Żeby nie było. Nie twierdzę, że cała trylogia Jacksona jest zła. Ba! Nie uważam, że jakikolwiek z tych filmów jest ogólnie zły Dla mnie najlepszą częścią są zdecydowanie "Dwie wieże". Swoją drogą, prawdziwą by tak rzec ością w gardle tych trzech obrazów jest koszmarny Bloom w roli Legolasa. Oglądanie go w każdej z ról jaką miał nieszczęście popełnić (bo nie zagrać) zwyczajnie boli. Chcę też zaznaczyć, że nie czytałem książkowego pierwowzoru, to znaczy próbowałem ale mi nie szło więc nie wiem czy u Tolkiena jest podobnie. Podejrzewam, że trochę inaczej w myśl starej zasady, że książka zawsze jest lepsza. O co zatem chodzi?
O kilka koszmarnych bzdur jakie znalazły się w pierwszej odsłonie Tolkienowskiego dzieła czyli w "Drużynie pierścienia". Ja wszystko rozumiem. Pewna konwencja, fantasy, baśniowość etc. Jednak nie sądzę aby wszystko to zwalniało reżysera tudzież scenarzystę przed byciem konsekwentnym jeżeli chodzi o charakterystykę postaci a w wymiarze ogólnym o narracyjny warsztat.
Jest rzeczą charakterystyczną i znamienną, że w sumie wszyscy idealnie dali się nabrać na dzieło Jacksona niemal w ogóle nie dostrzegając w nim żadnych wad. Być może zaważyła na tym legenda literackiego oryginału, kilka nieudanych prób przeniesienia Tolkienowskiej baśni na ekran, wyjątkowo piękne okoliczności przyrody Nowej Zelandii czy wreszcie rozmach całego przedsięwzięcia. Wystarczy, że "Władcę pierścieni" okrzyknięto jednym z najlepszych filmów w historii kina i najlepszym filmem fantasy w ogóle. Inna rzecz, że z zupełnie niepojętych dla mnie powodów, filmów z tego właśnie gatunku jest zatrważająco mało. Ba, można w zasadzie policzyć je na palcach jednej ręki. Mam tutaj na myśli oczywiście te, które da się oglądać.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Lubię "Władcę...". Lubię go przede wszystkim za "Dwie wieże" (swoją drogą czy naprawdę w każdym z filmów Legolas/Bloom musi popisywać się swoimi durnymi zwinnymi sztuczkami? Wygląda to wręcz potwornie) Lubię "Dwie wieże" za postaci Orków, za jeźdźców Rohanu, za bitwę o Helmowy Jar, wreszcie za Golluma - To wszystko zostało pomyślane najlepiej jak tylko się dało. Dlatego tym większa szkoda czy też może żal, że obok wszystkich świetnych scen są też te o których chce się zapomnieć no bo wyciąć raczej się nie da. A zatem...
Kilku Upiorów pierścienia napotyka wreszcie słodkie grono naszych dzielnych Hobbitów. Zamiast czym prędzej wszystkich zadźgać, zabrać jedyny pierścień i wracać z powrotem do swojego pana, bawią się w jakąś paradę. Co to jest? Prezentacja zakapturzonych członków drużyny olimpijskiej na zawody w szermierce czy może raczej członkowie grupy Gregorian na koksie?
Mało tego. Frodo nakłada pierścień, nic mu to nie daje, gdyż Upiory pierścienia i tak mają go jak na widelcu. Zamiast więc korzystać z kolejnej, łatwiej przecież okazji aby odzyskać zgubę, główny upiór co robi? No właśnie do końca nie wiadomo. Zamiast zwyczajnie wziąć Frodo za łeb albo zwyczajnie zdjąć pierścień z jego palca postanawia go dosyć mocno skaleczyć.
Dalej jest jeszcze lepiej. Upiory są przecież prawdziwymi demonami, postaciami z piekła i choć nie dysponują magiczną mocą to jednak daleko im do jakiś nygusów. To istne bestie w wydawałoby się ludzkiej skórze. I co? I nic, mimo, że też mają miecze i dysponują siłą liczebną dają się przegonić jednemu facetowi z pochodnią. Realne? Chyba nie bardzo.
