Doskonale wiedziałem, na jaki film się wybieram. Rzecz oczywista nie oczekuję po tej serii żadnych głębokich refleksji nad moralnością, wycieczki w głąb psychologii czy też brawurowego scenopisarstwa. Miałem nadzieję, że Bay powróci do solidnego poziomu pierwszej części, która była blockbusterem ze wszech miar udanym i dobrze wyważonym. Trzecia odsłona jest niestety zaprzepaszczoną szansą.
Głównym problemem “dwójki” było natężenie infantylizmu i kloacznego humoru, który sprowadził film do poziomu żenującego i chwilami obleśnego widowiska. “Trójka” miała uciąć tą przypadłość i akurat to się zdecydowanie udało. Niestety, niewiele ponad to.
*Niedługo zaczną się spoilery*
“Transformers 3” zaczyna się bardzo obiecująco – Cybertron, zimna wojna, następnie pierwsze sceny z Samem czy też akcja w Czarnobylu. Wszystko bez zarzutu. Dźwięk i efekty specjalne godne nominacji do Oscara, zjadliwe 3D. Szkoda, że po kolejnej godzinie sympatycznie prezentująca się na początku superprodukcja obudziła we mnie już zupełnie inne uczucia.
Oczywiście ktoś odpisze mi, że ten film to przede wszystkim stymulacja bodźcami wizualnymi, a nie najbardziej wyrafinowana fabuła roku. Tyle że ja nie potrzebuję w tym filmie niczego takiego. Chciałbym po prostu, by rzecz była napisana w miarę sensownie i składnie. Tak, jak “jedynka”. A nie jest. Jest napisana tak wyjątkowo debilnie, tak na siłę i w pośpiechu, tak podziurawiona, że tego się nie da zignorować. I nie mam wcale na myśli sławnego biegania w szpilkach.
Najbardziej rozbiła mnie scena śmierci Ironhide'a. Nie było ani jednego zdania na jego temat, nikt nie wyraził żalu z powodu jego zgonu, nikt w ogóle nie zdawał się przejmować tym, że oto najbardziej (?) zaufany konfrater Optimusa niefortunnie miał zderzenie czołowe z kalendarzem. Gdyby scenarzyści byli choć krztynę sprytniejsi, to wykorzystaliby ten wątek przy okazji finalnej walki – oto przywódca Autobotów mógłby wspomnieć śmierć kompana i wyraźnie go pomścić. Ale po co? A Megatron nie może oczywiście poczekać kilku sekund z zaatakowaniem Sentinela, tylko ratuje tyłek Optimusowi, by zgubić poharataną główkę. Rozumiem, gdyby strzelił tekstem “Nieee, on jest mój, to z mojej ręki ma zginąć!” To by było w miarę stylowe. Ale nie, bo i po co? Koniec końców, jaki jest efekt? Optimus niczym psychopata zabija nie do końca honorowo obu wrogów. Ojoj, czyżby ktoś się zreflektował, że trzeba już kończyć film? O logice postępowania Sentinela i Megatrona w ogóle już nie wspominam – “genialny” plan.
Co jeszcze? Wiecie, Megan Fox jest mi obojętna. Można na niej zawiesić oko, nie przeszkadza mi jej obecność w filmach (choć aktorka z niej żadna), ale faktem jest, że to ona potrafiła stworzyć wraz z odtwórcą głównej roli prawdziwą chemię na ekranie - między nimi wręcz iskrzyło, wierzyło się w ich związek. Nowa dzierlatka Sama również mi nie wadzi, tyle że między nimi nie czuć już żadnej więzi. Nie wierzę, że to piszę, ale... Brakuje Megan.
Odnoszę wrażenie, że w ogóle wiele postaci i ich relacje są tak jednowymiarowe, jak tylko się da. Dla przykładu, w pierwszej, a nawet drugiej części można było z zaciekawieniem poobserwować Megatrona szorującego podłogę dumą Starscreama, a tutaj w ogóle ich role są jakby mało znaczące. Giną w żałosny sposób, ich potencjał w ogóle nie jest wykorzystany i ten zarzut dotyczy w zasadzie większości nie-ludzi.
Miałem też wrażenie, że większość drugiego aktu filmu była pełna bezsensownie zrobionych scen, w których kulały montaż i narracja, z czego można było wyciąć bez problemu z 20 minut. A potem zaczyna się wieczna haratanina (zrobiona tym razem bez większej finezji i pomyślunku) – kompletny brak ogarnięcia tempa. Nawet “dwójka” nużyła mnie dopiero pod koniec, natomiast tu zacząłem odpadać już w połowie filmu. Tego nie spodziewałem się na pewno. Także tego, że film skończy się “tak nagle”. Wystarczyło dorzucić z 3 minuty na koniec i różnica mogłaby być kolosalna.
A wracając do pozytywów? Shia gra odrobinę lepiej niż w poprzednich odsłonach, zawalający się wieżowiec to jedna z najlepszych scen w historii kina akcji, generalnie Bay nadal nie zawodzi, jeśli chodzi o kręcenie takowych, ale niestety to za mało. Cieszę się, że sporo osób w przeciwieństwie do mnie nie ma poczucia zmarnowanych pieniądzy, ale w wypadku powstania kolejnej odsłony serii ja sobie już naprawdę podaruję wypad do kina. A nie mam wcale dużych wymagań co do letnich blockbusterów.
