Od samego początku miałem wrażenie, że to jakaś pomyłka! Sprawdziłem nawet kraj produkcji. Niby film Chiński, a odnosi się wrażenie jakby oglądać niskich lotów produkcję Hollywoodzką. Może na moją ocenę wpłynął Sammo Hung Kam-Bo, którego nie lubie, ale Andy Lau zawsze kojarzyłem z filmem na którego nie szkoda czasu.
Podsumowując oceniam na 3/10.
i jeszcze komentując wcześniejsze wypowiedzi na forum - zupełnie nie rozumiem jak można twierdzić, że w filmie były wspaniałe sceny bitewne ... Aby pokryć braki w tej kwestii w trakcie pojedynków kamera huśta się jak oszalała. Strasznie mnie to irytowało w tym filmie. Nie dość, że scenariusz do kitu to jeszcze dobrych scen walk bardzo mało.
Film nie był taki zły. Fakt scenariusz nie zachwycił, miejscami trochę się nudziłem, ale było też kilka fajnych scen na które mogłem z przyjemnością popatrzeć.
No i oczywiście ta muzyka i stroje bohaterów. Naprawdę bardzo to fajnie wyglądało.
Jak dla mnie 6/10
"Film oparty jest na liczącej 600 lat chińskiej powieści ?Romans trzech królestw?, napisanej przez Luo Guangzhonga i należącej do czterech najważniejszych dzieł literackich Chin. Książka stanowi syntezę wielu legend i historii, ciekawostek, opowieści ludowych. Opisuje zdarzenia mające miejsce w latach 184 - 280 czasów nowożytnych, kiedy Chiny rozbite były na trzy konkurujące ze sobą królestwa: Wei, Shu Han i Wu."
Jak byście to przeczytali to byście wiedzieli ze jet to adaptacja legendy a nie dymili ze ma słaba fabule, to takie już były legendy. Moim skromnym subiektywnym zdaniem 9/10
Z oceną nie będę polemizował, bo to kwestia indywidualnych preferencji, mnie zresztą też film nie zachwycił.
Starając się o jakąś dozę obiektywizmu dałbym mu z 5/10 (szkolna trójeczka), ale że ostatnio jakoś bardziej przemawiają do mnie sentymentalne klimaty, a film ma ich całkiem sporo, z całym wątkiem zataczania koła, przypominania sobie minionej chwały, dałem 6/10 (szkolna czwóreczka).
Nie mogę się jedynie zgodzić co do jednej kwestii, mianowicie stwierdzenia, że film wygląda jak przeciętna hollywoodzka produkcja. Wręcz przeciwnie. Film jest bardzo chiński, o wiele zresztą bardziej od chińskich obrazów, które zwykle do nas (w sensie: na zachód) trafiają i wzbudzają zachwyt na festiwalach. Taki Kar-Wai Wong i jemu podobni to mimo wszystko nisza nawet w Chinach, a prestiżowe ichniejsze historyczne widowiska, którymi się onegdaj tak u nas zachwycali (bo i było czym, trzeba powiedzieć) to też trochę inna liga, inne ambicje i - mimo wszystko - inny styl.
W Chinach mechanizmy kapitalizmu działają akurat całkiem sprawnie i segmentacja rynku jest tam daleko posunięta. Tego typu epickie widowiska, zionące patosem, zarzucające widza widokiem łopoczących sztandarów i nadużywające zwolnionego tempa (nie mylić z klasycznym wuxia, bo to operuje trochę inną poetyką) stanowią jeden z odłamów ichniejszej produkcji filmowej i powstają tam nader często i gęsto, zaś "Trzy królestwa (...)" bardziej się w ten model wpisują, niż z jego wyłamują. Jeżeli ktoś chińskiego filmu historycznego robionego w stylu hollywoodzkim, to zdecydowanie bardziej podpadają pod to choćby "Wojownicy nieba i ziemi".
Pzdr.
Zapomniałbym. Wszystko to co napisałem, nie zmienia faktu, że pod względem warsztatowym była cała masa wpadek. Narracja strasznie się rwie, pojawiają się wątki porzucane zanim w pełni się je rozwinie a obraz cierpi z powodu nadmiernej ilości postaci. Z jednej strony jest to specyfika tego typu produkcji, więc kwestie te za błędy uważać będziemy przede wszystkim my, z drugiej jednak jakoś to wszystko się nie klei nawet jak na standardy kraju i gatunku. Inna sprawa, że koło w historii zostało ładnie zatoczone, konsekwentnie cięto linię czasową i operowano flashbackami, więc jako tako się to wszystko kleiło. Choć mogło być lepiej :)