Wreszcie udało mi się zabrać za „Uśmiechnij się 2”. Nie oczekiwałam szczególnie wiele po tej kontynuacji, więc nie rozczarowała mnie utrzymaniem poziomu swej poprzedniczki. Nie jest to może najlepszy z możliwych straszaków, ale jako niezobowiązujący seans na raz z pewnością się sprawdza.
Po groteskowo nieudanej próbie Joela, by odzyskać kontrolę nad swoim życiem, klątwa dalej się rozprzestrzenia. Dawna gwiazda sceny muzycznej usiłuje wrócić do świata show-biznesu, a infekcja jej głowy przez wizje uśmiechniętych straszydeł skutecznie utrudnia jej walkę o pozostanie na powierzchni. Wizje tragicznego wypadku, potyczki z matką wpychającą na siłę swą córkę w paszczę estrady i samotność pośród tłumu fanów. Skye stara się przeżyć w starciu z nienaturalną siłą przejmującą kontrolę nad jej całym życiem.
Najmocniejszy w całej tej historii jest prolog, który z minuty na minutę tryska plot twistami i zaskoczeniami. Groteska, niepokój, śmiech. Przejście do właściwej fabuły oferuje jednak pewną wtórność. To znów ta sama historia w nieco innej otoczce. Szczęśliwie dla całości, dużo łatwiej sympatyzować z główną bohaterką, niż miało to miejsce w przypadku pierwszej części. Nie ma już potrzeby tłumaczenia konwencji, nie ma śledztwa, by odkryć genezę całego zła. Dzięki temu więcej tu „mięska”: niepokojących wizji, zabawy urojeniami i dokładania kolejnych warstw całej fabule. Ciekawie wypadek też wątek próby zabicia mrocznej siły – szkoda jednak, że nie został rozwinięty szczególnie dobrze. W pewnym momencie natłok zwrotów akcji opierających się wyłącznie na „wszystko, co widzisz może być kłamstwem” zaczyna nużyć. Zbyt wiele fajerwerków tego typu sprawia, że opowieść sporo traci, a w dodatku wcale nie prowadzi do satysfakcjonującego zakończenia.
Od strony realizacyjnej jest naprawdę bardzo dobrze. Udane zdjęcia, ciekawe kadrowanie, zmiany barw, na film patrzy się po prostu dobrze. Twórcy potrafili wykorzystać narzędzia, które oferuje wybranie piosenkarki na główną bohaterkę. W główną rolę wciela się Naomi Scott (robi to rewelacyjnie), w której wykonaniu usłyszeć można również kilka piosenek podczas seansu. Poziom immersji, jaki dzięki temu osiągnięto jest wprost niesamowity, a z pewnością rzadki w horrorach. Pozostałe kreacje aktorskie spełniają swoją funkcję i naprawdę trudno nazwać jakikolwiek z tych popisów złym. Jednak nie można zaprzeczyć, że to Skye Riley robi samodzielnie całe show.
„Uśmiechnij się 2” może nie zakwalifikuje się do najlepszych horrorów tego roku, ale z pewnością warto się zainteresować tym tytułem. Jest lepiej niż w pierwszej części, to już moim zdaniem naprawdę dużo w równie prostej konwencji, którą trudno jakkolwiek urozmaicić. Mimo wszystko ode mnie tylko 6/10 – czegoś mi odrobinę zabrakło do wyższej oceny.