“Umarli w butach / They Died with Their Boots On” (1941) – George Custer (1839-1876, film obrazuje wydarzenia z lat 1857-1876) lubi psy, cebule (zawsze i w każdej ilości), rozrabiać, pewną kobietę, wojować i Indian (o których prawa walczy nawet po śmierci!). George Custer jako dowcipny, niepokorny, odważny i prawy wojownik, który w imię żołnierskiego honoru i dla wyższego dobra bez wahania (choć i nie bez refleksji) poświęca swe życie
Bezczelnie zakłamana laurka (choć nieźle podana jak na przygodowo-historyczny moralitet) robiąca z zbrodniarza godnego podziwu bohatera. Kłamstwo zamierzone, kłamstwo popełnione.
Plany, planami, a wojna wojną. Wojna rozpętała się w wrześniu 1939 roku, bo wojny nie czekają na daty końcowe programów modernizacyjnych napadanych krajów. Wojny też niekoniecznie przebiegają zgodzie z wizjami planistów sprzed lat. Siły zbrojne muszą dostosowywać się do otaczających je zmiennych, zasłanianie się datami zawartymi w planach i wąskimi horyzontami decydentów to abstrakcyjny wybieg. Wojny toczą się „tu i teraz”, a ich przebieg (nie wynik, bo czynnika ekonomicznego nie da się zignorować) stanowi ocenę tak dla planów jak i planistów. Ktoś zdaje, ktoś oblewa.
A skoro debatujemy tu sobie czasami o wrześniu i porównujemy polsko –niemiecki potencjał, to i zasadnym wydaje się polsko – sowiecki potencjał porównywać w 1939 roku, konkretnie w przeddzień wojny, a więc i sierpień będzie zasadny. Widać jednak, że temat potencjału floty Kraju Rad niewygodny dla Pana. Nie będę więc tłumaczył, że rozmiar sił przeciwnika wpływa na strategię, którą przyjmuje jego wróg i bezpośrednio wpływa na jego wyniki na polu walki (to tak jak z Finami, mogli robić wszystko lepiej, ale matematyka jest bezwzględna i z racji przewagi Sowieci i tak wygrali z nimi raz i drugi). Polska, czy Niemcy, dla Pana czerwonej floty to przeszkoda tej samej skali. :) No w tym szaleństwie, chyba nie ma metody :).
***
A niech Pan żongluje słownictwem byle tylko nie przyznać oponentowi racji, z dwójki przedstawionych wrześniowych odpowiedników Gryfa w nazistowskiej flocie bałtyckiej <jak to ująłem „ jego bałtyckich odpowiedników wroga (artyleryjsko – minowo -szkolnych)” > zgadza się Pan wspaniałomyślnie jeden bo tak Panu wygodnie (znamienne, że innych Pan wskazać nie potrafił – czyżbym trafnie wskazał? Nie tak być nie może, słońce by musiało zacząć krążyć wokół Ziemi). Warunkowa zgoda wykluczająca jedną z jednostek nie jest co prawda oparty na merytorycznych przesłankach, ale na trosce o utrzymanie wygodnej dla Pana linii frontu, ale co mi tam – sam przecież napisałem, że druga pozycja bliższa nam, więc chwile jeszcze zajmijmy się działkami 20 mm. Wielce to intrygująca wizja okrętu zbrojnego jedynie w dwa działka. Niestety nie mam źródła w którym mógłbym potwierdzić tę tezę, zdradzi Pan gdzie o tym stoi? Z radością poszerzę swą skromną wiedzę na temat jednego z wrześniowych odpowiedników naszego Gryfa.
Nie mogę się oprzeć by nie zerknąć jeszcze raz w przeszłość „Pokusiłem się o małe porównanie uzbrojenia plot. „Gryfa” z jego nazistowskimi odpowiednikami na Bałtyku w 39 roku. „Brummer” to niemal krążownik przeciwlotniczy w porównaniu z naszym (6 ciężkich dział plot. [105 i 88mm] w 4 stanowiskach ogniowych i osiem średnich [37 mm] w 4 stanowiskach. Bliżej nam do „Bremse” z 8 pojedynczymi 20-stkami plot. U nas również 8 luf, w tym 4 40-stki, ale w podwójnym układzie, więc w sumie 4 stanowiska do obrony plot. Z jednej strony przewaga 40-stek, z drugiej przewaga 20-stek nad 13-stkami. Jakoś ilość stanowisk ogniowych tu do mnie bardziej przemawia.” Prócz kwestii 20-stek na „Bremse”, co tu może nie pasować? Logicznie, marynistycznie, przejrzyście :). Widać, że autor postu zna się na rzeczy :). Spróbuj Pan spojrzeć chłodnym okiem czy 6 ciężkich dział plot i 8 średnich w zestawieniu do 4 średnich, nie upoważnia do zwrotu „to niemal krążownik przeciwlotniczy w porównaniu z naszym”? Zestawiamy dwa „artyleryjsko – minowo -szkolnych” okręty i oceniamy ich obronę plot. Dysproporcja nie jest rażąca? A, że Niemcy chcieli szkolić na swym okręcie artylerzystów plot. to ich sprawa, takie dali im armaty, my daliśmy inne bo inną koncepcja przyświecała naszym decydentom, nie zmienia to jednak dysproporcji ilości luf plot. i właśnie ta dysproporcja upoważnia do zwrotu „to niemal krążownik przeciwlotniczy w porównaniu z naszym”. Oczywiście dysproporcja jest tak rażąca (z uwagi na niemieckie preferencje szkolne), że trudno tu mówić o jakiejkolwiek rywalizacji, zdroworozsądkowo dodaje więc „Bliżej nam do „Bremse” z 8 pojedynczymi 20-stkami plot.” i tu wracam do kwestii wrześniowego uzbrojenia nazisty, którą mam nadzieję zdołamy wyjaśnić.
Przypominam złość marynarskiej brodzie szkodzi.
***
Cieszę się, że pan rolę ckm-u w obronie plot dostrzega. Liczę, że kiedyś zgodzi się Pan z moją tezą, że zwiększenie jego ilości w szeregach naszych wojsk lądowych mogło by wyjść nam tylko na dobre.
***
Pan to specjalnie robi? Spróbuję jeszcze raz – autor zapomniał, że w 1940 Polska była okupowana, więc nie mogły na jej terenie formować się polskie oddziały. Zwróciłem uwagę na ignorancję autora, a Pan… Panu się wydawało, że Brygada Podhalańska to dla mnie nowość. Tak, tak, zapewne mój styl zbyt kwiecisty. (Najzabawniejsze, że w poprzednim poście prostym językiem rozłożyłem przekaz na czynniki pierwsze…)
***
Pan to specjalnie robi? Józek żądny drugiego frontu zgodził się z Winstonem na jego namiastkę w Norwegii. Obaj panowie sobie obiecali działać w tym temacie, tyle, że Winstonowi zbuntowali się generałowie i wujek Sam. Ostatecznie padło na Włochy. I o tym mogła być debata – namiastka drugiego frontu nie w Włoszech, a w Norwegii. Tak, tak, zapewne mój styl zbyt kwiecisty. (Najzabawniejsze, że w poprzednim poście prostym językiem rozłożyłem przekaz na czynniki pierwsze…)
***
Jeszcze raz dziękuję, jak wspomniałem nawet mi nie przyszło do głowy przerabiać Łosia na ciężki myśliwiec. Owszem mogło by to być zasadne gdybyśmy nękani byli długotrwałymi nocnymi bombardowaniami i mieli możliwości długotrwałego stawiania oporu (Warszawa to nie Londyn. Berlin czy Moskwa), ale w realiach naszego września… Tu nie było też miejsca na rozbijanie wypraw bombowych wroga bez należytej osłony myśliwców. I właśnie o przewagę ilościową wroga, a nie braki szkoleniowe pilotów rozbił by się egzotyczny pomysł. Co do reszty artykułu - niestety autor rozgrzesza wszystkich nie wymagając od decydentów wystarczającej dozy wyobraźni i refleksu w reagowaniu na zmienne.
<Generalnie oczywiście takie uniwersalne platformy(w tym i ciężkie myśliwce) jak Ju-88 czy inne Mosuito znajdują moje uznanie.>
(Bo reszta artykułów to tematyka znana i oczytana już – nasze lotnictwo niby też, ale trudno się oprzeć. Dziękuję).
***
„Tygrysy, Sturmgeschutze, Jagdpanthery…” (Daniel Koreś) – samodzielne pancerne formacje wsparcia, ich struktura i użycie, ale nie sam sprzęt. Dla miłośników tematu godne polecenie.
***
Ponieważ nic o pancernikach obrony wybrzeża, ani ewolucji „liniowców” nie mam, zapycham „brzuch” tematyką rzecznej floty II RP. Na bezrybiu i rak kałamarnicą.
***
Nigdy miłośnikiem S.W. nie byłem (no może chwilę po pierwszym "ludowym" seansie pierwszej części - teoretycznie bliżej mi do Star Trek bo poważniejsze podejście (choć i rozmach mniejszy i nudniejsze uniwersum). Niemniej obejrzę, ale dopiero jak spiratuję porządną wersję.
Jezus maria... tak z ciekawosci zapytam, czym się Pan zajmuje? Bo pisze Pan takie banialuki jakby całe życie na ciepłej posadce, albo u mamusi... Bo odnoszę wrażenie, ze z planowaniem to nie miał pan nic wspólnego.
To nie jest abstrakcyjny wybieg i tak robią wszystkie floty świata. W komunie istniały tak zwane pięciolatki, w przeciągu 5 lat zbudujemy to, to i to, tylko potem nie było pomyslu co z tym zrobić...
Otóż flota jak kazdy inny rodzaj sił zbrojnych nie ma dat końcowyc modernizacji, jest, a przynajmniej powinna być, że tak powiem w permamentnej modernizacji własnie z powodu tego, że świat się zmienia. Wojny wybuchają z różnych powodów i zóżnym natężeniem. Ale sensem istnienia sił zbrojnych jest ich przeznaczenie, a to warunkuje planowanie. Więc w przypadku floty najpierw musimy sobie odpowiedziec na pytanie po co nam ona, jak juz mamy taka odpowiedz to dostosowujemy to co posiadamy pod konkretne zadania. I tu zaleznie od budżetu musimy przeznaczyc część środków na bieżące zadania, a część na modernizacje i rozbudowę. Tuy cudów nie ma z próżnego to i Salomon nie naleje. A historia zna wiele przykladów kiedy plany braly w łeb z tej czy innej przyczyny.
Przyklad z za miedzy. Na początku wieku Tirpitz opracował tak zwany plan ryzyka, kiedy to flota niemiecka osiagnawszy ponad 25% stanu floty brytyjskiej stanie sie dla niej na tyle groźna, że konflikt będzie dla brytyjczyków zbyt ryzykowny. Opracowujac swój plan Tirpitz "załatwił" w sejmie co roczne stałe kwoty na rozbudowę floty i zaczął budowac serie predrednotów. Kiedy docierał do swoich upragnionych procentów, Brytyjczycy wybudowali Dreadnoughta i wykasowali caly jego misterny plan... bo wydał miliony marek, a z flota znalazł się w punkcie wyjścia.
Podobnie u nas mozna plany oceniać, ale nie zarzucać im zasłanianie sie datami zawartymi w planach. Plan opracowuje sie tu i teraz pod okreslona sytuację nikt w zadnym sztabie nie ma wróżek (choć zapewne by chciał) które mu powiedza co zrobi ewentualny przeciwnik. Również zasoby państwa warunkują szybkość realizacji planów, niestety kiedy w trakcie ich trwania coś się radykalnie zmienia potrzeba dużo środków na zmianę planów tylko skąd je wziąść? Ignoruje Pan kompletnie sam fakt, że i tak nasze plany realizowaliśmy na kredyt. Czynnik ekonomiczy Pan kompletnie olewa, owszem ktoś ze swoimi planami zdaje egzamin, ktoś inny oblewa, ale zarzut, że wojny nie przebiegają zgodnie z planami, czy że zabrakło wróżek wśród planistów to czysta ignorancja.
Tak wojna rozpętała sie we wrześniu 39, ale nikt nawet 3 miesiące wcześniej, nawet jej główni aktorzy nie podejrzewali, że zaczynają wojnę światową... a co mówić o tych co planowali 10 lat wcześniej?
Owszem możemy zarzucać planom, że były one chybione, ale my to wiemy z dzisiejszej perspektywy, ale warto sie zastanowić co wiedzieli oni wtedy.
Jakiego niewygodnego... jaki potencjał krasnego flota...?
Jaki rozmiar sił przeciwnika? Rany julek, papier jest cierpliwy i dużo znosi, proszę spobie sprawdzić co ten "potencjał" zdziałał w czasie wojny zimowej toczonej w zasadzie na własnym podwórku, z flotą również dużo słabszą od siebie. Wtedy pogadamy o potencjale. Owszem wzrost sowieckiej floty był spory, nas niestety na taka rozbudowę nie było stać, co nie znaczy, że przekreślało to całkowicie nasze plany.
Weźmy więc pod uwagę ten potencjał...
Marat i Oktiabrskaja, 2 staruszki o mizernej prędkości i zasiegu, cóz zanim by dopłyneły pod Gdynie musiały gdzieś po drodze tankować, wspaniała okazja dla naszych orłów, czyli ich planów użycia nie dewaluuje.
Kirow i Gorkij, dopiero co weszły do służby, stopień gotowosci bojowej pokazuje atak na jakąś wyspę w wykonaniu Kirowa, gdzie wspierając artylerią desant na ową wysepkę odnióśł nawet uszkodzenia, sęk w tym, że nikt owej wysepki nie bronił....
Sądzę, że uzbrojenie torpedowe Gromów było by dla nich groźne...
Aurory chyba nie bierzemy serio...
Niszczyciele
2 malo udane lidery typu Leningrad, pomimo silnego uzbrojenia sami sowieci nie byli z nich zadowoleni, Grom sam na sam powinien sobie poradzić
7-7U - nie wiem ile ich konkretnie było, (nie mam Lipińskiego pod ręką) ale razem z Novikami około 20, weźmy pół na pół.
Słaba konstrukcja siedmiorek oraz kiepska zwrotność jednak faworyzuje nasze Gromy, a noviki to powinne one pozamiatać, w końcu były już leciwe i niezbyt szybkie.
65 op, te mogły by być groźne, ale działalność Gryfa powinna zapobiec temu, zwłaszcza, że musiały by podpłynąć aż pod Gdynię Sund.
Kutry torpedowe niewiele zdziałały przez całą wojnę to i zakładam ich niewielką skuteczność i tu.
Fakt rozbudowa poważnie utrudniła masz plan, ale go nie zdezaktualizowala całkiem, zwłaszcza, że zakładaliśmy pomoc ze strony Francji.
Więc?
Nie budowac nic? I kto ochroni wtedy statki z zaopatrzeniem płynace z Sundu? Kto przeszkodzi Maratowi ostrzelać Gdynię?
***
No tak, w sumie tu ma Pan rację, powinienem od razu odrzucić Brummera, i upierać sie przy Bremse, ale nie spodziewalem się wrednej manipulacji, w której specjalistyczny okręt zostanie pokazany jako standardowe uzbrojenie plot. Tak tu mój błąd, nie wskazał Pan trafnie, ja dałem sie Panu zmanipulować.
Dane Bremse choćby tu:
http://www.navypedia.org/ships/germany/ger_oth_bremse.htm
Ileż można?
" Spróbuj Pan spojrzeć chłodnym okiem czy 6 ciężkich dział plot i 8 średnich w zestawieniu do 4 średnich, nie upoważnia do zwrotu „to niemal krążownik przeciwlotniczy w porównaniu z naszym”?"
Nie nie upoważnia, klasa krążownik to nie tylko ilość luf. Nie widzę sensu drążenia tematu, proszę się zadeklarować, czy porównania wykonuje Pan poetycko czy pod względem technicznym, bo jak to pierwsze to i do Arki Noego możemy porównać, jak pod drugim to nie.
Czepił się Pan i pojąć nie potrafi... Niemców było stać więc se fundneli 2 okręty jeden dla artylerzystów morskich drugi dla opl, nas było stać na jeden okręt, pomijajac juz kompletnie to, że dział kalibru powyżej 75 plot to my nie posiadalismy w ogole. Pomijając juz sam fakt sensowności zakupu np dla jednego okrętu dział plot powyżej 10cm co powoduje rozpierduchę logistyczną, to jeszcze musze sprawdzić, (gdzieś niedawno była monografia Brummera) jaki on do tego mial system kierowania ogniem, działami 10cm kieruje się ciut inaczej niż 0,4cm czy 0,7cm.
***
Ależ cały czas ja dostrzegam, w ciąż uważam jednak, że jego rolę Pan przecenia. Dajmy na przykładzie, zwiększenie ich ilości w pododdziałach 2x nie skutkowało by podniesieniem skuteczności obrony opl 2x
***
Jeśli gdzieś padło, że oddziały były formowane w Polsce to błąd, chodziło o Francję. Ale chyba błąd na tyle oczywisty, że wiadomo, że to błąd nie ignorancja ?
***
Ale 2 front w Norwegii nie miał najmniejszego sensupo 41, nie zrozumieliśmy się ja mówiłem o 40 roku Pan o po 41
***
Ja wiem czy rozgrzesza, o błędach warto mówić, ale czy faktycznie były one nieuzasadnione?
***
A te szczątkowe Pan chce czy nie? Bo jak pisałem mam jakies artykuły z Msio i cos o Szwedach.
***
Uważam, że jednak do kina warto, spory rozmach w efektach, no chyba, że ma Pan jakąś Plazme w domu.
Tu się Pan zdziwi, bo ja z cyferkami i planami od samego początku tak w edukacji (choć z racji wieku, część mej edukacji nieco przebrzmiała była ) jaki i zawodowo . Cyferki, plany i ciągłe zmienne wymagające modyfikacji . Dlatego też trudno mi tak łaskawym okiem patrzeć na… zauważalne braki w profesjonalnym wywiązywaniu się z swych obowiązków przez szeroko pojętych decydentów. Rozumie, że dla wielu zarządzanie w szerokim pojęciu to niewiele znaczący termin, dla mnie to jednak część życia. Upływa czasu i zmienne to dla wielu, zwłaszcza polityków i wojskowych (choć nie tylko, w zarządzie spółki, która mnie najmuje takie… indywidua siedzą, że… produktów nie modernizują, polityka reklamowa chybiona, w myśl zasady „jakoś się sprawdzało, to i jutro jakoś się sprawdzi, dojmy dalej naszą krowę, a potem… potem to może nas już tu nie będzie, byle kwartał kolejny dopiąć, a może i rok cały”) niewygodny temat, niepotrzebnie komplikujący im zawodowy żywot. Tak jak Pan wskazał, infantylne złożenie pruskiego ducha bojowego i infantylne jego wdrażanie zakończyło się klapą. Dlaczego? Bo przyjęto niezmienny stan rzeczy w otoczeniu, wykluczając możliwość zaistnienia zmiennych uproszczono sobie rachunek, który musiał zawieść. Dönitz również sobie uprościł rachunek głodzenia Brytanii i jak się to skończyło doskonale wiemy.
***
Ja – „Ja wiem dysproporcja sił to niewygodny temat”
Pan – „Grom sam na sam”
Pytanie – pojmuje Pan gigantyczną lukę w swym rozumowaniu?
Przecież już zarzucałem Panu nieuzasadnioną wiarę w rycerskość czerwonych marynarzy, którzy najwyraźniej według Pana mieli się trzymać kodeksu pojedynkowiczów z wyższych sfer.
„Nie budowac nic? I kto ochroni wtedy statki z zaopatrzeniem płynace z Sundu? Kto przeszkodzi Maratowi ostrzelać Gdynię?” I co to u licha ma być za retoryczna prowokacja. Co ja pisałem o zadaniach eskortowych niszczycieli w przypadku wariantu „W”? Co ja pisałem o podwodnym wariancie mina – torpeda? Znów mi Pan zarzuci getto kutra torpedowego?
***
Niech mi się Pan tu wypornością nie zasłania, tylko przeczyta co ja wcześniej wielokrotnie pisałem. No co ja tam pisałem w temacie „herezją” zalatującego ponoć porównania? Doskonale Pan wie co napisałem, stąd i nagle chęć sprecyzowania mego stanowiska – taka droga ewakuacyjna ponieważ tematowi nie chcę dać umrzeć? Tylko po cóż mam je precyzować, skoro wystarczająco jasno je postawiłem?
Było coś tam w stylu „nikt nie zaprzeczy sensowności porównania „Brummer” do krążownika przeciwlotniczego w kontekście zestawienia go z obroną plot. „Gryfa”? Było. Pisałem, że „B” to krążownik przeciwlotniczy? Nie pisałem? Racja, nic takiego nie pisałem. Lepiej oczywiście oskarżyć mnie o manipulacje niż przyznać się do wybiórczego czytania mej „twórczości”. (Niby Pan rozumie dysproporcje stron - „pomijajac juz kompletnie to, że dział kalibru powyżej 75 plot to my nie posiadalismy w ogole.” Tylko jakaś to niewygodna wiedza, prawda?). Ilu krotną przewagę w broni plot winien mieć przeciwnik na nami by móc go określić czytelnym zwrotem „to niemal krążownik przeciwlotniczy w porównaniu z naszym”? Jeszcze dwa działa 88, a może cztery 37? :)
***
No, ale ta modernizacja w 1939 kiedy dokładnie? Przed? Po? Logika nakazywała by przed ruszeniem na wojnę, ale wiadomo jak z logiką u wojskowych bywa. No i kwestia strony internetowej jako źródła – różne rzeczy w sieci się trafia, ja konserwatysta, nie ma to jak papier z przypisem i bibliografią :). Oczywiście na papierze, też bzdury tworzą, jak Pan ręczy za stronę to przyjmuje poręczenie, tylko gdzie datę ustalić?
***
Jak by w praktyce wzrósł element odstraszania (smugowych paciorków dwa razy więcej wszak)? Jak podniosło by się moralne naszej armii? Wojna złożony element, a my nie dowiemy się nigdy o ile było by nam lżej. Zarzuca mi Pan skupianie się na osiągach środka ogniowego, zapominając o ekonomicznych przesłankach stojących za mym postulatem. Przytaczałem dane o relacjach cenowych i brakach w artylerii, którym nie byliśmy w stanie zaradzić. Na nkm-y przerzucić się też nie mogliśmy ponieważ a) import był by nielogiczny i szkodliwy b) rodzimy model raczkował, a relacja cena – gabaryty / masa – osiągi kazały go odrzucić jako „mobilny” środek walki przeciwlotniczej przez naszych decydentów. Szybką poprawę (skala poprawy zawsze będzie dyskusyjna) w naszych relacjach ziemia – powietrze dawał tylko ckm, a że uniwersalne toto było to i nie dziwota, że żałuje iż więcej go nie było.
***
A) Jest Pan pewien, że zagraniczny autor, którego proza daleka jest od profesjonalizmu może się poszczycić należytą wiedzą o wojennej mapie Europy? Czyli to tylko nieco rozbudowane przejęzyczenie, którego nikt nie zauważył poza polskim wydawcą i polskim czytelnikiem? Jaką to wystawia ocenę autorowi i redaktorom oryginalnego wydania? B) To jak to Pan czytał mojego posta?
***
Ale ja pisałem czytelnie :). Stalin i jego upragniony drugi front, jak tu wyjść z założenia, że prawimy o 1940 roku?
***
Jeśli Panu problemu nie sprawi, to mogą być i szczątkowe.
***
Zasady nie pozwalają dać zarobić fabrykantom z korporacji molocha Star Wars, zwłaszcza, że nie czuję mięty. Bo dla mnie wyjście do kina to nie tylko rozrywka to też świadome zasilenie konta producenta. A ja mam do finansów specyficzne podejście – wypaczenie zawodowe.
***
A mi się przypomniało, trafiłem na relacje według których Tirpitz w ostatnim boju używał artylerii najcięższej w ramach broni przeciwlotniczej . Oczywiście bezskutecznie.
***
Co do naszej floty rzecznej to trudno coś pozytywnego powiedzieć, wiadomo trwała mentalnie w poprzedniej wojnie z bolszewikiem i spisała się jak spisała. Dla mnie zasadne było by utrzymywanie pływających baterii przeciwlotniczych (oczywiście o minimalnym zanurzeniu), które tak potrzebne były przy osłonie mostów i przepraw, a i w pyskówkach z siłami lądowymi wroga mogły się przydać. Oczywiście wąskie umysły zrobiły swoje, chociaż był cień nadziei. W 1933/34 pojawiły się improwizowane statki / okręty obrony przeciwlotniczej – ktoś widział więc potrzeby. W 1933 rozpoczęto budowę kanonierki „Zaradnej” i w przeciwieństwie do „Zuchwałej” i „Zawziętej” nie miała mieć haubicy, a zdwojoną 40 plot. (o tym nie wiedziałem, to mnie zaskoczyło!) oczywiście ktoś uznał w trakcie budowy pomysł za zbyt rewolucyjny i obdarzono ją haubicą. I tak tkwiliśmy z zamrożonym kapitałem w postaci pływających bunkrów, choć na wiele lat przed wybuchem wojny wiadomo było, że nie tylko narażone na przetrzebienie z powietrza, ale i nie bardzo jest nimi gdzie pływać bo zanurzenie za duże na płytkie nasze rzeki. Niestety przywiązanie do namiastek pancerników rzecznych wśród mundurowych było za duże.
Ciekawostka - 9 września kuterek KU 4 zniszczył pierwszy czołg w historii światowej floty rzecznej. Aż dziwne, że w żadnym konflikcie lokalnym do tej pory nikt tego nie dokonał. W końcu trochę tych czołgów jeździło już po świecie, a i nieco stateczków zbrojnych pływało po rzekach. Z drugiej strony Chińczycy za dużo czołgów nie mieli, o ich flocie rzecznej nic nie słyszałem, więc jak miały na nie trafić japońskie kanonierki, a i o hiszpańskich kutrach też nic nie słyszałem.
***
Na chwilę wrócę do potencjalnego lądowania w Norwegii jako prezentu dla Stalina. Militarnie do czasu ponownego dotarcia Józka do krajów nadbałtyckich rzecz była zasadna i mogła odegrać dużą rolę w przebiegu działań wojennych. Pod warunkiem, że nie były by to drugie Włochy maszerujące w miejscu, ale inwazja z rozwinięciem w głąb terenu wroga. Uderzenie na północną Norwegię, marsz na wschód i zbratanie z sowietami po czym zakręt nadbałtyckim traktem na zachód. Nie było by to proste (ale i żadna inwazja przeradzająca się w lądową ofensywę nie jest prosta), ale wykonalne gdyby nie interesy aliantów. Czy Stalin chciałby kapitalistyczne dywizje na froncie wschodnim? Jak miało by wyglądać takie sowiecko-brytyjsko-amerykańsko-francusko-polskie braterstwo broni na jednym froncie? Burżuazyjni szpiedzy pośród czerwonych mas? Skandal! Z drugiej strony; anglosaska krew przelana dla szybszego dotarcia sowietów do Berlina też nie do przyjęcia. Wojsko Hitlera nie było potrzebne by spopielić taką wizję, wystarczyły sprzeczne interesy sojuszników.
***
„Alamo” (1960) –1836 rok, Meksykanie tłumią teksaski bunt. W Alamo rodzący się naród amerykański stawi wrogi zdecydowany / wymowny opór.
Amerykanie są odważni, Meksykanie uparci. Amerykanie kochają wolność, Meksykanie doceniają dyktaturę.
Patos, patos, patos i kropla protekcjonalnego uznania dla meksykańskiego ducha celem poniesienia własnych zasług. Proste amerykańskie kino dla Amerykanów.
(Przyznam się, że jak byłem bardzo, bardzo młody i toto pierwszy raz widziałem to końcowy salut zrobił na mnie wrażenie. Wiem, wstyd, wstyd, ale młody byłem).
No przyznam, że w takim bądz razie bardzo... tu nie chodzi o patrzenie laskawym wzrokiem, ocena tegoż planu to jedno, a juz ocena z perspektywy czasu to jeszcze co innego. Pan cały czas popełnia błąd oceniajac ten plan z perspektywy czasu, proszę spróbować go ocenić z wiedzą jaka oni mieli i z ich możliwościami. Pewnie, że nie był on doskonały i na pewno popełnili w nim błędy, ale ocena: „jakoś się sprawdzało, to i jutro jakoś się sprawdzi, dojmy dalej naszą krowę, a potem… potem to może nas już tu nie będzie, byle kwartał kolejny dopiąć, a może i rok cały” jest bardzo krzywdząca. Najwiekszym ich błędem było to co dotyka często wojskowych, przygotowywali sie na wojne która już była a nie na tą co bedzie.
