PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=487478}

Tron: Dziedzictwo

TRON: Legacy
2010
6,6 96 tys. ocen
6,6 10 1 96333
5,5 28 krytyków
Tron: Dziedzictwo
powrót do forum filmu Tron: Dziedzictwo

imperfection

ocenił(a) film na 8

Chyba na żaden film nie czekałem tak długo jak na "Tron: Dziedzictwo". Gdy w 2008 roku, po odbywającym się co roku konwencie Comic
Con pojawił się w Internecie teaserowy, próbny zwiastun do tej produkcji, od razu wpisałem ją sobie na listę do obejrzenia. Pół roku
później obejrzałem pierwszą część "Tron" z 1982 roku, a od początku tego roku moje oczekiwania szybowały coraz wyżej, w miarę jak
pojawiały się kolejne zwiastuny, fragmenty filmu, czy próbki muzyki, która rzekomo miała znaleźć się w gotowym obrazie. Mój entuzjazm
ochłodziło trochę "Tron Night", po którym nie opadła mi szczęka i które pokazało mi, że moje oczekiwania co do tej produkcji poszybowały
zdecydowanie za wysoko, przez co finalny produkt mógł im kompletnie nie sprostać. I całe szczęście, że Disney zdecydował się na
zorganizowanie wtedy takiego eventu, bo bez niego moje wrażenia z "Dziedzictwa" mogłyby być mniej optymistyczne niż są teraz. Czy druga
część to najlepszy blockbuster tego roku? Zdecydowanie nie. Najbardziej efektowny? Również nie, bo choć świat dysku wreszcie wygląda
tak jak powinien wyglądać prawie 30 lat temu, to jest trochę zbyt płaski. Czy "Dziedzictwo" jest przynajmniej udaną kontynuacją filmu z 1982
roku? Jak najbardziej tak i wydaje mi się, że Ci, którym podobał się tamten film, będą usatysfakcjonowani również z tego obrazu.

"Dziedzictwo" to wielki blockbuster, który nie istniałby gdyby nie muzyka i efekty specjalne. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale przez
pierwsze dobre pół godziny miałem wrażenie jako, że już przed premierą bardzo dokładnie znałem soundtrack, że nie oglądam filmu
rozrywkowego, ale gigantyczny teledysk do nowej płyty Daft Punk. Muzyka, którą stworzył ten francuski zespół jest po prostu obłędna i
zasługuje na każde wyróżnienie, na wszelkie nagrody. To ona dźwiga ten wysokobudżetowy film, dodaje życia do tego szklanego, zimnego
widowiska. To cudowne połączenie elektroniki i muzyki symfonicznej ma w sobie duszę. Wydaje mi się, i to bardzo mocno, że gdyby nie
ona, nie dałoby się tego filmu oglądać, bo jest on chwilami strasznie napompowany, chłodny i nudnawy. Nie było w tym roku soundtracku
tak perfekcyjnie dopasowanego do obrazu, jak ten, który jednocześnie tak idealnie brzmiałby poza filmem. To nieprawdopodobne jak
idealnie ten francuski duet wyczuł klimat jaki powinien posiadać nowy „Tron” i jak przecudowną ścieżkę udało mu się stworzyć. Dzięki niej
ten film przekazuje jakiekolwiek emocje, dzięki niej ma jakieś tempo, dąży do czegoś, i chce się go oglądać. Bo "Tron" to właśnie ta
muzyka. Obraz wypływa bezpośrednio z niej, a nie na odwrót jak ma to normalnie miejsce, gdzie soundtrack jest tylko dodatkiem, pewnym
tłem do rozgrywającej się akcji. Muzyka Daft Punkt gra tutaj główną rolę i wcale nie potrzebny był bezpośredni występ muzyków przed
kamerą by ją zauważyć.