Pytam więc - czy ten film naprawdę jest godny oceniania go na 10/10? Bo co, bo dostaliście "klawe mordobicie"? Nie mogę uwierzyć w to, że tak mało osób dostrzega choćby tragicznie wykonany montaż (w przeciwieństwie do dwóch pierwszych części) i zwyczajne lenistwo scenarzystów.
Pozdrawiam.
Widziałem film wczoraj i w 100% zgadzam się z Twoją opinią. Scenariusz leży i gdyby nie obiecujące sceny akcji na trailerach to w ciągu pierwszej godziny wyszedłbym z kina. Zaznaczam też, że doskonale wiedziałem na co idę i poprzednie części bardzo mi się podobały jednak ta - przynajmniej mnie - trochę zawiodła. Daję 7/10 ale dwa oczka tutaj podbijają efekty i sceny akcji.
Jak najbardziej podzielam Twoje zdanie, szczególnie opinię dotyczącą narracji i montażu. Chaotycznie opowiedziana historia, przez co śledzenie wątków jest niewygodne (wręcz denerwujące) i wiele niepotrzebnych cięć.
Bay popełnia tutaj zasadniczy błąd, ponieważ na pewno twierdzi, że skoro bazą tych filmów jest luźny serial dla dzieciaków to pewnie czuje się 'rozgrzeszony' z logiki i konsekwencji działań. Jednak na filmy oprócz przygłupich amerykańskich pożeraczy popcornu idą też zwykli dorośli ludzie, którym (przynajmniej niektórym) nie ujdą takie lochy w scenariuszu i montażu. Film można skrytykować z dwóch stanowisk: z perspektywy fana serii oraz kogoś kto się specjalnie nie interesuje uniwersum Transformers.
Z pierwszego punktu widzenia krytyka na pewno wypada ostrzej. Bardziej od niekonsekwencji w scenariuszu podpada potraktowanie wszystkich Transformerów we filmie - czyli po macoszemu. Poza przekozakiem Optimusem i staruchem Sentinelem, nie spamiętałem by którykolwiek z metalowych panów miał więcej niż 2 linijki tekstu. Wynika to z tego, że Bay zapewne masturbuje się na widok sprzętu wojskowego, więc w swoim kolejnym dziele na siłę musi wciskać amerykańskie niepokonane służby specjalne na tle ognistych wybuchów. Czasem można wręcz stwierdzić że to film o ludziach, których planetę najechała jakaś tam inwazja, więc zwyczajnie muszą ich wydupcyć za próg, a nie o wojnie robotów. Niestety, marka i tytuł zobowiązują, i widząc tytuł Transformers spodziewam się poświęcenia czasu właśnie tytułowym Transformerom, a nie nam, Ziemianom. Ucierpiały na tym postacie - poza odpicowanym Bumblebee i Optimusem wątpię, by większość widzów jakkolwiek wspominała inne roboty. Potraktowano ich jak mięso armatnie, bez głębi i osobowości. Same Transformery niespecjalnie przejmują się śmiercią kompanów (Ironhide).
Walka z głównym oponentem najlepiej przedstawiona była w pierwszej części. W dwóch kolejnych to tylko kwestia przybycia niezwyciężonego lidera Autobotów i 30 sekund czasu ekranowego. Finał właśnie powinien być ciężki, długi, powinien pokazać jaką nienawiścią darzą się strony konfliktu. Tutaj niestety ukazane jest to jako jakiś sparing z Tekkena.
Miażdżącym dla mnie faktem było, że Bay stara się niepotrzebnie 'uczłowieczać' maszynę. Starscream plujący olejem, brawo. Ale to nic. OWŁOSIONE roboty. Gratulacje. Wyjątkowy niesmak i tak pozostał już po sikaniu Bumbleebee z pierwszej części...
Co do samego dizajnu. Przekombinowane sylwetki Decepticonów nie wyszły filmowi na dobre. Bay sądzi, że jeśli kosmita jest zły, to powinien posiadać macki, czułki oraz kilka par oczu, i przemieszczać się na czworaka. Czasami zdawało mi się że na ekranie widzę Predatora a nie Transformera.
Nieco infantylne okazały się też.. same transformacje. Kuriozalnie wygląda Laserbeak transformujący się w jakiegoś różowego robocika albo monitor. Transformacja powinna mieć w miarę realny i sensowny przebieg, a nie tak "coś z niczego".
Ciąg dalszy nastąpi.
Z punktu widzenia niewtajemniczonego w uniwersum sprawa zapewne ma się lepiej, jednak też nie jest bajerancko. Pierwsze 2/5 filmu można ocenić za całkiem wciągające i budujące klimat. Jednak cała przyjemność kończy się w chwili ukazania życia naszego ukochanego Sama i jego kolejnego nietrafionego obiektu westchnień. Niektórym wpadnie w oko seksowny wygląd (może poza tapetą) Carly, jednak części widowni może wydać się to po prostu upychane na siłę. Od samozadowolenia są stronki internetowe. Tak czy siak, pierwsze wrażenie życia Sama wydaje się całkiem przystępne, ot, młody chłopak ubiega się o pracę, a przy okazji stara się nie zachowywać jak pseudozabawny chłopaszek z poprzednich części.
Jednak gdy odwiedzamy lokacje takie jak firma Carly, gdzie zaczynamy dostrzegać jaką pustotą cechuje się żeńska bohaterka oraz miejsce pracy Sama, gdzie na siłę starano się ucisnąć za dużo humoru i ogólnie poświęcono temu za dużo czasu ekranowego, zaczyna się typowo Bayowskie show, w stylu irytujących Azjatów, ogólnego zamotania na ekranie, seksualnych żartów. Szkoda mi było też oglądać marnującego się Malkovicha, który na szczęście nie został ośmieszony.
