Przyznam, że aktorsko jest to rozegrane całkiem przyzwoicie, jednakże w samym scenariuszu nie ma w zasadzie niczego, co przykułoby uwagę. Pierwszy kwadrans celowo nakręcony tak, że nie chce się oglądać dalej. Ale dalej w zasadzie nie jest lepiej, bo poza kilkoma scenami, w których to Efira jest jednak dużo lepsza, nie ma niczego poza sztampą, choć żadna przemoc domowa nie jest sztampą, każda boli tak samo i jest tak samo toksyczna. Brakowało mi pogłębienia wizerunku psychologicznego kata. Z jednej strony - bardzo oczywiste i najbardziej spotykane motywacje, których być może nie warto pogłębiać. Z drugiej jednak - to film z ambicjami obyczajowego thrillera, a bać się może tu przede wszystkim sama siebie główna bohaterka. Wszystko zbyt gładko i zbyt przewidywalnie przechodzi z jednej sceny w drugą, a już finał, który wcale nie jest taki oczywisty w tego typu problemach, zamyka cały ten obraz w jednoznacznej interpretacji. Obejrzałem, przeżyłem i doceniłem tematykę społeczną. Ale miałem bardziej wrażenie, że oglądam teatr niż dobre kino obyczajowe. Zagrano dobrze, jednak emocji nie było.