Ja lubię "proste historie" opowiedziane w prosty sposób, ale też z pewną taką błyskotliwością, odpowiednią poetyką i narracją. W tym filmie niektóre sceny ocierały się o błyskotliwość, ale inne burzyły tę harmonię. Do anty-dogmy (nieruchome obrazy, kamera na statywie) nie czepiam się, ale w kilku przypadkach kamerą można było nieco inaczej popracować.
Zabrakło trochę odpowiedniej "melodii" i balansu. Gra gościa grającego Tomasa moim zdaniem słaba, co automatycznie obniża ocenę temu filmowi. Dialog w łóżku pomiędzy brodatym Wikingiem, a jego młodocianą białogłową niespecjalnie potrzebny.
SPOILER
Pomysł fajny, bo prosty. Nie chodzi tylko o utratę zaufania do swojego męża, ale też o odkrycie w nim niezbyt sympatycznego człowieka (dupka), którego się nie znało. Ten człowiek objawił się w sytuacji ekstremalnej.
Jak mówi rumuńskie powiedzenie: prawdziwych mężów poznaje się w czasie spadania lawiny.
I takie rozczarowanie musi być głębokie, musi boleć i pozostawia po sobie trwałą bliznę. Do tej bądź co bądź skomplikowanej tematyki wzięto się w prosty sposób, a to się chwali, bo proste środki często są najmądrzejsze i najcelniejsze.
Ta eksplozja dupkowatości położyła się cieniem na związku, ale też na całej rodzinie, wywołując strach u dzieci, które intuicyjnie odebrały reakcję tatusia-dupka jako zagrożenie. Przestał być oparciem dla dzieci, przestał im dawać poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie jego słabość była przyczynkiem do obaw o rozpad rodziny.
Gdyby ten aktor był lepszy... Dostaliśmy na koniec jego poczucie niskiej wartości oraz niskie poczucie własnej męskości. Żona w przedostatniej scenie być może wcale nie miała wypadku na nartach, ale dała się "uratować" by mu to poczucie wartości i męskości przywrócić. Doraźnie, bo taki problem nie mógłby zostać w ten sposób rozwiązany. Wrócą do królestwa i będą musieli się z tym borykać, a jak to rozwiążą... to trudno powiedzieć... Raczej rozwodem, prędzej czy później. W końcu mówimy o Szwecji, a nie o Malcie.
Zachowanie żony. Reakcja jedna z możliwych, nie mogę się czepiać. Była przerażona swoim mężem i tym co w nim odkryła. Starała się sobie to jakoś poukładać, podobnie jak dzieci, utraciła poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Wyobrażam sobie zachowania dużo bardziej histeryczne, choleryczne a nawet agresywne. Ona potrzebowała zrozumieć, szukała dla niego usprawiedliwienia, wręcz prosiła go by to usprawiedliwienie sam odnalazł i ją nieco uspokoił. Tymczasem on się wyparł, zaczął zachowywać irracjonalnie, jak mały chłopiec... albo jak dupek...
To sprawy nie ułatwiło, a nawet mogło utwierdzić ją w przekonaniu, że ten człowiek to chodząca pomyłka. Dla niej, dla jej życia, dla ich dzieci... Jego wybuch płaczu nie wywołał w niej współczucia, raczej kolejną dawkę zażenowania. Nie chodzi tylko o fakt oglądania słabego męża, ale chodzi bardziej o jego charakter, o cechy, które się uwidoczniły, a które w jej oczach nie czynią zeń człowieka nazbyt zachwycającego. W każdym razie nie takiego, którego można kochać i chcieć z nim być do końca życia...
I choć później doraźnie dała się "uratować", to to uczucie głębokiego rozczarowania będzie dojrzewać. Każde jego drobne wpadki będą wyolbrzymiane, wspólne życie będzie trudne, aż w końcu niemożliwe.