Od pewnego momentu we filmach Baya można zauważyć początek nieustającej akcji, od której nie ma kiedy odpocząć. Zero przemyśleń, głębszych dialogów, po prostu przerwa na kanapkę i już można dalej ratować świat. Bay rekompensuje to chociaż znakomitymi efektami specjalnymi.
Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem aby nie zapytać "Co do licha stało się z Autobotami z poprzednich części?". Reżyser wyjątkowo dziwnie pozbywa się starych postaci, bez krztyny wyjaśnienia, robiąc z widza idiotę.
Technologia ludzka została nieco wspomożona przez technologię Autobotów. Ładnie że to ukazali. Szkoda że mimo to satelity nie wykryły 30metrowego robota na środku sawanny.
Jeden z większych absurdów - armia Decepticonów na księżycu, która gnije tam nie wiadomo od jak dawna i nie ma żadnego uzasadnienia, dlaczego 200 robotów przez tyyyle czasu nie dotarło na Ziemię, skoro mieli tam też swoje statki. Bay przechodzi samego siebie w niekonsekwencji scenariusza.
Tak więc wielki hit lata dla ciut bardziej wymagających okaże się takim tam filmem niższej klasy z kupą pieniędzy wydanych na zamydlenie oczu efektami specjalnymi.
Czyli podsumowując, Bay ma ostatnio wyjątkowo spaczone pojęcie słowa "rozrywka", a w "Transformers", przynajmniej w jego wykonaniu, coś popsuło się jakby ostatecznie i nieodwracalnie... Dobrze, że zabiera się za inne tytuły, bo wypadałoby odzyskać to lepsze imię.
Naprawdę, mimo szczerych chęci, z powodów wypisanych powyżej przeze mnie, jak i rynsztofa, ten film ciężko polubić tak bardzo jak część pierwszą... Ba, według mnie dzielą je wręcz lata świetlne. Obejrzałem sobie dzisiaj z ciekawości trailer "dwójki", znowu wróciło do mnie to, co czułem dwa lata temu - oczekiwanie, potem niespodziewane rozczarowanie, ale jednak - to i tak było co innego. Jestem w stanie przyznać, że "dwójka" była chyba nawet lepsza od najnowszej odsłony, kusiła chociaż wycieczką po większej ilości krajów, no i nadal była tam Megan Fox, która potrafiła udawać z LaBeoufem prawdziwie iskrzący związek... Nie to, co teraz.
No cóż, życzę Bay'owi wzlotu.
Również podzielam Wasze zdania, jak dla mnie niestety najsłabsza cześć Transformersów, film w pewnych momentach mnie nudził i męczył prostotą mało wciągającego scenariusza.
Tragiczny montaż? Zastanow sie...
Nie jest tragiczny, jest na wysokim poziomie.
Bylo pare dziwnych akcji, ale nie bede spoilowal.
Montaż może i nie był tragiczny ale na swój sposób czasami "męczący"... bynajmniej dla mnie.
Przyznam, ze niekiedy byl "meczacy", ze tak powiem za duży motion blur momentami co powodowalo zatarcie detali. Tak czy owak, obraz bardzo dynamiczny i trzeba uwaznie sie przypatrywac wg mnie.
W większości zgadzam się z tym co napisali poprzednicy. Tu nie chodzi o to aby T3 nagle miały poruszać jakieś problemy psychologiczne i tego typu rzeczy. Po prostu jeśli robi się film akcji o walczących transformerach to wymagam aby robiono to w ambitny, logiczny, porządny, i co też jest niezbędne, efektowny sposób. To że film jest oparty na bajkach, komiksach i z założenia ma mieć dużo akcji i efektów specjalnych nie oznacza że wszystko inne ma niewielkie znaczenie i może być na niskim poziomie.
Skopiuję to, co napisałem w innym temacie z tydzień temu: "Piszecie zawzięcie, że nie powinno się tam szukać odkrywczej fabuły. Ja kiedy szedłem na Transformers 3 nie oczekiwałem żadnej odkrywczej i skomplikowanej fabuły. Oczekiwałem, że po prostu przez 2,5 godziny będę się dobrze bawił i się odprężę na widowiskowym filmie. Ale kiedy film, który ma być super rozrywką, już w połowie( jak nie wcześniej) zaczyna nudzić i się ciągnąć zamiast z ciekawością oglądać co raz to bardziej efektowne sceny to chyba coś jest nie tak. I co mnie to obchodzi ile to pracy wymagało skoro na ostatecznej walce w Chicago po prostu zaczynam ziewać i się zastanawiać kiedy to się wreszcie skończy?"
Fani filmu zawzięcie bronią go przed opiniami negatywnymi, tym że ci którzy go krytykują doszukiwali się tam nie wiadomo jakiej fabuły. Jeżeli dla kolegi ezils to był montaż na wysokim poziomie to super:-) Film oceniłem na 3/10.
Bardzo dobra, konstruktywna krytyka. Ale choćby nie wiem jak głupi byłby ten film i tak jest lepszy od dwójki.