Drugim elementem bez którego nie możliwa byłaby ta kontynuacja są efekty specjalne. Jak pisałem już wcześniej dzięki dzisiejszej
technice wreszcie w pełni możemy zobaczyć świat dysku. Szklaną rzeczywistość w której poruszają się programy, którą rządzi zbuntowana
kreacja, do której przypadkowo wciągani są użytkownicy. Możemy w pełni podziwiać igrzyska toczone za pomocą świetlnych dysków,
wyścigi na motorach, i wiele więcej bo od pierwszej wersji świat ten zmienił się znacznie, rozrósł się, udoskonalił i możliwości jakie niesie
są przeogromne. Szkoda tylko trochę, że otoczenie nie jest jaśniejsze, że świat ten jest w większości spowity w głębokiej czerni, którą
rozświetlają kolorowe linie jak kontury obiektów czy pasy na ubraniach postaci, czerwone, pomarańczowe, żółte czy czasem niebieskie.
Wydaje mi się, że gdyby otoczenie było odrobinę jaśniejsze wyglądałoby jeszcze lepiej i trójwymiar byłby również pełniejszy. W obecnej
formie chwilami jest go za mało i nie za bardzo czuć przestrzenność tej wirtualnej rzeczywistości. Nieźle wyszedł za to czarny charakter Clu,
czyli odmłodzony Kevin Flynn. Co prawda w niektórych scenach czuć, że nie jest to prawdziwy aktor, że to co widzimy to jedynie
komputerowa maska odmłodzonej tworzy Jeffa Bridgesa nałożona na twarz aktora, ale i tak robi ona spore wrażenie, bo chyba jako
pierwsza taka twarz nie razi, nie denerwuje i nie wydaje się na pierwszy rzut oka sztuczna. Oczywiście to nie jest jeszcze perfekcja i
szczególnie w szybszych scenach widać działanie komputera, ale i tak jest to ogromny skok naprzód. Co ciekawe, choć większość akcji
rozgrywa się w sztucznym świecie nie odczuwamy przesytu obrazków wygenerowanych w komputerach, nie wylewają się one nadmiernie z
ekranu, przez co nie mamy wrażenia, że oglądamy animowany filmik niczym ze studia Pixar

Z bezsprzecznych plusów tego filmu to by było niestety na tyle. Do pozostałych czynników składowych tej produkcji można się bardzo
czepiać. W opowiadanej przez twórców historii roi się od nielogiczności, idiotyzmów, naciągnięć, a scenariusz szczególnie na początku,
jest nieskładnym zlepkiem luźnych scen, które łączą się ze sobą bardzo opornie. Dialogi są potworne, a całość wielokrotnie zmienia swój
wyraz, nie może się zdecydować czy chce być poważna, czy jednak rozrywkowo zabawna, przez co tym bardziej kolejne sceny zupełnie się
do siebie nie kleją. Dobrze podsumował to jeden z amerykańskich krytyków filmowych pisząc, że "Dziedzictwo" jest jednym z
najciekawszych filmów tego roku, zrealizowanych na podstawie jednego z najokropniejszych scenariuszy jakie powstały. Trzeba jednak
zaznaczyć, że pierwszy film o świecie dysku pod tym względem wcale nie był lepszy, a kontynuacja automatycznie przejęła jego słabe
punkty. Nie grzeszył ciekawymi dialogami, scenariusz miał szczątkowy i opierał się w gruncie rzeczy jedynie na ciekawym koncepcie i
przełomowych jak na tamte czasy efektach specjalnych. Wtedy zabrakło jedynie dobrej muzyki, bo kompozycja Wendy Carlos była nie
owijając w bawełnę po prostu okropna. Nie wiem jednak czemu, ale im bliżej finału, tym lepiej oglądało mi się tę kontynuację i pod koniec
historia ta naprawdę mnie porwała. Może po prostu później przestałem zwracać uwagę na te straszne dialogi i mielizny scenariusza, może
dzięki genialnej muzyce wkręciłem się w opowiadaną przez twórców historię, a może po prostu późniejsze wydarzenia były bardziej
interesujące i spójne, a to co mówili bohaterowie miało więcej sensu. Nie wiem. Ważne, że pod koniec seansu moje odczucia co do
"Dziedzictwa" były bardziej pozytywne niż na początku, a nie odwrotnie.

