Czy wątek kanibalizmu nie wydaje Wam się dziwnie znajomy i powiązany z innym bohaterem?
"Zapomniany epizod Hannibala Kanibala Lectera. A może raczej pierwowzór. Prawdziwa geneza
powstania Potwora-Geniusza, spod pióra Mistrza."
Żart oczywiście ale fakt, że obie te postacie odgrywa Anthony Hopkins dodaje kolejnego smaczku
temu filmowi
Racja, na to nie zwróciłem uwagi. Ale nie dziwne bo sam film zarówno w treści i w formie stanowi sam w sobie dzieło wyjątkowe. Skojarzenie podobieństwa wątku kanibalizmu z serią o Hannibalu nie przyszło od razu, dopiero po 2. seansie. Film angażuje uwagę i wyobraźnię w wystarczający sposób, aby sprawić, ze zapomina się o podobieństwach z innymi filmami. Pzd :)
Co do niesamowitego impetu jaki posiada film, to całkowicie się zgadzam. Jeśli chodzi o intensywność Tytusa, to mogę go w tej kwestii z czystym sumieniem porównać do Mechanicznej Pomarańczy.
A dalej drążąc temat kanibalizmu - jeśli oglądałeś Hannibala z 2001, na bank pamiętasz scenę, gdzie Lecter odkrawa kawałek mózgu faceta i go nim karmi. Niech skonam, jeśli to nie było inspirowane słynną ucztą.
Również pozdrawiam.
Oczywiście pamiętam, chodzi o scenę z Ray'em Liotta. Z pewnością okrucieństwo i przewrotność Lectera nie ustępuje Andronikowi z tą różnicą, że ten drugi zrobił to w akcie zemsty w stanie obłąkania - odczytuję tę postać jako tragiczną. Lecter natomiast preferował to danie - zemstę ... na zimno co nie przeszkadza mu w planowym eliminowaniu najgorszych szumowin na jakie trafia.;) Zdaje się, że zostawia ofiarę żywą.
Eskalacja przemocy i agresji, tak przy okazji ... i to jest ponadczasowe przesłanie tego filmu a pasztet jest jej najostrzejszym symbolem. Coż może być bardziej okrutnego?!
Już jakiś czas temu widziałam Hannibala, więc mogę coś pokręcić, ale czy Lecter się mścił? Czy to co czynił nie miało bardziej na celu przetrwania (to, że łączył przyjemne z pożytecznym to inna sprawa)?
Mnie dość trudno wybrać najbardziej "przytłaczający" moment, ale jeśli bym musiała, to byłoby to przyzwolenie przez Tamorę na gwałt i to co działo się bezpośrednio po nim.
Jedno i drugie. Przy czym nie była to zemsta z przyczyn osobistych, dlatego właśnie napisałem o tych szumowinach. Według mnie oszpecenie postaci granej przez Oldmana (ten od zmutowanych świń) to wyraźna zemsta czy też kara za jego zbrodnie. Ująłem też sprawę trochę przez perspektywę całej serii, łącznie z "po drugiej stronie maski".
A co do przytłączającego momentu, tego z kolei, ja nie pamiętam, ogłądałem cały film dawno, natomiast muszę tutaj doprecyzować, że z tym pasztetem, to dla matki zamordowanych i w ten sposób sprofanowanych, musiała to być niewyobrażalna (dla mnie) ... trauma (?).
Jeśli już dalej brniemy w szukanie podobieństw między Tytusem, a Hannibalem (bidne Milczenie zostało na lodzie :p), to czy nie możemy porównać Tamory do Vergera? Jasne, Tamora wykorzystała okazję do zemsty, ale była to zemsta nieludzka. Czyżby zatem fizyczne okaleczenie Pana Świnki oraz jego dość nietypowa forma pomsty mogło być inspirowane duchowym okaleczeniem Tamory, jej okrutny odwet oraz ostatecznie zadanym jej ciosem?
A jeśli chodzi o sam typ vendetty to świnki miały rzecz jasna pożreć Lectera, strawić jego cielesną powłokę, krwawe czyny Tamory wyniszczały Tytusa od wewnątrz (nie wiem, czy pamiętasz, ale na scenie, gdzie zostają mu pokazane głowy synów oraz oddają jego rękę, Andronik zaczyna się histerycznie śmiać, jego brat mówi coś w stylu: "Twoja córka zgwałcona, synowie brutalnie zabici, a z ciebie zakpiono poprzez ucięcie ręki. Jak możesz się śmiać?!", na co Tytus odpowiada: "Bo brak mi już łez.") oraz doprowadziły go do obłędu. W całym swym bestialstwie wręcz "uroczo" się te dwa rodzaje odwetów uzupełniają.
PS. Jak chcesz zniwelować traumę po "ostatniej wieczerzy" to radzę Ci obejrzeć Krwawy Teatr z Vincem Pricem. Mord według Andronika był jak dla mnie najlepszy z całego filmu. :D
Oczywiście, Tamora jest tutaj ucieleśnieniem zła i nikt jej nie żałuje (założenie), choć to ona pierwsza została skrzywdzona przez zwycięskiego Tytusa. A nie żałuje, łącznie ze mną, ponieważ jako pierwsza wykazała się niezrozumiałym okrucieństwem - krzywdząc córkę Andronikusa - niewinną, niemającą nic wspólnego z wojną - (słowa samego Tytusa (może jego brata?). Rozumie krwawy odwet na synach - żołnierzach ale gwałt i okaleczenie dziewczyny, są czymś niezrozumiałym dla człowieka znającego doskonale znaczenie słowa "okrucieństwo". To chyba dodakowy cios, który przyczynił się do obłędu bohatera. Jego zemsta jest więc adekwatna, choć wątpię czy świadomie zadana, sama Tamora stwarza mu okazję. Tutaj pojawia się pytanie, czy obłęd mógł być symulowany (ewidentnie w scenie z Pomstą, Gwałtem i Morderstwem) ale czy w ogóle.
Za propozycję dziękuję, pewnie skorzystam, pozdrawiam
Nie sądzę, by obłęd Tytusa był symulowany, a najdobitniej świadczy dla mnie o tym fakt z jakim stoickim spokojem skręca kark swej córki, a następnie z nieukrywaną radością oświadcza Tamorze, że pożera ona swe własne szczenięta. Cierpienie przyćmiło mu umysł. Nie wyobrażam sobie, jak ten człowiek mógłby dalej po czymś takim egzystować, gdyby rzecz jasna przeżył ten feralny wieczór.
Pozdrawiam.
Mhmm, jasne, zabójstwo córki przesądza diagnozę. Niemniej, zadziwiające jest to, że tak trzeźwo i po mistrzowsku wciągnął Tamorę i jej synów w pułapkę. No ale fabuła spod ręki mistrza, więc i intryga na takim poziomie. "Klinga w klindze" cytując innego mistrza pióra (Frank Herbert, Diuna).
Tamora w dużym stopniu sama doprowadziła do swej zguby przez nadmierną pewność siebie. Uznała, że całkiem złamała Tytusa, więc pozwoliła sobie na dość ryzykowny krok (zostawienie synów z nim). Nie była w stanie przewidzieć, że człowiek, który tyle przeszedł byłby jeszcze zdolny do w miarę trzeźwego rozumowania (które do obmyślenia TAKIEJ zemsty jest konieczne).