Co racja to racja, utrzymany w lepszym "cięższym" klimacie. No i efekty jednak robią swoje. Szkoda, że w dzisiejszym kinie nie powstanie już nic pokroju choćby Władcy Pierścieni (czyli znakomita oprawa graficzna oraz dobra fabuła), który z części na część nie tracił dobrego poziomu i wciągał jak cholera. Chociaż pokładam malutkie nadzieje w Hobbicie.
jak dla mnie cały film nie trzyma się kupy że się tak wyrażę wiem że tu najważniejsze są efekty ale jak na produkcję z takim budżetem scenariusz powinien być lepszy oto co mi się nie podoba
*spojler*
co najmniej dziwne jest zachowanie optimusa który zamiast stawiać na przetrwanie swojego gatunku trzyma stronę ludzi, może film powinien zmienić nazwę na np "ludzie:decepty atakują" moim zdaniem powinien postąpić jak sentinel bez sprzymierzania się z decepticonami
druga sprawa dotyczy cybertronu co komu on wadził koło ziemi nie musieli niszczyć tego "teleportatora"
ciekawe co się ostatecznie stało z cybertronem bo stawiam na to że cała jego forma została zniszczona
SPOILER
Gdyby głównym celem Optimusa było przetrwanie jego rasy, nawet by nie proponował w pierwszej części wsadzenia sobie Wszechiskry we własną iskrę.
Z tym "zawadzaniem" Cybertrona jest jedno wytłumaczenie... Cybertron był teleportowany tak blisko Ziemi, że obie planety mogłyby się ze sobą zderzyć. Ale to tłumaczenie raczej na siłę, bo wątpię, żeby Megatron był na tyle głupi, by czegoś takiego nie przewidzieć.
Oddziaływanie grawitacyjne spowodowałoby katastrofę, przynajmniej dla Ziemi. Btw, nie wiem jak ludzie mieliby odbudować Cybertron, skoro nie ma tam tlenu...
jakiś czas temu czytałem o cybertronie i według tamtego żródła ludzie przeżyli by w takich warunkach
ale śmierci ironhide'a nie wybaczę nikt o niej nie wspomniał w reszcie filmu mógł to zrobić chociażby optimus pod koniec filmu jak to było w pierwszej części z jazzem a tu nawet monologu nie było tragedia
A ja się z wami nie zgodzę. Szedłem do kina z cieżkim sercem, bałem się, ze bedzie gorzej niz było, a tu nie. Po dwóch odsłonach "Transformers" ala Bay widz jest już przygotowany na wszelkie bzduy, bzdurki i nonsensy okraszone amerykańskim patosem. Także kupiłem bilety z nastawieniem, "to tylko rozrywka, dla oka". I rozrywka była. Efekty naprawdę na wysokim poziomie. Sceny walki ukazane już z mniejszym chaosem, jak we wczesniejszych częsciach. Mniej flag amerykańskich, pezydentow USA i innyego tego typu bełkotu. Humor tez znacznie się poprawił w porównaniu z druga częscia. Wyważony i bez pozostałości niesmaku. Scenariusz prosty jak budowa cepa, ale poprowadzony do konca (moim najwiekszym zarzutem T1 był właśnie scenariusz, na poczatku historyjka o poszukiwaniu kości, chociaz bez sensu wszelkie jej poszukiwania, skoro wszystko jest pod nosem w posiadaniu rzadu USA - wystarczy zapytać). I genialny jak dla mnie zabieg w scenariuszu - już nie tylko roboty walczą ze sobą, ale ludzie też opowiadają się po obu stronach. Już nie jest tak kolorowo, że wszyscy walczą ze złem. Nigdy nie lubiłem filmów pana Baya, ale teraz nie lubię ich trochę mniej ;]
Na „trójkę” mieli fajny pomysł, ale został kompletnie zarżnięty; jedna akcja, która mogłaby być ciekawa - ta z radzieckimi kosmonautami - kompletnie niewykorzystana. Tak naprawdę to ci dwaj „ukrywający się w Stanach” powinni wprowadzić akcję do pierwszej nawalanki w Czernobylu, a nie jakiś skorumpowany urzędas z Ukrainy. Początek OK (wstawki z Kennedym i Nixonem), ale potem nawiązanie do niego kompletnie skopane.
Nowa panienka - zupełnie bez sensu. Jeśli to miała być trylogia to powinna być z poprzednią dziewczyną, która już była „wkręcona” w akcje z Transformersami. A tymczasem ta nowa nie wiadomo skąd wie już wszystko i traktuje Sama jak bio-wibrator. Porażka. A już jej tekst z Megatronem „Teraz to Sentinel będzie głównym złym bossem, a ty zostaniesz jego sługą” – hehe, niezłe. Chyba robot się napalił na jej blond fryzurę, bo w antrakcie między porwaniem a początkiem rozwałki zdążyła zmienić kreację i zamiast seksownej miniówki włożyła jakieś legginsy... ciekawe skąd, jak i po co...? Spodziewała się, że Sam przybędzie na ratunek i z kumplami zgruzuje pół Chicago?
Do tego ten ludzki pomagier Decepticonów to też nie wiadomo skąd i po co – „odziedziczyłem klientów” hahaha. Żenada. A „podwójny agent” Japończyk (czy inny Azjata) wciskający Samowi swoje tajne memorandum w okolicznościach jako żywo przypominających spotkanie dwóch gejów... to nawet nie było śmieszne.
Scenki „rodzinne” – też nieporozumienie. W pierwszym filmie było w porządku, drugi już gorzej, trzeci – w ogóle nie wiadomo, po co to.
Jakieś nowe postaci ni przypiął ni wypiął (jak ten cały "Dutch" - co on jest? Goryl? Haker? Eks-agent? Talib z Klewek?)... i co tam w ogóle robił Malkovich poza odstawianiem błazna? Nie zauważyłem u niego „kradzieży scen” – może poza tą w korporacji... ale LaBeuf ją na koniec skiepścił straszliwie. A już potem Malkovich płaszczący się przed Turturro żeby zobaczyć Bumblebee... porażka...
