To rodzaj kina sensacyjnego, które można zakończyć w każdej chwili. Ot po prostu facet nie wysiada z autobusu. Właściwie po co reżyser kazał mu tam wsiadać skoro wiadomo, że i tak wysiądzie. Cała akcja i "intryga" ( jeśli w tym przypadku można użyć takiego terminu ) jest dość łatwa i prosta, dlatego spodziewałem się na końcu niespodzianki w stylu ktoś wstanie z martwych. I nie pomyliłem się. Po za tym Ben Aflfleck i Charlize Theron ograniczają się do robienia skruszonych min. Ciekawie wypada tylko Gary Sinise, tylko po co mu u diabła te długie włosy ?
no włosy jak włosy
po to mu długie włosy żebyś miała się do czego przyczepić, a wiesz, że mi się ten film całkiem miło oglądało
Nie mogę zgodzić się z Twoją obserwacją, że aktorzy grają tutaj słabo. Właśnie ze względu na ich role jest to świetny spektakl. Wszystkie postacie są właściwie dość dwuznaczne, mają więc sporo okazji do popisu (nawet Theron w scenach miłosnych, których się nie spodziewałem). I robią to wyśmienicie zmieniając swoje nastawienie i nastroje co kilka minut. Zasługa tutaj należy się samym aktorom jak i fabule. W filmie dużo się dzieje, często mamy zmianę scenerii i mało jest w zasadzie "przerw", a wszystkiemu towarzyszy wesoła muzyka, na którą nie można po prostu nie zwrócić uwagi. Choć sam film jednak do wielkich polotów nie należy, jest zbyt głupi, a całość jest dużym zbiegiem okoliczności, ogląda się go przyjemnie.
Co, do wspomnianego wyżej początku, zabrakło mi trochę życia Rudy'ego i Ashley "na własną rękę" i dłuższych rozterek bohatera nad swoim wcieleniem. Końcówka za to nie urzekła mnie wcale, a wręcz trochę zniesmaczyła. Na koniec warto wspomnieć o długich włosach Sinise, w których wyglądał całkowicie inaczej, ale również bardzo ciekawie.