W zasadzie o czym film opowiada, bo z opisu nie bardzo zrozumiałem przesłanie tego filmu. Warto się za niego brać?
W zasadzie nie warto. Obiecujący wstęp, doborowa obsada, jakiś pomysł (który przy odpowiednim rozwinięciu mógłby być nawet zadatkiem na dobre kino), ale wyszła totalna klapa! Lubię filmy psychologiczne, kocham dramat, poszukuję zawsze obrazów niosących głębszą refleksję - ale nie znalazłem tego bynajmniej w tym przypadku. Sytuacje są przedstawione jak z księżyca, relacje zupełnie niepsychologiczne, przedramatyzowane, a całość ogląda się jak sen po wielkim przejedzeniu.
Gdyby to jeszcze było kino surrealistyczne, to ok - można by pewne sytuacje przełknąć, ale tu mamy brutalną prozę przeplataną relacjami wziętymi z księżyca. Wielka szkoda, że twórcy filmu jakby bali się wejść w głębsze i czytelniejsze przesłanie - chyba panicznie unikając laurkowego przekazu (choć na początku nawiązali do śmierci Papieża). Przyznam, że i ja nie lubię cukierkowych filmów, ale tutaj wystarczyło trochę więcej naturalności i życiowości, żeby na bazie szkieletu scenariusza zrobić coś dobrego. Niestety wyszła klucha, która stoi w gardle i od której boli głowa jak po mocnym kacu.
Po przemyśleniu muszę jednak przyznać, że pewne sekwencje z tego filmu nadal we mnie żyją, więc nie był on taki najgorszy - np. wartym uwagi motywem był dialog wewnętrzny człowieka uznanego za nieświadomego, według otoczenia skazanego na stan wegetatywny. Intrygującym wątkiem były również losy młodego człowieka, który decyduje się na drastyczny krok, bo wszechobecna znieczulica zdaje się przerastać jego wrażliwość (widać tu wyraźnie narastający proces autodestrukcji). Ale już pozostałe wątki - łącznie z mającą nas wzruszyć sytuacją kłusownika, wydają mi się mało autentyczne.