Frances McDormand była OK, chociaż te jej asystentki to też nie wiadomo po co.
Jedynie Turturro miał więcej (i lepiej) do zagrania niż w „dwójce” i nawet mu to wyszło
W ogóle to w kolejnych częściach było coraz mniej humoru, a coraz więcej posępności – dialogi w „jedynce” naprawdę przyprawiały o ból przepony, potem było już tylko gorzej. A „totalna demolka” w „trójce” to masakra, tylko krew była dawkowana oszczędnie – a przecież jak „ten wielki z mackami” rozpirza drapacz chmur i parę innych to tam w środku masakra powinna być naprawdę niewąska (chyba, ze jego kumple wyeksterminowali resztę ludzi wcześniej) – nb. jest parę scen na ulicach, w których Decepticony dezintegrują ludzi hurtowo, tyle że mało krwawo. Prawie jak w czwartej części Rambo...
Nie wspomnę zrzynki z „Bitwy o Los Angeles” w postaci oddziału komandosów (tym razem SEALs zamiast USMC) przekradającego się do Chicago i naprowadzającego pociski manewrujące.
W kwestii najważniejszego gadżetu czyli „mostu” – też lipa, bo skoro działał „poza granicami znanej fizyki” to czemu miał jakieś ograniczenia czasowo-przestrzenno-masowe? Jak Sentinel go odpalił po raz pierwszy po „posiłki” to goście wskoczyli z Księżyca na Ziemię bez opóźnień i żadnych problemów. A jak odpalił połączenie z Cybertronem to nagle problem – ciągnie się ta planeta jak zepsuty TIR na holu i ciągnie... a na koniec totalny absurd – chłopaki zepsuli jeden filar i co...? Nie, nie zerwał się „kosmiczny hol” tylko od razu musiała się zepsuć cała planeta, która malowniczo zapadła się w sobie... a była widoczna już z Ziemi...
Kwestię ewentualnego kolejnego wskrzeszenia Megatrona w 4 planowanej części pomijam, bo jeśli jego naprawdę co i rusz wskrzeszali to tylko świadczy o braku pomysłów w komiksie także...
Ja wiem, że „Transformers” to się idzie, żeby „oglądać”, ale w filmie jedno powinno wynikać z drugiego, a fabuła nie powinna wyglądać jak rozsypane puzzle z 3 pudelek pozbierane, przycięte i sklejone na chybił trafił tak, żeby zmieścić się w ramkach przewidzianych dla jednego obrazka – „jedynka” była pod tym względem najlepsza, bo tam postaci miały odpowiednie wprowadzenie i nie pojawiały się jak króliki z kapelusza.
Jedyne co było fajne to Megatron w beduińskim burnusie kitrający się gdzieś na pustyni Kalahari. A w kwestii losu obu „głównych bad boyów” – ło matko... nawalanka Optimusa z Sentinelem to zrzynka z pierwszej części (ale słabsza), za to Megatron, którego nie mogli się pozbyć przez dwa filmy (a w jedynce to Optimus musiał nieledwie serce sobie z klaty wyrwać żeby gościa załatwić), ginie tak zupełnie mimochodem.
Co do efektów 3D – cały film był na 3D konwertowany, a nie kręcony, co od razu było widać... no i tak naprawdę to nic by się nie stało, jakby 3D nie było. Lepsze klimaty w scenach „rozpierduchy” były w nie-3D „jedynce”, choćby miodna scena na pustyni ze wsparciem powietrznym. A tutaj... mega demolka jak nie przymierzając w kolejnych odsłonach „Godzilli”, tyle, że na serio.
Generalnie po wczorajszym seansie „trzy gwiazdki” za fajny pomysł, który kompletnie rozlazł się w szwach.
Widze, żę na nie i basta, jak ktos ma takie nastawienie nic mu nie pasuje. Nowa panienka - z powodu konfliktu Megan Fox z Bayem trzeba było nową obsadę dopasować. A że Bay jest facetem chyba z nadmiarem testosteronu to wrzucił kolejna cycatą. Co do egektów, czego sie czepiasz? jak dla mnie dośc dobrze wykorzystane i w niektórych scenach - choćby wiezowiec - kapitalne. W kwestii samego wiezowca, naturalnie, że był pusty, co myślisz? obcy atakują a ludzie sobie normalnie pracuja? Most - Cybertron w kawałku został dopiero ściągniety i to z odległej galaktyki, wieć po pierwsze wcale nie musiało to odbywać się tak szybko jak w przypadku księżyca, po drugie jak sie odcina drogę to co miało by się stać z planetą? Napewno kawałek musiał się odciąć od reszty, zapadłą sie lub cos w tym stylu. To since fiction a nie naukowy film, zasada działania mostu nie obejmuje naszych praw fizyki.
Krew w filmie - czego się spodziewałes, film musiał dostać stosowną granicę wiekowa w stanach, więc normalne jest że krwi tam nie uświadczymy.
Humor - w dwojce ci sie podobał? moim zdaniem dobrze, ze troszkę go stonowano, bo jakby zów osiągnał poziom dwójki było by po raz kolejny rzenująco. Malkowitch, nie popisał się zbytnio, ale stworzyl ciekawą kreację. I czy tylko mi nie podoba się scena w czarnobylu? Całkowicie bez sensu w koleje wydarzenie historyczne wrzucać roboty i kolejne wydarzenie o którym nikt nie wie w poprzednich częsciach, nawet sekcja 7. Podobnie jeśli chodzi o księżyc...
