Treść filmu można zmieścić w, góra, 45 min. Tymczasem film trwa ciut, ciut dłużej i ciągnie się niemiłosiernie. Bohaterka idzie przez garaże, potem przez ulice, potem po schodach. Idzie, idzie, idzie. Albo dwie panie idą korytarzem, potem drugim, potem czekają na windę, jadą windą, wchodzą do pokoju, rozglądają się, a czas leci. Albo bohaterka siedzi i myśli (tak przynajmniej mamy sądzić), obraca w ręku ołówek, rozgląda się itd, itd, itd. To, pewnie, ma przedstawiać rozterki bohaterki. O moich nikt nie myślał :-).
Ile można? Nuda, panie, nuda. Książka jest taka sobie, ale film już zupełna kicha. Straciłem dużo czasu. Tak. Mogłem przerwać, ale byłem ciekawy, czy coś się zmieni. Nie, lepiej obejrzyjcie księdza na rowerze.
Uwaga: to wyłącznie moje zdanie