Dla mnie trochę niedoceniony film reżysera "Basket Case". "Brain Damage" jest pod wieloma względami podobny do pierwszego filmu Henenlottera, ale dla mnie to taka jego ulepszona wersja. Klimat jest podobny - mroczny, ale ze sporą dawką czarnego humoru oraz nutką szaleństwa i aluzji. Świetny jest początek filmu, kiedy bohater jeszcze nie wie, co się z nim dzieje i kiedy dopiero zaczyna mieć te... odloty. Wizualnie wygląda to naprawdę ciekawie, dominują niebieskie barwy, co też daje fajny efekt. Sam potworek odejmuje dużo od powagi filmu, ale nie wychodzi mu to na złe... potworek wyjęty z karku głównego bohatera dopiero rozkręca ten film na dobre, a czarny humor leje się dość obficie. Jego nietypowy głos o niskim tonie wręcz powala! Zaś główny bohater naprawdę porządnie odegrał swoją rolę. Później może i leci to już trochę według typowego schematu, ale myślę, że zakończenie spełnia oczekiwania widza. Efekty specjalne mogły być lepsze, za to muzyka jest naprawdę klimatyczna i stoi na dobrym poziomie. Tak jak mówiłem, dla mnie to takie "Basket Case", ale na wyższym poziomie i nakręcone z większą werwą. Moja ocena: 8/10.
Fajne było to nawiązanie do Basket Case w metrze, a scena z wyciąganiem tego czegoś z ucha chyba najlepsza we filmie.
Tak, dobra była zarówno ta pierwsza jak i ta druga scena - racja, chyba najlepsza w filmie. Szczerze mówiąc, to aż szkoda mi było, że ta scena z "wyciąganiem tego czegoś z ucha" było tylko koszmarem głównego bohatera... gdyby to działo się naprawdę to dało by pewnie jeszcze bardziej przerażający efekt.