Ścigana przez policję za rozprowadzanie pornograficznych zdjęć, młoda para trafia pod dach tajemniczej kobiety. Początkowa nieufność gospodyni do nieznajomych zamienia się w ciekawość, by skończyć się na... trójkącie z przybyszami. I to z elementami sado-masochistycznej gry!
I właściwie o to chodzi w tym filmie. Wątek kryminalny wpadł gdzieś za kanapę, a bohaterowie są zbyt zajęci sobą żeby go stamtąd wyciągnąć. Oczywiście do czasu. To "Idealne miejsce do zabicia" wysuwa się jednak o wiele za późno, pierwszy trup pojawia się dopiero po ponad 50 minutach, na krwawe efekty także nie ma co tu liczyć. Jest trochę lekkiej przemocy, fajna muzyczka no i podtekst biseksualny. Obsada jest nienajgorsza, Ornella Muti przez cały seans do złudzenia przypominała mi młodą Annę Dymną.
Oprócz skojarzenia z wcześniejszym "Orgasmo" tego samego reżysera, gdzie również eksperymentalny trójkąt doprowadza bohaterów do skrajnych zachowań, widać tu jeszcze inspirację bardziej kultowymi filmami, np "Bonnie i Clydem" czy "Listonosz zawsze dzwoni 2 razy". Jednak "Idealne miejsce..." raczej nie jest gościnne, dzwonić 2 razy też nie trzeba. Jedynie "można" obejrzeć. Ode mnie 4/10.