Nie mam pojęcia, czy to forum to jakaś zmowa monopolowych malkontentów, ale sądząc po
ocenach, to co najmniej dobry trop, jeśli nie po prostu racjonalne wyjaśnienie. Ode mnie jest
pełne 10, co uzasadniam zarówno trywialnymi argumentami (JD jak zwykle wymiata ruchami
tańczącego makaka, AJ tym, czym zazwyczaj, historia mnie zainspirowała, miło zobaczyć coś
nowego w tym już przeklepanym na skos temacie) jak i złożonymi (ogólna niechęć do kina i
innych wytworów typu Frankreich sprawia, że znacznie wyżej cenię ich ekwiwalenty).
Zgadzam się z kolegą truvneeckiem odn. gatunku filmu: zdecydowanie komedia kryminalna,
równie zdecydowanie nie dramat i nie fryla :)
Przecież ten film jest totalnie przewidywalny i jedynie....głupi. Od samego początku można było się domyślić kto jest Aleksandrem.... film w ogóle nie trzyma w napięciu, wieje nudą i brakiem logiki. Walczyłem ze sobą aby nie zasnąć, żona to samo.
Ten film obraża widza! Skoro tytułowy turysta od początku jest Aleksandrem i on sam o tym WIE (oczywiste) to jego gra - nawet w sytuacjach gdy nikt na niego nie 'patrzy' w filmie - cały czas jest pozorowana na turystę ('bo kamera patrzy')... więc 100% celem jest nachalne utrzymywanie widza w pozornej niewiedzy w każdym kadrze... stąd uważam, że ten film - jego scenariusz - jest wręcz obraźliwy :)
Już wolałbym, aby ten turysa rozkochał w sobie Jolie i Aleksander był jeszcze kimś trzecim w filmie, który zostanie porzucony.... a nie okazał się - o zgrozo - jednym z dwóch głównych aktorów. Dla mnie żenada :/
Pozdrówka
Mariusz
Dokładnie, ten film obraża inteligencję widza. Od siebie dodam, że francuski pierwowzór był równie słaby. Ze złej mąki się chleba nie upiecze.
A oglądał kolega film "Anthony Zimmer" (2005) http://www.filmweb.pl/Anthony.Zimmer ?
Edit: Sorki nie doczytałem :D
Nie ma problemu, ni zmartwień ku temu ;) Domyślam się, że wiele osób może być zdziwionych takim podejściem (oglądam usańskie rimejki zamiast francuskich pierwowzorów). Wielu może łapać się za głowę, targaną myślami w stylu: "przecież to kwintesencja kina",
tudzież "przecież kino to wynalazek francuski". No cóż, z mojej strony odpowiedź brzmi: bicz plis. Po pierwsze, z tymi wynalazkami to bym
nie przesadzał i nie brał ich za autorytet - nie tylko dlatego, że wiąże się z nimi sporo powszechnych niedomówień (patrz: Marconi jako
rzekomy wynalazca radia, czy Edison i jego 1093 patenty) ale i z powodu dużo prostszego, mianowicie przewagi kolejnych modeli nad
pierwowzorem, standardowej w przypadku wynalazków.
Natomiast co się tyczy tej niby-kwintesencji... sorki, ale należę do nielicznego grona tych, na których "Nietykalni" 2011 zrobili wrażenie
co najwyżej dobre - więc chyba trudno oczekiwać, żebym oglądał frankino, nie? Wyjątek w postaci Luca Bessona, jedynego francuza,
który zna się na kinematograficznej robocie.
Rozumiem :) U mnie jest jednak odwrotnie w przypadku tych dwóch filmów, jakoś bardziej wciągnął mnie "Anthony Zimmer".
A co do francuskiego kina to najbardziej podchodzą mi komedię, i jak w przypadku każdej kinematografii zdarzają się i dobre filmy, jak i słabsze. Akurat "AZ" określiłbym mianem dobrego.
Pozdrawiam :)