Kocham filmy Kena, ale każdy kto je lubi musi zdawać sobie sprawę, że od pewnego momentu kręcił wyłącznie żenujące śmieci. On zawsze balansował na granicy kiczu i artyzmu, lecz przez długi czas jego niespożyta energia oraz swoiste wyczucie rekompensowały wszystkie niedostatki. Niestety, "Wyspa skarbów" to firm geriatryczny, kręcony trzęsącą się ręką, otoczony oparami starczego zdziecinnienia. Podobno nawet aktorzy uciekali z planu, więc czemu widz miałby być bardziej cierpliwy?