Po obejrzeniu filmu przypomniały mi się czasy, które myślałem, że dawno minęły. Czasy kiedy filmy robiono na zasadzie "Bohater jest niezniszczalny i zawsze wygrywa". Np. taki "Commando", gdzie Arnold biegnie naprzeciw setce wrogów z których każdy pruje z karabinu, ale kule zawsze rozbijają się obok butów Arnolda. Taki też jest Transporter.
Cóż, nie specjalnie film mnie ubogacił. Rozrywka - też na średnio-niskim poziomie. To już wolę Jamesa Bonda, gdzie wiem czego się spodziewać i gdzie zawsze jest dobra rozrywka i mistrzowskie wykonania.
A tutaj? Szkoda gadać...