Joseph Kosinski wyraźnie postawił na stronę wizualną swego filmu, na to by świetnie wyglądał i równie dobrze brzmiał, nie interesując się
za bardzo fabułą, tym by miała większy sens. Oczywiście trochę szkoda, że podczas pracy nad kontynuacją nie popracowano trochę
bardziej nad skryptem. Dziwi mnie to tym bardziej, że za scenariusz odpowiadali Adam Horowitz i Edward Kitsis, współscenarzyści
"Zagubionych", po których można było spodziewać się czegoś zdecydowanie lepszego. Całe szczęście coś z tego dwugodzinnego pokazu i
tak wynika i nie jest on całkowitą wydmuszką, totalnie pustą od środka. Kontynuacja "Tron" jest filmem mówiącym o chorobliwym dążeniu
do perfekcji, o ambicjach przerastających samego twórcę, które przygniatają go i zaczynają wysysać z niego życie, bo w zabójczym pędzie
do doskonałości zapomina on o bożym świecie i tym co jest tak naprawdę ważne. Bo żadne, najbardziej nowoczesne świecidełka,
najpiękniejsze sztuczne twory nie są w stanie zastąpić tego co nas otacza, tego co jest w życiu najcenniejsze. Drugiego człowieka. Bo
właśnie ta „nieperfekcja”, ten teoretycznie niedoskonały świat w którym żyjemy, który nas otacza na co dzień, z którego też czasem chcemy
się wyrwać, bo wydaje się nam niewystarczający, jest tym co liczy się najbardziej. Premiera kontynuacji trafiła na idealny dla siebie czas.
Czas gdy życie coraz bardziej przenosi się do sieci, bo tak jest wygodniej, bo tak jest szybciej i łatwiej, ale jak zauważają twórcy to tylko
ułuda, czarno niebieska namiastka prawdziwego życia, która choćby nie wiadomo jak była perfekcyjna i doskonała, nigdy nie zastąpi tego
co realne, co rzeczywiste.

Aktorzy w tym sztucznym, cyfrowym otoczeniu wypadli tak sobie. Najlepiej zaprezentował się Michael Sheen w małej roli trochę
zdziwaczałego, ekscentrycznego właściciela klubu nocnego "end of line". Oczywiście można się czepiać, że postać ta wsadzona jest do
filmu trochę na siłę, że przez nią akcja za bardzo zwalnia i jest bardziej wymówką do pokazania Daft Punk, ale w ten sposób trzeba byłoby
sie przyczepić do całego filmu, a skoro ten składa sie z oddzielnych scen, to jedna więcej nie zawadzi, tym bardziej ze kończy sie całkiem
efektowną walką z Jeffem Bridgesem w roli głównej. On również całkiem nieźle wypadł w tym filmie, a do zagrania miał aż trzy role:
młodego Flynna na początku, postarzałego, medytującego Flynna, stwórcę wirtualnego świata, który zachowuje się chwilami jak rycerz Jedi,
oraz złego Clu, z którym musi zmierzyć się Sam. W tej roli wystąpił Garrett Hedlund i na ekranie poradził sobie ani dobrze ani źle. Po
zwiastunach obawiałem się, że będzie niesamowicie drętwy, ale całe szczęście taki nie jest i do przesadnego, denerwującego
sztywniactwa trochę mu brakuje. Fajnie wypadła za to Olivia Wilde jako pomagająca Samowi Quorra. Jej postać nie jest o dziwo jedynie
dodatkiem do głównego bohatera, który ma tylko ładnie wyglądać, jak to często bywa w tego typu produkcjach.

"Dziedzictwu" udaje się jeszcze pewna rzecz niebywała, o którą bym tego filmu nigdy nie podejrzewał. Choć sam obraz nie wciąga jakoś
niebywale i w czasie seansu cały czas zdajemy sobie sprawę z tego, że oglądamy tylko produkcję rozrywkową, pewne przedstawienie, a nie
prawdopodobną historię wyjętą z naszego świata, to po wyjściu z kina musimy się na chwilę zatrzymać. Bo rzeczywistość, która nas otacza
jest tak inna od tej w której przebywaliśmy jeszcze chwilę temu, że aż zaskakuje. Zupełnie jakbyśmy podobnie jak Sam ugrzęźli na dwie
godziny w świecie dysku, zagłębili się w niego tak mocno, że zapomnieli o prawdziwym świecie i teraz na nowo musimy ją odkryć,
przyzwyczaić się do niej, bo w jakimś trudnym do opisania sensie wydaje się inna od tej, którą opuściliśmy wchodząc do sali kinowej.
Dawno, naprawdę dawno nie miałem takiego uczucia opuszczając kino. Chyba ostatni raz zdarzyło mi się to po seansie "Silent Hill". Za to
niebywałe odczucie, że świat wokół mnie jest jakiś dziwny, jakiś inny, punkt w górę. Z chęcią obejrzałbym też kontynuację, o ile takowa
powstanie (co nie jest wcale takie pewne patrząc na niezbyt optymistyczne doniesienia z box-office), bo wydaje mi się, że twórcy mają
jeszcze coś do powiedzenia i jeśli tym razem trochę bardziej przysiądą nad scenariuszem, chciałbym jeszcze raz przenieść się do świata
dysku...