Nie przypuszczałem, że znajdę na FW tak inteligentnie prowadzoną dyskusję. BRAWO panowie :)) Krytyka z uzasadnieniem i bez jadu oraz zbędnego czepialstwa jest na wagę złota.
Nic więcej nie mogę do powyższych słów Galadha i Rynsztofa dodać, a jedynie podpisać się pod tym. Dokładnie takie same odnieśliśmy wrażenie. Pewnie po tym jak opadną popremierowe emocje, takich słów krytyki będzie znacznie więcej. Szkoda, bo widowisko zapowiadało się na prawdę dobrze. Efekty specjalne to już chyba maksimum możliwości technicznych ;) ale bardzo boli tak znikoma fabuła i i brak osobowości tytułowych transformersów ...są jak wycięte z tektury tło dla akcji w filmie o nich bez nich .....:(
co tu dużo mówić, kolego oddałeś w każdym słowie moje odczucia.
brak megan, nowa laska miała w ustach więcej kwasu czy innego badziewia niż moja 2 litrowa Cola na seansie. Jedyne co było fajne to jej angielski akcent.
mnóstwo scen niepotrzebnych, pełno skróceń - "panie prezydencie znaleźliśmy ufo na księżycu" - "to trzeba tam polecieć"
dno dno i jeszcze raz dno. tak jak uwielbiam jedynke i w miarę lubię dwójkę tak 3 powala mnie na dół, najgorszy film jaki w tym roku widziałem, najgorszy!
....jednak coś mogę dodać :)
Czy nie macie wrażenia iż ścieżka dźwiękowa (w sensie główny motyw z jakim kojarzy się daną część ) w ogóle nie istniał :((( Po wyjściu z kina nie zapamiętałem żadnego utworu..motywu nic o_O jedynka miała rewelacyjną oprawę muzyczną gdzie na przysłowiowe 3 nutki wiedziałeś że to z tego a nie innego filmu :D
@JarJar82:
Owszem, niestety. I to samo było też w „dwójce”.
@Godsmak:
1. Akurat kwestii kłótni Fox z Bayem nie śledziłem – ja idę obejrzeć film, a nie poczytać ploty „kto z kim, dlaczego nie i co z tego wynikło”.
2. Efekty są OK., tyle że oprócz nich jest niewiele więcej… w dodatku niekoniecznie z sensem.
3. Co do mostu – skoro wedle jego stwórcy ma być taki super-hiper-duper wypasiony to ciągnięcie Cybertronu jak w wierszu Tuwima wygląda cokolwiek… dziwnie. A tłumaczenie wszystkiego „bo to film s-f” jest niepoważne – „s-f” jest na przykład „Obcy decydujące starcie” a skonstruowany jest bez mielizn i dziur fabuły oraz bez dziwnych zawirowań czasoprzestrzeni. Poza tym nie za bardzo wiadomo, czy to ma być „teleporter” (ale wtedy czas transportu czegokolwiek niezależnie od gabarytów jest stały i pomijalnie krótki) czy jakaś „kosmiczna wyciągarka”. jeśli to drugie, to po zerwaniu „holu” owa planeta może zachowywać się w praktycznie każdy sposób, w zależności od swojej budowy itp., przy czym znajdując się w tak niewielkiej odległości od Ziemi to prędzej na nią spadnie (ze skutkiem wiadomym…) niż się zapadnie sama w sobie. Tym bardziej, że po zerwaniu mostu owa planeta wchodzi w obszar działania „naszej” fizyki.
4. Co do krwi i ogólnej masakry – wiesz, może i tak, ale z tego wychodzą absurdy jak w pierwszej części „Opowieści z Narnii” – wielkoskalowa rzeźnia, setki trupów, a nikt nawet nie chlapnie posoką.
5. No i zgadzam się co do kompletnego wyprania emocjonalnego robotów – i to wszystkich. Ani zemsta za poległych kumpli ani dążenie do ostatecznego zwycięstwa, ani żadne inne emocje nie wydają się zaprzątać im głowy.
6. Humor w dwójce W OGÓLE mi się nie podobał – zaśmiałem się bodaj raz. W trójce – ani razu. Może to świadczy o moim guście, ale…
Kreacja Malkovicha byłaby OK bez tej ostatniej akcji z namolną próbą poznania Bumblebee.
7. Co do Czernobyla – IMHO byłby znacznie lepszy jako wydarzenie powiązane z tymi sowieckimi kosmonautami. A co do niewiedzy Sekcji 7 – cóż, biorąc pod uwagę, czego nie wiedział amerykański wywiad o różnych innych sprawach, to wcale mnie to nie dziwi…
Poza tym kolejne „nikomu nie znane fakty” odkrywane w kolejnych częściach jak królik z kapelusza – cóż, jak pisałem, logiczność fabuły nie jest najmocniejszą stroną tego filmu…
Co do kwesti ploteczek - Transformers jest dla mnie zjawiskeim z dieciństwa, wiec nie ważne jakie fabularnie filmy będą, jest to dla mnie zawsze wydarzenie. Gdy dowiedziałem kto będzie reżyserował serie, trochę sie załamalem, wiedziałem, że nie bedzie to kino najwyższych lotów, jednak sentyment jest zawsze.Także na każdą kolejna częśc czekam z utęsknieniem i śledze newsy przed powstaniem filmu. O Megan wyczytałem tu na filmwebie i juz od dawna można tu było przeczytać kto i dlaczego ja zastapi.
