Tym jakże wymownym hasłem można doskonale określić najnowszą produkcję Disneya. Reboot/remake opowieści o informatyku wciągniętym do wnętrza komputera stawia na wizualny przepych. Fabuła, choć całkiem zgrabnie przedstawiona, zostaje odstawiona na boczny tor na rzecz wspaniałych fajerwerków graficznych. Seans "Tronu: Dziedzictwa" jest jak jazda bez trzymanki na potężnym rollercoasterze - obraz mgnie jak szalony z prędkością światła, a widz nie ma nawet czasu na włączenie komórek mózgowych, pozostaje więc mu tylko chłonąć to, co obserwuje na ekranie. Można oczywiście przyczepić się do dosłownie paru fragmentów filmu, kiedy szalone tempo zostaje wyhamowane poprzez sceny ukazujące meandry jakże zawiłej fabuły, niemniej akcji w najnowszym "Tronie" jest więcej niż ustawa przewiduje. Świat wewnątrz komputera robi niesamowite wrażenie - neonowe barwy okalające wszelakie obiekty nadają mu niepowtarzalnego uroku. Do tego sceny akcji zmontowane w dynamiczny sposób, uraczone efektownym montażem pozwalają nacieszyć swój zmysł wzroku.
Co prawda w jednym, jedynym przypadku CGI w "Tronie..." kuleje (zdigitalizowana twarz odmłodzonego Bridgesa wygląda zbyt sztucznie, a la postacie z IMAXowego "Beowulfa"), lecz przy maestrii pozostałych efektów, można ten swoisty babol twórcom wybaczyć.
Kolejną kartą przetargową "Trona..." jest ścieżka dźwiękowa. Co to dużo mówić, Daft Punk wykonało kawał solidnej roboty. Ich muzyka idealnie wkomponowuje się w klimat komputerowego i upstrzonego feriami barw cyfrowego świata. Utwory muzyczne stosownie podbijają i tak już wysoką dynamikę poszczególnych ujęć co sprawia, iż widz ogląda produkcję Disneya niczym rasowy, oczogwałtny (by nie ująć tego bardziej dosadnie) teledysk.
Większą część mojej króciutkiej recenzji poświęciłem oprawie wizualnej, gdyż ten właśnie atut "Trona..." jest jego najmocniejszym punktem, który pozwala zapomnieć o wadach w/w obrazu. Dość miałka fabuła, płytkie postacie oraz scenariuszowa sztampa moim skromnym zdaniem pozostają w cieniu szeroko rozumianego efekciarstwa. Dawno żaden film nie przykuł mnie oprawą wizualną i dźwiękową w tak magiczny sposób jak "Tron...". Jeśli tylko widz da się porwać jarmarcznym kolorom i pstrokatym barwom wylewającym się z ekranu, do tego podlanym Daft Punkowym sosem, to będzie oglądał istny festiwal efektów komputerowych niczym w transie. Ja kupuję taką koncepcję nowego "Trona...". Oczekiwałem niesamowitych wizualiów i, w przeciwieństwie do najnowszych "Transformersów (gdzie na opad szczęki czekało się 2h...), nie rozczarowałem się. Ot, konwencja szybkiego i efektownego teledysku - nie dla każdego.
Ocena: 9=/10 (w swojej klasie chyba nie do pobicia)
Kolega aż się musiałem zalogować, świetnie napisałeś wszystko co również miałem na myśli po obejrzeniu tego rewelacyjnego filmu. My tu nie po fabułę przybyli :) Chociaż również ona wcale wybitnie nie leży, ogólnie 9/10
Cóż może ja też coś skrobnę od siebie ale później.
Teraz w sumie potwierdzę w większości to co piszecie.
Fabuła być może zawiła nie jest chociaż bez przesady, jakąś strasznie płytką nazwać nie można. Kogoś tu zaskoczono, czego innego można było się spodziewać ?
Efekty są największa zaletą filmu i to bezapelacyjnie fakt. Od początku stawiano na efekty to raczej pewne, bo tym najłatwiej przyciągnąć widza przed duży ekran.
Muzyka i efekty dźwiękowe to jednak jest zaskoczenie i to duże. I to podwójne bo i OST jak i Reconfigured OST ma w sobie coś. Do muzyki będę wracał na pewno częściej niż do samego filmu to chyba oczywiste.
Muzyka trafia do czołówki muzyki filmowej obok Matrix, Fight Club, Conan, Gladiator i jeszcze paru innych dobrych pozycji.
Również dałem 9/10 i dodatkowo Ulubione.
Siląc się na jakieś porównanie. Matrix to nie jest, jest tu coś z Batmana na początku (motyw spadkobiercy fortuny), Transformers jedynka jest o dwie klasy gorsza (muzyka i fabuła) na razie tyle.
Efekty nawet niezłe były , ale ogólnie wrażenia na mnie nie zrobiły , momentami nudziłem się na filmie bo spodziewałem się czegoś lepszego , no ale nie zawsze mamy to co chcemy, muzyka była doskonale dopasowana a gra aktorska to już zależy od osoby ale fakt rewelacji z tum nie było.
Bardzo fajnie napisane, ale Tron: Dziedzictwo to nie jest Reboot/remake jak napisałeś a KONTYNUACJA filmu Tron z 1982 roku ;)
kibic - Oczywiście masz rację, formalnie (i fabularnie) to kontynuacja, jednak biorąc pod uwagę stronę wizualną (i wszelakie sztuczki techniczne) to właśnie czystej wody remake. Na film.org autor analizy obu TRONów w podobny sposób przedstawił owe zagadnienie, a mi się taki punkt widzenia spodobał na tyle, że go zaadoptowałem na swoje potrzeby ;)
nicolas39 - co do efektów, to oczywiście jest to rzecz gustu, ale skoro w "Tronie..." "niezłe były", to jaki film z ostatnich produkcji miał dobre bądź świetne efekty? Incepcja, Transformersy? Moim skromnym zdaniem oba w/w obrazy w tej materii stoją o krok ZA produkcją Disneya (inna sprawa, iż "Tron..." wygrywa głównie ze względu na konwencję i hipnotyczne wizualia niż CGI sensu stricte).
Powiedzmy otwarcie Bayformersy czyli cała ta trylogia o wielkich transformujących się robotach sssssie w zestawieniu z tym filmem, bo jak w tytule nie zapomniano o dziedzictwie czyli o produkcji z 1982 roku. A Bayformersą ? niestety próżno tu szukać magii G1. Wracając jednak do TRON: Legacy, moim zdaniem największa pozytywna niespodzianka roku 2010 w kategorii film. I pomyśleć że zrobił to Disneya powszechnie kojarzony z filmami animowanymi o np Myszce Miki :)
Zgadzam sie z toba,jednak sadze ,ze prosta fabula to atut tego filmu. A jesli chodzi o plytkie postacie to wydaje mi sie, ze ze wszystkich to nad "KLU" mozna bylo by sie zastanowic cos wiecej . On nie byl zly ,byl raczej "ofiara systemu" widac to w koncowce ,gdzie tlumaczy stworcy ( choc nie mosi ) ze robil wszystko co stworca chcial ( perfekcyjny swiat) a kiedy ma okazje go zabic nierobi tego. Ta postac najbardziej mi sie podobala . Dla mnie film magiczny .Zakochalem sie w tym obrazie , zakochalem sie w tej muzyce.Pozdrawiam.