Jest tylko jedno ale. Mówimy o ludziach z królestwa. Nie twierdzę, że to jakaś totalna specyfika kulturowa, ale jednak dziesięciolecia takiego systemu edukacji i po części takiego systemu wychowania ten kraj zmieniły, zmieniły mentalność ludzi i wciąż są wątpliwości czy model skandynawski jest właściwy... Bo potem okazuje się, że mężczyźni wdeptani w ten system często wydają się być słabsi od kobiet...
pierwotnie dałem 7/10, ale po chwili zastanowienia podniosłem ocenę na 8/10 (bardzo dobry) i stosownie do tego zmieniłem tytuł wątku. Dlaczego? Bo jednak ten seans mną wciąż szarpie, pobudza do rozważań, refleksji... Ja wiem, że film ma swoje braki realizacyjne, ale mimo wszystko zasługuje na coś więcej niż siódemkę.
z oceną męża oczywiście się zgadzam, nie mam zamiaru go w żaden sposób bronić czy usprawidliwiać, ale co w takim razie z ostatnią sceną, kiedy to Ebba w wyniku nagłego ataku paniki wybiega z autokaru? z jej punktu widzenia (choć trudno mówić o punkcie widzenia, gdy chodzi o instynktowną reakcję) jest to sytuzacja zagrożenia zycia - czy myśli wtedy o dzieciach?
Ja myślę, że scena w autokarze jest bardziej złożona i jak to zwykle bywa rządzi nią związek przyczynowo-skutkowy. To co się ogólnie wydarzyło podczas kilkudniowego urlopu, to narastające napięcie pomiędzy małżonkami, rosnąca frustracja żony, to wszystko znalazło ujście w postaci emocjonalnego i lekko irracjonalnego wybuchu...
Wybiegnięcie z autokaru nie do końca jest analogiczne z wcześniejszym zachowaniem męża, wszak autokar zatrzymał się i wiadomo było, że już z pasażerami nie pojedzie. Kobieta dała upust swoim emocjom po prostu. Gdy wrócą do królestwa da upust swoim emocjom jeszcze niejednokrotnie. Coś się skończyło, coś się złamało.
mysle ze jest to zakonczenie otwarte - mozna to zinterpretowac na rozne sposoby.... pierwsze - tak jak napisales wyzej - po prostu przypadkowy wybuch i upust emocji, niekoniecznie zapomniala o rodzinie jak to zrobil wczesniej maz, drugie - moze wlasnie zareagowala tak samo jak maz wczesniej, meza wczesniej obarczala o jego zachowanie, a w podobnej sytuacji zachowala sie tak samo, trzecie - najmniej prawdopodobne, moze zrobila to specjalnie, aby maz podniosl sie po tych wszystkich wczesniejszych wydarzeniach, widzac podobne zachowanie zony w podobnej sytuacji....
nie stawiam znaku równości między tymi dwoma sytuacjami, jednak jestem przekonana, że po powrocie do domu przy okazji kolejnej "kłótni" (trudno nazwać kłótnią te ich absurdalne potyczki słowne) mąż chętnie jej to wypomni (po raz kolejny nie rozstrzygam, czy słusznie). być może to już moja nadinterpretacja, ale ja w ostaniej scenie widzę Ebbę, która jednak jest trochę zawstydzona swoją nerwową reakcją oraz Tomasa, który czuję się jakby zrehabilitowany, nawet widzę tam coś na kształt ledwo dostrzegalnego uśmieszku. ale tak jak już wspomniałam - być może tak chcę to widzieć.
wracając do filmu jako całości, ja na początku odczuwałam rodzaj sympatii do postaci żony, jednak z każdą kolejną sceną irytowała mnie coraz bardziej, a pod koniec filmu miałam jej dość tak samo jak jej męża. albo jeszcze inaczej - irytowali mnie jako całość. najbardziej wkurzyła mnie scena, kiedy rozmawia w kawiarni ze znajomą i w bardzo napastliwy sposób przepytuje ją na temat związków, sugerując jednocześnie, że związek z tylko i wyłącznie jednym mężczyzną przez całe życie i posiadanie z nim dzieci to jedyna właściwa droga życiowa. byłaby bardziej wiarygodna, gdyby była częścią szczęśliwego związku, ale niestety jest żoną człowieka, który poświęca cały swój czas pracy i nawet na wakacjach nie jest w stanie wypuścić telefonu z dłoni, który ją zdradzał i okłamywał i do którego wreszcie straciła zaufanie (czy raczej resztki zaufania) po sytuacji z lawiną. w takim kontekście jej wypowiedzi brzmią po prostu śmiesznie.
całkowicie się z Tobą zgadzam - Tomas jest beznadziejny (jako mąż i może nawet jeszcze bardziej jako człowiek). natomiast dla mnie głównym tematem filmu nie jest historia kobiety, idealnej żony i matki, która niespodziewanie traci zaufanie do swojego męża. dla mnie najważniejsze były sceny ukazujące, jak fatalnie funkcjonują współczesne szwedzkie małżeństwa (choć w tym wypadku to akurat związek szwedzko-norweski). ludzie nie potrafią ze sobą szczerze rozmawiać, a jeśli już próbują, kończy się to wymianą oklepanych frazesów i deklaracji, które niczego nie rozwiązują, a małżonkowie przy okazji kolejnego kryzysu odbywają dokładnie taką samą rozmowę. tkwią w takich właśnie związkach i sami nawet nie wiedzą, dlaczego (często nawet się nad tym nie zastanawiają).
