Venom jest symbiotem czyli pozaziemską formą życia, która nabiera mocy dopiero gdy wiąże się z innym organizmem. Przybywa na Ziemię i natychmiast zostaje schwytany przez organizację kierowaną przez szalonego naukowca Carltona Drake'a. Eddie - dziennikarz śledczy szukający brudów tej organizacji - fartem-niefartem zostaje właśnie takim hostem dla Venoma. Ten zaś staje się dla niego czymś w rodzaju Mr Hyde'a dla Dr Jekylla. Eddie jest zmuszony pomóc Venomowi aby ratować własne życie i w sumie również planetę.
Jest to kolejny spin-off od Marvela, którego sukces zadecyduje pewnie o uczestnictwie w dalszych filmach o Avengersach czy coś. Najpierw byłem zdania, że Venom bez Spider-man'a trochę nie ma sensu, ale po seansie doszedłem do wniosku, że ten pierwszy jest zbyt mroczny, nawet w śmiesznych scenach, w porównaniu do piździakowatego Człowieka Pająka jakim obdarzali nas zarówno Tom Holland, ale i swego czasu Tobey Maguire. Może według niektórych zgrzeszę, ale oczami wyobraźni spokojnie udaje mi się zobaczyć Venoma i Batmana w jednym filmie, i to w Gotham. Mimo że są to dwa całkowicie inne uniwersa, klimatem mają wiele wspólnego. Wracając jednak do filmu, w mojej opinii jest jak najbardziej godny tego co się dzieje w świecie Marvela w ostatnich latach i koniecznie chcę zobaczyć tego bohatera w kolejnej odskoczce albo i wśród Avengersów. Dziwię się amerykańskim krytykom, którzy słabo oceniają ten film, bo akcja i efekty są świetne, a wplecione w to relacje Venom-Eddie przezabawne. Polecam!
Cytat warty uwagi:
Venom: "Pożremy obie twoje ręce, a potem obie nogi, następnie twoją twarz. Będziesz takim bezrękim, beznogim czymś bez twarzy, turlającym się po ulicy jak łajno na wietrze"