8=/10

P.S. Bardzo żałuję, że w samym filmie nie znalazł się mój ulubiony utwór z całej płyty czyli "Solar Sailer". W filmie pojawiła się scena w
której mógł zabrzmieć, a słychać go jedynie podczas napisów końcowych. Choć dobre i to.

P.S.2 Bardzo podobały mi się powtarzane sceny, jedne w świecie rzeczywistym, drugie w komputerowym jak pościg na motorach tu i tam,
czy złapanie Sama w dwóch światach. Takie małe, bardzo smaczne analogie.

ocenił(a) film na 1
milczacy

ale co ty qrwa oceniasz film czy muzyke? FILM BEZNADZIEJA 3/10 , fabula rofl. muzyki nawet nie sluchalem bo mnie nie interesowala jakis crap.

ocenił(a) film na 8
diseasex

diseasex weź się O-D-P-I-E-R-D-O-L, jak ci sie tak nie podobało to idź się potnij, piszesz pod każdym postem na siłę próbując narzucić swoją opinię, a film nie jest wcale taki tragiczny. bardzo dobra recenzja.

ocenił(a) film na 9
milczacy

Bardzo podoba mi się twoja recenzja milczący, jest żetelna i stosunkowo obiektywna:) Osobiście uważam że film mimo iż miał troche błędów jest dobry i ma nawet całkiem spore przesłanie (przynjamnije jak na komercyjną produkcję). Przez dużą część filmu podskurnie przepływają motywy filozoficzne (tutaj bardzo głęboko raczej) i kreacjonistyczne. Pod tym względem świetnie wypada opowieść Flynna o początkach systemu, storzeniu Clu (niejako na obraz i podobieństwo:P ) a także finał. To że twórców było akurat trzech i każdy z nich miał inną rolę w akcie twórczym jest może dość dosłownym nawiązaniem do religi ale według mnie udanym.

ocenił(a) film na 8
miki19910723

Tak to prawda, o dziwo coś z tego filmu można i wynieść. Mi podobało się tu najbardziej to, że tak jak pierwsza część zachwycała się rozwijającą się technologią i możliwościami jakie ona niesie, tak w kontynuacji twórcy zwrócili się na końcu w kierunku świata realnego. Bardzo zgrabnie im to wyszło.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
milczacy

Bardzo dobra recenzja. Cieszę się, że ją napisałeś, gdyż oszczędziłeś mi masę czasu na składne złożenie tego czym ten film jest, czym nie jest, a mógł sie stać.

A tego trolla karmić nie ma sensu. Jeśli ktoś uważa daft punk za "crap" to z całego serca mu współczuję.

milczacy

To mnie jeszcze bardziej przekonuje do zobaczenia filmu.

ocenił(a) film na 8
Parafin

Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz ;)

milczacy

Właśnie.
Lubie takie filmy więc wiem czego można sie spodziewać.
Tym bardziej że to TRON.

milczacy

Swietna recenzja :)

ocenił(a) film na 10
milczacy

końcówka recenzji doskonała. to jest właśnie filozofia i przesłanie tego filmu.
prosimy na "główną".

ocenił(a) film na 3
milczacy

Tiaa, niby zgadzam się ze wszystkim co napisałeś, film posiada genialną muzykę i bardzo dobre efekty specjalne, ale na podstawie słabego scenariusza nie da się zrobić dobrego filmu. W tym przypadku scenariusz był tak głupi i ewidentnie zrobiony na siłę, że film nie zasługuje na więcej niż 5/10. Myślę że gdyby wywalić z filmu całą fabułę i pozostawić same sceny akcji, z przepiękną muzyką Daft Punk w tle, film oglądałoby się dużo lepiej.

ocenił(a) film na 8
tymionek

Moim zdaniem da się i widać to na przykładzie właśnie tego filmu, który choć posiada okropny scenariusz, to jest oglądalny, przede wszystkim dzięki fenomenalnej muzyce i świetnym efektom. Przy tak strasznym skrypcie mógł z tego projektu wyjść istny koszmar, perfekcyjny kandydat na złote maliny, a "Dziedzictwo" jest po prostu ciekawą kontynuacją, która i owszem mogła być znacznie lepszym filmem, gdyby scenarzyści dłużej posiedzieli nad fabułą, ale mogło być też znacznie gorzej.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 3
milczacy

