki przy piwie, gdzie autoboty przechwalają się, który zabił więcej wrogów gdzieś tam w przeszłości. W pierwszej bitwie zainteresował mnie Sideswipe, który rozciął na pół Sidewaysa po czym rzucił świetny tekst: "Damn, I'm good". I na tym skończyła się jego rola w filmie. Jolt był tylko po to, aby ulepszyć Optimusa częściami z Jetfire'a, zaś motory po prostu były. Pewnie nikt, kto się nie interesuje robotami nie zorientował się, że motory to były kobiety. Aby było zabawniej twórcy mieli wprowadzić jedną z nich (Arcee) w pierwszej części, ale nie zrobili tego, bo nie wiedzieli jak wytłumaczyć istnienie damskiego robota. Tutaj zapewne perfekcyjnie to wyjaśnili, ale chyba ten fragment nie znalazł się filmie ;) Ratchet i Ironhide mówią jeszcze mniej niż mówili w jedynce. Poza tym zastanawiające skąd się brały coraz to nowe deceptikony, a autobotów była zaledwie garstka.
Jedyne plusy to rozkręcenie relacji Megatron-Starscream, pokazanie motywów Fallena, nawet niezły Jetfire (chociaż miałem nadzieje, że zrobi coś lepszego zamiast ciągle być wściekłym na świat dziadkiem), sympatyczny Wheelie (samochód zabawka), bliźniacy, którzy się ciągle tłuką oraz ukazanie deceptikonów jako zepsutej grupy, która zabija jednego ze swoich, aby ożywić Megatrona. Ze starych bohaterów tylko Optimus coś mówił i był sobą, chociaż przez większą część filmu nie bardzo miał jak, no i Bumblebee, wpasował się w sam raz i nie ma go ani za dużo ani za mało.
A co z resztą? Myślę, że dużo lepiej byłoby wyciąć z pół godziny niepotrzebnych scen z robotem kobietą, zjaraną mamuśką i jęczącym współlokatorem Sama, który był w filmie tylko jako chłopiec do bicia. Chociaż z drugiej strony znał Robowojownika, więc akcja mogła dzięki temu pójść dalej - powiedzmy, że się przydał :P Zamiast tego można by umieścić więcej scen z prywatnego życia robotów, np. Arcee jest wg serialu dziewczyną Ironhide'a, a niebieski motor to jej bliźniacza siostra Chromia. Devastator mógłby być naprawdę straszny, a tutaj ginie w głupi sposób, nikogo nie uśmierca i pokazuje jaja jak Gibson w Bravehearcie. Przydałoby się też więcej scen z Soundwavem, który jest istotną postacią w serialu oraz lepsze przybliżenie poszczególnych deceptikonów (jakaś ich narada, czy scena z koszar). Rozumiem, że reżyser miał własną wizję, ale ja nie kupuję opcji, gdzie metalowi bohaterowie są płytcy jak kałuże i nic o nich nie wiemy.
To tylko luźne propozycje dzięki, którym film zyskałby na głębi. Wiem, że nie takie jest zadanie porządnego kina akcji, ale na pewno by mu nie zaszkodziło gdybyśmy wiedzieli kto taki jest na ekranie i czym się kieruje i czy go lubimy czy też nie. A o to już w kinie akcji może chodzić. O to żeby widz po prostu przywiązał się choć trochę do bohatera, a nie patrzył jak złe metalowe kukiełki co chwila giną, a te dobre się cieszą i tyle...
7/10 - Gdyby to była pierwsza część dałbym 10, ale przez dwa lata twórcy mieli dużo czasu na opracowanie ciekawszego i lepszego scenariusza, zamiast powielać stare schematy, albo jeszcze bardziej je spłaszczać. Film mnie zaspokoił, ale nie dlatego, że świetnie mi się go oglądało. Dobrze spędziłem 2,5 godziny, ale nie jestem zachwycony. Zaspokoiłem ciekawość, ale nie głód fajnego i bystrzejszego kina, które Bay umie stworzyć, ale jak widać nie zawsze to robi.