Właśnie wróciłem z kina (UK), więc moja relacja będzie spontaniczna bo emocje jeszcze ciepłe. No więc film wdeptał mnie w podłogę, obrazem a przede wszystkim dźwiękiem. Nawet nie przeszkadzała mi dosyć płytka fabuła, co więcej dla mnie fabuły mogło by nie być. To tak jakby się ruszało Ferrari, nie ważne jaki ma kolor, ważne że przyśpieszenie prowadzi do łzawienia oczu. Ten film to arcydzieło sztuki audio-wizualnej. Ten film ma klimat, oj ma! A 50% z tego klimatu to muzyka, jest to jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych jakie słyszałem. Nie byłem amatorem tego typu muzyki (słucham dużo cięższych rzeczy) ale płytę z soundtrackiem nabędę na pewno. 40% filmu to obraz, sam w sobie. Przepiękne szczegóły (kotara z "siatki", parasolki w drinku, "krajobrazy"). Chwała reżyserowi za prawdziwą linię poleceń, za planszę z go (typowa gra matematyków). Nieco irytujaca jest tylko animacja twarzy Clu i wszechobecny damski głos komputera. Ale to drobiazgi. Troszkę szkoda że ten film zrobił Disney (zapewne nieco "poprzycinano" zbyt odleciane pomysły). Aż boję się pomyśleć co z tego filmu zrobiłby np Nolan. Mimo to ten fim jest jak nurkowanie na jakiejś bajecznej rafie, może bez akwalungu i tylko z rurką przy powierzchni ale to wystarczy żeby poczuć inny świat. A co do Avatara, do którego był wielokrotnie przyrównywany to stwierdzam że przy Tronie to ma tyle klimatu co film o surykatkach na Animal Planet. Podkreślam, w Avatarze brak (dobrej) fabuły razi, w Tronie fabuła to taki sobie dodatek.