***
Chwilunia, lukę to popełnia Pan, ja nie zakładam, żadnej rycerskości, ja zakładam to co wiedzieli wówczas nasi dysydenci: sowieci nie ćwiczyli działań zespołowych to raz, dwa, każdy wypad zespołu wiekszego niz 2 okręty w ich wykonaniu o mały włos kończył by się katastrofą. 3 porównywałem 1 na 1 ale my specjalnie zamawialismy okręty po 2 by stanowiły zespół, a 2 Gromy mogły by byc groźne nawet dla Kirowa.
Mina, torpeda? Od tego były Wilki i Orły, gdzie Pan słyszał o obronie ruchomego konwoju tymi metodami? Przecież wystarczyło by by sie przedarł jeden Tajfun i zrobi z konwoju jesień średniowiecza, a po to były Wichry, że nawet jakby sie to któremu udało to konwój tanio skóry nie sprzeda.
***
Rany Julek... nie ma to jak gonić własny ogon co? Najpierw dobierzmy sobie okręt tak by porównanie wyszło nam w z góry zaplanowanym wynikiem, a później zarzucajmy niezrozumienie intencji... A co z Bremse? Ja dysproporcje sił znam, ale czemu sie ograniczać? Można było wziąść do porównania Scharnhorsta...
***
Logika logiką, ale stocznie nie sa gumowe... a troche tego niemcy wówczas budowano. Już mówiłem, z tego co pamietam, było to listopad - grudzień 39, wtedy trafił do stoczni, niestety nie pamietam gdzie to czytałem także wiecej nie potrafie powiedzieć, odszukanie z kolei tego w literaturze jest dosyć kłopotliwe, bo "makulatury" z tej tematyki trochę mam. Samych roczników MSiO bedzie coś z 20 lat.
***
Ale tu mnie Pan z uporem przekonuje do "kulistości ziemi jakby gdzie twierdził co ona płaska". W zupełnosci sie z tym zgadzam tylko powtórzę, przecenia je Pan jak na mój gust i nie wskazał Pan konkretnych dróg nabycia onych.
***
Tu można jedynie mieć pretensje do redakcji, niestety w dzisiejszych czasach często kuleje, nie raz mialem ochotę palnąć se w łeb oglądając filmy na Discowery...
Ja domyslnie od razu przyjalem to jako błąd. Z góry zakaldajac, że mowa o Francji.
***
Z 2 powodów, po pierwsze, Pana pokrętne sarkazmy po drugie alianci w 40 roku poważnie kombinowali jakby mu tu urzadzić drugi front. Choć wtedy on tego pewnie nie chciał. Akurat jesień 39 i wiosna 40 obfitowała w całkiem ciekawe pomysły :]
***
Oczywiście, że nie jeśli Pan zainteresowany to na weekend coś podeslę.
***
A i owszem, ale ja bardziej to widzę jako inwestycje we własna rozrywkę :] a z Pana podejsciem to bym chyba nawet polmosu nie wspierał ;)
***
A no używał, nie wiem czy to były pociski na wzór japońskich czy tylko zwykle rozpryskowe, ale w założeniu pomysł nie taki głupi. W końcu do ataku samoloty musza podchodzić w szyku, a wybuch w pobliżu takiego kuferka o ile czegos nie stracił szyk potrafił rozerwać. A pojedyńcze samoloty to już zadania dla plot. problem był jednak z celowaniem. Pocisk rozrywało po upływie iluś tam sekund, a to raczej loteria, rozwiazali to amerykanie tworząc zbliżeniowe, geniuszom od czystości ras jednak ta sztuczka nie wyszła... pewnie dlatego, że jak i przy bombie A naukowcy z pochodzenia Yiddish maszali w tym palce...
***
Cóż, rzeczna to juz wybitnie była skierowana na wschód, a tam samolot z kolei groźny nie był. Więc pewnie dlatego takie a nie inne uzbrojenie, w wariancie N w ogóle zabraklo pomysłu na nią. A ciekawostkę gdzies juz słyszałem, choć akurat marynarze wód małosolnych to raczej po za moimi zainteresowaniami.
***
Uhuhu tu chyba wielki optymizm Pana ogarnął ;)
Dreptanie we włoszech dobitnie pokazało, że blitz w górach to kiepski pomysł, a w Norwegii brak dróg i pojedyńcze linie kolejowe... w sumie jeden facet z kluczem od szyn i ofensywe szlag trafił....
Do tego jak przekonały się PQ całkiem upierdliwe lotnictwo. Nawet zakładając, że Norwedzy i ich skandynawscy pobratymcy witali by aliantów kwiatami to wcześniej niz w 44 nie było by tam zbytnio kogo posłać. A w 44 to juz było to bez sensu, moim skromnym zdaniem wcześniej też sensu to nie miało. We Włoszech problemem, były góry to w Norwegii dosżło by do tego 9 miesięcy zimy, a potem lato i lato...
omijając więc sprzeczne interesy i czyjekolwiek dobre chęci to taka operacja byla by najglupsza z możliwych.
***
Patos patosem szkoda bardziej, ze calość ma tyle wspólnego z faktami co picie w Szczawnicy ze szczaniem w piwnicy... ale jak kto lubi westerny, ja ostatnio nic godnego polecenia nie ogladałem nie licząc powtórki z Yamato i Furii.
Zawsze (nie raz to podkreślałem) oceniam z perspektywy tamtych dni. Zawsze. Nie sposób nie zauważyć, że jedni potrafili się przystosować w danym temacie biorąc pod uwagę określone zmienne (czasami będąc ich inicjatorami, czasami umiejąc po prostu je dostrzec), a inni nie. U nas część widziała (i to trzeba im przyznać), ale nie była wstanie zmusić do dostrzeżenia konserwatywne elity.
***
„Mina, torpeda? Od tego były Wilki i Orły, gdzie Pan słyszał o obronie ruchomego konwoju tymi metodami?” – o pisałem o tym? Serio? Torpedami broniono konwojów, to rzecz bezsporna (i tymi z podwodnych i nawodnych wyrzutni), co do min to na siłę uznać by można defensywne (z natury) zagrody minowe (chociaż zagroda minowa pod obcą bazą, to już środek raczej ofensywny) jako środek zmniejszający ofensywną siłę nawodną i podwodną nieprzyjaciela, ale tak to daleko idące powiązanie, że trudno dyskutować o nim jako o środku obrony konwoju. Pan wyjaśni co ma na myśli, to będę w stanie się szerzej wypowiedzieć.
Co do sowieckich katastrof, to idąc Pana tokiem rozumowania, niemal każdy ich zwrot zaczepny na lądzie czy w powietrzu był katastrofą z uwagi na odsetek strat własnych, ale… przewaga liczebna robiła swoje. I końcowy wynik jaki był każdej wojenki Stalina wiemy.
***
Zauważyłem, że lubi Pan gonić tenże ogonek udając, że me liczne autocytaty nie miły miejsca i miał Pan prawo opatrzenie zrozumieć moje słowa. Taki Pański urok :)
***
Opracowania (skromne) do których ja trafiłem, mówią, że na wojnę "B" wyruszył z zwiększonym uzbrojeniem, ale za rzetelność ich autorów nie ręczę.
***
„przecenia je Pan jak na mój gust (święte Pana prawo krytycznie patrzeć na ckm) i nie wskazał Pan konkretnych dróg nabycia onych (no wie Pan! To ja w kilku postach pisałem o ich cenach, relacjach do innych naszych produktów bojowych, o mocy wytwórcy, malowałem listę możliwych przesunięć i odzyskiwania zamrożonego kapitału… ech Panie Pośle…).
***
Francję podano osobno, Polskę osobno. Skłaniam się ku ignorancji. Były zlecenie z wydawnictwa, znaleziono wyrobnika, błyskiem stworzono produkt.
***
Ten drugi front w 1940, nie był by drugim, bo był by pierwszym. Jeśli pamięć mnie nie myli Józek szarpał się tylko na terenie Finlandii, więc jak drugi? Panie Pośle.
***
Likwidacja floty Wisły celem rozbudowania Pińskiej to właśnie taki przykład redukcji niewygodnych zmiennych w równaniu by wynik był taki jaki wygodny jest dla liczących. Było nie było, trafiali się tacy, którzy i na wschodzie bali się samolotów, zwłaszcza, że liczyli się z tym, że okręciki ich mimo wszystko będą walczyć głównie z wrogiem z zachodu.
***
Jeszcze o Norwegii.
Dosadnie Pan wyraża swe stanowisko, ale czy aby nie przedwcześnie? Sugeruję głębszą analizę zagadnienia. Od 1941 do 1945, bito się tam i maszerowano regularnie, a Ruskim jakoś szło mimo Hansów zakusów. Zachód z przedmiotowym traktowaniem Skandynawów nie miał problemów (wszak sami chcieli Józkowi ich niemal w prezencie dać, tylko Józek jakoś się nie kwapił w Norwegii się kokosić – pewnie potem sobie w brodę pluł nie raz) można było więc Szwedów potraktować jako a) aliantów z przymusu b) koalicjantów Rzeszy (tyle razy sami swą neutralność pogwałcili na rzecz Rzeszy, że bez wyrzutów sumienia można było postawić im ultimatum zmuszające do obrania strony) – efekt był by taki, że Niemcy musieli by rozdrobnić siły na większym obszarze. Finlandia albo by się wykruszyła Adolfowi, albo musiała być zmierzyć się z rolą realnego wroga zachodu i przygotować do bicia z dwóch stron. Potencjał militarny Szwecji i Finlandii w najgorszym wypadku przez chwilę wsparł by Adolfa (raczej symbolicznie; Szwecja to nie Finlandia, a pragmatyczna Finlandia na dwa fronty nijak walczyć nie była w stanie) i wskutek zużycia w boju przestał istnieć, choć bardziej prawdopodobne wydały by się dyplomatyczne krzyki i wymuszona neutralność (przynajmniej na zachodnim froncie). Wschód i zachód podali by sobie ręce, tak jak w 1945, tyle, że wcześniej i bardziej na wschód… gdyby Wschód i Zachód byli tym zainteresowani. Jupiter miał być tylko dreptającymi Włochami angażującymi kilka dywizji wroga i jako taki był mało sensowny. Większa operacja miała sens, ale wymagała zaakceptowania ryzyka, determinacji, przygotowań i przede wszystkim chęci do współpracy. Czynnik polityczny uniemożliwił współdziałanie, bo w kwestii militarnej były szanse na powodzenie. Oczywiście Brytyjczykom musiało by starczyć odwagi do starcia u Norweskich wybrzeży, a małe starcie by to nie było (to jednak nie była by Francja 1944, bo i Rzesza jeszcze silniejsza, a i teren mniej dogodny na inwazję). Niemniej przy serdecznej współpracy aliantów (na chwilę przyjmijmy, że taka była możliwa) zachodni alianci mogli wykorzystać w morsko-powietrznej bitwie przedinwazyjnej / inwazyjnej bazy na wschodzie i dręczyć nazistów regularnie z dwóch stron, pamiętając, że i sowieckie siły, mimo zaangażowania na pozostałej linii europejskiego frontu, mogły wywrzeć presje na nieprzyjaciela na północnym odcinku.
Reasumując zamiast Włoch mogła być Skandynawia, tak jak panicznie obawiał się tego Hitler, a naturalnej reduty jak tej w północnych Włoszech tam nie było. Operacja musiał by być przeprowadzona na pełną skalę i w 1943 były by już środki ku temu. Biorąc pod uwagę „norweskie klimaty” Adolfa więcej by tam środków posłał niż do Włoch, a tym samym bardziej osłabił zachód i południowy wschód, tym samym zarysowały by się korzystniejsze wizje dla sowieckich „południowych” uderzeń i późniejszego lądowania Anglosasów w Normandii. Tylko te sprzeczności wśród aliantów i brytyjska bojaźń przed wielkim starciem (choć i Niemcy bojaźń przed uszczerbkiem na flocie odczuwali wielką). Zbyt powierzchownie potraktowano przymiarki do „Jupitera” byśmy mieli dziś gotowe podwaliny pod szybką i jednoznaczną analizę szans na sukces norweskiej opcji.
***
„Alamo” (2004) –1836 rok, Teksańczycy chcą niezależności, ale nie są zgodni co do sposobu jej uzyskania. Meksykanie wierzą w bezwzględne tłumienie buntu siłą. W Alamo rodzący się naród amerykański stawi wrogi zdecydowany opór.
Amerykanie są odważni (porządne chłopaki, choć niepozbawione wad i spętane niekiedy własną legendą) a Meksykanie to marionetki w rękach rzeźnika.
Proste amerykańskie kino dla Amerykanów.
(Stara wersja bardziej zjadliwa)
No to przyznam, że czasami tego nie widać, jak chocby w kwestii porównania z flotą sowiecką lub wyborem do budowy bombowca nie myśliwca. W ogóle wydaje się Pan nie dostrzegać tla na którym zapadły te decyzje. Dzis mozemy wytknąć błędy jakimi były one obciążone, ale wówczas były jedna z alternatyw, w tamtych okolicznościach wygladająca na całkiem słuszną. A, że proroka Lebiody nie mieli to trudno mi im zarzucać. Widocznie jestem głupi, ale bedąc na ich miejscu podjąłbym podobne decyzje.
Pewnie, że konserwatywne elity nie są tu bez winy w kwestii zaniedbań czy też, niedostosowania się do dynamicznie zmieniającej się sytuacji w Europie i na świecie. Ale nie oszukujmy się, Angielskie czy Francuskie elity popelniły takie same błędy więc spokojnie możemy o naszych powiedzieć, że nie odstawały od swoich czasów. Ale znów, mówi Pan o przystosowaniu innych. Zapytam kogo? Jak wspomniałem Anglicy i Francuzi zaspali, nasi sasiedzi jak Rumunia czy Węgry były w jeszcze gorszej sytuacji niż my. Czesi? Ci z kolei mieli fuksa i odziedziczyli po CK całkiem przyzwoity przemysł i w miarę homogeniczne państwo. A Niemcy i Sowieci? Jedni dokonali skoku na który pozwalał im potężny przemysł którego my nie mieliśmy zas drudzy kosztem zagłodzenia kilku milionów... kogo u nas proponuje Pan zagłodzić? Kresowiaków, a może Gdańszczan?
Tak część dostrzegała u nas zagrozenie, ale na ile to był opór konserwatywnych elit, a na ile z "próżnego to i Salomon nie naleje?"
***
Pan nie pisał to mój domysł, po prostu nie wiem jak sobue to Pan wyobraża stąd zgadywanie. Nasi zamierzali zakorkować minami i op zatokę Fińską, co wg nich było najlepszą obroną dla konwojów sunących Sundem. Owszem zapory minowe miały byc ofensywne pod wrazymi bazami i na trasach ruchu. Zatoka fińska za głęboka nie jest, a i zima zamarnąć lubi. Jak na mój gust koncepcja naszej admiralicji nie była taka głupia, a Pan jak narazie nie podał żadnych kontr propozycji.
Hymmm torpedami broniono konwojów? Mógłby Pan rozwinąć?
Nie moim tokiem rozumowania :P Ja cały czas podaję tok rozumowania naszego dowództwa. Zapomina Pan kompletnie o tym, że oni pamietali rok 20 tam przewaga liczebna nie pomogła :]
A twierdzi Pan, że stara się patrzeć z ich perspektywy, a daje mi Pan optykę po drugowojenną :P
***
Ale te autocytaty nie wnosza niczego konkretnego...
***
Wybudowano go z 2 z tego co wiem na wiekszy remont trafił w 39, Niemcy akurat mieli wtedy troche pozapychane stocznie i udało sie go wydokować dopiero po wrześniu 39, niestety zycie prywatne i zawodowe nie pozwala mi na poświęcenie większej ilosci czasu na przekopywaniu materiałów, ale w końcu sie dokopię to podam źródło. Niestety z publikacjami dotyczacymi okrętów nawet tych najwiekszych często jest tak, ze bezmyślnie autorzy przepisują stan uzbrojenia na moment zatopienia.
Ale tu np:
http://german-navy.de/kriegsmarine/ships/training/bremse/index.html
mamy rysunek Bremse ze stanu na 39
***
Panie Pośle.. Panie Pośle.... tak, tak pisał Pan zgadza się, skonkretyzuję wiec pytanie, kto na początku 39 roku miał na sprzedaż większa ilość c/w/nkm?
***
A wie Pan, że nie zwróciłem uwagi ze osobno? Aż musze to sprawdzić, jeśli rzeczywiscie jest tak jak Pan pisze to faktycznie popisali sie ignorancją.
***
Ma Pan rację zamotałem sie trochę przez ten 40 - 44 powinienem był napisać nie drugi, a drugorzędny.
***
Co do oceny Pińskiej nie podejmuję sie dyskusji, akurat ten temat znam zbyt pobieżnie. Mogę jedynie zwrócic uwagę na to, że ze względu na pechowo niski stan wod w 39 niewiele by nam to pomogło.
***
Cóż moim zdaniem to po doświadczeniach w Finlandii Stalin by się raczej nie palił do tego, Szwecja lawirowała, ale było to aliantom częściowo na rekę, przez nią szły kanaly komunikacyjne do stanów np. a te z kolei Anglicy mieli pod kontrolą, pozbawiać sie mozliwosci czytania cudzych listów w imię rozproszenia jego i swoich sił? Nie wiem czy gra warta świeczki ;) A o prezentowaniu Skandynawów wujkowi to nie słyszałem, a wręcz przeciwnie. To właśnie poprzez skandynawię chciano wspierać Finów, w końcu opylano im "rewelacyjne" Gladiatory i Buffalo, broń i co tam jeszcze się dało wysłać. Nawet Włosi sprzedawali skandynawom broń i okręty. Choć niestety wiekszość tego nie zdążyło przed końcem wojny zimowej. Także nasza brygada miała jechać na Karelię via Sztokholm, ale jak Adi Napadl na Norwegię to sie plany pozmieniały. Jakoś odnosze wrażenie, że kompletnie ignoruje pan fakt, że w 40 to Stalin był sojusznikiem Adiego, a wrogiem Francji i Angli... rok później sie to wywróciło do góry kołami, ale nie było już Francji, naprawdę nie widze celowosci pakowania się w zimne klimaty skoro dla brytyjczyków większym priorytetem było wysiudanie Włochów i Niemców z Afryki. A potem jakby nie patrzeć na mapę bliżej do Berlina z Sycylii niż Sztokholmu, a i klimat łagodniejszy. W 41 to Finowie zostali zaatakowani przez sowietów i ich związek z Adim był z rozsądku nie miłości, nawet nie chcieli Ładogi zablokować tylko wrócili do dawnych granic... chyba Adiemu nie zapomnieli blokowania dostaw broń z Włoch w czasie zimowej... Co miało by popchnąć Szwedów i Finów w ramiona Niemców? zanim się poprztykał z Wujkiem Joe? Koalicję skandynawską przeciwko sowietom to alianci chcieli zmontować tyle, że Szwedom to nie leżało, a jak zaatakowąl Norwegie to zasadniczo ubiegł Brytoli o kilka dni, przecież to co popłyneło na pomoc np Narvikowi czekało na załadunek w portach. Determinacji im u wybrzeży Norwegii też odmowić nie można... na Norwegii Adi stracił 1/3 swojej floty.... całkiem niezły wynik jak na brak determinacji u Brytoli...
Odnosze wrażenie, że zapomina Pan o jednym jakże ważnym szczególiku, w 40 roku to Adi z Joe byli sojusznikami...
Naprawdę nie wiem kiedy i z kim chce Pan sie ścierać u wybrzeży Norwegii i w jakim terminie... przecież po 41 to nie miało najmniejszego sensu? O_o
D-Day w Narwiku? Toż przez gorzyste tereny Szwecji i Finlandii poprzecinane pojedyńczymi nitkami kolejowymi w "super klimacie" toż przecież Stalin by szybciej do Madrytu dojechał niż oni do Leningradu? Może i rece podali by sobie bardziej na wschodzie, ale przy akompaniamencie Francuskiej republiki rad.... O_o
Reasumując dziękujmy bogu, że jednak zdecydowano sie na Włochy.... patrząc na tempo postępów w również górzystym, ale całkiem ciepłym klimacie to jakbyśmy tam dorzucili zimę.... Europę oddajemy w prezencie Wujaszkowi Joe... to Adi mimo swoich obaw mógłby wziąść przykład z Finów i popatrzeć jak w tym terenie garstką powstrzymać całkiem spore siły....
***
Ale nowa bardziej patiotyczna i widowiskowa ;)
Nie widzimy czego nie chcemy widzieć. Zupełnie jak nasi decydenci w latach 30-tych. Tam gdzie ja domagam się zdrowego rozsądku i porządnej analizy, Pan (i oni) stawia na szklaną kulę. Zwolnienie Rumunów z sojuszu i porzucenie żołnierzy oraz sprzętu też spowodowane było brakiem plutonu jasnowidzów? Dla mnie to ta sama, szkodliwa maniera każąca lekceważyć analizę zagadnienia, która zafundowała nam nieroztropne lokowanie środków przeznaczonych na obronę. Ta przeklęta nonszalancja (by być taktownym użyje takiego sformułowania) decydentów w ocenie sytuacji kładła się cieniem latami na naszym potencjale obronnym.
Ale o tym już była nie raz mowa. Zamykamy temat, bo wszystko to w wielu poprzednich postach już było, od Hakaty przez myśliwce po zachodnie i wschodnie programy modernizacyjne.
***
Skoro okręty zbrojne w wyrzutnie torpedowe (tak nawodne jak i podwodne) w eskorcie pływały to i bronić konwojów za zadanie miały, a potencjalnych zagrożeń wiele i tych nawodnych i tych podwodnych, bo torpedami tylko do samolotów nie dawało się strzelać (a i to dlatego, że Niemcy lotniskowców nie mieli ;) ) Wiadomo, najlepiej było by eskortowce z uniwersalnymi armatami i wyrzutnią torped (tak na wszelki wypadek kontaktu z rajderem) obstawić całość , ale jak się nie ma co się lubi, to chwilowo się lubi co się ma.
Już pisałem, że mieliśmy szanse tylko w przypadku planu W ograniczonym zakresie, dlatego nieprzychylny byłem zamrażaniu (topieniu?) nadmiernych środków w flocie skazanej na zagładę w sytuacji konfliktu z Niemcami. Na ograniczoną flotę (bo nadzór / działania „policyjne”, bo propaganda, bo czynnik odstraszający) oczywiście wyrażam zgodę i rozumie konieczność jej posiadania. Podwodne minowce torpedowe (bez przesady w ilości, i tak nigdy nie byli byśmy sparaliżować minowo Sowietów, a jako uzupełnienie eskorty konwoju by mogły posłużyć, no i potencjalne zagrożenie dla największych okrętów wroga, trzy sztuki utrzymywane w należytym stanie, czyli modernizowane), kutry torpedowe (woły pociągowe dozoru i demonstracji naszej bytności na Bałtyku, ale i tu bez przesady, bo oszczędzamy na flocie), zespół niszczycieli jako eskortowce na wypadek planu W (tyle by obstawić jeden konwój i to bardziej jako element odstraszająco – demonstracyjny, na więcej nie było nas stać, trzy sztuki utrzymywane w należytym stanie, czyli modernizowane ) i do propagandowo – politycznego wydźwięku. Na zbyt dużego i drogiego „Gryfa” i „Orła” brak u nas było środków. Ciął bym wymiary i koszty, a na flotę godził się tylko z uwagi na potrzeby polityczne zewnętrze i wewnętrzne oraz konieczność zachowania dozoru nad swoją częścią morskiego tortu w czasie pokoju. Bez dwóch zdań mniej bym wydał na flotę niż wydaliśmy, a efektów gorszych bym wcale nie miał, prawda? Ukroił bym za to okrągłą sumkę na to i owo – szklanej kuli do przyjęcia takiej polityki nie potrzebował, tylko analizy ludzi pozbawionych sentymentów – racjonalistów pełną gębom :).
Ja wiem, że okręty są piękne, a bitwy morskie czystsze i bardziej rycerskie do tych na lądzie, ale wojna to płonące fabryki i obstrzeliwane drogi. Nie stać nas było na flotę z prawdziwego zdarzenia, która mogła się rzucić wrogowi do gardła, jedyne co mogliśmy to pokazać, że wróg zapłaci wysoką cenę jeśli zdecyduje się do nas przyjść, na morzu do zapłacenia tej ceny nigdy nie byli byśmy w stanie go zmusić, nawet drenując budżet sił lądowych i lotnictwa. Dodatkowa eskadra (czy dwie) niszczycieli lub okrętów podwodnych nic by nie zmieniła, nie byliśmy krajem wyspiarskim czy z choćby długą linią brzegową. Nasze okno na Bałtyk było małym okienkiem, które łatwo było zamknąć, wstawianie zbyt kosztownej okiennicy było marnotrawstwem środków. Może ujmę to inaczej – w sytuacji gdy mamy szerokie drzwi tarasowe musimy zająć się ich odpornością na włamanie, a nie małym okienkiem na stryszku :). Za bardzo sensownej namiastki broni pancernej(mobilnych punktów ogniowych) i samolotów (myśliwców, jeśli ktoś chce to nie i powie, że namiastki myśliwców, bo przestarzałe, bo wolne) potrzebowaliśmy o uniwersalnej artylerii przeciwlotniczej (lekkiej, mobilnej, zapychającej luki w obronie przeciwpancernej ) i motoryzacji armii (ciężarówkach) nie wspominając.
Ale o tym już była nie raz mowa. Zamykamy temat, bo wszystko to w wielu poprzednich postach już było. Wieli postów o naszej flocie pisaliśmy. Wiele o alternatywnej, czysto obronnej wizji tworzenia sił zbrojnych, którymi mimo wszystko można by teoretycznie wywiązywać się z ofensywnych zobowiązań wobec Francji.
***
Bo młode państwo bolszewickie nie było w stanie uzyskać przewagi liczebnej. Wyniszczenie wielką wojną, wojna domowa, burżuazyjna interwencja… To jeszcze nie jednolity kolos. Nie umniejszając naszym przodkom, między innymi dlatego Lenin zrezygnował z walki o Polskę na rzecz porządkowania własnego podwórka.
***
My chcieliśmy sprzedawać, bo moce produkcyjne mieliśmy wielkie, ale nie byliśmy w stanie kredytować produkcji i konkurencja przejmowała kontrakty.
(Czy aby nie chce Pan stwierdzić, że nie byliśmy w stanie sami zalać się ckm-mi? Byliśmy, jeno dzielnie funduszy to uniemożliwiło.)
O tym wszystkim już było, po co Pan wraca do tematu?
***
Woda opadała przez całe lata 30-te, więc kombinowali, oczywiście zatrzymując się niezręcznie w pół kroku. Tu pływaczek doczepimy, tam doczepimy, gruntownych zmian nie będziemy planować… Na Wisłę przerzucimy coś (byle nie za dużo!), ale w ostatniej chwili. Krótko mówiąc – świadomie mrozimy środki bojowe w formie, która nam się nie przyda i zdajemy sobie z tego sprawę. Działa milczą, karabiny (na ogół) milczą, widać stać nas było. :)
***
(Cieszy nas, że tematyka 1940 roku Panu nieobca, ale nasze zagadnienie rodzi się z czerwcem 1941 roku kiedy to Adolf zdradza Józka i zaczyna się ich szarpanina o majątek :))
Józek początkowo (zanim Włochy stały się faktem) bardzo chciał aliantów lądujących w Norwegii, w końcu dla niego liczyła się ubytek każdej niemieckiej dywizji. Brytyjski szef dał mu słowo, ale z nikim się nie skonsultował – kiedy jego właśni generałowie strzelili focha, a amerykański sojusznik zignorował musiał przed sowieckim kumplem świecić oczyma.
