Czy was też irytowała muzyka do tego filmu? Nie wiem, co za idiota wpadł na pomysł, żeby do dokumentu o kulturze Tybetu wcisnąć powtarzający się motyw muzyczny na... saksofonie, synkopowanym, elektronicznym podkładzie i pianinie. Taka muzyka nadaje się WYŁĄCZNIE do filmów dla dorosłych puszczanych późną porą w TV. Kto uważa podobnie?
Początkowo mnie też irytowało to połączenie, zupełnie razem nie stykało. Ale w miarę pojawiania się coraz większej ilości animacji, zaczęło współgrać. Odczytałam ten dokument jako próbę zrozumienia części kultury tybetańskiej przez człowieka (jednak) z zachodu, z jego własnym filtrem postrzegania świata fizycznego czy duchowego. Mimo otwartości i chłonności na mądrości wschodu, nie możemy wyzbyć się całkowicie zachodniej cząstki, jak dla mnie więc było ok.
Swoją drogą- biorąc pod uwagę, że w TV dobre filmy są zazwyczaj puszczane późną porą, myślę, że Twoje spostrzeżenie ma sporo prawdy;)