Filmu nie będe na siłe bronił, bo Bay sam sie pogrzebuje swoim kretynizmem, jednak na tle 1 i 2 ta częśc prezentuje się najlepiej. Taka pierdoła jak most kosmiczny wypada blado porównując ją z innymi mankamentami typu - laserowe działo jakie posiada marynarka wojenna w czesci drugiej, czy choćby AllSpark zmieniajacy swoja objętość do rozmiarów możliwych do trzymania go przez sama. Było tu zdecydowanie najmniej durnot w porównaniu do reszty odsłon Transformers. I nie jest to tylko moja opinia. Po projekcji widzowie mieli raczej pozytywne odczucia i nie byłi to maniakalni fani robotów z kosmosu.
@Godsmak:
Co do „zjawiskowości” Transformerów – wiesz, mnie to nigdy nie kręciło (podobnie jak inne komiksy/anime o wieeeelkich robotach); obejrzałem parę odcinków „Wojen o energon” na Cartoon Network ale to mnie w ogóle nie wciągnęło. Czyli wszystkie filmy oglądałem jako widz kompletnie „spoza” Transformerowego uniwersum.
„Filmu nie będe na siłe bronił, bo Bay sam sie pogrzebuje swoim kretynizmem, jednak na tle 1 i 2 ta częśc prezentuje się najlepiej. (...)czy choćby AllSpark zmieniajacy swoja objętość do rozmiarów możliwych do trzymania go przez sama. Było tu zdecydowanie najmniej durnot w porównaniu do reszty odsłon Transformers”
Wiesz, IMHO w pierwszej części owa AllSpark to chyba jedyna „durnota”, chociaż biorąc pod uwagę, że jest to przedmiot równie „fizyczny” co i „metafizyczny” to jego wymiary i masa mogą się kształtować zupełnie dowolnie. Natomiast „stężenie idiotyzmów na minutę filmu” zaczęło rosnąć wraz z drugą częścią.
Nb. nie uważam Tr2:RotF i Tr3:DotM za najdurniejsze produkcje s-f: IMHO pod tym względem niewiele może przebić niesławny „ID4” Emmericha...
A poza tym... zmusiłeś mnie do zagłębienia się w kolejne mielizny i dziury „scenariusza”:
1. Słynny „most” ma być podobno super-technologią pozwalającą na „wygranie wojny” – tylko w jaki sposób? Umożliwia przerzut dużej liczby wojska w błyskawicznym czasie, ale... w miejscu docelowym musi być „stacja odbiorcza”. Dla strony słabszej, którą były Autoboty, jedynym potencjalnie zwycięskim manewrem była akcja jak z Terminatora – spec-grupa ląduje w kwaterze głównej Deceptikonów, wykasza Megatrona i wierchuszkę wrogów i w ten sposób „dekapituje” wroga. Problem w tym, ze ktoś musiałby otworzyć w siedzibie wroga ów „most”...
Ewentualnie – mostem teleportujemy niedobitki na drugi kraniec Galaktyki, klonujemy/rozmnażamy/budujemy nową armię i wracamy z kontrofensywą i wtedy misja Sentinela ma trochę więcej sensu.
2. Jeśli Sentinel miał układ z Megatronem, to po kiego grzyba jego statek był atakowany „z full przytupem”? Wystarczyłaby akcja a’la „nadajnik na Sokole Millenium w Epizodzie IV” i już – parę maszyn postrzela sobie do statku, ten ucieka i leci tam, gdzie można będzie zaholować Cybertron „do liftingu”.
3. Sentinel leżał we wraku statku „w lodówce” – bo nie miał energonu... i to jest najlepsze – „Einstein Transformerów” nie wziął sobie *kanapek* na drogę...? Swoją drogą te 200 Deceptikonów zagrzebanych na Księżycu spokojnie mogło zrobić „zrzutkę” z własnych zapasów i Sentinel z miejsca miałby paliwa aż za dużo...
4. Skąd się wzięły Deceptikony na Księżycu i co tam robiły? Jak leciały w kapsułach meteoropodobnych (jak w 1. części) to spokojnie mogły dolecieć na Ziemię i skasować Autoboty samą przewagą liczebną już w pierwszym filmie... A zagrzebanie się i czekanie, aż Autoboty wykopią i reanimują Sentinela to jeden z absurdalniejszych pomysłów filmowych jakie widziałem.
5. Pamięta ktoś, co się stało z tym robotem-„lekarzem” z 1. części? Bo wygląda na to, że Optimus jest jedynym, który potrafi „reanimować” inne Transformery. Fajnie, ale w takim razie w jaki sposób Deceptikony „ożywiły” Megatrona i tego drugiego „mega-wroga” w drugiej części?
6. Generalnie Deceptikony wydają się mieć jakieś super-moce kamuflujące je na Ziemi – są niby te różne „wykrywacze energonu” no i co z tego? Czy to w drugim, czy to w trzecim filmie pojawiają się jak królik z kapelusza w najdziwniejszych miejscach i nikt nie potrafi ich znaleźć (na przykład Megatrona z plandeką a’la beduiński burnus)...
Na razie tyle, co pamiętam z samego rana... ktoś ma ochotę coś dołożyć...?
Most - nie mam zielonego pojecia czego sie czepiasz - gorzej zakreciłeś niż Bay.