A co do solidarności z Norwegami to zachód tak był lojalny, że przeraził ich niemal na śmierć planami ich dowodów wdzięczności za sowiecki marsz wyzwoleńczy. Już w 1943 Roosevelt norweskiemu ministrowi spraw zagranicznych kazał się liczyć z „użyczeniem” Rosjanom Narviku i Skibotn w postaci „wolnych portów”, co ciekawe Stalin nigdy takich żądań nie zgłaszał, alianci sami zgadywali jego oczekiwania. Na szczęście dla Norwegów, Mołotow zrozumiał, że dostaje od Roosevelta zielone światło na okupację północnej Norwegii , ale nie dał się podejść kapitalistycznemu podżegaczowi wojennemu podkreślając, że Moskwa względem Norwegii roszczeń terytorialnych nie ma, bo przecież ZSRR nigdy nikogo nie zamierzało okupować. Norwegom udało się z Moskwą zawrzeć sensowny układ (Brytyjczycy zabiegali by Norwegowie byli ulegli wobec Stalina, ale sami nie prowadzili polityki wobec ZSRR strasząc ich, że sprowokują swą niezdarnością dyplomatyczną Rosjan do okupacji Norwegii) , potrafili nawet obiecać militarną pomoc na froncie wschodnim (Norwegowie Rosjanom? Mają ludzie poczucie humoru) i od października 1944 roku Iwan zaczął wyzwalać północną Norwegię. Dopiero teraz Rosjanie zgłosili pewne roszczenia terytorialne, ale w sumie niezbyt duże – Wyspa Niedźwiedzia i status Svalbardu, pojawiły się też plany sowieckich baz na zasadach dzierżawy. Ostatecznie rozeszło się po kościach i mimo sprzyjającej sytuacji Stalin w wrześniu 1945 wycofał ostatniego żołnierza z norweskiej ziemi. (A jak miło było by mieć w czasie zimnej wojny tam bazę bombowców z atomowymi niespodziankami lub bazę okrętów podwodnych z podobnymi upominkami?).
Front włoski stanął gdzie musiał by stanąć, a front północny mógł by sobie truchtać w słuszną stronę. Samo rozpoczęcie walk w tym rejonie, pod warunkiem, że była by to prawdziwa inwazja, osłabiło by kierunek afrykański w stopniu, który rozpoczął by jego obumieranie – pamiętajmy obsesje Adolfa na punkcie Norwegii. I jak już pisałem, o ile łatwiej było by w Normandii, gdyby Wał Atlantycki już się sypał na północy, a francuskie garnizony drenowano z żołnierzy i sprzętu.
Oczywiście Włochy były rozsądniejszą namiastką drugiego frontu z uwagi na polityczne uwarunkowania. Stalin nie pozwolił by przecież kapitalistycznemu korpusowi maszerować przez kraje nadbałtyckie do Prus Wschodnich, a może i Polski! Latem 1943 roku sytuacja nie była już tak tragiczna by dać sobie podbierać przyszłe łupy. Trudno też przyjąć, że zachodni żołnierze z radością bili by się na niegościnnym wschodzie, a przy braku porozumienia zaraz by zaczęła szwankować logistyka i strategiczne planowanie wspólnych działań. Tak, z Stalinem to się nie mogło udać.
Podobnie miała się z Gracją, niby sensowniejszy cel niż Włochy, ale blisko Józka i celowość operacji znów zależała by od zgrania działań. Kreta zamiast Sycylii, a Potem kontynentalna Grecja. Pewne histeria Adolfa o północną flankę wschodniego frontu i rumuńską ropę. Brak Alp i drenowanie francuskich garnizonów. Niestety, znów Stalin i jego interesy.
Co nam pozostało? Hiszpania „gdzieś Hiszpania za lasami, a tu zima, karnawał jest z nami…” (ech, łza się w oku kręci…). Stworzyć rząd na emigracji, Franco uznać za sojusznika Niemiec (w końcu błękitna dywizja i wspieranie niemieckiej floty – nagłośnić tylko co trzeba i zachowujemy wszelkie standardy by wypowiedzieć wojnę w celach obronnych zbrodniczemu reżimowi), oczywiście dać szanse na przystąpienie do aliansu. Trudno przyjąć, że szantażowany Franco nagle wykonał by gwałtowny zwrot, nawet zapraszając Adolfa na czas, nie zmienił by Hiszpanii w część Wału Północnego, a skądś trzeba by Hansów zabrać by Franco wzmocnić. Można wysyłać wielką armadę. Tyle tylko, że… Sięgnąć po komunistów hiszpańskich jako przedstawicieli zachodniego kraju? Pozwolić sobie na powrót stalinowskiej agentury? Stworzyć precedens do zajęcia przez Stalina Szwecji albo Szwajcarii (uchowaj Boże!)?
Wybieramy bezpieczną Włoską opcję, wojny nią nie wygramy, ale poćwiczymy i pokażemy, że walczymy.
***
Wszędzie ci żołnierze wyklęci. Ja rozumie walczyć i na dwa fronty do 1945 roku, wierząc w to i tamto, licząc na to i tamto, ale po maju 1945? Czasem większą odwagą jest budowanie piekarni niż latanie z karabinem po lesie, a chętka na bratobójczą wojenkę zawsze napawała mnie niesmakiem. A Pan? Jak u Pana w tym temacie? Zgodnie z jedyną sprawiedliwą opcją? :)
Nie, nie i jeszcze raz nie, Pan nawet nie próbuje spojrzeć z ówczesnej perspektywy preferując obecną. Skoro praktycznie nikt na świecie nie przewidział takiego rozwoju wypadków dlaczego akurat pretensja do naszych?
Zwolnienie Rumunów z sojuszu? A to niby przeciwko komu mieli oni wystąpić? Z tego co mi wiadomo sojusz tośmy mieli z nimi przeciwko sowietom, a im to nawet my sami nie wypowiedzielismy wojny więc skąd pretensja do sojusznika?
Z porzucenia żołnierzy to nie do mnie o tłumaczenie, ale sprzęt? A kto miał go ciągnąć z pól bitewnych żółnierze na plecach? A w Rumunii, jak oni sami w strachu dobrze, ze żołnierzy wypuszczali, ale wymagać by robili to jeszcze ze sprzętem to przesada.
Nonszalancja, nonszalancją było jej sporo, ale też i przyczyn obiektywnych trochę, a zupełnie je Pan pomija.
***
Toć lubiliśmy :) torpedy to raczej taka broń ofensywna stąd w obronie konwojów sporadycznie używana. Jak sie przekonali Japończycy w tej funkcji więcej z niej szkodnika niż pożytku ;)
Cóż ekonomiczne to nie było, ale 2 sprawy, początkowo nikt nie przewidywał, że Niemcy się tak szybko odbudują i drugie sojusznicy stawiali nam jako warunek wkład własny w eskortę dostaw :] a gdybyśmy do eskorty wystawili zespół motorówek, to chyba z ich strony nie spotkało by się to ze zrozumieniem.
Co Pan z tymi kutrami? Pomijam juz fakt, że nigdzie przez cała wojnę to nic konkretnego to to nie zwojowało, to starczył by mały sztorm, by Marat mógł Gdynię pepeszami ostrzeliwywać nawet nie naprawiając artylerii głównej :P
Gryf z kolei to najbardziej ofensywna zabawka jaka posiadaliśmy, a ze jej użyć nie potrafiliśmy to wina zabawki?
Zbyt drogi i duży Orzeł? To żart? Orzeł kosztował niewiele więcej niż Wilki, a spory był z prostej przyczyny, by być szybkim i silnie uzbrojonym musiał mieć swoje rozmiary, miniaturyzacja to nie w tej epoce. Pocięcie wielkości jednego i drugiego to dopiero by było wyrzucenie kasy w błoto, że jeden i drugi nie odegrał żadnej roli to nie ich wina, zawiedli ludzie nie maszyny.
Mniej by Pan wydał na flotę niż wydaliśmy? To żart czy nieświadomość? Spieszę przypomnieć, że gros floty zbudowaliśmy z kredytów i to celowych, przeznaczamy je na to i owo albo w ogóle ich nie mamy.... więc jakby Pan mniej wydał na flotę to nie miałby Pan żadnej floty...
Ma Pan rację na wypadek N to była kosztowna okiennica, ale na wypadek R nieodzowna.
***
Chwila chwila... trochę go do tej rezygnacji przekonaliśmy....
***
Nie wracam to na marginesie było, tylko jakoś nie bardzo kojarze gdziesmy tę produkcję taka masową mieli?
***
Tutaj to sobie Pan zagrywa nieuczciwie... Właśnie flotylla miała by spora rolę do odegrania gdyby 17 nastąpił bez 1 ...
Odwrócenie sojuszy w 39 to w ogóle była zabawa.... Adi z największym wrogiem wspólnie w akcji a najlepszy przyjaciel go potępia i zachowuje "stan po za wojną"?
***
I dobrze, że nie posluchali jego fanaberii :P
Pomysłom Rooseveta to sie nie dziwię miał wiecej w otoczeniu zwolenników Stalina niż sam Stalin, dobrze, że mu w końcu baterie od wózka wyszły bo mogło by być nieciekawie, fobii
Adiego bym nie przeceniał i tak kilka dywizji sie tam w nartach wprawiało, a dla aliantów było by to tylko rozproszenie sił i środków.
W Afryce niewiele by to odmienilo, tam to w ogóle była zabawa w berka pomieszana z komedią błędów i pomyłek. MAm głupie wrażenie, że Norwegii Pan na fotografiach nawet nie widział, inwazja tamtędy to samobójstwo. O marszu przez kraje bałtyckie nie wspomnę to ultra sf... w Normandii nie było by łatwiej, przecież do obrony Norwegii Niemcom spokojnie by wystarczyło to co tam juz było, a front nie truchtałby a stal w miejscu....
Francuskie garnizony drenowano z ludzi i sprzętu? To co tam robiły doborowe dywizje Waffen z najnowszym sprzętem? Jak taka Panzer Lehr była wydrenowana to ja wole sie nie pytać jak wyglądaly dywizje niewydrenowane....
Za zgodą Józka czy nie jak niby miano by dostarczać wojsku choćby amunicję do tych krajów Bałtyckich??? Chyba nie via Wławywostok....
Fantazja Pana poniosła.....
W Grecji to niestety mimo usilnych starań Churchila, Roosevelt usłuchał Józka niekoniecznie źle, droga przez Karpaty też nie była najlepszym pomysłem.
Łoo z Hiszpania to w ogóle po bandzie widzę.... Franco nie był głupi by pchac łapę międzu drzwi a futrynę, a Roosevelt z Churchilem jednak lekcje z geografii odrobili, bo z Madrytu ciut dalej do Berlina niz z Paryża i Ardeny to nie Pireneje...
***
Hehe akurat tu to Pana popieram, może nie do końca nazwał bym to chęcia na bratobójczą wojenkę, bo niektórzy mieli faktycznie wybór: las z bronią w ręku czy leczenie klimatyczne na syberii...
Tragiczna część naszej historii i daleki jestem tu od peanów pochwalnych jak i potępienia w czambuł.
Ps mam kilka ciekawych (mam nadzieje) czytadeł dla Pana, ale ze brak mi czasu na chlastanie pdf-ek to poślę w całości myślę że sam Pan dobierze co warto poczytać
Nie wierzę! Różnicy między państwem sojuszniczym a neutralnym Pan nie dostrzega? Po 17 września mieliśmy prawo do traktowania naszych żołnierzy jako żołnierzy państwa, któremu należy się pomoc i naszego sprzętu wjeżdżającego / wlatującego do Rumuni jak własności sojusznika. Bezmyślnie daliśmy im wolną rękę w obraniu miłej Niemcom postawy. Polscy decydenci machnęli bezmyślnie ręką na polskich żołnierzy i polską broń. Nie oczekują, że Rumuni zrobili by coś więcej jak choć przez jakiś czas, w pewnym zakresie umożliwi tranzyt ludzi (być może i środków) do Francji. Bezmyślność, bezmyślność o wymiarze przestępczym, będąca zdradą naszych interesów (tylko proszę nie oskarżać mnie o górnolotne frazesy :) ) i zwykłego Jaśka z poboru! Do tego Jaśka z poboru to zawsze będę miał słabość.
Naprawdę mnie Pan zaskoczył. Chociaż powinien przywyknąć, że łatwo Pan rozgrzeszenia udziela :)
***
A to się chyba obrażę. Toć o naszym wz. 30 tyle pisałem. I o jego producencie i cenie i próbach eksportu… Fakty było to miesiące temu, mógł Pan zapomnieć, chociaż… Ja przecież tak zajmująco piszę :). Po krótce PWU potrafiło zbliżyć się do dwóch tysięcy sztuk rocznie jeśli były zamówienia, a z tym był kłopot i tak w 1938 (ostatnim pokojowym roku) wyprodukowano 1923 sztuki z czego wojsko zamówiło 423. :( Po więcej odsyłam w czeluść naszej debaty.
***
Wie Pan jak to jest z kredytem, trzeba go spłacić :) Owszem jak potrzeba chwili karze to brać należy, ale bez przesady – utrzymanie kosztuje, modernizacje kosztują, nawet gdy machniemy ręką na odsetki zostaje kapitał do spłaty.
Ponieważ uznaję flotę za zasadną jedynie w czasie pokoju i wariantu W (a i to przy założeniu sowieckiej nieporadności i braku zdecydowania), to i potrzebował bym czegoś taniego (w budowie i eksploatacji) by moich niszczycieli i okrętów podwodnych nie zajechać (muszę jakoś wrogom pokazywać, że jestem obecny na Bałtyku i nawet „marynarskiego guzika”, muszę na czymś marynarzy szkolić, by mieć kadry na lepsze i gorsze czasy, pchając fundusze w siły lądowe i lotnictwo muszę oszczędzać , wydłużając bojową żywotność moich najdroższych okrętów, które trzymam w roli straszaka, odpowiednio je eksponując) . A skoro ptaszki się dało radę zrobić w kraju (i rzeczne ustrojstwa), to i kutry by się dało, trzeba by tylko chcieć. No i jak pisałem, flotylli kutrów tworzyć nie zamierzałem, bo przecież tylko na czas pokoju, ewentualnie ograniczonej mocno rozróby z Sowietami. Torpedy by miały (dwie?) i jakieś bomby głębinowe (dwa zaczepy do roli odstraszania wrogich podwodniaków w czasie pokoju) i kilka nkm-ów plot (dwa po dwa), więc niby groźne by były przynajmniej w czasie pokoju (w czasie wojny albo patrole, albo nocny rajd, w ostateczności straceńczy atak – może przy współdziałaniu okrętów podwodnych) i tanie. Tanie!
Pieniądze, pieniądze, pieniądze… [Wiadomo, wolał bym postawić zamiast na kutry na torpedowce (w wersji miniaturowe niszczyciele), albo dodatkowe podwodne minowce, ale stać nas nie było]. Zakupić i utrzymać trzy okręty podwodne <(co do relacji „Orzeł” „Wilk” to jak powoływać się na ich ceny, skoro „Orzeł” wodowany dziewięć lat później? Mieliśmy już trzy minowo – torpedowe i porwaliśmy się na dwa kolejne okręty podwodne [w panującej sytuacji bezwzględnie było to nietrafione mrożenie kapitału – a zbierać datki można i na baterie nadbrzeżne i na klucze myśliwców], tak więc , zdanie „Na zbyt dużego i drogiego „Gryfa” i „Orła” brak u nas było środków” jak najbardziej zasadne. Co więcej gdyby już koniecznie domagano się kolejnych dwóch sztuk, to można było taniej – „oceaniczna” jednostka na Bałtyk to przerost formy nad treścią, kiedy liczy się każdy grosz)>, a pięć jest różnica, zakupić i utrzymać pięć dużych (względnie dużych) jednostek nawodnych, a trzy jest różnica. Dodatkowo kasujemy sporo starego pływającego (lub nie) złomu (toto, też koszty generuje). Wiem, wiem to nie flota z Pana marzeń, ale tu o przetrwanie chodziło.
((Choroba morska – a może zredukować ilość niszczycieli o jedną sztukę? Zawsze parę samolotów by było, a dwa na zmianę mogły by banderę reprezentować :) Pal sześć eskortę konwoju – w końcu i tak widzę sens dla niej przy niemrawej utarczce wschodniej, przy której eskorta miała by być bardziej dla zasady i wymowy politycznej )) Czyli skoro na wodzie artylerią nigdy nie zagrozimy dużym jednostkom wroga, to musimy chwycić się torped, a skoro przy linii brzegowej i dysproporcji środków, nasza flota może zostać błyskawicznie zdławiona, czynimy z niej narzędzie obrony na czas pokoju (wydźwięk propagandowo – polityczny) i dbamy by za dużo nie zamrozić w niej kapitału kosztem lądu i powietrza. Ekonomia, ekonomia, ekonomia…
Wracając do kredytów, francuskie stocznie miały swoich właścicieli, ale zakłady produkcji silników lotniczych, armat i czołgów również. Sporo francuskiego sprzętu była diabła warta, ale to i owo można by znaleźć i jak trzeba było spożytkować kredyty to należało się zdrowo nagimnastykować by wywalczyć sobie odpowiednie ich przeznaczenie. Sęk w tym, że u nas wielu wielka flota się marzyła i brano jak leci co sojusznik w kwestii kredytowej polityki proponował. Idealnym sojusznikiem byliśmy, aż dziw, że tak tanio nas sprzedali.
Broń nie zawodzi wtedy, kiedy prócz walorów techniczny potrafi się sensownie wpisać w plan działań wojennych i zostaje z sukcesem wykorzystana. Nasze jednostki nawodne za szybko uległy wrogowi z powietrza, nasze jednostki podwodne… jakby to ująć… zostały w większości przeniesione do rezerwy jeszcze w czasie trwania działań wojennych.
Wniosek – pieniędzy zamrożonych w flotę nie udało się racjonalnie spożytkować w trakcie trwania wrześniowego konfliktu. Ale my już o tym dyskutowaliśmy.
***
Drenowanie francuskich garnizonów w sytuacji poważnej inwazji na kontynent (pisałem wyraźnie). Włochy poważną inwazją nie były (pisałem wyraźnie). Niejako więc jesteśmy zgodni, że przez Stalina nie był możliwy żadne z planów bliższych geograficznie ZSRR. Co do Norwegii to Pan zapomina, czego nauczyła nas historia (i co już podkreślałem) – tam sobie walczono i maszerowano od lewej do prawej, a więc można było (pewnie jakby walczący widzieli pocztówki z Norwegii to by nie dali rady, ale błogosławiona ignorancja zrobiła swoje, prawda?). Wiem niewygodny to fakt, ale bezsporny.
Hiszpania w ogniu od kilku miesięcy zamiast Włoch, w dniu D była by jak znalazł. Uderzenia lotnicze z nowych baz, możliwość lokalnych uderzeń, tak lądowych jak i morskich (może południe Francji doczekało by się inwazji w mocniejszym wydaniu). Pireneje to nie Alpy, a i tak przez nie nikt do Berlina nie zamierzał by iść. Niemniej znów problemy natury politycznej.
Reasumując – nie bójmy się otwierać na nowe, bezstronnie analizujmy rysujące się możliwości i szukajmy nowych. Wojna nie zawsze nagradza myślących schematami :)
***
Czytam Bieszanowa o czerwonych podbojach 1939-1940 i oczom nie wierzę. Tak podchodzi do sprawy polskiej jakby temat go parzył. Faktem jest, że wiele wpadek mieliśmy w ramach przygotować na wielką burzę (pierwszy to powiem / napiszę), ale ten pan nawet mnie mierzi. Nie posądzę go o tak wielką ignorancję, to raczej wyraźna niechęć i uprzedzenia. Piętnuje jak zwykle przestępcze absurdy ZSRR, ale traci perspektywę w ocenie polsko-sowieckich i polsko-niemieckich relacji. Niemal oskarża nas o wybuch wojny i redukuje do roli nazistowskiego giermka, zapominając, że kilka stron wcześniej uczciwe przyznał, że Niemcy musieli uderzyć na Polskę bezwarunkowo. Jesteśmy więc winni flirtu z nazistami, a podwójnie winni, że flirt nie przerodził się w nic poważniejszego i skończyło się wojną.
Kolejna wina to niechęć do walki z sowietami, niby autor wie, że granica goła i wszyscy od dwóch tygodni drą koty z nazistami, ale jakoś mu nie w smak milczące pole bitwy. Chociaż po kilku akapitach zapomina o tym i powtarza za czerwoną propagandą o polskich ckm-ach na każdej wieży kościelnej.
Co jeszcze dla Bieszanowa jest niewygodne. Sowieckie straty. Z Niemcami widać nie wstyd gafy strzelać, ale niezdarność okazana przy zajmowaniu walczącej z Adolfem Polski krępująca się okazuje i staje się pretekstem do niedomówień, przemilczeń i nadinterpretacji.
Rozczarowałem się.
Sojusznicze nie przeciwko Niemcom, jeśli chodzi o konflikt ten akurat to jak najbardziej neutralne :P
Nie, nie mieliśmy prawa, bo de facto wojny z Sowietami nie mieliśmy, skoro my nie wypowiadamy napastnikowi wojny to jakim cudem mamy wymagania wobec sojusznika?
Daliśmy im wolną rękę, bo i wyboru zbytnio nie mieliśmy, ot tyle do powiedzenia co Gajowy na okręcie. Nie bezmyślność, a realia, nikt za nas głowy nadstawiał nie będzie, polityka to nie sentymenty... Niemcy byli dla rumunów poważnym i realnym zagrożeniem, a my? co im mogliśmy zaoferować?
Nikogo nie rozgrzeszam jestem realistą :)
***
Dobrze a za co?
***
Większość Państw się zbroi na kredyt w różny sposób nabyty więc bez przesady. Jakby każdy chciał za gotowkę to byśmy wojen pewnie nie mieli hehehe. Wystarczy sobie uswiadomić, że całkiem niedawno Rosjanie zapłacili ostatnia ratę za Lend lease :] a rząd brytyjski zdaje się 2006 spłacił, a jeszcze w latach 20 spłacał ostatnie pożyczki z wojen napoleońskich :]
Sęk w tym, że taki niszczyciel czy duży op może pływać około 15 lat niewiele tracąc na wartości bojowej, a kuter po 5 nadaje się na złom. Czyli budując 2 niszczyciele na 15 lat wydamy powiedzmy bańkę (po 500tys za sztukę). Żeby mieć wartość bojową równoważną w kutrach za jeden niszczyciel potrzebujemy 4 kutry, po 50tyś. Czyli łącznie 8 kutrów za 400tyś. Na starcie zamiast bańki wydaliśmy niecałe pół. Ale w ciągu 15 lat trzeba kutry 3 razy wymienić co daje nam 3x400tyś... suma summarum niszczyciele wyszły bańkę a kutry bańkę 200. To taki przykład, że w cale to co mniejsze nie musi być tańsze.
Chyba Pan nie czytał historii powstania ptaszków, tanie to one nie były, a budowa kutra to troszkę inna para kaloszy, choćby silniki do nich skąd je wziąć?
Torpedy 2 i bomby bg 2 ok, tylko, że do użycia na własnym podwórku, a to znaczy, że wróg jest już tu i rozwala nam drzwi... a pod ogniem dział sie dosyć nieprzyjemnie transportowce rozładowuje... a mały sztorm i nigdzie nie popłyniemy. Dlaczego od marynarzy wymaga Pan straceńczych ataków? A co to nie ludzie? Dlaczego maja narabiać za kamikaze zamiast się normalnie i sensownie bić? Skoro Łomidze ze strachu bezsensownie wyrzucił za burtę miny to kto by go przekonał do straceńczego ataku?? W przypadku Kloczkowskiego jak i Łomidze we wrześniu zawiedli ludzie nie okręty.
Współpraca z op? Niby jak? Przy ówczesnych środkach łączności?
Tanie to może by to i było pytanie ile warte? Jest takie powiedzonko, że tanie mięso i psy jedzą.... :P
Miniaturowy niszczyciel? Ech, kolejny absurd. Grom sam "na klatę" spokojnie brał 2 Noviki, lub jednego Zenkera, albo Lenningrada, 2 do spółki z błyskotką groźne by były dla Kolna czy Kirowa... a małe niszczyciele? Dla kogo? Sęk w tym, że za 1 Groma nie dostaniemy dwóch małych a co najwyżej 1 1/3 małego. Więc jak za 2 Gromy mamy 2 i pół malucha? Gdzie tu oszczędność?
Dodatkowe podwodne minowce akurat budowaliśmy.
Normalnie, technika wojenna idzie do przodu nowocześniejsze to i droższe.
3 minowe miały inne przeznaczenie niż 2 szybkie. To raz, a 2 to minowe się już trochę starzały, szybki op jest dosyć uniwersalną bronią zarówno ofensywna jak i defensywną, baterie nabrzeżne? ok tylko gdzie i jakie, bo akurat duże to chcieliśmy kupić jednak nie bardzo było gdzie. A klucze myśliwców? Kto i gdzie w latach 31-34 jak opracowywano wymagania na Orła sprzedawał myśliwce? Chyba my... zdaje się że nawet P11.... Więcej P11 we wrześniu zrobiło by różnicę? A w 35 jak negocjowano budowę lub w 36 jak rozpoczęto budowę to kto sprzedawał myśliwce? Czy mnie pamięć nie myli czy przypadkiem wtedy nie oblatywano dopiero hurricane i bf 109?? W ogóle w chwili położenia stępki czyli w 36 jakieś myśliwce były do kupienia?
Mrożenie kapitału? Czy ja dobrze słyszę? Zbiórka celowa to kapitał zamrożony?, a Kredyt celowy na Gryfa to kapitał zamrożony?? Hym ciekawe ciekawe..
Oceaniczny Orzeł.... 70 lat po wojnie, a bzdury komunistyczne dalej żywe... boże słyszysz i nie grzmisz...
Pozwolę sobie na tłumaczenie obrazowe.
Brytyjski pancernik z 1 wojny miał długość 187m i pływał z prędkością 21w
brytyjski krążownik liniowy Lion miał 213m i pływał z prędkością 26w
i analogia
Wilk miał 77m i pływał max 14w
Orzeł miał 85m i plywał max 19w
Zgadnie Pan po co była niektórym okrętom większa wielkość czy woli Pan powtarzać bzdury o oceaniczności? I co to w ogóle jest oceaniczność? Orzeł wypierał jakieś 1500t Whiskeye powojenne 1600t Foxtroty juz ponad 2tyś a obecny Kilo ponad 3tyś... to co od czasów powojennych mamy same oceaniczne op? Po co? 40 lat żyję a nie miałem pojęcia, że PRL miał oceaniczną flotę op...
Zredukować można, tylko że:....
W czasie budowy Wichra jakie myśliwce można było kupić i jakie w trakcie budowy Groma? Czyli w 30 i 35? I co one by były warte w 39?
Bo zarówno Grom jak i Wicher były całkiem przydatne....
Ekonomia? Jaką ekonomię ma Pan na myśli? Chyba komunistyczną....
Po pierwsze sowietom na wodzie nie artylerią mieliśmy grozić, to raz, każdy z naszych niszczycieli był co najmniej równorzędnym przeciwnikiem dla każdego sowieckiego nawet najnowszego niszczyciela, ba były budowane po 2 by stanowić zespół. W parze Wicher i Burza stanowiły zagrożenie dla sowieckich cudów typu Moskwa, w parze Grom i Błyskotka były groźne nawet dla Kirowa.
W tym momencie wróg nie ma swobody działania musi tworzyć odpowiednio silne zespoły. Wszystkie nasze niszczyciele były wyposażone w torpedy, a do tego Grom i Błyskotka były bardzo szybkie. Zostaje nam Gangut, ale prędkość marszowa Ganguta to ok 17w max 19... czyż nie tyle osiągają nasze Orły? Do tego maja 20 torped na pokładzie..... A na końcu mamy clou programu.... otóż praktycznie żaden z cięższych okrętów sowieckich nie był w stanie bez tankowania po drodze obrócić z Kronsztadu do zatoki gdańskiej i nazad.... Ale jeśli ekonomicznym jest pozwolenie na pływanie wrogowi we własnym basenie to ja pytań nie mam...
Tak , francuskie kredyty... ależ owszem mieli nawet fabrykę obuwia wojskowego... sęk w tym, że tylko właściciele stoczni byli chętni kredytu udzielić, bo akurat oni roboty nie mieli .... ale zamiast prawdy lepsze są mity o wielkiej flocie....
Tanio nas sprzedali? Władowanie się w wojnę którą przegrali i trafili na 4 lata pod okupację tracąc końcowo kolonie i status mocarstwa... niezłe tanio.... ciekawa ta Pana ekonomia ciekawa... to ile milionów francuzów powinno zginąć by było drogo lub choć wystarczająco? Co Francja powinna stracić? Normandie i Alzację czy starczyło by wyburzenie Paryża? Ile by to było w sam raz dla Pana? Co Francuzi powinni poświęcić by Pana zadowolić? To że powinni za nas wojnę wygrać już we wrześniu bez względu na wszystko to oczywiste, ale jestem ciekaw ile francuskich trupów satysfakcjonowało by Polskie ego?
***
Nasze jednostki nawodne szybko uległy wrogowi? A to dziwne, a ja myślałem, że mieliśmy całkiem sporą flotę nawodną w 45 nawet z krążownikiem.... ale fakt we wrześniu niewiele, ale to zapewne z powodu swojej ceny Gryf miny pogubił... a Orzeł z powodu oceaniczności internował się w Tallinie...