Na skutek skaleczenia Frodo próbuje przemienić się w demona. Wybranka Aragorna wsiada więc na koń aby jak najszybciej dowieść niziołka do elfickiego ośrodka zdrowia. Nie trzeba długo czekać aby za galopującą Arweną utworzył się ogon z Nazguli, którzy zdążyli się już wcześniej wykurować z odpoczynku przy grillu jaki zaserwował im Aragorn (swoją drogą też mi upiory na które działa każdy z ziemskich żywiołów) I znów, parę razy, któryś z czarnych jeźdźców nieomal kładzie łapę na głowie Froda. To już nie można było wyciągnąć miecza i spróbować ciąć przez łeb? Albo jeszcze inaczej, uderzyć swoim koniem o konia Arweny powodując tym samym upadek uciekających. No ale wtedy Nazgule pewnie połamały by sobie nogi. Lepiej dalej ścigać bez żadnych efektów przy tym idealnie uosabiając idee aby gonić króliczka.
W jaki sposób ptaszyska Sarumana dostrzegły drużynę skoro Ta wcześniej zdołała się ukryć. Rozumiem, że wredne ptactwo posiadło zdolność widzenia przez skały.
Okazuje się, że Gandalf Szary cierpi na początki starczej demencji. Czym innym można wytłumaczyć brak zrozumienia zdania: "Powiedz przyjacielu i wejdź". Może to Frodo powinien być czarodziejem?
Jak to możliwe, że zaprawione w boju krasnoludy ulegają pod naporem prymitywnych orków zdobiąc Moirę stylowymi szkieletami, zaś naszej grupce złożonej w większości z samych amatorów udaje się wyjść cało? Krasnoludów było znacznie, znacznie więcej i każdy z nich był prawdziwym wojownikiem, tutaj mamy tylko Aragorna, Boromira i Legolasa.
Nasza drużyna przemierza pieszo setki jeżeli nie tysiące mil. Co jedzą? Gdzie śpią? Nie wie nikt. Wiadomo jedynie, że głodni są wyłącznie Hobbici.
No i na koniec. Nie byłoby najlepiej gdyby to Gandalf na grzbiecie orła poleciał nad górę przeznaczenia i wrzucił doń rzeczony pierścień?
No dobra, rozumiem, że wtedy po prostu nie byłoby materiału na film ani też na książkę. Wobec tego latające wielkie orły nie powinny istnieć w tym świecie a istnieją.
Lubię "Władcę pierścieni", nie powiem też, że krzywię się na widok "Drużyny.." Uwielbiam zwłaszcza postać Lurtz'a, jego pojedynek z Aragornem, śmierć Boromira, choreografia walk, krajobrazy... to wszystko jest świetnym kinem. Jednak to nie wszystko bo jest też to co powyżej i mam wrażenie, że czas z tymi trzema filmami nie obchodzi się najlepiej. No ale to tylko moje zdanie.
Większość to po prostu rzeczywiście błędy, przynajmniej ich nie potrafię wyjaśnić. Ale:
Jeśli chodzi o Legolasa to jakoś mi nie przeszkadza, wręcz go lubię, to po prostu kwestia gustu... Chociaż w Hobbicie mi nie pasuje
Ptaki Sarumana mogły spokojnie dostrzec drużynę, oni zdążyli się ukryć ledwo kilka sekund przed przelotem ptaszysk, do tego ich skrytki nie były jakieś wybitne i wykrycie ich nie byłoby trudne
Krasnoludy początkowo wyparły orków z Morii, jednakże sporo z nich przetrwało w głębszych częściach kopalni. Do klęski przyczyniła się znaczna przewaga liczebna (patrz gdy drużyna znajduje się w tej ogromnej sali i orkowie ją otaczają) i przede wszystkim BALROG, a jak było wspomniane żadna broń nie była w stanie mu wyrządzić większej krzywdy. Drużyna Pierścienia przetrwała pierwszą potyczkę dlatego, że walczyła tak jakby tylko ze strażą przednią, która do tego nie spodziewała się jakiegokolwiek większego oporu, a następnie uratował ich Balrog, który odstraszył wszystkich przeciwników.
"Nasza drużyna przemierza pieszo setki jeżeli nie tysiące mil. Co jedzą? Gdzie śpią? Nie wie nikt. Wiadomo jedynie, że głodni są wyłącznie Hobbici."
