Na prawdę lubie UCIEKCZE Z NOWEGO JORKU i mimo, iż ten obraz się zestarzał i tak bija na głowę sequel z 1996 roku. Trudno UCIECZKE Z L.A. nazwać nawet sequelem to zwyczajnie jakiś koślawy autoplagiat Carpentera jego własnej twórczości. Może nawet gorzej!!! W zasadzie trzon fabuly jes taki sam jak w pierwszej części, przesunięto tylko pewne sceny, zmodyfikowano postaci i przekierowane pewne akcenty. Wiele scen jest zwyczajnie kserokopia pierwszego filmu. Jedenk dówjce zwyczajnie brakuje, siły, polotu i klimatu orginału. Filmowe Los Angeles nie jest przedstawione tak klimatyczniei mrocznie jak Nowy Jork w jedynbce. Akcja jest tu bardziej dynamiczna i dopasowana do współczesnych wymagań.. ale co z tego skoro w filmie nie ma żadnych emocji. To powielenie tak wtórne,że od razu wiemy co zaraz nastąpi i jak sie film skończy . co gorsza mamy tu setki scenariuszowych bzdur, a stawka o jaką idzie w filmie jest zwyczajnie przerażająco idiotyczna. Do tego usilowano wpepchnąc tu tyle humoru ile się tylko da, ale zamiast autoironii mam zwyczajną żenadę. Do tego aktorstwo woła o pomstę do nieba. Legendarny Peter Fonda został obsadzony w niegodnej dlań roli, z Pam Grier zrobiono pośmiewisko. Nie radzi tu takze sobie Stacy Keach, a Steve Buscemi jest jedynie poprawny w swej roli. Kurt Russell gra tu Plisskena z równie duzym zaangażowaniem jak w jedynce, ale znika gdzieś urok i siła tej roli. To powód tego scenariuszai jego realizacji!!! do tego mimo sporogo budżetu na ekranie ukazują nam sie dziwy. Dobre efekty specjanle wymieszana są na przemian z fatalnymi!!!! Jak można było do tego dpouścić? Sam nie wiem. Jedno jest pewne-nie warto sięgać po ten właśnie sequel.