po premierze "Scener ur ett äktenskap" Bergmana w Szwecji wzrosła liczba rozwodów oraz konsultacji w poradniach małżeńskich. czy po tym filmie będzie podobnie? trudno powiedzieć, ale film z pewnością ma podobny potencjał. natomiast wracając do tego konkretnego filmowego małżeństwa - jestem praktycznie pewna, że oni się nie rozstaną, ponieważ on jest zbyt słaby, żeby samodzielnie podjąć jakąkolwiek decyzję, a ona, jak pokazała we wspomnianej już rozmowie z koleżanką, wciąż wierzy, że podąża jedyną właściwą drogą.
Właśnie ten fakt, że mówimy o Szwecji trochę zaburza dyskusję. Bo normalnie mówilibyśmy o kobiecie i mężczyźnie i o podziale ról. Mężczyzna jest silniejszy fizycznie, więc nawet w tej Szwecji w sytuacji "fizycznego" zagrożenia, reakcja mężczyzny powinna być inna. Jako ten najsilniejszy w rodzinie powinien być na pierwszej linii frontu w wojnie ze spadającą lawiną.
I chyba ten element "poczucia męskości" został tu poruszony, zarówno w odniesieniu do męża, jak i w wersji drugoplanowej w odniesieniu do brodatego Wikinga.
Nie mogę więc postawić analogii pomiędzy zachowaniem kobiety i mężczyzny w analogicznej sytuacji. I nawet jeśli kobieta w autobusie wpadła w histerię, to nadal pozostaje kobietą, więc jej to jakby bardziej uchodzi niż mężczyźnie.
z ciekawości zapoznałam sie po filmie z badaniami socjologicznymi, którymi inspirował się (nie wiem, czy to dobre słowo) reżyser i choć wydają mi się lekko kontrowersyjne, to z dwoma faktami trudno dyskutować: przeżywalność kobiet w badanych katastrofach jest znacznie wyższa w przypadkach, kiedy akcja ewakuacyjna jest koordynowana przez kapitana statku (najlepiej, kiedy ma broń) i kiedy statek (bo akurat o katastrofy na morzu chodziło) tonie powoli, bo wtedy jest czas, żeby w jakimś stopniu opanować emocje i nie reagować instynktowanie. w innych przypadkach ludzie kierują się raczej zasadą "ratuj się, kto może".
to tak tylko w ramach ciekawostki, bo tutaj dochodzi jeszcze fakt, że chodziło o potencjalne zagrożenie życia jego własnej żony i jego własnych dzieci, ale tak czy inaczej - różnie to z mężczyznami bywa. a co do podziału ról, jak to nazwałeś, to nie lubię, gdy ktoś decyduje za mnie, co powinnam, a czego nie, więc sama staram się tego nie robić, choć nie ukrywam, że pokusa napisania, co moim zdaniem powinna zrobić Ebba, jest wielka ;)
Podczas akcji ewakuacyjnej kobiety i dzieci maja pierwszenstwo. Nie dziwne wiec, ze maja tez "wyzsza przezywalnosc".
ale właśnie mają dużo niższą, a jedynie wzrasta ona w wyżej wymienionych okolicznościach. w sytuacji, kiedy w panice i chaosie każdy walczy o swoje życie, zasada "kobiety i dzieci przodem" bardzo często po prostu nie funkcjonuje.
A to przepraszam, nie zrozumiałem.
Analogia ze statkiem mnie jednak średnio przekonuje. W przypadku sceny z lawiną oba zachowania są dla mnie przekonujące, choć oczywiście właściwszym zachowaniem jest to żony. Najważniejsze jest jednak to jakie reakcje taka sytuacja potrafi w człowieku wywołać i jakie cechy charakteru uwypuklić. Mąż tego charakterologicznego egzaminu nie zdał, zarówno w czasie spadania lawiny, jak i po.
