Znowu Beckinsale gania w swoim lateksowym wdzianku i znowu wygląda w nim bardzo seksownie. A jak się na chwilę go pozbywa można podziwiać, jak bardzo jest kobieca. Ach, rozmarzyłem się. Jak to zwykle z kontynuacjami bywa zasada jest prosta: więcej, szybciej, mocniej. Niekoniecznie lepiej, choć aż tak bardzo jak to czasami z sequelami bywa 'Evolution' nie odstaje. Najbardziej zabrakło mi tego neogotyckiego klimatu, tego mroku części pierwszej. Wiseman zamiast tego postanowił upakować jeszcze więcej flaków. Wydawało mi się to w zasadzie niemożliwe, żeby powstał jeszcze bardziej krwisty film (nie licząc jakiś slasherów rzecz jasna), oczywiście myliłem się. Szkoda trochę. Szkoda również, że ktoś tu nad historią myślał za dużo i przedobrzył, przez co ładną chwilę zajmuje ogarnięcie kto tu jest kim, wszystkich powiązań rodzinnych, siły, nawet przynależności rasowej. Mimo to klimacik, może i w mniejszym stopniu ale nadal jest, całkiem smaczny, bardzo krwisty kawał mięcha.