Widać, że za film zabrali się debiutanci. Mam nadzieję, że będą szli w górę od tego czasu
i będą potrafili wyciągnąć odpowiednie wnioski. Życzę im jak najlepiej.
Wszystko w filmie kuleje: aktorom się nie chciało grać zupełnie. Wyjątek stanowił...
Robert Pattinson! On jeden się starał jak mógł, to było widać; jednak nie każdy może być
dobrym aktorem. Nie chciałbym urazić fanów tego młodego człowieka, ale wedle mojej
opinii grać on nie potrafi. Tym niemniej darzę go szacunkiem i wierzę, że będzie się
poprawiał. Ale litości nie można mieć dla reszty obsady (ludzie uznani i doświadczeni),
bo ich zaangażowanie wołało o pomstę do nieba. Jedynie mały robaczek, mówiąc
sarkastycznie, wypadł przyzwoicie, bo zrobił to, co do niego należało. I scena z
robaczkiem była jedyną, która wzbudzała u widza emocje.
Muzyka? Zła. Ani klimatu, ani dopasowania. Ujęcia? Tragiczne. Dźwięk amatorsko jakoś
tak dopasowany, co było słychać np. w scenie przemówienia na przyjęciu. Raz cicho, raz
głośno. Jedynie kostiumy i makijaż się bronią, ale to film kostiumowy i trudno byłoby się
bez tego obejść.
Porównywanie tego filmu do "Niebezpiecznych związków" jest nie na miejscu.
Dystrybutorzy chyba posłużyli się Umą Thurman, która zagrała w obu produkcjach.
Mimo, że Pattinson wypadł dość blado to jednak wziąłbym go w obronę, bo to nie on jest
tutaj największym powodem klapy. On się przynajmniej starał.
pierwszy raz w życiu nie wytrzymałam w kinie do końca seansu. Nie wiem czym to się miało, generalnie lubię filmy których akcja dzieje się w XVIII - XIX wieku, ale to było nudne jak flaki z olejem. Fabuła ani trochę nie porywająca, pewnie dlatego,że już widziałam kilka filmów o podobnej tematyce, zero zaskoczenia. Jedynymi plusami filmu były kostiumy i o dziwo Pattison.
P.S. To są moje odczucia po obejrzeniu 3/4 filmu. ;)