" to jest oglądalny, przede wszystkim dzięki fenomenalnej muzyce i świetnym efektom"
powiedziałbym że tylko i wyłącznie dzięki temu ;)
Mam nadzieję że ktoś kiedyś potnie ten film i zrobi z niego ogromny, oszołamiający teledysk do muzyki Daft Punk, to by było coś ;)

ocenił(a) film na 10
tymionek

dlaczego takie słabe oceny? ja wiem, nie jestem obiektywny, bo jestem fanem TRONa od wielu lat ale starając się spojrzeć obiektywnie to chyba przynajmniej na 7 zasługuje. nie rozumiem. fabuła? hmm, no TRON nigdy nie miał super fabuły. teraz to chyba jest i tak lepiej.
nie podoba się ten świat? śmieszy dziwna filozofia? podział na użytkowników i programy? odmierzanie czasu w cyklach? to są rzeczy przejęte ze starego TRONa. a może ludzie spodziewają się Bóg wie czego i są rozczarowani. ja wiedziałem czego się spodziewać i dostałem nawet więcej. co więcej? przesłanie o tym, że nie powinniśmy się zamykać w cyfrowym świecie, tylko żyć w tym realnym i niedoskonałym. cyfrowe życie jest niewiele warte, może tyle co "gra".

ocenił(a) film na 3
dzesio

Rzeczy przejęte ze starego TRONa, o których mówisz to po prostu założenia składające się na całe uniwersum tej historii, a nie fabuła nowego TRONa. Tak samo było na przykład z nowym terminatorem, lub całą nową trylogią Gwiezdnych Wojen - świat filmu ten sam co wcześniej, ale opowiedziana historia słaba, pretensjonalna, niespójna itp. stąd taka niska ocena. Przesłanie jakieś mocno odkrywcze też nie było, raczej banał.

milczacy

Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale "rewolucyjny lud" nosił nazwę ISO - (za: Wikipedia) to format zapisu danych dysków optycznych. Korzysta on z międzynarodowych standardów ISO. Świadczy to o tym, że twórcy jakoś chcieli pokazać postęp komputerowy. Problem w tym, że użytkownik, który korzysta z komputera, żeby odczytać pocztę, połazić po stronach i obejrzeć film, nie skojarzy tej nazwy. W filmie nie została ona wyjaśniona. Moim zdaniem film miał naprawdę duży potencjał, ale chyba zbyt wiele osób na raz się nim zajmowało i pomieszało swoje wizje. Też długo czekałam na ten film. Dziś przed pójściem do kina jeszcze poczytałam opinie (unikając spoilerów), które nieco studziły mój zapał. Dobrze się stało, bo bym się baaardzo zawiodła, a tak poszłam na niego bez wielkich oczekiwań. Wyszło dobrze i tyle. Jak dla mnie genialny film powinien mieć dobrą historię, kreatywnie, ale zrozumiale poprowadzoną fabułę z wieloznaczeniowymi smaczkami dla koneserów. "Dziedzictwo" jak dla mnie było troszkę zbyt chaotycznie poprowadzone i fajny pomysł zginął w tym natłoku. Postacie płaskie - nie wywołują emocji. Muzyka świetna, efekty specjalne też. Walki tak średnio na jeża (za mało, żeby tylko z ich powodu iść do kina). Zakończenie nie wywołało żadnych emocji - odebrałam je jako wykasowanie pamięci komputera (ew. zgranie jej na dysk;).

ocenił(a) film na 8
mala_blondy

Tak to prawda, cała ta historia ISO została opowiedziana jakoś tak zbyt chaotycznie i za szybko, przez co nie zdążymy się w nią chociażby odrobinę zagłębić i zrozumieć jak ma się do całości, a już twórcy lecą z następnymi wydarzeniami. Teoretycznie za scenariusz odpowiedzialni byli tylko Horowitz i Kitsis, więc z pomieszaniem wizji nie powinno być problemu, ale kto ich tam wie ile jeszcze osób miało swój wkład w scenariusz...
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 7
milczacy

producenci. to oni wszak realizują i niejako też zamawiają scenariusze. bez ich aprobaty żaden projekt nie ruszy
no i wymogi amerykańskiego widza, bo bądź co bądź amerykanie uważają się za pępek wszechświata a według danych statystycznych przeciętny widz to 12letni analfabeta...

:>

milczacy

Ojjj... szósteczka i to z ledwością - chyba tylko za Daft Punk.