To chyba najmniejszy problem, raczej dość logiczne jest, że Aragorn coś tam upoluje itd. Spać można wszędzie
"No i na koniec. Nie byłoby najlepiej gdyby to Gandalf na grzbiecie orła poleciał nad górę przeznaczenia i wrzucił doń rzeczony pierścień? "
Orły bały się łuków i strzał, a takich za pewne w Mordorze było wiele... Pamiętam, że tutaj było jakieś wyjaśnienie, ale wyleciało mi z głowy... Tak czy inaczej gdyby się uprzeć dałoby radę
Z resztą się zgadzam :>
Ja z kolei zgadzam się z niektórymi Twoimi argumentami. Jednak to co mnie w pewien sposób odrzuca od filmowego "Władcy..." przy jednoczesnym podziwie dla pracy jaka niewątpliwie została włożona we wszystkie te filmy to istne skopanie Nazguli przez powody które wymieniłem (tym większy żal, bo akurat scena z jednym z nich na gościńcu robiła i chyba robi nadal niesamowite wrażenie) no i ten taki wstrętny dla mnie tanio komiksowy sznyt w zachowaniu Legolasa (mam na myśli chociażby jego "deskorolkę" albo ewolucje na Olifantach w "Powrocie króla". Naprawdę, gdyby w nieco bardziej realistyczny sposób przedstawiono Nazguli, wycięto durne komediowe chwyty pięknego elfa, inaczej przedstawiono masakrę ludzkiej armii przez Saurona (wygląda to dokładnie tak jak gdyby Władca pierścieni napił się magicznego napoju), filmy te były by po prostu wielkie a tak są tylko dobre. I nie uważam aby stanowiły wyznacznik dla kolejnych filmów fantasy.
Właśnie sobie przypomniałem coś do Nazguli. One były jeśli się nie mylę ślepe i dostrzegały bardzo niewiele, dobrze za to widziały świat "widmowy" czyli ten w którym same się znajdowały lub znajdował się Frodo po nałożeniu pierścienia. W pewien sposób wyjaśnia to dlaczego po prostu wszystkich nie zabiły. W książce chyba Aragorn wyjaśniał, że gdyby Frodo nie nałożył pierścienia to Nazgule nic by mu nie zrobiły. Ale mogę się mylić...
Według mnie Nazgule przedstawiono rewelacyjnie, soundtrack gdy się pojawiają budzi dreszcze, a sama ich strona wizualna jest dobrze wykończona. Ich zachowania budzą we mnie wątpliwości, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza w odbiorze filmu.
"One były jeśli się nie mylę ślepe i dostrzegały bardzo niewiele"
No widzisz, z filmu tego się nie dowiemy.
"Serio? Tak nagle zaczęło padać? Nie wierzę w tak bezsensowny brak realizmu!"
Jeśli w ten sposób chciałeś wbić ćwieka PJ albo jakiemukolwiek turbo fanowi LOTRa, wiedz, że byli lepsi od ciebie.
Nie przypominam sobie, żebym napisał takie zdanie, więc co ma znaczyć Twój cudzysłów? Serio? Znaczy, że co, lepiej ode mnie ktoś przyczepił się do osławionego LOTR? Ale to nie są wyścigi. Naprawdę myślisz, że poświęcam tym filmom aż tyle uwagi aby stworzyć jakieś mniej lub bardziej kanoniczne uwagi co do niektórych słabej jakości scen? Bez przesady.
Uwaga; będzie dłuuuga wypowiedź;
Ogólnie nie bronię PJ, bo wiele masz racji, ale starając się wyjaśnić to i owo;
Po pierwsze Nazgule aż tak potężni nie byli. Zresztą żadne to demony z piekła - tylko zwykli ludzie, na skutek własnych pierścieni niewidzialni, którzy znajdują sie w stanie pomiędzy życiem a śmiercią. Wśród sług Saurona potężni, ale nie znaczy to że niepokonani.
Żywioły że działają też nic to dziwnego. Nazgule są materialne, więc wszystko na nie oddziałuje w miarę normalnie. Pomijam już fakt że żywioły mają na Śródziemiu dużą moc.
Dalej (nie wiem na ile "Silmarillion" kojarzysz) Luthien z Berenem cały Angband "pokonali", to i następcy w postaci Aragorna i Arweny mieli sporo podstaw by z Nazgulami sobie poradzić.
Tyle o nich - ale żeby nie było że PJ'a bronię nazbyt, bo nie zamierzam - wszystko zrujnował fakt że w pojedynkę potem pod Minas Tirith Witch King pokonałby Gandalfa. Gdzie jednak jako majar powinien być od Aragorna znacznie potężniejszy.