Do rezerwy powiada Pan... ciekawe czy poda mi Pan jaki to 60 osobowy oddział jednego dnia zniszczył/zabił 19 marynarzy, 164 żołnierzy, cztery armaty przeciwlotnicze 105 mm, sześć armat 20 mm, 71 pojazdów, 73 konie oraz 292 tony zaopatrzenia....
Ale się nie opłaciło... wg Pańskiej ekonomi.... a choćbyśmy całą kase z floty wpakowali w piechotę samoloty i czołgi to przewagi Niemieckiej by to nie zniwelowało i sowieckiej też.... de facto wynik września byłby taki sam...
***
Nie zrozumiał mnie Pan, Francuzi garnizonów nie planowali drenować, na Finlandię, a później Norwegię szykowano "nadwyżki" w postaci polskich strzelców i legii cudzoziemskiej. Włochy poważni nie byli co nie znaczy, że można było granice z nimi z wojska ogołocić.
Marsz w pobliżu wujaszka Joe nie był możliwy ze względów geograficznych i logistycznych. Gdzie w Norwegii walczono i kiedy? O porty jedynie i jedyną linię kolejową, tamtędy do pribałtyki? To nie niewygodne, a nierealne. Fińskiej prezentacji Pan nie zna jak w tamtejszych warunkach małymi siłami zatrzymać potężną armię?
Hiszpania? A po co i czym? Hiszpania była zrujnowana po wojnie domowej, a Franco jednak nie okazał się głupcem. Takie stawiał warunki Adiemu co do dostawy sprzętu, że ten nie był wstanie tego spełnić.
Schematy może niekoniecznie, ale też odrobinę realizmu zamiast czystego sf..
***
Pan to naprawdę cudów wymaga... Bieszanow i tak idzie sporo na przód, w porównaniu do reszty rosyjskich "historyków" i nie opowiada o internacjonalnej pomocy dla uciśnionych Białorusinów. Nie jest bez grzechu, ale w porównaniu do reszty jego poglądy to prawie rewolucja. Trudno wymagać by się całkiem wyzwolił z dekad sowieckiej propagandy, Pan też opowiada banialuki o "oceanicznym Orle" XD toczka w toczkę jak to propaganda sowietów propagowała.
Co do nazistowskiego flirtu, cóż to nie jest takie proste wbrew temu co się obecnie propaguje reżim Piłsudskiego był postrzegany jako pro faszystowski. W ogóle nurty polityczne w okresie międzywojennym mocno się antagonizowała pomiędzy faszyzm i komunizm.
Bieszanow podobnie jak i Sołonin idealni nie są jednak jest to naprawdę spore światełko w tunelu tamtejszej historiografii.
Nie twierdzę, że trzeba im przyklaskiwać we wszystkim, ale błędów maja mniej niż niejeden zachodni autor.,
Wypowiedzenie wojny sowietom na dłuższą metę mogło mieć katastrofalne skutki. Owszem Iwany potrafiły przejść do porządku dziennego nad zmianą sojuszu przez dotychczasowych partnerów Adolfa (np. Rumunia, Słowacja, Finlandia), ale Polska to trochę inne relacje. Choć ofiarą Niemiec byliśmy, a nie sojusznikiem, to oficjalny stan wojny z ZSRR mógł bardzo skomplikować i tak skomplikowane relacje w późniejszej fazie wojny i przełożyć się w jej wcześniejszej fazie na większą ilość ofiar po stronie Polski (wróg to wróg).
Brak wypowiedzenia wojny ZSRR przy bezsprzecznej realność najazdu sowieckiego nie zwalniała Rumunii z sojuszniczych zobowiązań. Sojusznik padł ofiarą najazdu i można było to wykorzystać dla przychylniejszej „neutralności”. Jak pisałem nikt nie kazał by Rumunom rzucać się do gardła Stalinowi, ot życzliwe przyjęcie Jasków i ich sprzętu i umożliwienie tranzytu do Francji. Czy by się tak zachowali gdybyśmy ich sami nie zwolnili? Nie dowiemy się. Zrobiliśmy jednak coś co było całkowicie bezsensowne – daliśmy prezent Rumunom w postaci rezygnacji z wszelkich praw (nawet tych szczątkowych, należnych w ówczesnej sytuacji) należnych sojusznikowi. Grzech zaniechania, grzech głupoty, grzech śmiertelny. Nigdy nie będzie „im” odpuszczone. :)
***
Bardzo śmieszne. Bardzo :) (Za stary jestem by ronda nie zauważyć w których ma Pan wyraźne upodobanie).
***
Przecenia Pan wartość nominalną moich „motorówek” (to nie wielkie najeżone bronią jednostki, to sprzęt powstały na bazie naszych morskich i rzecznych doświadczeń szkutniczych i na podstawie istniejącej w kraju infrastruktury) i zapomina, że moja „polityczna” flota miała być narzędziem czasu pokoju generującą głównie oszczędności. Polityka międzynarodowa, polityka wewnętrzna + prawa ekonomii + potrzeby realnych sił obrony (siły naziemne i powietrzne) = skromna, ale widoczna flota. Zresztą o kutrach szeroko już było X postów temu gdy wspominaliśmy o gdańskim kryzysie. Pisałem o tym, że nie wchodzą do linii w jednym czasie, że sporo osprzętowania można przenieść na następcę, że zbiórki na nie również mogły być sukcesem i że środki zaoszczędzone , bo nie wydane jednorazowo na większą jednostkę to środki, które można było przeznaczyć na pilniejsze potrzeby sił powietrznych i armii.
Skoro niemiecka flota (przy wsparciu lotnictwa) przy naszej linii brzegowej błyskawicznie była w stanie zająć się naszymi siłami to czemuż miałem mrozić kapitał? Skoro sowiecka flota była tak niezdarna i licha technicznie to starczyły by mniejsze środki, czyli mój okrojony skład, no chyba, że Sowieci nie tak kiepscy, albo przewaga liczebna mimo wszystko groźna, a wtedy i z rzeczywistym wrześniowym składem nie dali byśmy rady, więc znów mrożenie kapitału. A kapitał cenny jak nigdy wcześniej, bo między młotem a kowadłem trzeba się liczyć z każdą złotówką i do tego, że jest się między młotem a kowadłem jasnowidzów nie trzeba.
A na co Panu bezprzewodowy Internet, kiedy w zaciszu gabinetu planuje Pan akcję z dowódcami jednostek. Przygotowanie kilku wariantów wspólnych działań to nie zawsze trwanie przy radiostacji. Samodzielność w działaniu, racjonalna analiza dostępnych informacji, znajomość założeń planów operacyjnych w ramach, których się poruszamy. Różne formacje floty mogą współdziałać z sobą w ramach wcześniej przyjętego planu uwzględniającego dostosowanie się do zmieniającej się sytuacji. Nie będą to chirurgiczne uderzenia, ale celowe współdziałanie z myślą o maksymalizacji efektu będzie bezsprzeczne, a czy to będzie osłona Helu, czy blokada Gdańska to już inna historia.
***
Jak pisałem kredyty brać, ale mądrze je wydawać (na silniki do kutrów można, ale gdy czołgów / samochód pancernych brak, gdy artyleria plot. i myśliwce potrzebne rozpaczliwie). Panie Pośle co ja pisałem o przeznaczeniu kredytów? Co ja pisałem o celach zbiórek? Tak i jeszcze raz tak! Zamrożony kapitał bezsprzecznie. Panie Pośle Pan przeczyta co pisałem w poprzedni poście. Zbiórki społeczne jak najbardziej, ale jak pisałem na inne militarne cele. Nie dają na kredyt gotowego myśliwca, to może kupimy sobie lepszy silnik (to później w wersji rozwojowej jedenastki), a może sami budujemy więcej naszych myśliwców ponieważ nie musimy wydawać tyle na artylerie i amunicje (bo przypadkiem udało się kredyty załatwić). Państwo to nie szary obywatel z kontem tylko w jednym banku i jednym portfelem. Budżet skomplikowana sprawa, ale są ludzie, którzy się na tym zagadnieniu znają, sęk w tym, że trzeba dać im pokazać co potrafią, a tu różnie bywa, bywało i będzie bywało.
***
Kryterium upływu czasu Panu umyka? To znaczy, że Adolf miał tylko flotę podwodną flotę Bałtycką? Ani przed wrześniem, ani po wrześniu 39, ale przed majem 45 nikt nie miał oceanicznych jednostek , bo przecież okręt linowy w tym czasie… Bo przecież 50 lat później atomowy okręt podwodny… Ubawił mnie Pan Panie pośle przednie. Dziękuję i proszę o więcej :)
Debatujemy o wrześniu 39 i doskonale Pan o tym wie, tak jak i wie Pan, że w 39 nasze flota osiągnęła… Co osiągnęła? Tak. Wiem, wiem , zabrakło kompanii jasnowidzów, a zamiast ZSRR, zaatakowali nas Niemcy wsparci dodatkowo przez ZSRR. Gruby nietakt ze strony historii, że Grom i Błyskawica nie mogli sobie poużywać na niedouczonych sowieckich marynarzach. Idąc Pana tokiem rozumowania to i nasze tankietki nie zawiodły, tylko decydenci, którzy skazali je na rolę czołgów podczas gdy mogły być tylko lekkimi wozami wsparcia ogniowego piechoty.
Ekonomia realistów, którzy znają możliwości ubogiego kraju kapitalistycznego.
***
„Nie zrozumiał mnie Pan, Francuzi garnizonów nie planowali drenować, na Finlandię” – a to to w jakim temacie? To co ja pisałem dotyczyło Adolf, który miał drenować swoje francuskie garnizony przed Normandią z uwagi na Norweską inwazję Winstona i Józka. Znów Pan czegoś nie doczytał?
Sowieci w najtrudniejszym ternie doszli do północnej Norwegii. Niemcy maszerowali na Murmańsk. Niemcy wycofywali się do północnej Norwegii, Finowie atakowali ich w czasie ewakuacji do Norwegii. O ile wygodniej było by bardziej na południe? O ile wygodniej przez Szwecję? Finowie przy sowieckim uderzeniu, trzymali się tylko dzięki sowieckim błędom a i tak ulegali po kilku miesiącach.
Franco nikomu nie był potrzebny, Franco mógł być nawet wrogiem (nawet lepiej było by go wziąć z zaskoczenia) – preteksty były, można było najeżdżać. Pisałem wyraźnie. Niestety znów względy polityczne.
Realizm i otwarty umysł zamiast bezkrytyczne przyjmowanie zastanego stanu i rozgrzeszanie wszystkich z wszystkiego.
***
Autorytaryzm może być mylony z faszyzmem, choć błąd to dopuszczalny jedynie dla laika. Rzecz w tym, że Niemcy nie były faszystowskie, a nazistowskie, a to różnica kolosalna.
„Oceanicznie” (nie bałtycko) pozdrawiam :)
***
Generalnie temat naszej wrześniowej floty można zamknąć bo pomykamy po rondzie, na którym już byliśmy. Z namiastką drugiego frontu też zaczynamy ogon zjadać. Co by teraz wziąć na widelec?
Dziś mam zamiar przyswoić „Karbale” – nie liczę na to, że będzie uczciwie o Zenku i Cześku co to dolary chcieli zarobić i narzekali, że tubylcy mają czelność do nich strzelać, ale ciekawy mimo wszystko obrazu jestem.
No cóż tu się różnimy w ocenie dla mnie to jednak "przyklepanie" zaistniałych faktów niż, zaniechanie.
***
Jeśli celem nadrzędnym miała by być tylko oszczędność to ok, tyle tylko, że tak się polityki nie da robić. Fakt przywiązania do morza trzeba jednak jakoś zaakcentować, a na właścicielach całkiem sporych flot motorówka jednak by wrażenia nie wywarła. Potrzeby obronne też były, także na 3 postulaty flota spełnia 2, nie jest źle...
Widzę, że różowe okulary to te ulubione, ale czy na pewno do twarzy w nich Panu? Już pisałem, Gdańskie argumenty były tyle, że nie przekonujące. Z motorówki na motorówkę naprawdę niewiele da się przenieść zresztą argument żaden, bo z niszczyciela na niszczyciel też się da co nieco, łącznie z wanna dowódcy... zbiórka na morówkę? Przypuszczam, że jednak się ludzie jednak chętniej zrzucą na pancernik niż szalupę...
Jeszcze raz zapytam, kto budował flotę na Niemcy? Bo na pewno nie my. Fajnie tak popadać ze skrajności w skrajność? Raz sowieci tak słabi że motorówka starczy, raz tak silni że RN było by mało... Nie, sowiecka flota była tak silna, że w ocenie naszego dowództwa warta 4 destrojerów, 1 minelajera i 5 ubotów... chyba, że Pan jest lepszy niż wyszkoleni polscy oficerowie floty i wywiadu... cóż, ja aż tak wielkiego mniemania o sobie nie mam co by twierdzić, żem od nich lepszy.
Trzeba jasnowidzów.. powtórzę po raz enty nawet Adolf nie wiedział, że w 39 rozpoczyna światową... i Pan twierdzi, że patrzy przez pryzmat tamtych czasów...
Aha... Japończycy też tak myśleli i jak skończyli?
***
Drobiazg w tym, że kredytów na motorówki nikt dać nie chciał... zrzutki na w/w cel również czarno widzę... zamrożony nieistniejący kapitał... hym ciekawa teoria, ech wyższa ekonomia...
Wybudowaliśmy w 33 setkę świetnych myśliwców niewiele wartych 6 lat później, Luftwaffe na niebie poczynała se całkiem odważnie. Wybudowaliśmy w 33 dwa destrojery, dopóki jeden z nich pływał po zatoce Kriegsmarine jakoś niechętnie się tam kręciła.... ciekawe gdzie ekonomia ukryta...
***
Hym kryterium upływu czasu? A cóż ono określa? Wraz z upływem tegoż większe szipy mieszczą się w mniejszych bajorach czy jak? Co tu ma do rzeczy co miał Adolf i inni w 45?? A atomowe?? Gdzie ja twierdzę, że nikt nie miał oceanicznych jednostek?? Jaki to ma w ogóle związek z oceanicznoscią Orła?? Cieszę się, że Pana ubawiłem, rzadki to przypadek w dzisiejszych czasach, że ktoś potrafi się śmiać z własnej głupoty... podziwiam, sam bym chyba tak nie potrafił.
Nieśmiało zapytam ponownie co to znaczy okręt oceaniczny? Co to definiuje? Wielkość? Szerokość? Prędkość? Przeznaczenie? Widzimisię Goebbelsa czy bzdury z książek?
Zaskoczę pewnie Pana pewna informacją, otóż niemieckie U-booty typuII tak zwane Kaczki, były okrętami przybrzeżnymi przeznaczonymi do działań na Bałtyku, szkierach i na morzu północnym. Niemiecki typVII był okrętem pełnomorskim przeznaczonym do działań na morzu Północnym i dookoła wysp Brytyjskich, a do działań oceanicznych na Atlantyku Niemcy wybudowali Typ IX... A przecież gros niemieckich sił podwodnych gracujących po całym Atlantyku po wybrzeża USA, na morzach północnych i śródzemnym stanowiły VII...
Bardzo jestem ciekawy przyczyn tej oceaniczności Orła? Wielkość? Wykazałem, że to bzdura, bo do dziś pływają skutecznie po Bałtyku większe, a nikt ich oceanicznymi nie nazywa więc co?
Co za znaczenie mają osiągnięcia ad39? Do czego mamy je odnieść? Co odniosły nasze wojska pancerne? Lotnictwo? Piechota?? Czy aby przypadkiem nie tak samo jak flota zostały rozbite i zniszczone? Tu jasnowidze byli? Nie, nie idzie Pan moim tokiem rozumowania tylko wymyśla Pan kompletne bzdury wyssane z palca, byle by tylko nie popsuć swej wizji świata. Wstawi Pan w obronie "swoich wizji", każdy, nawet totalny debilizm byle by tylko trzymać się swego.
- taaak na świecie zabrakło kompanii jasnowidzów nikt nie wpadł na to, że wojna wybuchnie za 9 lat. Jakie to głębokie logiczne i przemyślane...
- taaak wielki to nietakt, podobnie jak ze strony jankesów rozwalenie nipponu lotnictwem jak ci się do starcia pancerników szykowali...
- do czego tu tankietki? Gdzie u nas tankietki robiły za czołgi? Zaraz się dowiem, ze mieliśmy dywizje pancerne w 39, a brygady kawalerii były dla zmyłki...
Przy Pana wywodach to ustaw naszego parlamentu błyszczały by jako perły myśli polityczno ekonomicznych... nic dodać nic ująć...
Flota była be bo dużo żeśmy na nią wydali, choć nie z naszej kieszeni, była be bo nic nie zdziałała podobnie jak i reszta sił, ale to flota jest be. To nic, że flotę budowaliśmy na podstawie poprzedniego konfliktu i wnioskach na nim opartych, ale 100baniek wydanych na Łosie jak się ma do 10 wydanych na Orła kiedy ten topiąc Rio de Janejro zadał Niemcom większe straty niż wszystkie Łosie razem wzięte?
Tak ciężko pojąć, że budowa floty była wymogiem sojuszu i warunkiem naszego istnienia na wypadek ataku ZSRR? Owszem całe dowództwo miało swiadomość, że nie stac nas na budowę floty przeciwko Niemcom, ale na coś sie trzeba było zdecydować. Mieć coś na wypadek ataku ze wschodu i niestety nieprzydatnego na wypadek ataku z zachodu (wtedy zwiewamy z tym co mamy) czy tez mieć nic na oba te wypadki? Wybrzeże było do obrony w przypadku ataku ze wschodu, wręcz było to konieczne, dostawy mogliśmy otrzymac w tym wypadku 3 drogami, Przez Rumunię, Czechy i Gdańsk. Przez Rumunię droga daleka a i ich porty ZSRR może blokować, Czesi zgodzili się na góra jeden transport a i to niechętnie. Pozostawał Gdańsk. W 30 wydawało się, że Niemców będą szachować Brytyjczycy i Francuzi, więc wariant Z wydawał się niegroźny. W jak najbardziej realny. Więc wg Pana ekonomicznie uzasadnione było wystawienie najkrótszej linii zaopatrzeniowej na pastwę choćby nieudolnego wroga i niemieckich fochów. Czy jednak zabezpieczenie się na taką okoliczność miało jednak sens? W pełni świadomie wybudowaliśmy flotę na wypadek W mając pewność jej nieprzydatności w wariancie Z i że wtedy będzie musiała ona spylać do sojuszników (co też i gros jej sil zrobił). W 39 wystąpił najgorszy z możliwych wariantów Z+W w tej sytuacji wydawanie jakiejkolwiek kasy na wojsko było bezzasadne ekonomicznie, bo nie byliśmy w stanie obronić się....
To tyle w temacie realistów ubogiego kraju kapitalistycznego.
***
Wiem, ale wytłumacz Pan to szaremu Kowalskiemu.
***
To wynika z niezrozumieniu przez Pana realiów tamtych czasów nic tu nie poradzę, wbrew Pana mniemaniu flota była najbardziej przemyślaną częścią sił zbrojnych choć nie twierdzę, że bez wad. Miała szansę również sporo zdziałać w 39 niestety tu to jej potencjał zmarnowali ludzie... niestety zbyt często nieodpowiedni znaleźli się na odpowiedzialnych stanowiskach.
Cóż mogę napisać, chyba jedno „zapraszam do zapoznania się ponownego z moimi postami, tak w kwestii zbiórek, doboru sprzętu, jak i taktycznego i strategicznego jasnowidzenia”. Co do ekonomii, to istotnie wyższa i nawet po renowacji :), choć praktyka przed teorią zawsze, ale gdy jedno z drugim w parze, to czego więcej wymagać?
:)
A co ja Panu poradzę, że dystansu do własnej twórczości Pan nie posiada i uśmiechu na Pana twarzy owa wywołać nie potrafi? „Orzeł wypierał jakieś 1500t Whiskeye powojenne 1600t Foxtroty juz ponad 2tyś a obecny Kilo ponad 3tyś... to co od czasów powojennych mamy same oceaniczne op? Po co? 40 lat żyję a nie miałem pojęcia, że PRL miał oceaniczną flotę op...” – no „oceaniczna” perełka jakich mało :)
A co ja Panu poradzę na „niezrozumienie przez Pana realiów tamtych czasów”? U Pana przemyślana flota, to ładna flota w miniaturce (zabrakło tylko krążownika, a przecież dało by się ograbić jeszcze trochę inne rodzaje sił zbrojnych i przerośniętego Groma zwodować), u mnie przemyślana flota to jedna z składowych sił zbrojnych gwarantujących racjonalne prowadzenie oporu.
Co do tankietek i porównania okresu walk na morzu i lądzie to nie dam się sprowokować i bohatersko burżuazyjną prowokację sił reakcyjnych skwituję internacjonalistycznym, dumnym milczeniem.
Tak, wiem marnuje się, w świecie krętej polityki mógłbym się tak pięknie realizować… Cóż za błędy młodości się płaci…
***
„jej potencjał zmarnowali ludzie... niestety zbyt często nieodpowiedni znaleźli się na odpowiedzialnych stanowiskach.” – zawsze to jakieś wspólne stanowisko, ja wyrażam to w szerszym kontekście, Pan węższym, ale temat może nam to zwieńczyć w atmosferze świątecznego pojednania :) „oceanicznego” pojednania rzecz jasna :)
Dobra stare zamykamy, otwieramy nowe… Nowe, nowe… hmm… co by tu… o, mam!
****
****
Nowe!
Niedawno przeczytałem, że Burza miała pierwotnie być bombą zegarową w roli tarana w czasie akcji w Nazaire i trochę trwało zanim Polacy obronili niszczyciel. Pytanie czy wie Pań coś więcej o tej idei? Co mieliśmy dostać w zamian (czy w ogóle coś) i jak wyglądała sojusznicza przepychanka? Cała intryga do nagłośnionych nie należy i materiałami źródłowymi (w tekstach do których dotarłem) poparta nie jest. Czy plany nabrały oficjalnego charakteru – czy padła oficjalna propozycja pod adresem Burzy? A może to tylko wojenna legenda?
<Tak, Nazaire i Dieppe (Dieppe to dopiero egzotyczne ćwiczenie inwazyjne, którego ceny przyjąć nie jestem w stanie, o ile Nazaire jako element polowania na wielkiego T, bez wielkiego T od biedy by można uznać, a i o wymiarze propagandowym nie zapominajmy, to Dieppe zakrawa na drogą i nieprzemyślaną zabawę rodem z Stalinowskiego uniwersum) niedocenione na naszym rynku księgarskim wydarzenia. Brak porządnego samodzielnego opracowania w obu tematach. >
***
„Karbala” (2015) – 2004 rok; polscy żołnierze na amerykańskiej wojnie w Iraku wspierają wielkiego sojusznika walcząc z powstańcami / rebeliantami / partyzantami / terrorystami. Ktoś wydaje rozkazy, ktoś się boi, ktoś ginie. W Karbala nadchodzi czas zamieszek, polscy i bułgarscy żołnierze będą musieli bronić siedziby nowych irackich władz przed przeważającym wrogiem.
Choć padają nawet krótkie zdania o finansowej motywacji polskich wojowników, cynizmie amerykańskiego sojusznika i polskiej uległości to wizualna strona grzebie obraz. Atakujący poruszają się tylko jedną ulicą, obrońcy więc bronią tylko jednej strony zabudowań, kamera nieustanie drga by oddać dynamizm pola walki lub maskować braki obrazu, a aktorzy w większości udają manekiny.
Był potencjał na godne uwagi kino wojenne, niestety gotowy produkt to tylko luźno nawiązująca do autentycznych wydarzeń prosta w treści i niezdarna wizualnie pocztówka z ogarniętego wojną kraju.
A co tu ma do rzeczy zapoznawanie się ponowne z Pana postami? To, że się Pan uparł i nie przyjmuje do wiadomości pewnych spraw dowodzi czegoś więcej niż uporu? No to jak tak szkolą z ekonomii na wyższych uczelniach to ja już rozumiem czemu ten kraj wygląda jak wygląda... :P
A z czego tu się śmiać? Z powtarzania głupot? No jeśli wyznacznikiem oceaniczności Orła jest jego wielkość (jak na razie innego uzasadnienia owej tezy nie poznałem) to logicznie rzecz biorąc idąc tym tropem mamy cały czas oceaniczna flotę. Śmieszne w tym jest co najwyżej owo uzasadnienie oceaniczności jak już, ale nad tym to raczej płakać niż śmiać się wypadałoby.
Ps. Perełka taka sama jak oceaniczność Orła.
Krążownik był, Bałtyk mu było ino zdeklasowany...
Pan to jak się uprze, to wszystko by się zgadzało o ile patrzymy z dzisiejszej perspektywy, używanie enigmatycznych określeń typu: "przemyślana flota" nie zaklnie rzeczywistości. Jak to mówią tak krawiec kraje jak mu materiału staje. Na prawdę nudne jest jak flaki z olejem powtarzane po sowieckiej propoagandzie bzdury o przerośniętej flocie. Flota niczego nikomu nie zabrała, a z perspektywy II wojny była najlepiej zainwestowaną gotówką. Bo w stosunku koszta jej, a starty nieprzyjaciela ma najlepszy współczynnik. Twierdzi Pan: "flota to jedna z składowych sił zbrojnych gwarantujących racjonalne prowadzenie oporu". To proszę mi powiedzieć która formacja najdłużej prowadziła działanie przeciwko nieprzyjacielowi?
Marynarka była jak najbardziej składową sił zbrojnych gwarantującą racjonalne prowadzenie oporu. Niestety mieliśmy takie a nie inne warunki geopolityczne. Warianty oporu były w zasadzie 2, wariant W flota jak najbardziej przydatna i potrzebna z 2 powodów, sojusznik ma nas tylko wspierać, a my musimy zadbać o przeciwdziałanie zablokowaniu naszych portów.
Wariant Z, flota nieprzydatna, ze względu na przewagę i bliskość baz nieprzyjaciela, ale mamy zbrojne wsparcie sojusznika i flota ma działać przy jego boku.
Trafił nam sie w rzeczywistości wariant W+Z w takiej sytuacji to wydawanie kasy nawet na buty dla żołnierzy nie miało sensu, bo racjonalny opór w tej sytuacji nie istniał. Tak jakby dziś najechały nas jednocześnie USA i Rosja, wydawanie kasy na cokolwiek innego niż kompania honorowa nie ma sensu...
A jak patrzę dziś na budowę najdroższego patrolowca na świecie to i płakać i rzygać sie na raz chce...
A tu to już przywykłem, jak fakty przeczą założonej tezie to kiepsko z faktami....
Dam inny przykład PZL P11 - oblatany w 31, lata 34-37 natłukli tego coś około 350szt, koszt samych płatowców 350szt po 170 tyś to daje prawie 60 baniek..... ORP Burza i Wicher - wejście do służby 32 koszt obu jakieś 20 baniek... co było bardziej przydatne w 39?
****
Z tego co wiem to nie legenda a fakt, chyba juz Peterek coś o tym wspominał. Padła taka propozycja ze strony Admiralicji, wynikało to ze zużycia okrętu i francuskiego pochodzenia, co utrudniało remonty. Ciężko mi szczegółami rzucać tak z pamięci, ale chyba w kwestii obrony jej nie było to trudne nie licząc przepychanek po naszej stronie. Admiralicja złożyła nam propozycje na jakiegoś innego destroyera, ale czy był to jakis konkretny typ to musiałbym sprawdzić. Z tego co pamietam mniejsza przepychanka była z Admiralicją niż naszymi "dupowłazami", którzy chcieli sie jej koniecznie przypodobać. Ktoś rozsadny jednak (nie pomne kto), zrozumiał, że od Anglikow okręt to dostaniemy w dzierżawę, a Burza jest jednak nasza "prywatna". Nie sadziłem, ze to jakas tajemnicza sprawa jest. Ale postaram sie zobaczy c czy ktos tego szczegółowiej nie opisał.
Co do Dieppe było trochę artykułów, literatury racze nie, to taka troche próba troche propaganda jak najbardziej przemyślana niestety.. to nie pierwszy raz kiedy żolnierzy składa sie na ołtarzu propagandy i polityki :(
***
Czyli dobrze, że sobie odpuściłem :] ostatnie dobre polskie kino wojenne to chyba Demony Wojny Pasikowskiego.