Odniose sie tylko do watku o Ebbie ( z reszta sie zgadzam ) gdyz widze ze nie dostrzegasz innego problemu ktory w tym filmie byl uwypuklony mianowicie przemoc psychiczna ktora jest znacznie bardziej bolesna u mezczyzn .Facet zostal doslownie i w przenosni wdepyany w glebe i pomimo tego ze dal sie poznac jako czlowiek ulomny emocjonalnie to nie zaslugiwal na takie ponizenie ze strony swojej kobiety W pozniejszej scenie( po prywatce) kolezanka przecwiczyla ten sam motyw ze swoim menem podkopujac i jego pewnosc siebie .Nastepnie jest scena w przystani gdzie laska podchodzi do nieznajomego i robi to samo .Pozwol ze przypomne 3x niemal ten sam watek i taki uwazny obserwator tego nie zauwaza bardzo to dziwne ale to tylko moje subiektywne odczucie
Trochę dziwnie "sformatowany" tekst. Kropki po spacji, nowe zdanie bezpośrednio po kropce. Niestandardowo, delikatnie mówiąc, dlatego nie jestem pewien czy dobrze Cię zrozumiałem.
Ja nie rozwodzę się tu nad kobietą. Ona w kluczowej scenie (lawina) zachowała się naturalnie. Ta scena jest kluczowa, bo jest kluczem do całego filmu. :D Na bazie tej sceny rozwijają się różne reakcje, emocje, postawy...
Kobieta zachowała się nielojalnie wobec męża? Oczywiście. Ale było to pokłosiem jej emocjonalnej reakcji na zaistniałą sytuację. Związek przyczynowo-skutkowy. On jest święty i najważniejszy. Przyczyna rodzi skutek, pociąga za sobą konsekwencje, często, nomen-omen, lawinowe.
Zgodzę się, że wątek "poczucia męskości" jest ważny i był tu kilka razy poruszony, ale ja nie o tem pisałem.
Powiem tak :) w swoim elaboracie dostrzegasz jedynie slabosc mezczyzny/mezczyzn ewentualnie moje (kropki po spacji - pisze z komrki ) badz troche obiektywny w swoich wypowiedziach .Faceci tacy jak ten w filmie byc moze i sa produktem dzisiejszych czasow ale tak samo tym produktem sa zimne sooki bez kszty empatii i zrozumienia ktore terroryzuja psychicznie swoich menow w zaciszu domostw .Ja nie mam zamiaru bronic zachowania Tomasa gdyz nie o to mi chodzi i nie jest to przedmiotem mojego postu .W swoim zyciu mialem wiele rozmow ze znajomymi ktorych zwiazki upadaly na moich oczach i wiem ze zarowno jedna jak i druga strona konfliktu ponosi wine za zaistniala sytuacje nigdy nie jest tak ze dzieje sie to tylko po jednej stronie.Zauwazylem tez ze duza czesc z tych mezczyzn w takich sytuacjach przeobraza sie w zalosne istoty ktore walczac jeszcze bardziej pograzaja sie w oczach kobiet ( o czy wspomniales ) to standard uwiez mi na slowo.Zauwazylem rowniez ze wiekszosc kobiet w tych sytuacjach pokazuje swoja ciemna strone pastwiac sie nad czlowiekiem bezwzglednie pomijajac to co bylo wczesniej miedzy nimi .Czyzby "gender " spowodowal odwrocenie rol spolecznych w rodzinach :) tak Ci sie wydaje ?
Ty nie masz zamiaru bronić Tomasa, a ja nie mam zamiaru bronić jego żony. Po prostu mówię na inny temat. Fundamentem tej opowieści jest lawina. A następnie lawinowe konsekwencje.
W tym wypadku reakcję żony, niezależnie od tego czy jest sunią czy nie, postrzegam przez pryzmat "lawiny". I w tym kontekście ją rozumiem. Bo nie chodzi nawet o to, czy jej mężczyzna okazał się mężczyzną, ale o to jakim okazał się człowiekiem. I nie tylko w porze lawiny, ale i po.
Innymi słowy jej zachowanie można usprawiedliwić. Może wyszła z niej sunia, na pewno nie była wobec niego lojalna poniżając go w towarzystwie i ogólnie piorąc publicznie małżeńskie brudy, ale jak mówię: mamy tu związek przyczynowo-skutkowy i tego się trzymam. Widzimy sunię w reakcji na zachowanie dupka, a nie na odwrót. On nie jest dupkiem, dlatego, że ona okazała się sunią.
Związek przyczynowo-skutkowy jest święty.
