Nie arcydzieło, ale kawał dobrego kina. Forma starożytno-nowożytnia dodaje przystępności w odbiorze.
Na początek należałoby się pokusić o definicję arcydzieła. Dla mnie jest to (w przypadku filmów) obraz bez zarzutu, bez jednej niepotrzebnej sceny, bez jednego źle zagranego gestu ze strony jakiegokolwiek aktora. Dotychczas w mojej "karierze" tylko 2 razy przyznałam ocenę 10 gwiazdek, zgodną ze statusem "arcydzieło" (film Titus był oceną dokładnie nr 2001).
Jest kilka aspektów w tym filmie, które przeszkodziły mi w przyznaniu wyższej oceny i pozwoliły zanegować jego wyśmienitość. Zaznaczam, iż nie czytałam pierwowzoru, bazuję więc tylko na tym, co zobaczyłam. Może wypunktuję:
1. sir Anthony Hopkins: generalnie rola stworzona dla niego i w ogólnym rozrachunku nawet dobrze sobie poradził. Jednakże, szczególnie w początkowej części filmu, wiarygodność jego postaci była dla mnie irytującą zagadką. Bez jasno sprecyzowanego wyrazu twarzy wolał oddać władzę "komuśtam" niż prawdopodobnemu zięciowi. Potem, również w dość nijaki sposób szybko wydał córkę w ręce osoby, której córka nie chciała (de facto, Lawinia w wydaniu p.Fraser była najbardziej bezpłciową postacią w filmie). Gra Hopkinsa wprowadziła mnie w błąd interpretacyjny - myślałam, iż poprzez swoje w/w zachowanie szykuje jakiś sprytny zabieg, po czym się okazało, iż "tak miało być".
2. Wymiar emocjonalny: Szekspir i jego dzieła to dla mnie emocje, ale przede wszystkim pasja. Tutaj zabrakło dla mnie i jednego, i drugiego. No, może z pominięciem postaci Tamory, która świeciła na tle innych bohaterów i faktycznie przekazywała coś, czego oczekiwałam po tym filmie.
3. Film nieco się dłuży: oglądałam na cztery podejścia.
Chciałam, naprawdę chciałam, żeby film mi się bardziej podobał (zachęcające komentarze). Ba! Nawet napisałam recenzję. Ekstrawagancję w formie połączenia atrybutów np. zbroja i bilard nie uważam za profanację, ale zabieg, dzięki któremu te stosunkowo mało znane dzieło Szekspira staje się przystępne dla zwykłego śmiertelnika (z wykształcenia i zamiłowania jestem zdecydowanie umysłem ścisłym i literatura angielska nie jest moją mocną stroną).