Ogólnie film mi się podobał, wizualnie i muzycznie był wręcz idealny!
Niebanalna historia kobiety, która straciła wszystko i doznała wielu krzywd. Straciła dom, miłość, jej najlepszy przyjaciel z dzieciństwa okazał się gwałcicielem, jednak ona i tak znajdywała w sobie mnóstwo miłosierdzia, pomimo cierpienia i okrucieństwa świata. Koniec mnie totalnie zaskoczył, myślałam, że jednak znajdzie się jakiś pozytyw.
Za chwilę pewnie zostanę zbluzgana, ale jest pewnien mankament poza dłużyznami, który niestety burzy obraz filmu. Mianowicie Aishwarya Rai. Jest piękna i cudownie tańczy, jednak jest kiepską aktorką. Bardzo się starała i za to szacunek, ale i tak wyszło jakoś sztucznie, nienaturalnie... Czy była zadowolona, czy też płakała miała taką samą minę. Każdą kwestię wypowiadała takim samym tonem...Patrząc na nią zastanawiałam się kto by mi bardziej pasował i doszłam do wniosku, że mogłaby to być już oklepana Mukherjee (najczęściej gra takie role z tego co zauważyłam i wychodzi jej to bardzo dobrze;)) albo Kareena Kapoor czy Manisha Koirala, mimo, że urodą nie dorównują odtwórczyni głównej roli. No cóż, takie moje zdanie. Rai w sumie podobała mi się tylko jako Shirley w "Joshu".
Jeśli chodzi o Abisheka..No nie miał szansy się wykazać, a sama jego postać niesamowicie mnie zdziwiła.
6/10