popisowa rola Lidii Sadowej jako córki reżysera, daleko lepsza od nagrodzonej w Gdyni Agnieszki Grochowskiej (za co?). Zjawiskowy Bogusław Linda, który gra mówiąc z offu. Gasi pajacowatego jak zwykle Karolaka, który gra Karolaka Karolakiem, cwaniaka-Warszawiaka. Ale największe wrażenie robi chłopiec, Marcin Walewski. To prawdziwe odkrycie. Ślesickiemu już raz się to udało (z Olą Maliszewską w "Tato") i teraz znowu. Ma nosa do dzieci. No i niezawodny Paweł Królikowski.
Bardzo źli są z kolei Waldemar Błaszczyk jako lekarz (drewno po prostu), i Modest Ruciński w roli karzyciela, zwyczajnie za miękki do tej roli i niewiarygodny.
Dziwny film, tak nierówno zagrany, jak nierówne są te historie, choć fakt faktem im dalej tym lepiej. Szczególnie nowela z Lindą nie daje spokoju, promieniuje na całą opowieść, a przecież najważniejszy miał tu być reżyser (Stroiński), bo na nim historia się zaczyna i to on spaja wszystkie historie. A jednak najważniejszy jest malarz Lindy. No i biały koń.
Generalnie napisałeś prawie wszystko co chciałem powiedzieć. ;-) Film zawiera sporo trafnych obserwacji polskiej zgniłej rzeczywistości.
Podobnie oceniam cały film i podpisuję się pod oceną gry Błaszczyka. Z tym, że dla mnie urzekająca jest wyłącznie historia chłopca. Ona wystarczająco mocno i dobitnie pokazuje wszystko to, co w ludziach potrafi być najgorsze. I szczerze mówiąc, pozostałe historie jakoś się "rozjechały". Zabrakło mocnego spoiwa, równego rytmu, tempa. Film mógł być świetny gdyby nie to, że reżyser chciał za dużo upchnąć w jednym filmie.