He, he, he „Bałtyk” miał mnie zaskoczyć? Jakoś nie zaskoczył, myślałem tylko, że my o jednostkach bojowych prawimy (takich z maszynami i skuteczną bronią). :) W sumie czemu nie pociągnąć żartu; mamy więc krążownik pancerno-pokładowy i zespół torpedowców tworzących razem zespół artyleryjsko – torpedowy, a w odwodzie kolejny zespół artyleryjsko – torpedowy czyli Hallera, Piłsudskiego i Oksywie. Teraz nie tylko możemy wydać Niemcom walną bitwę morską, ale i rozbudować Pekin o Wichra, Orła i Wilka. Właśnie uzyskane dwa zespoły bojowe plus flotylla minowa daje nam silne ofensywne narzędzie walki :) Najpierw nazistów przepędzimy na Morze Północne a potem wpadniemy do Leningradu zrobić porządki :) A co? Kto nam zabroni? :)
Ano bezsprzecznie w wrześniu myśliwce dłużej się biły broniąc polskiego terytorium i większe straty zadały wrogowi.
Ano bezsprzecznie w wrześniu najdłużej biły się siły lądowe. Bo my tu o wrześniu (no, może i kapkę październiku) prawimy (przyjmując oczywiście, że powrześniowa partyzantka to nie wojsko regularne). A w długofalowym ujęciu siły lądowe i powietrzne nie mają się czego wstydzić, przeszkolony personel wszedł wszak do obiegu stosunkowo szybko i flota mianem jedynego obrońcy polskiego ducha szczyć się nie mogła. Flota, która w większość w działaniach wrześniowych udziału nie wzięła (a jak wzięła to z mizernym skutkiem), w przeciwieństwie do innych rodzajów broni. Zasadności ewakuacji niszczycieli nie podważam, szkoda by ich było skoro już były, ale faktem jest, że trudno tu mówić o kontynuacji wrześniowych zapasów, co do podwodniaków to już ocenę im wystawialiśmy. Prawda, że miłe i potrzebne było kontynuowanie działań bojowych po zajęciu kraju, ale mu to o jak najbardziej efektownej obronie polskiej ziemi w której to skazani byliśmy liczyć, na to, że sojusznik ruszy wywiązać się z zobowiązań. Przyjmowanie apokaliptycznego planu, że będziemy pod okupacją i może kiedyś… i dlatego flotę do działań z obcy portów… to niemal samobójcza strategia (tak w wymiarze międzynarodowym jak i wewnętrznym). Zresztą eskadry lotnicze też można do sojusznika przebazować jeśli już ktoś tak karkołomnie by chciał zerkać w przyszłość.
Ale, ale tu się daje podejść, a mieliśmy na nowe wody wypłynąć!
<<A jest jak jest bo kompetentnych osób na stanowiskach brak. Administracja wiadomo jakie bagno niekompetencji wynikłej z nepotyzmu, ale i zarządzający kapitałem prywatnym nie mają się często czym pochwalić; teoretycy, którzy firmy nie znają, bo w myśl idei kangura skaczą z kwiatka na kwiatek (czemu zarządy się na nich godzą?), wdrażają uniwersalne (niby bezpieczne) scenariusze, albo praktycy bez szerszego spojrzenia chałupniczo prą naprzód. Weźmy „moją” firmę, niby nastawiona wyłącznie na zysk, bezlitośnie dążąca do maksymalizacji dochodu, otoczona wianuszkiem konsultantów zewnętrznych (tak krajowych jak i zagranicznych) wciąż strzela sobie w kolano (a to kampanią reklamową, a to zapóźnieniem innowacyjnym w produktach, a to mrożącymi krew w żyłach eksperymentami w polityce zarządzania personelem). Co na to właściciele? Nic. Omamieni tabelkami i prezentacjami nie potrafią dostrzec, że krowa dojona na jedną modłę w końcu padnie. Awansów w wewnątrz struktury nie ma, więc i ci co mają wiedze, doświadczenie i pomysł kołem ratunkowym nie będą, bo i po co komu zmiany, skoro jeszcze parę lat się da spijać śmietankę. Czasem by ferment uciszyć i zatrzymać pracowników pozoruje się jakieś ruchy. Udział w opracowaniu strategii rozwoju dostajesz, twoje pomysły zostają odrzucone, doceniony za wkład zostajesz (kubek, pendrive, trzy słowa od prezesa), a po dwóch latach pomysł zostaje wcielony w życie. Nikt go nie ukradł, po prostu nikt go nigdy nie przeanalizował nawet, bo i po co? Trochę się poudawało przed zarządem, że się szuka drogi, przed pracownikami, że wielka rodzina i perspektywy rozwoju nieograniczone. Bez zaplanowanego, kosztownego, długotrwałego procesu sterowanego przez specjalny sztab wspierany przez zagranicznych doradców nic mądrego przecież nie mogło się urodzić. Owszem można powiedzieć wprost – nie moja to już piaskownica, duszę się tu, ale w końcu nie muszę kochać swego biurka, ani tego co go otacza – póki okręt nie tonie, ja do szalupy nie pomykam. Podsumowując u mnie w „firmie” jak przed wrześniem, wszyscy widzą co się dzieje, ale chęci do rzeczowej i nieustającej analizy brak, lekceważenie kosztów i wielkie marzenia. Refleks walca drogowego i niechęć do dynamicznych zmian. A jeśli w notowanej na giełdzie spółce, którą ten i ów, stawia za wzór taka „zarządza” patologia ma się dobrze, to co mówić o spółkach skarbu państwa, czy administracji? Oczywiście nie tylko u nas absurd goni absurd, weźmy USA – bardziej boje się ich giełdy, niż polityki zbrojnych interwencji i generowania kolejnych wojen (choć jedno z drugim powiązane) – jak idzie dobrze to „nie ograniczajcie wolnego rynku! on wie co robi!”, jak idzie źle „konieczna interwencja państwa! Natychmiast dawać dotacje!”.
Się rozpisałem, sprowokowany, nie na temat. Pan wybaczy, poniosło mnie.
**
A za tekst o kutrach dziękuję. Nie ta epoka, ale zawsze to w temacie :). Szkoda, że nie pokuszono się o, krótką analizę celność rufowej zrzutni – bo konieczność ataku z określoną prędkością minimalną (żegnaj skradanie się w mgle i strzał z cichego biegu), bo tor wodny motorówki… Ale jak wielbiciel taniej improwizacji doceniam.
***
Bieszanow już za mną (czasu na wszystko mało) – Litwa, Łotwa, Estonia już idą autorowi gładko (w końcu nikt nie strzelał <niemal>), Finlandia z jakiś powodów to tylko kilkadziesiąt zdań (a przecież to jedyna prawdziwa wojna z okresu poruszanego przez autora - też coś mu nie pasowało w temacie?), no i Rumunia (i też momentami jakoś bez przekonania). Rozczarowanie autorem totalne. Skok na kasę od wydawcy przy minimum pracy, czy też część tematu z jakiś przyczyn niemiał autorowi?
***
A właśnie, nasi politycy i nasi eksperci (niektórzy oczywiście) udowodnili mi w mediach, że a) brygada pancerna to w zasadzie już armia pancerna, albo i grupa armii (według terminologii niemieckiej) lub front (według terminologii sowieckiej) b) Europa Środkowa i Wschodnia to w zasadzie termin tożsamy z Polską. Rośnie wszystko w oczach jakoś i czuje się bezpieczny, ja w starym żarcie – straszyli nas sowiecką inwazją, ale czego się mieliśmy bać? Za nami był Bóg, a za Bugiem czterdzieści dywizji. (Celowo podałem skróconą, bardziej dziś poprawną politycznie wersję).
***
„Mosquito w akcji / Mosquito Squadron” (1969) - V-1 atakują Wielką Brytanię, Mosquito atakują wyrzutnie V-1, lot zwiadowczy, skacząca bomba, brytyjscy jeńcy jako zakładnicy, francuski ruch oporu, atak na podziemne centrum rozwoju kolejnych odsłon broni V i wielka ucieczka jeńców . W tle wdowa po dowódcy eskadry i przyjaciel zmarłego jako pocieszyciel wdowy i nowy dowódca eskadry.
Mogło być lotnicze kino wojenne, a powstało głupawe kino przygodowo – wojenne z skandaliczną praktyką wykorzystywania kadrów z innych filmów fabularnych.
(Na siłę można doszukać się inspiracji akcją niszczenia tamy i rozbijania nazistowskiego więzienia. Dla uważnych, niemiecki optymista z pm-u odpierający atak lotniczy aliantów)
Co do naszej drogiej motorówki bojowej, którą budujemy to jak lubię mawiać dowodzi to tylko małego serca u naszych wilków morskich. Spójrzmy na Syryjczyków, w pontonikach do Europy gnają nieprzerwanie, czego by dokonali gdyby pontony miały silniki i uzbrojenie? Strach się bać.
A kto twierdzi, że miał zaskoczyć? :P To był żart za mieszanie przez Pana książki życzeń z realnymi faktami. A żadnych realnych planach nie mieliśmy budować krążownika.
Ale wojna się nie skończyła we Wrześniu... to wydatki jakie zaprocentowały później to zbędny wydatek? jaki jest więc stosunek kosztów opracowania i w drożenia Łosia do strat jakie zadał Niemcom?
Czyli znów wygodnie dobieramy sobie fakty do z góry założonej tezy, tylko, że flota zgodnie z planem miała na wypadek N być wycofana tak czy siak. To że część została to po to by nie podrywać morale, to że nie znalazł się oficer umiejący w zaistniałej sytuacji wykorzystać posiadanego sprzętu to co wina przedwojennych planistów?
Kto twierdzi, że flota szczyci się mianem jedynego obrońcy? A gdzie były nasze myśliwce jak Gryfa zbombiono w Norwegii? Jaki procent przedwojennych żołnierzy walczył na zachodzie? Jaki procent wydatków na sprzęt zwrócił się bo mogliśmy na nim walczyć po wrześniu 39? O ile większe było lotnictwo czy wojska lądowe ew porównaniu do września 39 a o ile flota?
Ewakuacja niszczycieli, ewakuacja floty była planem na wypadek wojny z N dopiero piechota wymusiła na marynarce pozostawienie Wichra i Gryfa. To co było nasza piętą achillesową na wojnie z N czyli wąski korytarz łączący nas z morzem, było naszym atutem na wypadek wojny z R, wąski korytarz w którym moglibyśmy się bronić ubezpieczani przez flotę.
Reasumując, wydatki na czołgi, działa broń i amunicję, którą w całkiem poważnych ilościach zdobyli Niemcy to wydatki potrzebne i logiczne... hym
Wycofanie floty to jedyna możliwa realistyczna w tych okolicznościach możliwość, podobnież jak kontynuacja walki u boku sojusznika, przecież nasze siły lądowe tez zakładały ostateczna obronę na tak zwanym przedmościu rumuńskim w oczekiwaniu na sojusznicza ofensywę. Więc gdzie ta obrona tego przedmościa?
Na prawdę tak trudno pojąć, że robiliśmy co mogliśmy dla obrony własnej ziemi, ale w okolicznościach jakich przyszło nam walczyć nie było na to najmniejszych szans? Oczywiście to wina sojuszników, że mamiliśmy społeczeństwo nierealnymi obietnicami których oni nie składali... To oczywiście wina sojuszników, że wbrew deklaracjom 3 miesięcznej obrony po ptokach było już w 3 tygodniu walk... w sumie to się klęsce nie dziwię jeśli nasi dowódcy znający francuską doktrynę i sposób walk spodziewali się francuskiej ofensywy w pierwszych dniach września... do tego nie rozumieli co podpisali w umowach międzynarodowych... wstyd się przyznać do związku z krajem istniejącym w okresie między wojenny, toć niepiśmienny watażka plemienny rządzący w jakimś Czadzie upośledzonych nie robi ministrami i dowódcami wojskowymi....
Na prawdę wstyd mi za Pana, że tak szkaluje Pan moja ojczyznę z lat międzywojennych....
Oczywiście nie był to kraj mlekiem i miodem pływacy, popełniono wiele błędów, nepotyzm i wiele innych, ale floty będę bronić własną piersią. :P Też nie była optymalna i idealna, jednak jedyną wadą jej planistów było to, że budowano ją na inna wojnę niż ta w której przyszło jej walczyć.
Pod wszystkim co Pan napisał o niekompetencji na stanowiskach mogę się jedynie rękoma i nogami podpisać. Jednak to tylko potwierdza to, że do oceny tamtych czasów stosuje Pan dzisiejszą optykę.
***
To dopiero pierwszy, niestety nie segregowałem ich czasowo będą i następne niestety w większość jest spora objętościowo i muszę zmniejszać, a na tym schodzi trochę „zabawy”
***
Do tego konkretnie tworu Bieszanowa ciężko mi się odnieść bo nie czytałem,
***
Komarków tez nie oglądałem, ale myślę, że ten 69 trochę go usprawiedliwia ;)
***
No tak, ale nasza motorówka miała być z założenia defensywna, a syryjskie pontony desantowe jak i sam desant z definicji są ofensywne :P
„Na prawdę wstyd mi za Pana, że tak szkaluje Pan moja ojczyznę z lat międzywojennych....” – no jak że to? Przecież ja naszego Jaśka stawiałem za wzór dla Francuza i Anglika. Przecież ja wyżej oceniałem Jaśka niż Hansa czy Sasze! Toć ja nie ubliżyłem ni razy Łosiowi czy jedenastce! Czy je Pekin potępiłem? Toć złorzeczyłem sojusznikom kłamliwym, leniwym i tchórzliwym. Owszem marudziłem na nieroztropne gospodarowanie środkami i marudził będę dalej, ale rzeczowa krytyka (uwzględniająca zawsze ówczesną sytuację i ówczesny stan wiedzy dostępny polityko i wojskowym!) decydentów w mej ojczyźnie to nie zbrodnia, to raczej obywatelski obowiązek w dobie wypaczania prawdy historycznej (o nowej prawdzie historycznej będzie też dalej).
***
Na końcu swej książki Bieszanow zamieścił soczysty fragment sowieckich wspomnieć z września 39 roku. I tak według czerwonych generałów:
- nie było żadnych wspólnych defilad z nazistami, ot sowiecka kolumna stała i czekała, aż obok przejdzie wycofując się nazistowska kolumna, a wredni fryce robili zdjęcia zdarzeniu (co więcej, niemieckie kolumny zawracały bocznymi uliczkami i jechały po klika razy wzdłuż Sowietów by wrażenie siły zrobić)
- nie było wspólnych obrad i bratania się, ot podstępni naziści niespodziewanie stawali przy czerwonym człowieku, a nazistowski fotograf błyskawicznie robił im zdjęcia
- co do wspólnych przejazdów niemieckimi samochodami, to wróg nalegał na podwózkę, a sowieccy oficerowie bali się wywołać dyplomatyczny skandal odrzucając propozycję i oczywiście znów ten podstępny fotograf
- sami Niemcy byli wygłodniali i korzystali z okazji by wyżerać sowieckie racje, chlali na umór, kradli co popadło i sami przyznawali (łącznie z Guderianem), choć niechętnie, że Blitzkrieg wymyślili Sowieci już w 1931 roku - przyparty do muru Guderian nie potrafił obronić się przed oskarżeniami o plagiat (zresztą też wyglądał na wygłodzonego alkoholika). Generalnie Guderian w rozmowach był kiepskim przeciwnikiem i sowiecki intelekt miażdżył go na każdym polu jedyne co można mu oddać to szczere uznanie dla sowieckiej myśli wojskowej i sowieckiego sprzętu. Próbował bronić swój wizerunek powołując się na polskie sukcesy, ale Sowieci szybko mu przypomnieli, że „nie kopie się leżącego”, a Polska przecież armii nie miała (a to co miała to był na modłę francuską, która wciąż tkwiła obiema nogami w 1918 roku) więc faktem bezspornym jest, że niemiecki armie posuwały się nie napotykając oporu i stąd ich pozorne sukcesy, bo jak na warunki pokojowe takie szybkie wcale nie były.
- oczywiście kwiaty, owoce i śpiewy uciskanych prze polskich panów ludzi sowieckich (uczniowie płakali ze szczęścia, że już ich linijkami w szkole bić nie będą).
No teraz to na 17 września patrzymy inaczej, prawda :).
***
„Werwolf” (V. KOOP) – żona chciała zaskoczyć no i zaskoczyła. Drugie zdanie książki i już się gotuje. „.. w napadniętych krajach życie straciło setki tysięcy cywilów, równie wielu zginęło w Niemczech w wyniku alianckich nalotów bombowych.”. Ta kłamali nas milionami pomordowanych, a tu proszę setki tysięcy tylko i nie więcej niż Niemców poległych od bomb. Niby 2008 rok, a jakoś tak mimo wszystko kusi by wygładzić to i owo. A polski wydawca? Nawet uwagi od redakcji nie zamieści, no bo niby po co?
***
I jak fotelowy człowiek morza fotelowemu człowiekowi morza o morzu, choć bez armat (niestety)
„W samym sercu morza / In the Heart of the Sea” (2015) – lata dwudzieste dziewiętnastego wieku; ponury bywa los wielorybów na które polują wielorybnicy, ale i ponury może być los wielorybników na których zapoluje wieloryb.
Przemysł wielorybniczy, kilka zręcznych ujęć z życia żaglowca, koszmar rozbitków. Potencjał kryjący się w intrygującej, prawdziwej historii, nie został do końca wykorzystany, a przecież nie musiano by sięgać po makabrę by dodać dramatyzmu opowieści.
A teraz jak miłośnik ckm-ów, uprzedzonemu do ckm-ów (przynajmniej w wersji plot.)
„Czapajew / - Chapaev” (1934) - Czerwony dowódca. Czerwony dowódca; odważny, rzeczowy, bezpośredni, niekiedy porywczy, głośny, genialny taktyk i strateg. Ma poważne braki w edukacji, ale chce i umie się rozwijać zawodowo, społecznie, kulturalnie i politycznie. A, że rewolucja to trudna robota to i ma do pomocy partyjnego komisarza, też zuch chłopaka. Razem zaradzą i tchórzostwu i braku dyscypliny, no i oczywiście białym, którzy rewolucje uparcie zdławić chcą.
Propaganda, kiepski humor i ciężkie karabiny maszynowe na osłodę. Maxim w dorożce, na moście, w rzece, za krzakiem, w samochodzie pancernym, w oknie, a przede wszystkim w dłoniach pełnej zapału ochotniczki. Tak to się Kraj Rad budowało!
***
I jeszcze chwilę o nowej prawdzie historycznej. Jadę w sobotę i w radiu publicznym (jedynka) słyszę rozmowę (no fragment rozmowy). Mądra dziennikarka mówi stanowczo, że Gustloff to przecież ludobójstwo (w domyśle sowiecka kolejna zbrodnia). No, aż się zagotowałem. Na szczęście zaproszony gość delikatnie jej zasugerował, że nie wie co bredzi i słuchaczom wyjaśnił, że uzbrojona jednostka wioząca żołnierzy to godny uwagi cel. Prowadzący nie stracili jednak zimnej krwi i przekierowali rozmowę na brak poszanowania przez komunistów reliktów naszej morskiej przeszłości. Obrana droga rozmowy została zachowana.
***
Promy artyleryjskie – no ja lubię zgłębiać nietypowe tanie uzbrojenie (kanonierki mnie nie pociągają, ale improwizowane kanonierki to co innego mimo ich marnej przydatności). A tu białe plamy same. Tu czy tam słowo o niemieckich Siebelach i innych przerabianych barkach desantowych . Generalnie biała plama.
Bo mi by się przydało tłuste opracowanie w stylu „Tanie (względnie tanie) zamienniki (mniej lub bardziej trafione) w flocie, czyli kutry torpedowe, krążowniki przeciwlotnicze, pancerniki obrony wybrzeża i inne barki / promy artyleryjskie na morzach i oceanach II wojny światowej”. Tak, tak, ja to mam wymagania :)
***
No nic, Nazaire i Dieppe tak mi utknęły pod czaszką, że musiałem zamówić to co było dostępne na rynku w temacie, a czego nie czytałem – licha to strawa będzie, ale zawsze coś.
***
No i pochwalił Pan nowe Gwiezdne Wojny, no i usiadłem z dzieckiem i…
Zero pomysłu na nową odsłonę gwiezdnej sagi. Leniwie odgrzewane stare kawałki (znów robot na ważne informacje! znów kulisty niszczyciel planet! znów czarny rycerz w masce!) sprowadzają fabułę do bezmyślnej kalki pierwszej części starej sagi, a i od strony wizualnej nie jest zbyt interesująco (wszystko to już było i powiewu świeżości brak).
Sprytny wybieg by pokazać się z lepszej strony? Chełpienie sie złymi wzorami to nie obelga? Nazywanie tchórzliwymii kłamliwymi sojuszników sojuszników by tylko wybielić siebie to nie obelga? Lżenie innym by siebie wybielać w jakim świetle stawia ojczyznę? Krytyka własnych wad i zwalanie win na innych to rzeczowa krytyka? A fe... dalej mi wstyd.
***
A czytałem takie rzeczy nie pomnę czy akurat u Bieszanowa, ale na ptaka z barwym ogonem sie mi zbiera jak czytam te ich "wspomnienia", na fali ostatnich protestów o niszczenie pomników "wyzwolicieli" to jakby to ode mnie zależało to bym te pomniki zostawił z obowiązkowym dostawieniem do każdego "przystawki" mówiącej o "wyzwalaniu" juz 17 września.
No jak niemieckie armie nie napotkały oporu i odnosiły szybkie sukcesy to co powiedziec o armii ze wschodu witanej kwiatami... tak "czule", że więcej czołgów straciła niż te niemieckie armie nienapotykajace oporu? .... podejrzewam, że wbrew utartej opinii "gniotsa nie lamiotsa" to sporo sie tego wschodniego "szmelcu" po drodze "połamiotsa.." a i kwiaty od witających w jakiś ciężki celofan chyba zawinięte były....
;)
***
Oj w kwestii wydawanych w Polsce książek to się człowiekowi scyzoryk w kieszeni sam otwiera... niestety po lekturze wielu z nich wiecej będzie tylko "matołków" zamawiajacych 5 piw wyciagniętą ręką... szkoda, że u nas patryiotyzm lezy i kwiczy ograniczając się do bluzgania na emigrantów...
***
Oj ma Pan za duże wymagania, musi być trochę makabry lub mitów ale seans ogląda się nieźle choć pewien niedosyt pozostaje..., a sceny z wielorybem robia wrażenie :]
A przy okazji makabry i mitów to ostatnimi czasy nic mnie tak nie irytowało jak kilka filmów, ten o żydowskich partyzantach (tytułu nie pomnę niestety), niesławna Valkiria o jednookim "bohaterze" (Tomek dużo u mnie stracił po tej roli), kuriozalne U570, jeszcze bardziej kuriozalne Perl Harbor (Z przezabawnym epizodem o dyw 303), oraz choć w zasadzie majacy pewną umowność faktologiczną to jednak i tak irytujące Bękarty Wojny...
Ech a o Czapajewie najbardziej lubie dowcipy :)
Czapajew i Pietka przepływają rzekę Ural. Czapajew używa tylko jednej ręki.
- Towarzyszu dowódco! - krzyczy Pietka. - Rzućcie walizkę, bo utoniecie!
- Nie mogę, tam są karty sztabu dywizji! Obydwie talie...
Wzięto do niewoli oficera ,,białych" i żeby wymusić od niego zeznania, spito do nieprzytomności. Jednakże oficer ku rozpaczy Czapajewa nic nie mówi.
- Mam pomysł - odzywa się nagle Pietka. - Wszystko powie, jak jutro nie damy klina!
- Ależ ty jesteś potworem, Pietka... - szepnął z podziwem Czapajew.
***
Taa ja tam jestem skłonny zaliczyć to do ludobójstwa... pod warunkiem, że za winnego unznamy tego kto tych ludzi na Williego wsadził.
***
o promach jest co nieco, ale niestety tez pojedyńcze artykułu.
***
trochę o tym we "wrzutce"
***
A dlaczego oczekiwał Pan nowej odsłony starej sagi? Dla mnie to bardzo dobry restart i powrót do starych klimatów po cukierkowo miłosnych 3 częściach nowej serii Lucasa. Po co na siłę szukać nowości skoro jest stare dobre i sprawdzone? Fakt, że stare schematy jednak w nowej oprawie w końcu dzieli je całe moje życie. Mi tam sie bardzo miło ogladało swoisty powrót do przeszłości, po co szukać drugiego i trzeciego dna?
Czarny rycerz w masce? A i owszem, ale nareszcie ten zły jak sie wkurzył to coś rozpirzył zamiast byc ostoją spokoju, bo nawet jak Anakina zjadała lawa trącało przemówieniem śp premiera Mazowieckiego... litr kawy co by przy tym nie zasnąć... robot ma wazne informacje, ktoś musi w końcu logiczniejsze to niż gdyby je miala przekazywać starowinka z kosturkiem, no co do kulistego niszczyciela planet to akurat tez uważam za najmniej udany pomysł. A od strony wizualnej czego chcieć? Rozmach był, a czego tu chcieć starej syrenki jakbyśmy nie fotografowali to nam plakat z Porsze nie wyjdzie, a zawsze to lepiej wyglądało niz nagła błyszcząca aerodynamiczna "strzała" wsród kanciastych pudełek.
Wstyd siostrą pokory, a że tej ostatniej u Pana się nie uświadczy (jak pokorny pokornemu wypominam) to i w pierwszą jakoś nie wierzę. :)
***
Nazaire w dwóch odsłonach przeczytałem (dziękuję), ściągnąłem co się dało i oglądnąłem w temacie (zaskakująco dobrze wypadł Wołoszański mimo, że z 93 roku) i podumałem. Jakie ładne te ścigacze / kutry na zdjęciach, jaki intrygujący (choć raczej niepraktyczny) ten MTB 74 (do tej pory nie słyszałem, o projekcie torpedy – zegarowej bomby głębinowej, miło zetknąć się z czym nowym).
Idea osaczania Tirpitza” przez likwidację baz serwisowych ciągle do mnie nie przemawia. Z jednej strony pancernik w suchym doku to dobre usprawiedliwienie dla dywanowego nalotu (można było w zasadzie otwarcie ostrzec ludność cywilną, że kolos w doku oznacza ofensywę bombową), a nieruchomy cel łatwiej trafić. Z drugiej strony skoro admiralicja podkreślała jak trudno uderzyć w okręt w ufortyfikowanym porcie, to zasadnym był by skuszenie go do łowów na otwartych wodach i zrobić wszystko by wtedy myśliwy stał się zwierzyną. Wszystko zdaje się sprowadzać do defensywnej roli ofensywnej akcji – siedź sobie w Norwegii i poluj na trasach do ZSRR, a na Atlantyk się nie zapuszczaj. I tu jednak pojawia się nieścisłość – „Tirpitz” i bez suchego doku mógł hasać na Atlantyk, w końcu bezpieczniej było by przejść generalne łatanie dziur gdzieś bliżej Vaterlandu niż o krok od brytyjskich lotnisk (złapać oddech w Nazaire, poprawić mundur i popłynąć w eskorcie dalej na wschód).
Wszystko sprowadza się więc do ćwiczeń, nękania wroga i wymiaru propagandowego. W sumie wystarczające to powody, tylko jakoś wprost nikt tego nie komunikuje. Historia pokazuje, że o „Tirpitza” Niemcy drżeli i na północy ukrywali, ale ukrywali go na północy z powodu Nazaire czy raczej „Bismarcka”? Co by nie mówić, akcja bardzo mi się podobała, tyle tylko, że jej znaczenia poza propagandowym bym nie przeceniał. Wszyscy jak jedne mąż powtarzają, że utrata doku zmusiła do stałego meldunku w fiordach. Upraszczając bojaźliwi Brytyjczycy, którym nieśpieszno było do starcia na morzu wychodzili z założenia, że bojaźliwi Niemcy nie wypuszczą rajdera na ocean bojąc się, że Brytyjczycy sprawią, że ledwie dowlecze się do Nazaire. Dziwne, że w Skandynawii nie bano się go trzymać.
[Aż dziw, że jeszcze porządna produkcja z kilkoma gwiazdkami o tym nie powstała. Widzę już jak Pitt steruje czterofajkowcem bez dwóch fajek i po hollywoodzku wrzeszczy wściekle przed uderzeniem. <ach, jak to by ładnie wyglądało w zapowiedzi (Pitt – brama, Pitt – brama)> Cruise siekący z pokładowego Orlikona też by darł ryja.]
***
„Werwolf” ładnie ukazał biurokracje i niechęć do walki. Wróg niemal na progu, a oni o strukturę, podległość i formę komunikatów się leniwe spierają byle na wroga się nie rzucić. W sumie tytuł mógłby brzmieć – formacja, której nie było.
