Cóż by tu napisać... Hmm od początku oglądałam ten film z uśmiechem na twarzy i traktowałam go jako parodię. W sumie to już obsada była parodią. Ta blondyneczka z pieskiem albo ten murzyn, który w ostatnich scenach pilotował samolot. Do Samuela L. Jacksona nic nie mam, bo on jak zwykle był świetny (i te jego hasełka). Jak dla mnie, to mogli podarować sobie te sceny z wężami, jak gryzły tych ludzi w ubikacjach... Tak poza tym to wiem jedno, że nie obejrzę już tego filmu więcej.
tak samo ja. 1 raz wystarczy w zupełności. Ech
rozwaliły mnie te rzeczy:
-skąd bohater grany przez Samuela L. Jacksona wiedział, że tamtego faceta chcą zjawić i znalazł się w jego mieszkaniu??
-jak węże dostały się do samolotu?? no bo przecież w tych czasach mamy te wizjery itp
-sceny z anakondą-to już był szczyt wszystkiego
-i ten samotny wąż po wylądowaniu :(
przepraszam-zamiast anakondy miał byc Boa-taki błąd;] ale co będziemy się czepiać?