Ad. 2 - Miał układ z Megatronem, ale skąd wiadomo z kim jeszcze? Nie zapominaj, że na Cybertronbie rządził jeszcze upadły, on wcale nie musiał zabierać przymierza z autobotem. To wyrwany kawałek historii wojny na Cybertronie, nie wiemy jak to wygladało i nie zostało to nam wyjaśnione.
Ad. 3 W dwójce było powiedziane, że deceptikony szukaja energonu bo go brakuje, stad cała ta historia z pozyskiwaniem energonu ze słońca.
Ad. 4 nie mam zielonego pojecia, dlatego sam uważam to za nonsens o czym już wspominałem - coś o czym nikt nie wiedział w poprzednich czesciach. Możliwe, że puki był Upadły Sentinel nie musiał być potrzebny Megatronowi, pamietaj, że ten nie lubi dzielić sie władza tym bardziej z autobotem.
Ad. 5 - W drugiej częsci jakbys nie pamietał Megatron został wskrzeszony Allsparkiem, albo raczej jego fragmentem. O to w koncu była wojna w twojej ulubionej częsci Transformers.
Optimus nie ma mocy reanimacyjnej, ale zdobyl w dwójce matryce przywództwa, która i jego ożywiła.
Ad. 6 Dlatego megatrona widzimy na pustyni - nie wszędzie musza byc wykrywacze energonu. Nasza planeta jest duża.
A w kwesti najmniej durnot w jedynce - najwieksza - cała historia z allspatkiem i jego poszukiwaniem - po kieja sie dzieje, jak i taklw końcowym etapie allspark i megatron nie sa zlokalizowane w miejscu jakie wskazują okulary tylko sa zabunkrowane w tamie Hoovera? A sektor 7 pokazuje jego lokalizacje ładnei poproszony. Cały scenariusz przez to kuleje, bo połowa filmu ma jakomś logikę, która rozpada sie za jednym machnieciem ręki. I druga połowa to już istny chaos scenariuszowy.
Dlatego nadal uważam , że trójka ma najbardziej prosty, ale najmniej podziurawiony scenariusz. No i kolejny plus - malo tu patosu ala amerykańskie flagi, rząd i wojsko - cos co w poprzednich osłonach roiło sie na m2.
1. W kwestii chowania się na pustyni - to akurat byłoby najbardziej oczywiste miejsce, w któym byliby szukani, no nie...? Bo wszędzie daleko i nikt nie zadaje dziwnych pytań... :-)))
2. Zamiast amerykańskiego patosu mamy parodię amerykańskich agencji wywiadowczych; skądinąd najlepszą rolę to ma w tym filmie chyba Turturro, zbijający kase na swoich "wspomnieniach z pracy w tajnej agencji rządowej ds. współpracy z kosmitami" :-)))
Turturro zgadzam sie, w koncu sie popisal. Zresztą to dobry aktor i dziwga każdy nonsensowny dialog.
Co do pustyni - nie wiem, nie chce mi sie juz myśleć. Ja byłem przygotowany na dziury w scenariuszu i jedynie sie mile rozczaowalem ze nie gryzły mnie tak bardzo jak w poprzednich częsciach ;]. To czysta rozrywka i nie szukalem tu kina wysokich lotow. W koncu sam fakt robotow z kosmosu zmieniajacych sie w auta nie wskazuje na duza logike.
Wiesz, w ogóle kwestia dlaczego roboty transformują akurat w samochody a nie w coś innego (chociaż bodaj Starscream zmieniał sioę w samolot...?) jest ciekawa sama w sobie - IMHO robią to dlatego, ze samochód jest najpowszechniejszym obiektem spotykanym na drogach i ulicach USA... a przecież owe roboty lądują akurat w Hameryce (chociaż z uwagi na obszar to najprawdopodobniejsze było lądowanie w Rosji (np. Syberia) albo Kanadzie (np. Terytorium Yukonu albo Zatoka Hudsona). No ale wtedy mogłyby transforowac co nawyżej w drzewa z tajgi albo renifery, karibu czy łosie...
Godsmak, a fakt ukucia we wnętrzu wulkanu pierścienia do kontroli ludów Śródziemia albo facet w hełmofonie z płaszczem i czerwonym mieczem-neonówką też nie wskazuje na dużą logikę? Wszystko jest na swój sposób logiczne, o ile zostaje to przedstawione w spójny sposób, a nie po Bayowsku.
Władcę Pierscieni porównywać do Transformers to jak porównywać Porche do Malucha. To są dwa inne filmy. Władca przedstawia odrębny świat poza tym co mamy teraż. Baśniowy świat,a nie teraźniejszy. Transformers toczy sie w naszych czasach i autorzy próbują logicznie dopasować to do naszych reali - to nie baśn ani bajka. Więc fakt obcych istot pozaziemskich, którymi są roboty zmieniajace swój kształt, wygląd i objętośc jest troche "z kosmosu" - irracjonalny i mało prawdopodobny (o ile wogóle). A coś małoprawdopodobne serwowane na poważnie - to bardzo złe połączenie. W bajkach i komiksach może to wychodzi, ale w filmie fabularnym już nie.
Dokładnie ścieżka dźwiękowa to porażka w 3 , w jedynce było co słuchać, w dwójce mniej a tutaj to słyszałam zaledwie 2 piosenki co z czego LP- Iridescent była powtarzana 3 razy w filmie, mam soundtrack ale kompletnie jakby wyssany z palca, bo wgl tego nie słyszałam w filmie, mogli się postarać a nie skupili się na wybuchach i 3D.