Czytając natrafiłem na egzotyczny temat antynazistowskiego powstania niemieckiego! W Bawarii kilku mundurowych antynazistów (taka, tak, to te legendarne istoty tak miłe germańskiemu sercu) - Akcja Wolność Bawarii - na kilka dni przed końcem wojny (28 kwietnia) naprężyło muskuły i chciało grzecznie odsunąć od władzy lokalnych urzędników. Niestety inni lokalni mundurowi (SS) i mundurowi, którzy byli w okolicy przejazdem (pułk ciężkich wyrzutni rakietowych) udzielili nagany miłośnikom zmian. Dziwne, że jeszcze Niemcy nie zadbali o międzynarodową produkcję na ten temat. Cruise i Pitt znów by mogli „dobrych” zagrać
***
Na „Star Wars 90210 (czy jak to tam było)” jakoś nie mogę przystać. W chwili gdy nowy lord zdjął maskę, nawet taki, obojętny na legendę SW widz jak ja poczuł bolesne rozczarowanie. No i to uparte kalkowanie początku sagi.
Uświadczy uświadczy jak kto mnie przekona, ale co ja poradzę skoro Pan niedowiarek... :P
***
A pewnie, że im Norwegia pasowała zawsze to wszak człek spokojniej śpi jak do kogo innego celują. A z tym Atlantykiem to nie do końca prawda, patrząc na wycieczkę Bismarcka co już był bliski szczęścia i już witał się z gąską to St.Nazire było jedynym wyjściem droga duńska nie wchodziła w grę. No i paliwa szkoda z Vaterlandu do Nju jorka dalej ni z St.Nazire. Dodatkowa kwestia polowanie na młodszego brata kosztowało Hooda wraz z załogą to trochę drożej niż komandosi na motorówkach.
No cóż rola Tirpitza w Norwegii sprowadzała się do Fleet in being, Brytyjczycy bojaźliwi nie byli czekali na morzu wszak koniec końców Scharnchorsta dopadli tylko im Tirpitz wypłynąć z fiordów nie chciał. A tam z kolei był trudnym celem. Niemcy go w Norwegii trzymali ze względu na konwoje do Zsrr już samo hasło, że ruszł 4 litery skończyło losy PQ17, Atlantyk nie wchodził również w grę bo dzięki enigmie Brytyjczycy Niemiaszkom wszystkie tankowce na atlantyku pokasowali, a Tirpic z racji konstrukcji się kiepsko sprawował pod żaglami...
Nie daj bóg...
***
No przesadza Pan i znów zapomina, że dlanas to może i kotlet odgrzany, ale dla młodych to stara IV naftaliną zajeżdza... więc reset od nowa kampania na Jawin gotowa ;)
Fakt faktem, że jak nowy lord zdjął maskę też się rozczarowałem, charyzmy mu brak i ta min rozczarowanego dziecka co pyta gdzie pieniądze z komunii...
Naprawdę nie chciał by Pan zobaczyć Pitta i Crusia w roli wilków morskich ratujących Atlantyk przez nazistowskim zagrożeniem? Tego przecież jeszcze nie robili! Może nie wierzy Pan, że potrafili by być przekonujący w tej roli? To chociaż „Valkiria” w powiatowej bawarskiej wersji. Tom i Brat spiskują by obalić burmistrza i zwerbować do walki o demokrację komendanta lokalnego posterunku policji. Pompatyczne deklaracje przy dojeniu krów i dynamiczny pościg rowerowy, a może i motorowerowy wokół ratusza! :)
***
Na zakończenie wałkowania Nazaire
„Atak na żelazna wybrzeże / Attack on the Iron Coast” (1968) – po niedanym fikcyjnym desancie (niezdarne nawiązanie do akcji w Dieppe z sierpnia 1942) następują przymiarki do ataku na fikcyjną bazę Kriegsmarine (niezdarne nawiązanie do akcji w Saint-Nazaire z marca 1942).
Brytyjczycy i Kanadyjczycy planują, kłócą się, trenują i wreszcie uderzają. Scenariusz bliższy prawdziwym wydarzeniom wyszedł by produkcji na dobre, niestety zatrzymano się w pół kroku redukując nieco koszty i upraszczając place na planie. W efekcie zamiast kina wojennego mamy wojenno-przygodowe. Drażniąco głupawe i nieprzekonujące. Bywa i tak.
***
Dieppe (przewałkowałem co namierzyłem) – brytyjska bojaźń i brytyjska brawura w jednym. Nie boimy się zaryzykować tysiącami Kanadyjczyków i setkami samolotów, ale nie zaryzykujemy ani jednym większym okrętem! Zredukować wsparcie ogniowe z morza do 102 mm dział? Oczywiście eskortowe niszczyciele z uniwersalnymi armatami to wspaniałe maszyny – od zawsze miałem do Huntów słabość (usunąć tylko środkowe stanowisko artylerii głównej na rzecz skromnej wyrzutni torped tak na wszelki wypadek i dodatkowe stanowisko 20 mm plot) i w desancie w roli obrony plot oraz dodatkowego wsparcia w rażeniu celów na lądzie idealnie się znalazły. Tyle, że tylko „dodatkowego wsparcia”. Jeden ciężki krążownik z małą eskortą, gotów w każdym momencie uciekać do Brytanii, albo nawet dwa lekkie krążowniki… No dobrze weźmy trzy dodatkowe niszczyciele z 120 /130 mm by dać lądującym minimum potrzebnego wsparcia.
Admiralicja dać nie mogła? No dobrze, RAF da wsparcie, można i tym rozgrać partię, ale… Nie będzie porządnego bombardowania, będą uderzenia szturmowe i osłona myśliwców (RAF wszak chce wielkiej bitwy). Kończy nam się margines bezpieczeństwa, ale jeszcze można to przyjąć, o ile RAF weźmie się do roboty. Niestety nie ma panowania w powietrzu, niestety uderzenia szturmowe bez zacięcia i w nieodpowiedniej skali. Nie ma wsparcia z morza, nie ma wsparcia z powietrza. Klęska. Na dodatek siły lądujące też nieodpowiednio wyposażone.
Mieli być spadochroniarze, ale ich też z listy skreślono. Wszystko by ułatwić Niemcom rzeź, czyli mieszanina optymizmu i ignorancji w sowieckim wydaniu.
A przecież współpracę lotnictwo – flota – siły lądowe w praktyce trenowali od 1940 roku, w tym i lądowania na wrogim terenie. Kompletny blamaż. Nie trzeba było krwawej lekcji by uderzenie lepiej przygotować. Nie trzeba było być jasnowidzem by wiedzieć do czego służą działa okrętów i bomby z samolotów, do czego służy artyleria wroga i jego nadbrzeżne bunkry i jak niezbędna jest łączność radiowa. Był potrzebny sprzęt, była wiedza wsparta doświadczeniem frontowym, zabrakło rozsądku. (Co ciekawe Monty tuż zanim przenieśli go do Afryki protestował przed drugim podejściem w to samo miejsce – szkoda, że przed Market Garden nie miał tyle sceptycyzmu co przed Dieppe.)
Dać porządniejszą osłonę nawodną i przeprowadzić porządne uderzenia z powietrza, wykorzystać spadochroniarzy (wszystko tak jak pierwotnie planowano) i rajd mógłby ładnie wypaść i puszyć się „względnym” sukcesem propagandowym oraz edukacyjnym.
***
Lekka rozrywka; pisaliśmy już gdzie by nikt nie chciał służyć, a teraz gdzie by Pan chciał, gdyby „pechowo musiał Pan” na morzu służyć (oczywiście jako dowódca) w tej wojnie. Ja? Na niszczycielu eskortowym; taka czysta wojna, marynarz przeciw marynarzowi / lotnikowi. Wydaje mi się, że odczuwał bym pewną satysfakcję polując na U-Booty i Junkersy ochraniając transportowce. No i czułbym się względnie bezpiecznie, bo; pod wodą, na lotniskowcu, czy na liniowym… być ciągle na celowniku - mało przyjemne uczucie.
Rany julek NIEEEE!
***
Oglądałem faktycznie porażka
***
To nie bojaźń i nie ignorancja to pokazówka dla wujaszka JOE co by jeszcze trochę sam kasztany z ognia powyjmował ;) bo my "nie gotowi" A efekt propagandowy jaki chcieli uzyskali... cóż wojna nie ma skrupułów.
A Hunt III jak najbardziej miał już wt :-)
***
Jak już to bym wolał na liniowym, ale alianckim lub włoskim :-)
No proszę, proszę. Istotnie Hunt III: 4× 102 pl, 4× 40 pl, 2-3× 20 pl (później część ⇒ 4-5× 20 pl lub 2× 40 pl), 2 wt 533, 4 mbg, wbg. Zupełnie jakbym go projektował! Monografia Huntów się u nas ukazała? Widzę, że jeden archiwalny numer MSO jest dostępny 06/1998 ale tam niby tylko o polskich czyli dwójkach.
***
Gdyby tylko szło o kasztany to a) mimo wszystko profesjonalni przeprowadzona operacja z mniejszymi stratami i tak skończyła by się powrotem do domu i można było by się na nią powołać, a co by się zaoszczędziło sił to koronie na zdrowie no i mały propagandowy wydźwięk na lokalny rynek „bohaterska akcja nękająca” b) Kanadyjczycy to Kanadyjczycy - strata transparentna, ale czemu RAF wykrwawiać przy okazji? c) a jeśli pełnowymiarowa klęska nam potrzebna to nie lepiej ją bliżej zainteresowanego zaserwować (w promocji z gwarancją pełnej masakry) np. w wymienianej kiedyś już Norwegii, zwłaszcza, że panowie byli już po słowie?
Miłośnicy popołudniowej herbatki chcieli bez wysiłku intelektualnego upiec zbyt wiele pieczeni na jednym ogniu. Pokazać Józkowi, że drugi front to ponad ich siły, pokazać Józkowi co dla niego robią zmuszając Hitlera do wzmacniania obsady Wału Atlantyckiego, pokazać Kanadyjczykom, że są potrzebni, zniszczyć nieco siły żywej i sprzętu wroga, pokazać ludom Korony jak dzielnie leją wroga, wykorzystać okazję i wykrwawić siły powietrzne wroga. Brak zaangażowania w planowanie i bojaźń o sprzęt nawodny sprawiły, że wyszło jak wyszło.
***
By odwlec Biaszanowa (1944) robię sobie powtórkę z Leyte (jeden program TV o mutantach japońskiej floty mnie sprowokował). Plan w ogólnym zarysie nie był zły, ale wykonanie. Brak okrętów podwodnych jako asa w rękawie jeszcze mogę zrozumieć (rozminęli się w terminach, rozciągnięcie morskiego frontu itd.), ale brak należytej osłony kolosów przez niszczyciele (jakby te Akizuki dopracowali to bardzo by mi się ten typ spodobał)? Mimo wszystkich strat mieli jeszcze ich w sumie wystarczająco do racjonalnego skomponowania zespołów uderzeniowych.
Bardzo brytyjsko poprowadzili bitwę Japończycy. Niedopracowanie, bojaźń, zatrzymanie się w pół kroku. Miała być bita ostatniej szansy, a wyszła szarpanina redukująca własne siły bez poważnego uszczerbku dla wroga.
a) Kurita się pogubił, jego artylerzyście również, a kiedy mimo wszystko coś się zaczęło układać, to z rozpaczliwego ataku przeskoczono na zachowywanie zdolności bojowej zespołu. Zdarza się.
b) Nishiumra nie poczeka i zbyt wątłymi siłami (a więc w idiotycznej formacji) płynie na torpedową egzekucję (jak tu torped nie cenić?).
c) Shima nie ma na nic ochoty (to już nie brytyjskie podejście, to włoska maniera :))
Z samobójczego ataku mamy jedną trzecią biernego samobójstwa.
***
Ale, ale Pan modelarz, a mój mały uparł się, że będzie składał modele. Postanowiłem bezpiecznie zaryzykować od „Łosia” (bo chciał bombowiec – na dodatek jemu się niemiecka broń podoba, a to przecież niepoprawne politycznie), ale to wszystko i tak zbyt dorosłe dla niego. Spotkał się Pan z jakimiś produktami tego typu dla nieco młodszych zapaleńców (oby to był słomiany zapał)?
***
Na włoskim bo a) ładny b) słoneczne rewiry ?
Po polsku z tego co wiem jakiejs monografii Huntów to nie było, pojedyńcze artykuły tylko o polskich w czasopismach nie wiem tylko czy ten z 98 aktualny, mam za to monografie niemieckich schnellbotów postaram sie podesłać.
***
Niestety chodziło bardziej o "wielka politykę" a tam mało kto sie liczy z życiem żołnierzy. Jak Pan słusznie zauwazył na rzeź rzucono Kanadyjczyków, a co do RAFu to niejedna głupia akcje wykonali w ramach demonstracji siły jedynie :]
Moim zdaniem jednak to nie bojaźń a czyste wyrachowanie, nie da się ukryć, że 42 to szczyt potęgi Wermachtu, a i jeszcze wiele czasu trzebabyło by hamburgerojadów do Londynu dostarczyć.
***
Niestety częsta wadą japońskich planistów było przekombinowanie stąd później zgrac wszystko było ciężko. Akizuki to były najlepsze destroyery japońskie nie wiem czego im wg Pana brakuje, wg mnie jedyna ich wada były sporo mniej zaawansowane systemy kierowania ogniem i systemy radarowe.. no ale cóż w elektronice Japonia zaczeła przodować dużo później.
To nie brytyjskość właśnie, a wręcz przeciwnie przekombinowanie planów skutkowało tym, że Kurita sie pogubił, biorąc baty od badziewnych lotniskowców eskortowych, Nishimura jak typowy samuraj kazali to nie ma zmiłuj i 0 elastyczności, Shima, ten to dopiero sie pogubił, gonił za cieniem samemu nie wiedzac po co w zasadzie. Znowu Pan pije do Włochów a szkoda, bo choc kiepsko dowodzeni to sa niedoceniani dzieki do dziś pokutującej propagandzie Abionu :P
***
Jest Łoś wydany w 72 przez polska firmę PLASTYK, ale to dosyć leciwy model i sporo zależy od egzemplarza, przy jednym trzeba sie wiecej napiłować przy drugim mniej. Zaletą niewielka cena 10-15zł i prostota budowy. Należało by dodać, że ta firma ma kilka innych samolotów w swojej ofercie w podobnej cenie i jakości, ale sa tam zarówno drugowojenne jak i współczesne samoloty i śmigłowce. Takze jest na czym sie uczyc nie rujnując budżetu ;)
Wracając do Łosia podobnie cenowo i jakościowo są firmy MASTERCRAFT za ok 15-20zł, zaletą są nowsze wypraski więc i dokładniejsze i lepsze jakościowo, no i jest wybór kilku wersji Łosia w tym nawet w Niemieckim malowaniu. Wadą obydwu modeli jest niestety "zgrubsza łoś" Ale na start myślę, że mogą być, zazwyczaj na początku nie jest się purystą wymiarów, a na półce na pierwszy rzut oka widać, że to Łoś ;)
Dużo lepsze są modele firmy MIRAGE ale w skali 48 no i cena już w niestety w okolicy stówki.
Osobiście w lotnictwie i wojsku preferuję skalę 72, troche to małe, ale cena nie zabija (czasami) no i nie potrzeba hektarów regałów. W okrętach z kolei preferuję 700. Zależnie od zainteresowań początkujacego modelarza, jeśli niemcy np wojska lądowe to polecam fajną polską serię FIRST TO FIGHT. To model dodawany do gazetki, zarówno jakościowo jak i cenowo bardzo dobry bo kosztuje niecałe 20zł. W serii wydali 35 nr i są tam wojska i pojazdy polskie i wermachtu z września 39. Świetnie wykonane i proste w montażu problemem może być jedynie malowanie, no przynajmniej dla mnie cóż mam już grube paluchy :] Ale modeliki prezentują sie świetnie i nie drenują kieszeni.
Z lotnictwa w 72 polecałbym na początek HOBBYBOSSa można je dostać za około 30zł wymiarowo sa poprawne a najwieksza ich zaletą jest świetna jakość. Daja sie zmontować praktycznie bez kleju, wszystko na wcisk prosto z pudełka prawie idealnie pasuje. Pozwala na budowę fajnie wygladajacego modelu w jeden wieczór, a z własnego doświadczenia wiem, że poczatkujacych najczęściej zniechęca dosyć długi czas wykonania modelu. Niestety łosia tam nie mają za to foczki i messerki na pewno. Są i bombowce, ale tu cena oscyluje juz w okolicach 60zł. Fajna rzecz, bo dobrze prezentujacy sie model jest prosto z pudełka a i nie stoi nic na przeszkodzie jesli chce ktoś cos zwaloryzować.
Oczywiście zależnie od wyboru trzeba sie liczyć z zakupem farbek, polecam na poczatek akryle Pactry, lub droższe i lepsze Valleyo lub Tamiya ewentualnie MIG. te ostatnie maja tą zalete, że sa sprzedawane w zestawach dedykowanych np Kamuflarz Luftwaffe. Do tego jakieś pędzelki. To czasami wieksze wydatki na początek niz model. Czasami w marketach można trafić modele revela lub airfixa z farbkami, osobiscie nie polecam, bo o ile revell ma jeszcze w miare farbki to airfix totalny badziew do tego są to jakieś chińskie akryle, a revell ma dobre emalie, ale tu już w grę wchodza rozpuszczalniki i inna smierdzaca chemia. No i do kompletu jeden i drugi ma modele juz leciwe w opracowaniu, a tym samym nie idealne. Moze byc potrzeban spora ilość szpachlowania i szlifowania.
A i bym zapomniał, okręty ;) jest wydanych w skali zdaję się, że 500 kilka brytyjskich niszczycieli, to produkty MASTERCRAFTA i chyba pakowane też przez nasz PLASTYK. Drogie nie są bo ok 15zł, ale to jedyna ich zaleta. Bardzo toporne i tylko ogólnie przypominające oryginały.
Firma Mirage wydaje fajne okręty w tym chyba wszystkie Polskie przed wrześniowe w skali 400 na dobrym poziomie i przyzwoitą ceną do 40zł. Co ciekawe Mirage ma równiez w ofercie za niewielkie pieniądze gotowe dioramki do wykonania. W ogóle warto zainteresować sie ich ofertą, bo maja sporo samolotów, pojazdów i statków bardzo przyzwoitej jakosci za rozsądne pieniadze. Jest z czego wybierać.
Sporo wiec zależy od wieku "zapaleńca" no i obawiam się, że bez pomocy taty się nie obędzie ;) wiec moze warto wybrać przyjemne z pożytecznym :]
***
bo ładny, słoneczne rewiry i dowództwo sie nie pali do nadstawiania niepotrzebnie karku :P nielicząc pechowej ROMY.
„Elektroniki” się nie czepiałem. Początkowo za mało działek 25mm (potem było już znacznie lepiej i przyznam z chęcią bym przestudiował rozmieszczenie 51 działek na porządnym planie), no i ograniczenie się do względnie małego kalibru 25mm (37mm / 40mm docelowo były by właściwsze ze względu na osiągi, ewentualnie kombinacja obu kalibrów, ale same 25-piątki to trochę słabo na 44/45 rok przy braku wsparcia powietrznego).
Co by nie mówić o japońskim przekombinowaniu to jeden zdeterminowany samuraj na trzech to trochę kiepski wynik. Mogła być taką piękna (jeśli można cynicznie użyć tego słowa) bitwa (choć i to co był, aż się prosiło o ekranizację w latach 60-tych, 70- tych kiedy kilka wysokobudżetowych filmów powstało).
Nie mogłem się przed włoską prowokacją powstrzymać, ale sama Pan potem wspomniał o braku zapału do nadstawiania karku :)
***
To co zamówiłem i co już odebrałem to Plastyk 1:72. Zgroza, że aż tyle tam małych części – oj będą zmarnowane godziny – farby młody zażyczył sobie czarną i zieloną (będą fantazyjne plamy maskujące). Tylko o co im chodzi z instrukcją na farbach – tak jakbym miał 5 sekund po otwarciu na wymieszanie z rozpuszczalnikiem? Zaraza, zaraz rozpuszczalnikiem czy wodą? To są emaile revella 14 ml. Jak zamawiałem wydawało mi się to sensowne, teraz coś czarno całość widzę. No i klej, można użyć „uniwersalnego” szybkoschnącego do plastiku czy jednak modelarski ma być? W sobotę się z tym zmierzymy. Oj, nie mam do całości serca…
Przypominam sobie, rok temu czy półtora, mały z mamą na zakupach nabył sobie polską tankietkę z tej wrześniowej serii. Miniaturowe to było wszystko i zanim klej kupiłem już połowę części zgubił. I dobrze, bo jak toto małe byśmy malowali? Szału bym dostał. Wkładka literacka mu została z kilkoma zdjęciami, które studiował godzinami i którą mu wielokrotnie musiałem czytać. Potem nagle wojskowość przestała go interesować na rzecz dziecięcego sf i teraz widzę powrót fascynacji. Zobaczymy jak to się potoczy.
***
Bieszanow – 1943 – póki co autor w formie, po ostatniej kanciastej pozycji miła niespodzianka.
***
"Admirał / Michiel de Ruyter" (2015) - siedemnasty wieczne Niderlandy ich wewnętrzne spory i wojna z Anglią oraz Francją.
Żaglowce, okrętowe działa, spory polityczne, spiski, rodzinny dom. Nierówno opowiedziana opowieść z zbyt wieloma niewyraźnymi postaciami. Za mało żaglowców w śmiertelnych starciach, za dużo patosu i gładkich (ale sztucznych) ujęć. Miłośnicy historii na dużym ekranie / miłośnicy żaglowców na dużym ekranie mimo wszystko mogą być umiarkowanie zadowoleni.
A już myślałem, że zobaczę kawałek porządnego wojennego kina czasów żagli.
Pan sie nie czepiał, ja sie czepialem, bo to wg mnie największa ich wada. Działka 25 to w prostej linii francuskie Hotchkisy dobre na początku wojny, ale w jej późniejszej fazie niewiele warte, zbyt mała prędkość naprowadzania i za mała siła obalająca pocisku. Fajnie sobie to człowiek uświadamia jak postawi obok siebie modele samolotów np takiego Dauntlesa i Helldivera, jak młodsze pokolenie załapie bakcyla to być może będzie miał Pan porównanie ;)
Mała ilość 25 nie była ich wadą, Japończycy nie bardzo mieli co dać innego na okręty stąd tyle tyle tego pchali na pokłady, ale chyba bardziej w ramach poprawy samopoczucia niż zwiększenia skuteczności, bo w latach 43-44 to juz była tylko pukawka. Akizuki w fazie projektowania nie dostał dużej ilości 25, bo jego główna artyleria składała się z 10cm plotek i to miała byc jego główna siła. Japończycy ogolnie zaniedbali sprawę i pomiedzy 25 a 100 istaniała dziura, wcześniej co prawda mieli coś pomiędzy, ale to były działa opracowane w czasie wielkiej wojny niezbyt przydatne w DWSie. Planik ich gdzieś mam w jednej z monografii, postaram się odkopać, ale problem w tym, że mam tego sporo i spory w tym bałagan ciężko czasami znaleźć pozycji której się szuka :]
Japoński plan był wlaśnie przekombinowany, bo wg niego nie jeden samuraj miał uderzyć a 3 naraz. Ozawa jako przynenta miał odciągnąć lotniskowce, a tymczasem Kurita miał uderzyć na desant z góry, a Shima z Nishimurą od dołu. Daje to brak samolotów do osłony desantu, wymarzona sytuacja dla Japończyków, a Kurita z Shima i Nishimurą jednocześnie uderza na transportowce desantu... amerykanie maja do wyboru, albo odparcie Kurity odsłonia wtedy "brzuch" Nishimurze, albo odpieraja Nishimurę to im Kurita "skacze na plecy", albo osłabiaja swój zespół rozdzielajac siły. Wg Japończyków, każdy z tych wariantów miał być zwycięstwem Nipponu. Niestety olbrzymie przestrzenie Pacyfiku nie pozwoliły na to.
Oj może lepiej że nie. Były by znów propagandowe koszmarki w stylu "Midway", "Tora Tora Tora" czy "Bitwa u ujścia La plata"... choc z drugiej strony jak sie przymknie jedno oko na propagandę całkiem dobrze sie to ogląda. Bo przy dzisiejszej propagandzie zamknięcie obu oczu niewiele pomaga :]
Ale ja mówiłem o dowodztwie, a nie o żołnierzach :P
***
Hihi jak w Plastyku mówi Pan, że dużo małych części to szczęściem że Tamijki jakiej Pan nie widział ;)
Emalie revela są niezłe, ale to emalie trzeba rozpuszczalnikiem niestety, nie wiem co ma Pan na myśli mowiąc o uniwersalnym kleju do plastikow, w zasadzie nie ma czegoś takiego, bo pod nazwą "plastik" ukrywa się masa tworzyw sztucznych nie wszystko da sie posklejać tym samym. Osobiście na początek polecałbym coś takiego: https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTpLMvbp9Cgt3rjasVCHgk8GbTg YD0IQ3DSmTNntv1eypkWspmm
Czyli tak zwany klej z igłą revella, ale klej nakładać niewielkimi ilościami.
A nie było w tankietce kleju? wydawalo mi się, że do każdego numeru klej dodawali.
Jak malować takie maleństwa? Na początek jak najprościej, całość na zielono, gąski na szaro. Wiem, że dzieci zmienne są i się szybko zniechęcają zwłaszcza jak szybko nie ma efektów. Własnego syna nie udalo mi się niczym "zarazić", wczoraj pół dnia przesiedział obok mnie przy sasiednim biurku grając na internecie kiedy ja składałem rosyjskie pancerniki z wojny 1905r, Dlatego pisałem o Hobby bossie, tam naprawdę idzie model złożyć prosto z pudełka bez kleju na wcisk, a do tego często plastiki są w kolorze modelu i nawet na upartego nie trzeba malować tylko wystarczy kalki ponaklejać.
Tu inbox Wildcata:
http://www.internetmodeler.com/2008/march/first-looks/hobbyboss_f4f.php
***
Tak myślałem, że bedzie to coś w tym stylu stąd się jakoś skusic na to nie moglem.
Nie czepiałem się elektroniki, bo trudno mi było wymagać od Japończyków wyższej jakości przy ich opóźnieniu w temacie. Działek mogłem się domagać, bo raz, że opracować mogli przez lata coś bez większego wysiłku, albo po prostu skopiować istniejące od lat modele 37 lub 40 – mogli plany od sprzymierzeńca chociażby pozyskać gdyby na skróty chcieli iść.
Przed 39 potrzebę „średniego” działka widziano wkoło, potem jeszcze wnioski z 39-41 mogli wyciągnąć, a następnie 41-44, a oni… Nic. Mnożyli sobie tylko 25-piątki. Lepszy rydz niż nic, ale niedęty przecież droga. Na ich marne usprawiedliwienie można powiedzieć, że wielu uparcie ignorowało samoloty, choćby pierwsze serie Huntów z ich Lewisami. (Ganiłem kiedyś naszych za niedostateczne uzbrojenie plot przedwrześniowych okrętów, ale co by nie mówić „Gromy II” miały mieć 4 lufy 40 mm i 8 20 mm, więc problem widzieli – czemu nie dozbroili na czas tego co już pływało to inna kwestia, ale o tym już debatowaliśmy – można zaryzykować twierdzenie, że nasi w końcu zaczynali widzieć coś co umknęło morskim Japończykom.) Z drugiej strony nie uzbroić wystarczająco „strategicznych” pancerników usprawiedliwić nijak nie można.
***
W dowództwie floty cywili nie było, więc średnią mundurowych zaniża włoska admiralicja. :)
***
„Niszczyciele Polskiej Marynarki Wojennej” (Koszela) – bo w merlinie miała być tańsza wersja w miękkiej oprawie, przysłali co prawda w twardej, ale w cenie miękkiej. Rozpakowałem, przekartkowałem i… Dobrze będzie wyglądać na półce i chyba niewiele więcej. Napisane odrażająco niechlujnie i równie niechlujnie zredagowane. Teks się zlewa, literówka za literówką (w życiu takiego niechlujstwa redakcyjnego nie widziałem – co strona literówka raz ORP raz OORP! Itd.), ale mniejsza z tym najważniejsze, że autor sprawia wrażenie jakby przepisywał skąd popadło nie mając pojęcia o temacie. Rkm to ckm, ckm to nkm, torped nie ma choć były (tu akurat nie o polskich, ale wychwyciłem), krytykuje określone uzbrojenie, stronę dalej niemal identyczne chwali – jakby kierował się wyłącznie danymi z tabelki – zasięg o kilkaset metrów mniejszy to popiszmy się wiedzą i kręćmy nosem, ale bez uwzględniania innych czynników o których chyba nie ma pojęcia <chociaż nie, przyznaje niejako przy okazji, że jednak to i owo wie i tak działa „Wichra / Burzy” są be, działa „Groma / Błyskawicy” o niebo lepsze, ale dlaczego? Tajemnica. Czemu nie porównać osiągów? Autor krzyczy z wstrętem „130 podnosi lufę tylko o 35 stopni”, dalej przyznaje, że wspaniała 120 o 30 stopni, ale to już wystarcza>. Jak dotarł gdzieś do danych to czasem i je poda, jak nie dotarł to skwituje jednym zdaniem i tekst robi się strasznie nierówny. Stanu faktycznego nie ustali, poda, że w jednym opracowaniu napisali tak, a w innym tak…
No nic, była cena względnie niska to przecierpię coś tam ciekawego na pewno znajdę.
