Świetna oprawa audiowizualna i niepowtarzalny klimat sprawiają , że "TRON: Legacy" to film, który obejrzeć warto. Odmienność to zdecydowanie największa zaleta tej produkcji. Niestety do ideału sporo brakuje. Ot choćby w obsadzie. Mamy co prawda świetnego Jeffa Bridgesa i niesamowitą Olivię Wilde, jednak główna rola przypadła beznadziejnemu Hedlundowi, który skutecznie psuje rozrywkę podczas oglądania. Szkoda, bo w tym tytule drzemie ogromny potencjał. Inna sprawa to ograniczenia, jakie narzuca obecność loga Disney'a na okładce. Może kiedyś zabierze się z to jakaś sensowniejsza wytwórnia. 6/10
Garrett Hedlund przypominał mi Patersona ze Zmierzchu, przez co się irytowałam, zachowywał się jak żółtodziób i lekkoduch przez co sprawiał, że wydarzenia przypominały często zabawę, do tego ta jego mina "drobnego cwaniaczka" i sztucznie wyglądające buntownictwo bez powodu. Poza tym film do obejrzenia, a jak się lubi szybkie samochody, motory, skakanie i latanie to te bajery wynagrodzą pewne niedociągnięcia.