Przechodząc do Gandalfa.. cóż - pojęcia nie mam jak na majara wpływa wieloletnia cielesność, ale uznajmy że wpływa. Na Śródziemiu był już wówczas koło 2000 lat, a hröa mu zmysły ainura tępiło bez wątpienia. Jak każdy Istari był przez ten czas człowiekiem, a nie pomyśleć o czymś, nie wpaść czy zapomnieć - rzecz ludzka. Zresztą aż tak oczywiste to nie było. Nie w tamtych czasach. Nieufnych czasach. Swoją drogą ciekawa jestem czy wpadłeś na rozwiązanie ów hasła przed Frodem.
Teraz przyznam - w książce to Gandalf ostatecznie wpadł na rozwiązanie, ale też nie od razu, a po dłuższym czasie, więc mała to różnica - Frodo co by nie powiedzieć był hobbitem wykształconym i inteligentnym.
Drużyna przemknęła "niepostrzeżenie" i tylko jeden oddział orków mieli na głowie. A amatorami poza małą czwórką nie byli. Mieli zresztą Gandalfa. Krasnoludy natomiast nie zostały zabite od razu, nie przez jeden oddział, a przez bardziej długotrwałą wojnę, w dodatku z Balrogiem na karku. A Balroga krasnolud żaden nigdy nie pokonał.
Ok - to teraz orły - już ci (największym skrótem) wyjaśniam;
1. Sauron jakby zobaczył że taka ekipa mu leci nad domem, to by zareagował i choćby osobiście się pofatygował, ale Pierścień by odzyskał. - Jedyną nadzieją było (co wielokrotnie powtarzali) dyskretne przedostanie się do Mordoru. Wlecenie na linii wzorku wroga nie jest dyskretne.
2. Odległość od Shire do Mordoru to mniej więcej tyle ile od wschodniej granicy Polski do środka Morza Czarnego. A Gwaihir już ściągając Gandalfa z Orthanku mówił że nosicielem jest wiadomości, nie ludzi i że zwyczajnie mu ciężko. Na żadną ewentualną walkę w Mordorze nie było by szans, tak zmęczone by te Orły tam doleciały.
3. A i po co Orły miały im w ogóle pomagać? Sauron to problem ludzi i elfów, a nie Orłów. Orły służą Manwemu - a Manwe już Gandalfa i pozostałych Istarich wysłał do Śródziemia do pomocy. To ludzie i elfowie nie słuchali Valarow, a uwierzyli Sauronowi, to przez nich powstały Pierścienie, przez nich upadł Numenor - mają co chcieli. Z Amanu przybywają do pomocy Istari. - Właśnie - do pomocy, nie do odwalenia brudnej roboty. Dlatego Gadndalf nie może używać całej swojej mocy i dlatego Orły nie mogą robić wszystkiego. W kryzysowych sytuacjach Gandalf jako "namiestnik" Amanu (jeśli mogę tak go nazwać) może wezwać je na pomoc, ale nie ma prawa się nimi wyręczać. To ludzie mają Saurona pokonać, nie Aman.
PJ'owi błędy śmiało wytykaj, bo jest ich spora gromadka - ale zanim weźmiesz się za krytykowanie pomysłów Tolkiena zapraszam do książek. Bo nie trzeba nawet szczególnej wnikliwości, by po przeczytaniu LOTRa czy Silma nie rozumieć sytuacji majarów czy orłów.
Cóż, ciężko mi polemizować z twoją wiedzą na temat Tolkienowskiego świata, ponieważ zwyczajnie nie czuje się w tym temacie jakimkolwiek ekspertem. Wdzięczny jestem jednak za naprawdę konstruktywną odpowiedź. Cenię sobie wartościowy dialog nawet jeżeli dotyczy odmiennego stanowiska.
