W 1982 roku, gdy na ekrany wchodzilła pierwsza część, doskonałe efekty specjalne (jak na tamte czasy) były w zupełności wystarczające dla zrobienia sukcesu kasowego. Teraz jednakże, gdy każdy niemal film aż kipi od efektów, moim zdaniem, widz oczekuje czegoś więcej niż tylko "eyecandy". Owszem, obrazki fajne, ostre aż boli, ale treść płaska jak stół bilardowy. A efekty - no umówmy się - gęba młodego Kavina Flynna / Clu była tak plastikowa, że na myśl z miejsca przychodzi Final Fantasy... 1.
...a może, po prostu, po trzydziestu latach, zwyczajnie już wyrosłem z Trona?...