Oczywiście wiem jakie bywają kobiety i też mam wobec "takich" postaw stosunek krytyczny. Jak wielu mężczyzn byłem ofiarą suczych zachowań. Ale my tu nie o tem. Po prostu.
pamietasz moze scene w recepcji gdzie jest wymiana zdan i pada jak dla mnie fundamentalna sekwencja co wg. mnie jest przyczyna poluznienia wiezi malzenskich czego dopelnieniem pozniej bedzie ta metaforyczna lawina ? "Tomas duzo pracuje" - to jest wlasnie przyczyna , Tomas zapierthakla na rodzine , nie ma czasu sie z nia "socjalizowac " , wyscig szczoruw kaze mu byc trendy . Zona prawdopodobnie siedzi na doopie i wychowuje dzieci , Tomas w tym czasie " spelnia sie" gdzies indziej .Ta sytuacja wcale nie byla glownym powodem prawdopodobnie rozpadu zwiazku ale katalizatorem gwaltownych przemian i uzewnetrznienia skrywanych emocji .
Jak dla mnie wszyscy się mylicie co do zachowania męża. To, że w chwili zagrożenia uciekł nie jest niczym nadzwyczajnym. W tak krótkim czasie nie podejmuje się ocen racjonalnych, tutaj działają stare (w sensie rewolucyjnym) mechanizmy obronne. To jest automat! Dlaczego kobieta zachowała się inaczej? Dokładnie z tego samego powodu - jest matką, ma zakorzeniony instynkt macierzyński - poza korą mózgową. Również zadziałała automatycznie. Obie reakcje z racji braku udziału woli, są OBOJĘTNE MORALNIE.
Kolejne sytuacje w filmie obrazują tylko niedojrzałość, płytkość ich relacji. Brak prawdziwej bliskości i otwartości między małżonkami.
Krytykujecie postawę tomasa, a ja uważam zachowanie żony, która wciąga obcych ludzi w ich sprawy, za karygodne i totalnie bez wyobraźni.
Z profilu wynika, że jesteś mężczyzną, ale powyższe tłumaczenie jest typowo kobiece. Kobiety bardzo często swoje niemoralne zachowania i reakcje tłumaczą względami biologicznymi, np:. okresem. Dla mnie człowiek jest człowiekiem i nie ma dla niego żadnego usprawiedliwienia gdy przestaje używać ludzkiego mózgu, powołuje się na jakieś imperatywy biologiczne a następnie folguje swoim destruktywnym emocjom. Bo musi się wyżyć... Tu wchodzi na pole wyborów moralnych i to jest jego decyzja, że poddaje się emocjom, zamiast, jak człowiek, zapanować nad nimi i zachować się racjonalnie i moralnie. Po tym zresztą odróżniamy ludzi mądrych i prawych, że umieją trzymać fason w niemal każdej sytuacji.
Głównym problemem męża było nawet nie to, że stchórzył wtedy, ale to jak się zachował potem.
Kwestię Twoich problemów z kobietami przemilczę.
Możesz mieć swoje zdanie, ale po prostu nie wiesz jak działa człowiek, mieszasz zagadnienia. Prawdopodobnie w tej sytuacji nie ma mowy o wyborze ze strony Tomasa. Poczytaj trochę jak jest zbudowany mózg.
scena na stoku była sprowokowana specjalnie Alba chciała odbudowac zaufanie do męża sprawdzić go i w tej scenie się sprawdził - uratował ją ostatnia scena z autobusem pokazała ze w sytuacji zagrozenia mąż nic nie zrobił nie zainteresował się źle jadącym kierowcą - ze znowu wszystko było na głowie żony . w zupełnie ostatniej scenie dała córkę ponieść facetowi z brodą scena pokazuje ze wątpi w męża nie ma do niego zaufania nie dała mu nieść dziecka
Może, ale trochę to naciągane. Film przerodziłby się w historię przerysowaną, a chyba nie to było zamysłem twórców. O ile scena z lawiną jest "fascynująca", bo realistyczna, jej konsekwencje również, o tyle taka interpretacja sceny z autobusem byłaby zgrzytem.
Ja mam odmienne odczucia. Do mnie to wszystko nie przemawia. Wyolbrzymiona do granic historia małżeństwa/ rodziny. Dramat byłby jakby komuś się coś stało. Ale facet popełnił błąd bo się zachował jak tchórz...czy też nim był,...i żeby cały film o tym traktował....? wtf ?! i jeszcze ta wkur..... muzyka; wszystko to potęgowało niechęć do oglądania tego filmu.