***
„Łoś” będzie lepiony za tydzień. Jest już wszystko i dłużej odwlekać się nie da.
Trudno się z tym nie zgodzić, niestety nie mam pojęcia jakimi ścieżkami podążały myśli japońskiej admiralicji. U nas nic na ten temat nie napotkałem, a niestety „krzaczków” nie znam, by cos w oryginale poczytać.
***
No niestety ;)
***
Widziałem to i min dlatego nie polecałem, :]
***
Proszę uważać przy przyklejaniu przeźroczystych elementów „lubią” zmatowieć od kleju, najlepiej je „kleić” farbką.
Przy okazji jak wrażenia po sznelbotach o ile dotarły?
I ze względu na ostrzeżenie, nie zamówiłem wcześniej, drogiej wersji w twardej oprawie, tylko późniejszą tańszą. Szczerze mówiąc / pisząc nie podejrzewałem, że może być, aż tak źle. Wydawnictwo, którego trochę pozycji mam i do którego większych zastrzeżeń do tej pory nie miałem wypuściło książkę nie dość, że o nienajlepszej kondycji merytorycznej, to i skandalicznie niechlujnie zredagowane (w zasadzie nie może tu być mowy o jakiejkolwiek redakcji). Takie pozycje to się ukazywały na początku lat 90-tych (bo rynek głodny, bo szybko, bo byle jak przekopiowane z innych). Zgroza.
Skończyłem część o naszych przedwrześniowych. Już czytać nie mogę tradycyjnego zawodzenia, że nasze francuskie były takie brzydkie (jakby zgrabność sylwetki miała określoną siłę uderzeniową w boju) i takie zawodne (a „Błyskawica” remontowana nie była regularnie?). Wiadomo nasze „brytyjskie” i większą moc obalającą miały [tylko jak widzę trzy lufy od frontu to, aż się instynktownie chce to czwartą dodać, albo przynajmniej układ góra – dół zmienić] i prędkość, więc i skuteczniejsze w walce winny być, ale… „Wicher” i ‘Burza” bezbronne nie były i czterema 130-kami wspartymi torpedami swoje można było wywalczyć. Broń przeciwlotniczą sami winniśmy wzmocnić w własnym zakresie (o tym już sobie debatowaliśmy), prędkość była wystarczająca, porządnym remontem można było wiele mankamentów usunąć. I tak „Burza” miała tragiczne właściwości morskie, a „Błyskawica” trafiała regularnie na wyjątkowo paskudne fale atlantyckie. :) Inna kwestia, że uparte „stłuczki” nikomu na zdrowie nie wychodzą i to już załogi rzeczą jest ich unikać.
Ja do „Burzy” miałem zawsze słabość, pocieszny był to eskortowiec, taki zatrzymany w przezbrojeniu w pół korku; dwie 130-tki zostawiono, ale uzbrojenie plot. dodano nieco… niechlujnie. Sensowniej było by 130-tki zamienić na 102-ujki (jedno stanowisko na dziobie, jedno na rufie – bez przesady, na eskortowiec by wystarczyło), widać cięto koszty. Niedokończony eskortowiec mógł więc razić ogniem cele nawodne i lądowe, ale wyłącznie na zasadzie ognia wspierającego, bo jedno działo na dziobie, jedno na rufie… Trochę mało. Nie dość uniwersalny do zadań typowego niszczyciela, nie dość wyspecjalizowany do roli efektywnego eskortowca, taka przydłuży tropiciel okrętów podwodnych. Koszty, koszty, nie tylko ten niszczyciel padł ich ofiarą. W tej brzydocie jest jednak jakiś powab, dlatego też namawiałem młodego by wybrał „Burze” w wersji eskortowca zamiast „Łosia”.
Co do „Łosia” to utknął w połowie, młody stracił zapał, ja nie naciskam, odłożone na półkę i czeka na jakiś deszczowy dzień. Części nie pasowały, przycinanie, docieranie, „szklane” części najbardziej irytujące, co ja się kabiny pilota naciąłem / naścierałem.
***
"Rapsodia Bałtyku" (1935) - dwaj przyjaciele z marynarki wojennej (chwilowo z kontrtorpedowca "Wicher") i pewne nieco niestała w uczuciach niewiasta. Patrzą, milczą, mówią, dumają, lata mijają...
Szkaradny melodramat (zimny i nudny) z promocją polskiej marynarki wojennej w tle (dla miłośników tematu kilka kadrów z OPR Wicher min; stanowiska artylerii głównej i przeciwlotniczej). Odpychało wtedy, odpycha teraz.
***
Dotarły, dotarły, dziękuję. Pobieżnie i częściowo już przyswojone. Druga część się ukazała? Chyba nie. I kiedy już niemal poczułem powab niszczycieli z lat młodych, Pan o drobnoustrojach mi przypomniał, a że niemieckie minitorpedowce można zestawić w przypadku polskiego czynu zbrojnego jedynie z minikanonierkami ścigaczami artyleryjskimi) to i musiałem zamówić pozycje o tych ostatnich (bo się ukazała ostatnio taka jedna). Pozostaje wierzyć, że pan Borowiak lepiej pisze niż Koszela.
E nie wiem co się ich przyczepili, może i fakt, że w latach wojny trzy kominowa sylwetka trąciła myszką, ale to w końcu był projekt z lat 20. Mi tam się zarówno Burza jak i Wicher bardzo podobają. Zgrabność sylwetki, kwestia gustu ni jak się to na walory bojowe nie przekłada. Dajmy na to włoskie Soldati całkiem ładne ale strasznie delikatnie skonstruowane. 4 lufy nie można było dodać Gromom, bo i tak 7 była jakby na wyrost. W projekcie było 6 z czego tylko 2 z przodu, ale naszych podkusiło o dozbrojenie i dodali jedną, 2 niestety przeciążyli by okręt. Góra dół się nie dało bo kadłub był za wąski i się podajniki nie mieściły dla 2 dział. Wadą 130 Wichra i Burzy była niższa szybkostrzelność w stosunku do 120 Groma. W kwestii remontu W i B to wynik oszczędności, oba planowano wycofać na poczatku lat czterdziestych a na ich miejsce miały być 2 ulepszone Gromy. Oba typy były wyważone na Bałtyk, to troche inne warunki niż przyszło im w rzeczywistości służyć trudno mieć o to pretensje do projektantów. Błyskawicy dopiero po zdjęciu kapy z komina i pomostu z reflektorem oraz po przezbrojeniu przestały fale dokuczać. A co powiedzieć o Niemieckich Massach, skoro już na morzu północnym ryły fale niczym dzik żołędzie?
Nie do końca sensownie, 102 plot brakowało, a i mało miejsca było na Burzy na system kierowania ogniem, a do walki z U-bootem to i 130 sie nadawały. A z kolei torpedy mało przydatne. No i był to juz stary wtedy okręt, wchodziło sporo nowych Huntów.
No tego sie obawiałem, tani on jest ale wypraski juz wiekowe, sporo zależy na jaki sie egzemplarz trafi. Trzeba było polować jednak na coś z Hobbybosa tam pilnik w zasadzie zbędny. A i młody by się nie zniechęcił.
***
A nie widziałem choć tytuł brzmi znajomo,
2 części nie było a przynajmniej ja nie spotkałem, za to w czasopismach natrafiłem na coś takiego jak Schnelbooty w Norwegii
... oj Borowiak jestem pełen obaw.
Co do 102-jek to się nie zrozumieliśmy. „Sensowniej było by 130-tki zamienić na 102-jki (jedno stanowisko na dziobie, jedno na rufie – bez przesady, na eskortowiec by wystarczyło)” – nie chciałem zmieniać „Burzy” w drugą „Błyskawicę”, tylko zamiast dwóch 130-stek ustawić dwa uniwersalne działa. Oczywiście na wojnie zazwyczaj zawsze brakuje dobrej broni, ale dwa to w końcu nie osiem czy sześć , a skuteczność eskortowca przekłada się na bezpieczeństwo konwoju.
<<( Co ważne kiedy „Burza” mutowała do omawianego kształtu, Brytania nie stała już nad przepaścią – własny przemysł i dostawy wywalczyły zapewniały przyzwoite zaspokojenie potrzeba, a z każdym kwartałem rosła materiałowa przewaga nad przeciwnikiem i każda niezbędna broń była w zasięgu ręki, wystarczyło tylko rozsądnie zarządzać środkami. Właśnie owa rosnąca przewaga na morskim i powietrznym polu bitwy zaowocowała „niedbałą” modernizacją jednostki do standardu eskortowca – uznano, że tyle wystarczy na resztę szkoda środków i nigdy nie dokończono (tańszej z każdym kwartałem zwiększającym przewagę sprzętową) modyfikacji. Co do rozsądnego zarządzania, to jak to na wojnie bywa raz lepiej, raz gorzej, w tym samym czasie z jednych jednostek ściąga się zasilane taśmowo nkm-y 12,7 jako nieskuteczne i zastępuje 20 mm (zasadne) i montuje na innych km-y 7,7 zasilane z magazynka (się marynarze ucieszyli zapewne z takiej artylerii [zasadniej było by tam gdzie brakło 20-tek wsadzić nkm-y, ale na wojnie różnie bywa z zasadnością]). Gdyby nawet modernizację robiono w czasie braków materiałowych, to można było sięgnąć po pojedyncze 102 starszego modelu, którymi chętnie obdarzona klasyczne niszczyciele, a które ponoć leżały zazwyczaj odłogiem. Tym zabieramy, w zamian dajemy mniejszy szybkostrzelny kaliber i wszyscy zadowoleni. Chyba, że mniejszych też brakuje :). No wtedy musimy coś wyprodukować albo przeprosić się z zestawami nkm-ów. Jakby nie było były i siekierki i kijki do wymiany i „Burza” mogła uniwersalne działa zamiast nieużywanych 130-stek.>>
Do strzelania w wynurzony okręt podwodny było 102-jka była, aż nadto (choć jak historia pokazuje, to naszym zdarzały się z tym takie wpadki, że lepiej tematu nie poruszać), a i kąt podniesienia lufy pozwolił by straszyć orły Adolfa. Z skutecznością różnie by było, ale na eskortowcu lepiej mieć na dziobie i rufie stanowisko mogące strzelać do samolotów niż nie mieć. Gdyby jeszcze tka na miejsce 76-stki wstawić dodatkowe stanowisko 40-stki lub nawet 20-stki to było by już całkiem miło.
***
Czyli po kiepskich niszczycielach czekają mnie kiepskie ścigacze? Mam nosa do marynistycznych tematów. :) Dziś dosłownie wpadła mi w spożywczaku cieniutki opracowanko niejakiego M. Borowiaka (he he he) o KU 30 w mocno przecenionej cenie, a że temat na wprowadzenie do polskich ścigaczy idealny to nabyłem i przed pracą przekartkowałem, tzn. przeczytałem. Niechlujstwo pierwszej wody.
Pocieszam się, że tak źle jak przy niszczycielach nie może być. Tam pomijając niechlujność w stylu i podejściu do tematu drażnił fotelowy patriotyzm określonej opcji i nieustanne malowanie Polski Ludowej jako obozu zagłady do której żaden marynarz z zachodu wrócić nie mógł. Aż, dziwne, że niektórzy wracali i strzału w potylicę się nie doczekali. Swoją drogą, walczyć przez lata za kraj, a potem machnąć ręką na rodzinę, która tam została i skusić się na frytki z rybą… Oczywiście mogło to być niekiedy kuszące; tam rodzinna, którą trzeba by się zająć, ruiny, chłodno i głodno, tu poznana Lady z, którą można od nowa, bez obciążeń kulturowo – ekonomicznych, a wszystko zamaskujmy miną politycznego uchodźcy.
***
„Pilecki” 2015 – prawdziwa historia rotmistrza Pileckiego, który zasłynął dobrowolnym udaniem się do nazistowskiego obozu koncentracyjnego celem poznania prawdy o realiach w nim panującym i stworzeniem obozowego podziemia.
Ubogie (bardzo ubogie) i niezdarne sceny rekonstrukcyjne, wspomnienia syna rotmistrza, wypowiedzi badaczy. Ubogo i niezdarnie. Skromny budżet nie może być usprawiedliwieniem dla kiepskiego scenariusza, reżyserii, gry, zdjęć… Jak się nie umie / nie chce to się za kręcenie nie bierze. Proste.
Fakt, myślami na skróty pognałem ku wieżom takim jak na Błyskawicy. Głowy nie dam, bo nie mogę sobie przypomnieć gdzie to czytałem, ale chyba pozostawienie 130 wynikało ze sprzeciwu strony Polskiej i niechęci zmniejszania siły ognia Burzy. W zasadzie pozostawanie w linii Burzy po 42 roku wynikało z tego, że okręt był naszą własności a nie pozyczką ze strony RN, a sytuacja naszego rządu się komplikowała ze względu na wschodniego sojusznika koalicji.
***
Obawiam się, że niestety, Borowiak wypłyną zdaje się na "Plamach na banderze" i wyszukiwaniu sensacji niż na rzetelnej pracy. Osobiście, ani przez plamy ani przez małą flote bez mitów nie przebrnąłem, a i na forach za ciepło ich nie przyjeto.
Cóż to nie takie proste jakby sie chciało by było. Często ci żółnierze walczyli za kraj nie wiedząć, że wyroki juz zapadły gdzie indziej, a i morale zaczeło się powoli sypać. Mało się o tym mówi źródłem się nie podeprę bo go nie pamiętam, ale zdarzały w Anglii incydenty po libacjach alkoholowych z udziałem Polskich żołnierzy tuszowane ze względu na sojusznika, ale lokalni mieszkańcy naszych garnizonów miło nie wspominają. Podobnie w czasie walk na kontynencie żołnierzom z jednego z plutonow Maczka Kanadyjczycy przekazali grupę około 1500 jeńców niemieckich celem dostarczenia ich do obozu jenieckiego. Ponoć dotarło ich tam tylko kilkuset... frustracja i różnej maści opowieści i wizje różnych gdup politycznych na zachodzie walczących o swoje wpływy, nie o los i dobro tych żonierzy też robiło swoje.
Niestety gniot pierwszej wody nakręcony po to jedynie by połechtać wybujałe "patriotyczne" ego obecnej władzy.
Trudno się chłopakom dziwić, że świadomi tego jak wygląda niemieckie wojowanie z ich nacją czasem nie mogli… doliczyć się jeńców. Na froncie wschodnim oczywiście skala problemów z „rachowaniem” siły żywej wroga w niewoli przyjmowała inne wymiary. Raz, że co krok szara rzeczywistość przypominała o cenie rojeń Adolfa, którą przyszło płacić bliższym lub dalszym krewnym berlingowców. Tu to się nawet dziwie, że większej samowoli nie było. Sowieccy towarzysze broni często meldowali / skarżyli się swym przełożonym o trudnościach z pozyskiwaniem żywych jeńców do przesłuchać od polskich towarzyszy (konwój z jeńcami wyruszał na tyły i rozpływał się w powietrzu bez słowa, więksi formaliści meldowali o próbach ucieczek zakończonych w wiadomy sposób). Oczywiście było w tym celowe przypinanie łatki i kreowanie się na bardziej humanitarnych od słowiańskich braci, ale naiwnością było by twierdzić, że Polski żołnierz nie dał się ponieść żądzy odwetu. Na zachodzie inne realia panowały, choć z pewnością niejeden miał bardzo osobisty stosunek do przeciwnika, więc musiało dochodzić do spontanicznego wyrównywania krzywd (oczywiście nie na taką skalę jak na wschodzie). Inna sprawa, że sporo jeńców znikało nagle i materializowało się w polskich szeregach. Im mniej rygorystycznie podchodzono w Niemczech do czystości rasowej mięsa armatniego tym więcej potencjalnych rekrutów miały polskie siły na obczyźnie. Sporo Ślązaków i Pomorzan co polskim potrafili władać gładko mundury zmieniło i nikt nie bawił się w dokumentowanie procesu przed zachodnimi sojusznikami, a statystki „odstawianych” na tyły jeńców się psuły.
***
Borowiak - Początek sprowadzony do autopromocji (jak ciężko się napracowałem) i przypomnieniem dokonań (jak pięknie napisałem i jak wielu nie mogło znieść mojej prawdy). Dalej szybko i prosto, niemniej trochę rzeczy w temacie jest. Dla Pana interesujące mogło by być przybliżenie tematyki walki o miejsce dla kutrów w umysłach konserwatywnych marynarzy (że przy okazji potwierdzające moją tezę, że było wielu, którzy wiedzieli, że marzenia marzeniami, a wolne środki na inwestycje wolnymi środkami, a kuter mógł sensownie być użyty to tylko efekt uboczny :) ).
Mały wgląd (zdjęcia sztucznie zwiększają objętość i to zdjęcia „nie w temacie”; niszczyciele, torpedowce, minowce) w raporty, plany i rachunki zwieńczony tezą, że źle się stało, że niszczyciele i duże okręty podwodne wygryzły „ścigacze”. Szybki ślizg po genezie jednostek i poszukiwaniu dostawcy z zaznaczeniem stanowiska części ludzi morza z tamtych lat głoszących, że byliśmy w stanie sami zbudować okręty / okręciki tej klasy. Niestety wszystko zbyt pobieżnie, bez wgryzania się w temat. Dla niewtajemniczonych pozycja godna uwagi, ale dla doświadczonego czytelnika wszystko zbyt powierzchowne. Zobaczymy co będzie dalej.
Bez fałszywej skromności; nasza debata (choć chaotyczna) o idei kutrów torpedowych po wygładzeniu więcej by dała czytelnikowi niż suche streszczenie tematu naszego „pisarza” w części wprowadzającej do roli kutra jako narzędzia walki.
***
Między wierszami wpadło mi w oko pewne nazwisko polskiego marynarza mającego nadzorować przedwrześniowe prace w Brytanii nad ścigaczami dla Polski. Poszperałem na jego temat i typową historię znalazłem. Wojna rozdzieliła go z żoną i dziećmi. Wojna się skończyła, a on jakoś tęsknoty za rodziną się pozbył i wybrał zgniły zachód. Kawalerów bez zobowiązań rozumie; lata mijały, nowe życie stało się ich życiem (nijak pretensji mieć nie można, no może trochę, że odwagi nie starczyło do pokojowej walki o dzień powszedni w kraju, z drugiej strony przez kilka lat nowym krajem zaczęli żyć i mieli do tego prawo) ale pryków z porzucających rodziny w zdewastowanym kraju? Cieniem mi się to kładzie na legendzie polskiego wojaka; za dużo było takich chętnych do wykorzystania politycznej sytuacji jako przepustki do nowego życia.
Z pierwszej ręki znam taką opowieść „pokrzywdzonej”, której ojciec wybrał sobie Francję jako miejsce końca wojennego szlaku. Żona i dwie córki w Polsce, a Francuzka taka młoda, zadbana i domek ładny miała. Pod koniec lat 70-tych jak już zaczął więdnąć sumienie go ruszyło i postanowił odwiedzić na chwilę kraj by dać córeczkom całusa ojcowskiego. Starsza miała do niego wielki żal i w spotkaniu nie wzięła udziału, młodsza usiadła z ojcem w kawiarni na pól godziny (tyle miał weteran czasu) i spytała go, czemu nie wrócił, albo chociaż nie utrzymywał z nimi kontaktu. Weteran skwitował temat następująco „córuś daj spokój, to stare dzieje”. Potem pooglądali zdjęcia nowej rodziny i się pożegnali. I to był koniec rodzinnych spotkań. Po latach uznały, że tatusiek musi już nie żyć.
Temat sam w sobie intrygujący i zasługuje na jakieś poważne opracowanie np. „Plamy na legendzie. Porzuceni przez bohaterów”. Tyle, że temat wstydliwy zbyt, to już łatwiej o kolaboracji nam debatować, bo wiadomo tu kanalii, a tam bohater wojenny –powojenny opozycjonista walczący za Polskę. Tylko za jaką Polskę on walczył skoro Polska to nie była przede wszystkim jego rodzina? Ja rozumie za tą polną drożynę, za te sosny w oddali i ratusz i szkołę. O to walczyć należy i tęsknić za tym można kiedy porzucić los nam każe, ale rodzina? Nie uderzam tu w moralizatorski ton, rodziny się rozpadają; żony wrednieją, dzieci dziwaczeją – zwykłe życie świętych nie ma, ale jak stajemy na cokole pomnika bohaterskiego bojownika o Polskę to nie da się oddzielić Polski od rodzinnego ciężaru. Chociaż sprawdzić jak żyją (czy żyją), zadbać o jakiś kąt dla nich, funtami / frankami wspierać alimentacyjnie. No przecież to Polska o którą ponoć walczyli. To tak jak z „wyklętymi” łatwiej walczyć, niż z szarą rzeczywistością pokoju się mierzyć, a że zawsze ubekiem można się zasłonić to i plamy na honorze nie ma.
***
Jak Pan wspomniał naszym tak jak i innym zdarzało się na obczyźnie drażnić miejscowych. Wiadomo panny zostały w domu, więc uderzali w konkury do miejscowych. Miejscowym samcom rzadko podobała się konkurencja, więc w wielu przypadkach sprzeczność interesów kończyła się oficjalnymi skargami cywilów (dbający o synową tatuś Johnego, który gdzieś w Afryce, a tu polski czołgista powoli szykuje się do inwazji itd.). Inna sprawa, że niejeden Polak wypić potraf, a wtedy fantazja ułańska się w nas budzi (była tak pocieszna historia jednego naszego szarmanckiego myśliwca, który wstawiony na motorze z dwiema pannami ogródki warzywne sponiewierał, a ogródki pamiętajmy wtedy to była świętość. Oczywiście potencjał bojowy pilota myśliwca był ważniejszy niż rzędy marchewek i kapusty.). Czasami jednak zwyczajna głupota i rozpuszczenie brały górę; część ludzi Sosabowskiego bunt wszczęła bo dość angielskiej kuchni mieli (ich rodziny głodują w kraju, a oni na puding kręcą nosem). To też sprawia, że mierzi mnie jak trafie na popularny model bezkrytycznego wychwalania "naszych chłopaków na zachodzie" przy przemilczaniu / potępianiu "naszych chłopaków z wschodu".
Ja się akurat dziwię, piechocińcy siedzący na wyspach z Niemieckimi wybrykami nie mieli zbyt wiele kontaktów także wcale ich to nie tłumaczy. Front wschodni to już kompletnie inna historia, nie mająca tu za wiele do rzeczy. Fajnie Pan upraszcza problem ze spadającym morale... co się nie robi by nie psuć statystyk. Co do Berlingowców to pod Lenino zanim rozpoczęła się bitwa Niemcy mieli coś około 80 „języka” i to takiego który przybył dobrowolnie...
***
Co racja to racja, Borowiak nie jest niestety dla mnie autorytetem, jedyne co mu się udało to przełamanie pewnego tabu, ale teraz podąża już za tania sensacją, bezrefleksyjnie. No ale cóż książki nie są tanie a trzeba je jakoś sprzedać, nie bardzo jest jak i gdzie tam wkleić cycki to trzeba sensacji na siłę poszukać. Borowiak stracił u mnie wszystko jak wziął udział w sporze o Westerplatte Dąbrowski czy Sucharski.
***
Tak jednostronnie bym tego nie oceniał, przykładowy „tatusiek” wygląda na pierwszoligową „świnię”, ale 5 lat wojny mogło mocno poluzować związki rodzinne. Nie każdy kto wracał mógł liczyć na owacyjne przyjęcie, dany oficer z racji misji jaka wykonywał mógł być dosyć wysoko umocowany w ówczesnych władzach, tacy zaś po powrocie mieli często szanse być „goszczeni” przez UB nie każdemu taka forma przejścia na „państwowy wikt i opierunek” musiała odpowiadać. O ile w 39 jako kraj mieliśmy niewesoło to w 45 jako obywatele tegoż.
***
Sytuacja powojenna w ogóle była mocno skomplikowana, na przykładzie moich tu okolic, jeden z największych oddziałów partyzanckich poszedł na współpracę z nową władza i tworzył zalążki MO. Powodem był prosty fakt działania w tych okolicach grup UPA i nawet SS Galizen, które uważał za większe zło i zwalczał. Tym czasem sam padł ofiarą mordu prawdopodobnie NKWD choć oficjalnie mieli to zrobić Upowcy, których akurat w tym rejonie wtedy nie było. Tymczasem inne oddziały AK nawiązały współpracę z UPA. I pewnego popołudnia jako jedna z niewielu wspólnych akcji zaatakowali i zajęli miasto atakując posterunek MO celem odbicia jeńców. Na pomoc zaatakowanym ruszyły oddziały KBW dowodzone przez niejakiego Wojciecha Jaruzelskiego. Przybyła odsiecz odbiła miast i ruszyła w pościg co ciekawe za wycofującymi się upowcami dając spokój akowcom..
***
Ładnie Pan nazywa szerzącą się tu i ówdzie niesubordynację, a kilka zgwałconych Angielek nie podzielało by jak przypuszczam Pana zachwytów nad fantazja ułańską.
Ci co wiedzieli wrzesień widzieli jak wyglądał humanitaryzm Rzeszy. Ci co ze wschodu przymaszerowali wiedzieli jak wygląda wojna nadludzi. Ktoś w końcu z domu ich wygonił i na ich życie niesprowokowany nastawał. A co z bliskimi pozostałymi w kraju? Czy żyją? Czy głodują? Czy mają gdzie spać? Rok za rokiem, a końca szaleństwa nie widać. A wszystko przez tych aroganckim szkopów. Że też paragrafu na nich nie ma. No w zasadzie, skoro nikt złego słowa nie powie, to może by tak w imieniu tych wszystkich w kraju… Bo łączność z krajem była (prócz tego zawsze można było usłyszeć co się dzieje na ziemiach milszym brytyjskiemu imperium jak Grecja, Jugosławia czy niekiedy i Francja, później i Włochy) i niemiecki terror tajemnicą nie był, a to, że łapanek się nie widziało na własne oczy, nie znaczyło, że nie miało się ochoty zabawić w sędziego i kata. Jednym słabły więzi z rodziną, a inni ciągle się zastanawiali czy ich bliscy wciąż żyją.
Co do zgwałconych Brytyjek to nie słyszałem. Siłą rzeczy musiały się różne paskudztwa wydarzać, tak to jak i dziś się dzieją w ciemnych zaułkach każdego miasta na świecie. Bijatyki, pijaństwa, strzelanie fochów na brytyjskie realia to mi nie obce, ale oficjalne naświetlenie sprawy gwałtów jest mi obce. Gdyby Pan wskazał gdzie szukać byłbym wdzięczny.
***
Skoro tatusiek wybrał Francję to i jego sprawa, walczył za nią przy okazji walki za Polskę to i mam do bagietek jakieś prawo. Że przy okazji rodzinę porzuca, trochę nieprzyzwoite to (ciągle niesmak we mnie budzić mimo wszystko będzie to, że tak łatwo tylu chłopakom było zapomnieć o pozostawionym w kraju DNA), ale nie takie rzeczy się działy i dzieją. Rzecz w tym, że nie powstrzymuje się by nie rżnąć roli przymusowego emigranta – działacza polonijnego antybolszewika godnego szacunku weterana. Nie zawsze się da siedzieć okrakiem na barykadzie, albo bojownik o Polskę czyli bojownik o swą rodzinę, który nad sprawę nie przekłada komfortu życia, albo Francuz nie bawiący się w salonowe gierki o Polskę.
