PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=487478}

Tron: Dziedzictwo

TRON: Legacy
2010
6,6 96 tys. ocen
6,6 10 1 96393
5,6 30 krytyków
Tron: Dziedzictwo
powrót do forum filmu Tron: Dziedzictwo

Na Tron: Dziedzictwo (zwany dalej "nowym Tronem") czekałem od samego początku. Mój głód był karmiony świetnym soundtrackiem i zapierającymi dech w piersiach zwiastunami. Liczyłem na połączenie ciekawej tematyki (wnętrze systemu komputerowego) z niesamowitymi efektami. Stary Tron był o tyle ciekawym filmem, że te wszystkie mechanizmy, które dzieją się wewnątrz systemu komputerowego, były pokazane w sposób humorystyczny, zaskakujący i z użyciem świetnych metafor odnoszących się do świata, jaki znamy.
Do trailerów i soundtracka, jako elementów rozbudzających we mnie chęć jak najszybszego obejrzenia filmu, dołączyła gra komputerowa, oparta na starym Tronie (nie mówię tu o produkcjach, które powstawały na szybko, by mieć premierę wraz z nowym Tronem), w której świetnie oddany jest dynamizm wyścigów na litghcycle'ach, pojedynki na dyski z innymi graczami, walka z cyfrowym złem itd. Dlaczego film, na który poszło tyle pieniędzy, miałby być inny?
Po pierwszych relacjach oglądających, że "fabuła leży", "pierwszy Tron był o wiele bardziej ciekawszy", stwierdziłem, że niestety filmy, w których fabuła dorównuje stojącej na wysokim poziomie oprawie audiowizualnej, nie zdarzają się często. No ale cóż, niech będzie, pal licho, że nie dowiem się niczego ciekawego, przynajmniej sobie pooglądam świetne widowisko na dużym ekranie.
Gdańskie kino, okulary 3d na nosie, zaczynamy seans.
Pierwsze minuty, widowiskowe, nie powiem. Lubię sceny pościgu w mieście kręcone z nisko zawieszonej kamery, lubię świetnie położone domy (nawet jeśli to garaż) bohaterów. Zobaczmy, co będzie się działo wewnątrz świata cyfrowego.
Pierwsza rzecz: przeniesienie bohatera do systemu - chętnie widziałbym tu smaczek, jakąś analogię do starego Trona. Co dostałem? Nic.
Sceny wyścigów na motocyklach świetlnych - zbyt mało, i nie wgniatały w fotel.
Pojedynki na dyski? Źle kręcone, zbyt chaotyczne, nie można wczuć się w sytuację, ciągle ktoś gdzieś skacze, krótkie, szarpane ujęcia psują obraz walki - w teorii krótkie i szybkie ujęcia mają dodawać dynamizmu, tu niestety nie wyszło.
Otoczka związana z postacią starego Flynna i Quorry bardzo mi się podobała - zagubiony mędrzec, wygnany Stwórca oraz ciekawa każdej drobnostki istota (czuję tu pewne nawiązanie do Leeloo z "Piątego Elementu") - sceny z nimi ogląda się rzeczywiście przyjemnie.
Młody Flynn, który zbyt szybko, z perspektywy widza, rozstaje się z klasycznym świetlnym motorem - jest tu niewykorzystany potencjał dla dynamicznej sceny chociażby wyścigu.
Scena w barze "End of Line" (i tu uwaga do tłumacza, który mógłby wczuć się nieco lepiej w grę słów związaną z tym żargonowym określeniem) - bez większych zastrzeżeń.
Niestety, późniejsze pościgi, zamiast szaleńczego pędu, mogącego wcisnąć widza w fotel, nagłych zwrotów akcji, po których mógłbym szukać szczęki na podłodze, dostałem coś, co niestety, przypomina mi epizod pierwszy Gwiezdnych Wojen.
Na temat aktorów i ich kreacji nie będę się jakoś dużo rozwodził, żadna bijąca w oczy sztuczność nie wyciekała z ekranu.
Brakowało mi bardzo aluzji i nawiązań do komputerów, które dodawały smaczku w starym Tronie. Ani słowa o "bicie", nie wiemy, czy któryś z programów był kiedyś "programem księgowym". Nawet w klubie End of Line można było wspomnieć nie o DJ-ach, a o odtwarzaczach muzycznych. Szkoda, to mnie boli.
Na podsumowanie mogę jeszcze raz powtórzyć, że zawiodłem się, spodziewałem się o wiele ciekawszego filmu, który będzie kazał patrzeć nieprzerwanie w ekran. Widowiskowe sceny akcji wypadają lepiej na zwiastunach, a o fabule nie wypada wspominać.