To wygląda tak, jakby po latach ktoś wyciągnął scenariusz do Vaiany, położył na nim kalkę, na kolanie obysował takim połamanym ołówkiem główne fragmenty, ale żeby nie było zbyt podobnie to kredkami swiecowymi dorysował co mu do głowy wpadło, naszkicowal kilka nowych postaci, ale na szkicu się skończyło, no bo po co dawać im jakąś głębię, mają tylko zapchać dziurę w tekście, no i proszę, film gotowy! Już nie wspomnę o nowych złoczyńcach, o których było dużo gadane na początku, a potem.... Film się skończył. I wiecie co? Gdyby nie scena między napisami, to nawet bym nie pamiętała, że oni tam byli, i ja wcale nie wyolbrzymiam teraz. Emocjonalne momenty typu: Vaiana nie przeżyje, były tak żałosne, że pozostało już się tylko śmiać żeby jakoś dotrwać do końca. Trzeba mieć duży talent żeby aż tak sknocić tak wspaniałą bajkę. Ale cóż, przynajmniej jest teraz więcej postaci do drukowania na merchu, a to przecież o to głównie Disneyowi chodzi. Co do piosenek, najlepsza była ta na samym końcu, szkoda tylko że to była właśnie dokładnie ta sama piosenka, która leci pod koniec pierwszego filmu..... Jako fanka Vaiany czuję się, jakby autorzy tego cudownego dzieła wypięli się do mnie, jednocześnie licząc ile zarobią na tym chłamie.