***
I na koniec o ścigaczach zakończonych. Autor nie dość mocno zgłębił się w temat skutkiem czego nie jest do końca świadomy istoty tematów, które porusza, a raczej które pomija poprzestając na zdawkowych uwagach. Najciekawsze mi się wydawało zagadnienie naszego niedoszłego kutra z 1939 roku. A tu garść informacji w które nie chciało się chłopu wgryźć. 40 mm plot na kutrze w 39 to standard nie był i wyzwanie niemałe, a tu jakby to była norma. Czemu ckm, a nie nkm? Czemu Maximy a nie WZ. 30? Aż się prosi by przy różnicy jakościowej coś o wyborze wspomnieć .
Choć jestem wielkim zwolennikiem kutrów (ścigaczy) torpedowych to wersja artyleryjska nigdy nie znajdowała mojego uznania. Ot, małe patrolowce, na mobilne baterie przeciwlotnicze za słabo uzbrojone, na łowców okrętów podwodnych za słabo wyposażone w aparaturę namierzającą, na szybkie minowce za małe. Tylko istnienie niemieckich kutrów torpedowych uzasadniało ich istnienie, a to trochę mało, zwłaszcza, że lekkie uzbrojenie bardziej odstraszało wroga niż zatapiało. Tu się z Panem zgodzę (prorokuje, że miłośnikiem ścigaczy artyleryjskich jak i torpedowych Pan nie jest), małe niszczyciele / torpedowce bardziej sensownym rozwiązaniem były. No, zawsze można też było zamienić je w kutry torpedowe. :)
Jedyne uzasadnienie dla nich jaki znajduje to rola małych, szybkich eskortowców, a wtedy musiały by mieć mocniejszą broń plot. (20 mm najmniejszy dopuszczalny kaliber na pokładzie, docelowo 40 mm przynajmniej jedno stanowisko) i bardziej skuteczne uzbrojenie przeciw okrętom podwodnym (bardziej niezawodna elektronika przed wszystkim). To oczywiście generowało by większe koszty wprowadzenia jednostki do linii, dodając jednak równocześnie uniwersalności i skuteczności tak w konwojowaniu, jak i polowaniu na niemieckie kutry.
Wrzesień to dopiero była przygrywka, co innego widzieć co innego tylko słyszeć. Ci ze wschodu to jednakoż często dezerterowali do tych nadludzi zaznawszy "szczęścia" robotniczo chłopskiego... ocenić tego tak na czarno biało to się nie da.
Co do brytyjek to dokładnie nie powiem dosyć dawno to czytałem i nie kojarzę gdzie, ale były to autentyczne protokoły policji brytyjskiej i żandarmerii. Trzeba przy tym pamiętać ze sami zakładaliśmy obozy odosobnienia dla niewygodnych oficerów...
***
Cóż co do ścigaczy to trudno mi się wypowiadać dla mnie to i tak bezużyteczne motorówki :p
Jakie tam częste dezercje – zawsze paru da nogę, a potem się ich obwozi w ramach propagandowej polityki (przy okazji Katynia, bodajże jednego tylko mieli co go wozili jak jarmarczną atrakcję by antybolszewicki duch w narodzie krzepił) <Swoją drogą temat krępując, więc przemilczany. Popatrzmy tylko jak niechętnie się mówi o taktycznych „zawieszeniach broni” między naszą partyzantką londyńską a ustępującymi nazistami. Dozbrajanie i ochrona (faktem, że epizodyczna) to już tabu. > Odkąd ruszyli „nasi” na zachód trafiali na rozstrzelanych swoich, spalone chałupy to i place na spuście ich świerzbiły. Co do zachodu, to sporo wrześniowych mogło zobaczyć atak z powietrza na kolumnę uchodźców czy dymek z zbombardowanego miasta (dziadek mój prosty, jako jeniec oberwał nieźle kolbami zaraz w wrześniu i gorącej niechęci do gości się nabawił, pradziadek <z drugiej linii rodu> wywieziony na zachód został skrupulatnie obity w ramach urabiania siły roboczej i równie nieciekawym afektem zapałał. po kilku latach los się odmienił i… Niby nikt o takich sprawach nie gada nawet przy kielichu nie wie, ale jako młody człek ciągnąć za język… no każdy ma jakiegoś trupa w szafie, a ja miast drążyć temat skupiłem się na pepeszy zalanej batonem w fundamentach stodoły.) Ty, którzy tego nie widzieli, wystarczyło co słyszeli / czytali o humanitaryzm Niemców trudno było oskarżyć, więc i łatwo było uwierzyć, a wierząc w zagrożenie życia / cierpienie najbliższych blisko do sięgnięcia po sędziowską togę.
***
Dzieciak dostał na urodziny trochę z serii „porównanie broni” z II wojny światowej (proste, krótkie z licznymi ilustracjami) by tacie nie podbierał i nie gniótł wartościowych pozycji. Jeśli idzie o flotę, to wyraźnie czuje mięte do lotniskowców (pancerniki są mu zupełnie obojętne).
***
Ostatnio trochę poczytałem o niemieckich 1936A i lekko zainteresował mnie temat niszczycieli z „krążowniczym” kalibrem. Pozytywnych opinii nie znalazłem, gdyby coś tam Pan miał w temacie… A po tych kutrach został mi apetyt na brytyjską improwizowaną flotę przeciwinwazyjną (kanonierki i dozorowce)
No co dla jednego będzie częste dla drugiego niekoniecznie nie wiem na ile to weryfikowane było bo nie drążyłem tematu, ale pod Lenino to coś około 800 chłopa poszło... trzeba tez pamiętać im głębiej w las tym więcej drzew, to z czym zaczęli te wojnę a z czym kończyli też niekoniecznie to samo. O dziadkach i babciach również mógłbym powiedzieć sporo nie wiem tylko czy po tym IPN by się nie przyczepił ;)
***
Do lotniskowców? Tak, tak zwłaszcza KIDO BUTAI ówczesna atomówka, szkoda, że w rękach twardogłowych admirałów :(
***
Brytyjska improwizowana? ;) Tam to chyba nawet kajaki były ;)
Niemieckie niszczyciele to w ogóle ciekawostka, podobnież jak i większość okrętów niemieckich budowanych przed drugą i w trakcie.
Pierwsze serie torpedowców małe i przeciążone, późniejsze bardziej eskortowe niż torpedowe... Pierwsze niszczyciele, dzielności nietęgiej i zasięg słabiutki ze względu na przekombinowane siłownie. Nie mogli się zdecydować diesel czy para... po Narviku w wyniku kompleksów wepchali 15cm.. ryło to nosem wodę, że wieża na dziobie nie pomagała... Wybudowali torpedowce i niszczyciele w kilku seriach w tym każda miała więcej wad niż zalet, krążowniki lekkie to samo jedne pękały drugie o zasięgu kałużowym... w końcu nie wiadomo było do czego to ma służyć, ciężkie jeszcze gorzej. 3 pockety sam nie wiem, pomysł gorszy czy użycie, Gneisenau i Scharnochorst prawie prawie gdyby dowództwo wiedziało czego w końcu chce no i Kanclerz z Admirałem.... kwintesencja potęgi bez pomysłu użytkowego.
O narvikach mam co nieco chętnie się podzielę.
Co innego dawać nogę na obcej ziemi walcząc za wątpliwego sojusznika widząc jego niezorganizowanie i cyniczne podejście do braci Słowian, a co innego bić wroga na swojej ziemi za krzywdy swoich ziomków. 1943 w ZSRR to jednak nie 1944 ani 1945 na polskiej ziemi. A o Lenino to przydała by się dobra książka na naszym rynku.
***
W strachu przed inwazją Brytania mocno improwizowała, a jak Pan wie tanie improwizowanie ma dla intrygujący posmak. :)
***
Dziecko w oparciu o otrzymane książeczki (pełne błędów amerykańskie gnioty) zaczęło przygotowywać jakąś grę wojenną w temacie morsko powietrznej bitwy. Początkowo żywiłem obawy, że flota dziecka będzie miała liczebną przewagę tak z dziesięć do jednego. I mile się zaskoczyłem, wszystkiego ma być tyle samo po obu stronach tak w flocie jak i lotnictwie. I tak jak eskadra pancerników u obu stron ma mieć po pięć sztuk to i tyle ma (tyle, że u dziecka to japońskie superpancerniki, a u mnie niemieckie pancerniki kieszonkowe), jak skrzydło lotnictwa myśliwskiego ma mieć po sto sztuk to i tyle ma (tyle, że u dziecka niego myśliwcem podstawowym Spitfire u mnie PZL 11) itd. Co by nie mówić dziecko sprawiedliwie siły rozdzieliło :)
***
Ale, ale, NTW 1997 numer 9, bo tam pierwsza część o bombach kierowanych. A tak generalnie to dziękuję, bo o kutrach nigdy dość. :)
No z tego co pamiętam nawet na "swojej ziemi" do LWP tłoku nie było.
***
No sporo tam talatajswa było nie wiem czy sami Brytole opracowali coś konkretnego na ten temat, w naszej prasie jeden artykuł o tym kojarzę, oczywiście jakiś wartościowszy nie rodem z onetu
***
No no dziecko bym na polityka kierował daje radę ;) ale jak sobie wziął Japończyków pięciu to nie ma tragedii tam tylko 2 były super reszta pozostawiała sporo do życzenia choć faktycznie na kieszonki aż nadto. Kieszonek też było tylko 3 niech je uzupełni bliźniakami hihihi.
Widać będa z niego ludzie ;)
***
Nie sadzilem, że bombki kierowane tak zainteresują powinienem mieć 9 nr to podeślę.
Trudno by się masowo garnęli w kraju na rozdrożu, jedni u boku Armii Czerwonej, drudzy w lesie. Jakby nie było zdecydowana większość bić Niemca chciała i w miarę możności biła (czy z sensem to inna kwestia). Było nie było po wliczeniu sił partyzanckich, pokaźna ilość „polskich” bagnetów na „polskich” ziemiach ma wychodziła. (A, że nie chciano, nie potrafiono dla wspólnego dobra zapomnieć o politycznych ambicjach to inna rzecz. Mezalians Londynu z Lublinem mógł być może mniej szkodliwe oblicze stalinizacji nad Wisłą dać, a na pewno uratował by dziesiątki tysięcy potrzebnych Polce istnień, które gdzieś u wielkiego brata w trakcie działań wojennych lub tuż po nich zaginęły. O tym jednak już debatowaliśmy.) I tak mi się przypomniało jak to bardziej cywilizowani niż ich bracia kroczący z „czerwonymi” wierni Londynowi partyzanci na ogól lepiej jeńców niemieckich nie traktowali. Pilch „Dolina” ładnie to w swych wspomnieniach przedstawił ; w 1944 uchodząc przed Armią Czerwoną zawieszał chwilowo walkę z Niemcami w czym pomocni byli niemieccy jeńcy. Tu zagadali swoich, tam przeprowadzili i już niemal za towarzyszy broni „legionistów” się uważali, aż nasi po dotarciu do celu rozstrzelali wszystkich. Pilch oczywiście tego nie pochwalił, rozstrzelanie nastąpiło przecież bez rozkazu i przedwcześnie. Trudno jednak naszych ganić w końcu kilka wymuszonych przysług nie wymazuje lat harcowania po sadach i poletkach Rzeczypospolitej.
A prócz ludowego wojska i leśnych mieliśmy jeszcze pospolite ruszenie, czyli chaotycznie powoływane do życia nieumundurowane grupy cywilów, który wyznaczano zadania bojowe. I tak na przykład czerwonoarmiści poprosili w 1945 o pomoc w walce z poznańskimi nazistami polskich mieszkańców miasta. Szybka branka, trochę cukru, trochę słoniny, karabin w garść, patrony do kieszeni, wiadro z benzyną (butelek nie starczyło) jako improwizowany miotacz ognia i jazda w bój. O ty przemilczanych aspekcie wojny też ktoś mógłby popełnić opracowanie.
***
Za dużo Pan od drugoklasisty wymaga; ot pięć razy Yamato i pięć razy Graf. Biłem się dzielnie, ale reguły były niejasne, znało je w pełni tylko dziecko i ulegały ciągłym mutacjom. Błyskawicznie straciłem eskadrę „pancerników” bo „większe armaty” i lotniskowców bo „100 samolotów to więcej niż 36”. Niszczyciele równie szybko straciłem w bitwie tychże jednostek ponieważ jego miały „większe armaty i więcej podwodnych rakiet” (tu ciekawostka, mi przypadły wyłącznie typu Akizuki, bo to były jedyne, które w książeczce syna miały kaliber „tylko” 100 mm), nie musiał nawet używać lotnictwa morskiego z baz na lądzie nie miały co topić, a moje uderzenie odwetowe z lądu nic nie dało, Swordfishe, które mi przypadły jako mój odpowiednik, jego „latających fortec” okazały się „śmieszne”. Duma we mnie wezbrała – nich się chowa Yamamoto, ponieść klęskę w starciu z takim strategiem to żadna hańba! Na koniec okazało się, że „ale tata, nie pomyślałeś o jednym! O okrętach podwodnych!”. Mały zapomniał w wirze walki, że miał jeszcze zespół okrętów podwodnych, ja nie miałem ponieważ „nie powiedziałeś, że chcesz też je mieć”. Ostatecznie dziecko straciło zapał do dalszych rozgrywek, kilka dni tworzenia „tabelek” z uzbrojeniem i tylko pięć minut bicia bezbronnego ojca - „nudaaa”.
***
Dobra bombka kierowana nigdy nie jest zła :)
***
W końcu dane mi było usłyszeć, że ktoś zebrał się na odwagę by w mediach powiedzieć, że idzie o to by żołnierze sojusznicy z NATO zginęli na początku potencja wojny i sojusznicy musieli się znaleźć w stanie wojny. Lekcja z 39 widać nie poszła na marne, chociaż nie przeceniał bym znaczenia utraty bataliony dla Brytyjczyków czy Amerykanów. Generalnie oglądając niektóre stacje telewizyjne, zaczynam podejrzewać, że dzisiejszy batalion jest odpowiednikiem dawnej nie tylko pojedynczej armii ale grupy armii / frontu / korpusu armijnego. Jak się ten świat zmienia :)
No niestety nie jest to wszystko takie proste, świat się kompletnie zmienił pomiędzy Ad 1939 a Ad 1944 i trudno oceniać postawę ludzi.
Apropos Poznania i tak się powinni ciszyć pod Charkowem, nie dostali nie tylko wiader z benzyną, ale i karabin wypadał jeden na 10.
***
No może i faktycznie, mam starszego i też go nie ogarniam z jego MtG :] cóż starość nie radość hehehe
***
tyle, że Fritz tylko z zaskoku zadziałał szybko go zagłuszyli. A Włosi to mieli z nim po prostu pecha. Warspite przewierciło na wylot i wybuchło na zewnątrz, cóż cienki pancerz, kaleką został już do końca swych dni ale przeżył, chyba Savannah rozpuknął się na boki i siła wybuchu poszła na zewnątrz jak biednej Walkirii, tylko Roma akurat na tyle opancerzona, że wybuch poszedł wgłąb aż trafił na komorę amunicyjną, do tego były to 2 frytki...
potem zaliczyła chyba jeszcze jakieś transportowce więc licząc koszt opracowania nie wiem czy było warto.
***
pod względem siły ognia, może nie armii, ale niektórych drugowojennych brygad to może...
Jeśli to maja być wnioski z lekcji Ad 39 to....
pakt bezpieczeństwa Jp2 mnie nie dziwi....
Aha, tak nie mogłem się powstrzymać. Przez dziesięcioleta żyłem w błędnym przekonaniu. Co tam Stalingrad. Kursk czy Normandia! Warszawa w 1944 była największą bitwą drugiej wojny światowej! Widać to ona wykrwawiła III Rzeszą (zapewne wiążąc kwiat ukraińskiego, węgierskiego i białorosyjskiego "rycerstwa")! Pewnie zaraz się dowiem, że Smoleńsk to była najkrwawsza bitwa powietrzna nowożytnej Europy. No bo są przecież granice... Chyba są.
No niestety obawiam się, że niekoniecznie, po oficjalnej deklaracji ze strony rządu jakoby to na ŚDM bezpieczeństwo zapewniał pakt z JP2... to robi się i srtaszno i śmiesznie...
Nie, nie i jeszcze raz nie. Żadne brygady. Po triumfalnych akcentach w głosie i równie triumfalnych błyskach w oku naszych polityków, na tle ukraińskiego kryzysu, można było zrozumieć, że batalion dziś to co najmniej siła równa Grupie Armii Północna Ukraina, a może i 1 Frontu Ukraińskiego!
***
"Rzym. miasto otwarte / Roma, città aperta" (1945) - włoskie społeczeństwo dręczone prze włoskich faszystów (okazjonalnie) i niemieckich nazistów (nieustannie). Braki w zaopatrzeniu, zastraszanie, narkotyki, tortury, egzekucje. Włoski naród dzielnie jednak trwa; bierny opór, zbrojne podziemie, a nawet dziecięce oddziały szturmowe!
Niezdarna, irytująca laurka od Włochów dla Włochów i błogosławieństwo amnezji (nikt tu nie pamięta radosnego sięgania po cudze; od Etiopii, przez Grecję po ZSRR) dzięki, której Włochy są jedynie ofiarą (tak byłego sojusznika i własnych renegatów, jak i aliantów).
***
Dalej Bieszanow – no jak nie zachwycać się czerwoną generalicją? Wystrzelają nocą Panu Bogu w okno kilka wagonów amunicji, a po trzech godzinach, zgodnie z planem Niemcy i tak ruszają. Fuszerka? Skądże! Zawsze można zameldować, że opóźniono natarcie wroga o trzy godziny. A jak szybko liczą straty wroga, skoro przyjęto, że każde działo zanim zostanie zniszczone zniszczy dwa nazistowskie czołgi, to im większe straty własne artylerii tym bardziej Adolfa pancerniaków boli! Czyż nie genialne? Ile by się nie czytało, to i tak sowieckie wojowanie człowieka potrafi zdumieć. Oczywiście to noce bombardowanie bez strat własnych również było druzgocące dla wroga; 4 tys żołnierzy, 24 czołgi, 12 baterii. Doceńmy skromność, bo mogło być przecież 8 tys, 44 czołgi i 22 baterie, a może i jeszcze więcej! „Gdyby Turbinowi dali postrzelać jeszcze przez godzinę, zwyciężył by pod Kurskiem tego samego dnia”. Bieszanow się ożywił i sięgnął po sarkazm.
Docenić trzeba jeszcze odwagę w oficjalnym krytykowaniu przez Sztab Generalny, na bieżąco, niezdarnego lotnictwa, a konkretnie myśliwców, które „ nie zasłużyły swoją pracą na miłość i szacunek naszych wojsko lądowych”. I szczerze i poetycko.
***
Pamiętaj Pan jak to było w dowcipie - za JP2 stoi Bóg, a za Bugiem 30 pierwszoliniowych dywizji...
"Naszych polityków..." i wszystko jasne :)
****
Ci to przynajmniej potrafią se laurkę sprawić nie to co my...
***
Lol
***
I to był argument, a teraz tylko jakaś pozagrobowa umowa z JP2...
Dziękuję za merytoryczne wsparcie morskie.
Tak, uniwersalny (od szkolenia przez nocne stawianie zagród po dzienną osłonę portu czy konwoju) „Brummer” w bogatej niemieckiej flocie o wielkich ambicjach był jednostką potrzebną, ale nasz (nie do końca uniwersalny) wrażliwy na ataki z powietrza „Gryf” w biednej polskiej flocie był… luksusem ponad stan. Ale o tym już debatowaliśmy. :) Rydz mógł się z Hitlerem jednostkami wymienić i każdy winien być kontent, no my może trochę bardziej. Zresztą po co wymiana, pisałem już kiedyś, że gdyby zdjąć u nas górne stanowiska artylerii głównej i wstawić tam działka przeciwlotnicze… Tak, tak, już o tym debatowaliśmy.
Gdyby coś Pan wiedział o wspomnianym w artykule następcy, to ja bardzo chętnie poznam jego losy.
Kutry? Kutry zawsze miłe oku i sercu. Fakt, że w temacie II wojny światowej, to niczym nowym nie zaskoczyli, ale skoro temat miły to czemu sobie powtórki nie zrobić?
Oj, nie znalazł Borowiak uznania w żadnym z „podrzuconych” ostaniu numerów. Za minowiec się mu oberwało i za kutry mu się oberwało. I dobrze, między samozadowoleniem a rzetelnym podejściem do tematu jest znacząca różnica.
***
Skończyłem pewną rosyjską powieść (no mam słabość do rosyjskiej kultury) i znów męczę Bieszanowa. I tak sobie myślę – a niech by oni nadal marnowali ludzi i środki, gdyby tylko Stalin u generałów picia w czasie bitwy zakazał i najbardziej bezmyślnych zdejmował po dwóch pierwszych „wielkich” wpadkach (czemu nie po pierwszej? no trzeba być człowiekiem i dać szansę na rehabilitację ) do rezerwy kadrowej odsyłał (nie oczekuję sądów polowych , ani chociażby degradacji o stopień czy dwa, ostrożnie zabrać chociaż dowodzenie w boju dla dobra światowego komunizmu. No i oczywiście zgodził bym się na immunitet dla każdego marszałka / dowódcy frontu, ot dyscyplinować wszystkich generałów na szczeblu dywizji by najwyższych nie stresować i dać wojnie się toczyć swoim rytmem) to sowieckie straty mniejsze o… połowę? jedną trzecią? jedną czwartą? Pozwoliły by dojść Iwanom pewnie chociaż do Renu. No, ale wtedy Stalin nie był by Stalinem.
***
Teraz się okazuje, że „Historia Roja” (jeszcze nie widziałem) jest według ministerstwa kultury filmem wybitnym, któremu Gdynia (pewnie kodowska) kłody pod nogi rzuca. A na film ostrzę sobie zęby od jakiegoś czasu, chociaż rozczarowania się spodziewam.
Ech no jak nie chcę tak mnie Pan zmusza do zlosliwości... ;)
Taki uniwersalny i taki potrzebny, że aż na sznurku stał, jak to mowia jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego :P
Tak w ogóle w art były terminy dozbrojenia Brummera, podobne były dla Bremse.
Już mówiłem do znudzenia Gryf był budowany na inna wojnę.
Położenie stępki 34 rok, wejscie do słuzby 38, jak go planowano to adiego jeszcze nie było. No można mieć pretensje, że sie w naszym dowództwie zaden Nostradamus nie objawił, ale czy to na pewno rzeczowe argumenty?
Tak, można było wzorem innych flot z późniejszych lat zdjąć działa i wsadzic tam opl, ale... nostradamusa znów zbrakło, a na tle innych flot wcale tak kiepsko z opl Gryfa nie było, może inne okręty podobnej wielkosci miały więcej działek, ale 40mm boforsy Gryfa były jednymi z najlepszych plotek 2 wojny. Przykładowo amerykański niszczyciel Farragut troche mniejszy niż Gryf, ale projektowany mniej wiecej w tym samym czasie miał 4wkm... brytyjskie Tribale wieksze niż Gryf miały tak jak nasz 40mm działka w liczbie co prawda 8 ale za to kiepskie pom-pomy wymieniane później chętnie przez brytyjczyków na takie boforsy jakie miał Gryf...
Więc czepiamy sie zasadniczo czego? Że Nostradamus nie dostał etetu w KMW?
Dobra, weźmy zdejmijmy 120 co na jej miejsce? Zdwojony bofors? Już widzę tego kto zgodzi się na osłabienie siły ofensywnej okretu o 1/4....
Naprawdę bądzmy poważni...
***
Mam gdzieś, tylko jak z Narvikami musze poszukac i zeskanować, a ciężko czasami odkopać konkretny artykuł w stercie makulatury hehehe, na razie robie porzadki w wersjach elektronicznych i jak trafiam na coś ciekawego to podsyłam, na papierowe tez przyjdzie czas ;)
****
Niewiele zwojowaly to i ciężko coś nowego znaleźć ;) mam jeszcze monografię niemieckich schnelbootów, ale tylko jeden tom nie wiem czy podsyłałem?
***
No Borowiak juz tak ma, z jednej strony dobrze, że wklada kij w mrowisko i zakłuca samozadowolenie, z drugiej strony obiektywizm u niego kuleje...
***
No nie wiem o co konkretnie chodzi, ale chyba odbiera Pan Bieszanaowa troche jednostronnie ;)
***
Jeśli chodzi o Polskie filmy to ja juz nawet na sensacyjne sobie zębów nie ostrzę :]
Chciało by się napisać – bądźmy poważni i nie zasłaniajmy decydentów brakiem batalionu wachmistrza Nostradamusa. Chciało by się napisać – bądźmy poważni i pamiętajmy, że Brytyjczyków i Amerykanów stać było na niefrasobliwe podejście do tematu; inne pole działania docelowe <na ciasny Bałtyk, gdzie już przed 1939 cały można było przestrzelić powietrznymi zagonami swoich jednostek nie szykowali> , inna zasobność ich floty (okrętów ci u nas dostatek, a i jeden drugiego kryć może, no i stocznie, no i my między młot a kowadło nigdy nie trafimy <polskie nadbrzeże między dwoma miłującymi pokój bratnimi nacjami> i czasu mamy na wszystko, a jak nie zdążymy to Nostradamusa obwinimy). Chciało by się napisać – bądźmy poważni i nie traktujmy uniwersalności jako synonimu ideału, tak w okręcie jak i w czołgu dążyć do ideału należy jeśli środki pozwalają i ciągle ulepszać trzeba (1934 był jaki był, a 1938/1939 był jaki był i w miejscu dreptać nie należało). Chciało by się napisać – bądźmy poważni, to skandal, że nie dostrzeżono by w potencjalnym projekcie przezbrojenia zwiększenia żywotność, która przełożyła by się na wzrost wartości bojowej (co komu po ofensywnie silnym okręcie… na papierze, który pójdzie na dno trzeciego dnia wojny jak tylko lotnictwo wroga się na niego zaweźmie?). Chciało by się… Ale, ale, przyznaję moja wina.
Niezdarnie odgrzałem naszego starego kotleta (bez złych intencji; ot pocieszna wizja handlu Adolfa z Edwardem miała być, ale o kilka słów najwyraźniej za dużo napisałem…).
Wszystko już roztrząsaliśmy, więc biję się w piersi i taktownie zamykam szkolno-minowy podwątek w naszej debacie. Panu polski szkolno – minowo – artyleryjski wariant przypadł do gustu, mi na polskie możliwości zasadniejszy wydał się szkolno –minowo- artyleryjsko / przeciwlotniczy w imię zwiększonej samowystarczalności. Zapamiętujemy swoje stanowiska i niech IPN nas za nie kiedyś rozliczy. :) <Bo Pan ceni duży kaliber, a ja mam respekt przed tym co w powietrzu>
Jeszcze raz podkreślam – moja wina, moja wina…
***
Niemieckie kutry, część pierwsza były, były. Dziękuję uprzejmie. A, że nasze artyleryjskie niewiele zwojowały to i oczywiste bo cóż mogły te miniaturowe kanonierki zwojować? Jak pisałem, bez torpedowego żądła z takim uzbrojeniem plot. to marnowanie środków. Oczywiście taki Borowiak jako znawca tematu będzie twierdzić, że karabin zasilany z magazynka idealną bronią ofensywą min. do dynamicznych uderzeń na nawodne jednostki wroga... Ta, czemu ci ludzie Borowiaka się czepiają? :)
***
Bieszanowa jednostronnie? Że za mocno go krytykowałem za styl i niechęć do przypisów (cytuje kogoś co chwilę, a autora cytatu poda raz na jakiś czas)? O piciu i niechęci do głębszej rotacji to były moje frywolne przemyślenia. Bieszanow w „1944” sucho zdawał relację, czasem tylko ironizując (i przypisów unikając jak ognia).
***
Z braku laku, dobre i batalie w siedemnastym wieku.
„Cromwell” (1970) – parlament chce być parlamentem, król chce być królem, religijny fanatycy chcą być religijnym fanatykami i wojna domowa gotowa.
Postacie drewniane, zmagania statyczne, ale dzięki trosce o oddanie ducha epoki całość zachowuje klimat dawnych wieków i unika infantylnego podejścia do tematu.
***
Ech, kuszą mnie te pozycje. Oczywiście musiał bym je w ciemno brać bo nigdzie nie podejrzę, a i rzetelnej recenzji nie znajdę. Zwłaszcza pierwsza pozycja kusi posmakiem egzotycznej retro przygody.
http://www.empik.com/samochody-pancerne-historia-organizacja-opis-taktyka-wykorz ystanie-i-zwalczanie-zyrkiewicz-leonard,p1121685200,ksiazka-p
http://www.empik.com/samochodowe-dziala-przeciwlotnicze-w-wojsku-polskim-1918-19 39-tarczynski-jan,2665022,ksiazka-p