Azaliż... Co nie co jednak przeczytałem pisanego "Władcy"... chociaż nie wszystko i jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Ciekawe co o tym myślisz? Otóż o ironio, Tolkien, ów absolutny wydałoby się leksykalny geniusz i poliglota okazuje się być dosyć marnym językowym stylistą. Tak, wiem, że stworzył mowę Mordoru, język Elfów etc, jednak... Nie uważasz, że każda z ras Śródziemia przedstawiona w książkach powinna właśnie różnić się stylem wypowiedzi? Dla przykładu, Orkowi winni mieć mowę plugawą, pełną językowych błędów, wszelkich wulgaryzmów, po prostu prymitywną. Z kolei Hobbity powinni mówić jeżykiem prostym (nie prostackim), nieco dosadnym lecz nie wulgarnym. Elfy powinien cechować styl wymowy pełen wszelkich słownych ornamentów, mowa wręcz salonowa. Tymczasem, (nie wiem, może jest to kwestia tłumaczenia a w oryginale to wszystko jest odpowiednio ujęte), wszyscy, Hobbici, Orkowie, Elfy, ludzie ( oni z kolei powinni wypowiadać się po trosze każdym z przytoczonych przeze mnie stylów) A zatem wszyscy bohaterowie Tolkiena mówią w takim sam sposób. Nie różnicuje ich ani pochodzenie, ani status społeczny, ani nabyte doświadczenie. Dla mnie to wada gdyż wyraźnie odcina się od całego bogactwa Tolkienowskiej wyobraźni.
I właśnie to bym skrytykował:) A co do Majarów i orłów, to tak, masz rację. Ogólnie też bardzo podobało mi się samo zakończenie misji Froda. Mówiąc wprost Frodo zawiódł i całą robotę za niego odwalił Gollum i to też niejako przez przypadek.
O języku niestety mniej mogę powiedzieć
(co nie zmienia faktu że znów skazany jesteś na wypowiedź bynajmniej nie krótką ;"),
gdyż mój kulawy - jak zwykłam go nazywać - angielski, nie pozwala mi jeszcze na zadowalające przeczytanie książki w oryginale, nie mówiąc już o zauważeniu pewnych... subtelnościach w języku.
Nie mniej jednak spróbuję, na ile zdołam pokombinować z wyjaśnieniem;
Najpierw musimy ustalić jedną rzecz, a następnie już konkrety i cytaty co Tolkien ma do powiedzenia w temacie. Musimy jednak utrzymać się w ramach świata przedstawionego i przyjąć na moment do wiadomości
że Tolkien autorem książki nie był.
Tolkien był tłumaczem (zaiste idealna wymówkę, by wszelkie "błędy" zamknąć w świecie przedstawionym). W ramach tegoż to twierdzenia to Frodo jest tu autorem, (do pary z Bilbem - razem spisali Czerwoną Księgę Marchii Zachodniej na którą składa się miedzy innymi Władca Pierścieni). Do kwestii wynikających z tłumaczenia za moment odpowiednie cytaty, ale wpierw; skoro narracją i redakcją zajmuje się jedna osoba (tu mam na myśli Froda), skoro książkę spisuje po czasie, sądzę pewne ujednolicenie stylu do swojego własnego jest nieuniknione. (zwłaszcza że następnie treść niejednokrotnie była redagowana)
Ok, to gdy przyswoiliśmy już wersję że Tolkien jedynie tłumaczem był, możemy przejść do konkretów, czyli tego, co jako tłumacz zapisał, a od tego mamy Dodatki:
Na wstępie wiemy że
"Język zastąpiony w tej opowieści angielszczyzną to westron czyli Wspólna Mowa zachodnich krajów Śródziemia w Trzeciej Erze (...) stał sie językiem ojczystym prawie wszystkich istot obdarzonych mową (z wyjątkiem elfów)".
Morał na wstępie mamy taki że niezależnie od gatunku, niezależenie od własnych języków, każdy wspólną mowę zna i każdy się posługiwać nią umie. A jak mamy jeden język, a wszyscy obecni należymy do bogatych i wykształconych, nie będzie styl tak znacząco od siebie odbiegał.
(pomijam Hobbitów - o nich potem) Różnicę wychwycimy gdy Krasnolud zacznie mówić Khuzdulem, a Elf Quenyą, bo język sam w sobie wymusza pewien styl.
(Hobbici): "W czasach naszej opowieści mówili Wspólną Mową już od co najmniej tysiąca lat. Posługiwali się nią swobodnie i beztrosko wedle własnej maniery, ale bardziej uczeni pośród nich mieli w zanadrzu na odpowiednią okazję zwroty i formy bardziej uroczyste" - nic więc nie broni naszej czwórce by stylem dość wysokim się posługiwać - pamiętajmy że Bilbo mógł im dużo przekazać.
I do sedna;
"Przedstawiając treść Czerwonej Księgi dzisiejszym czytelnikom, w miarę możliwości starano się ją wyrazić językiem naszych czasów."
"Wspólna Mowę - język hobbitów oraz spisanych przez nich opowieści - przełożono oczywiście na współczesną angielszczyznę. Siłą rzeczy pomniejszono przy tym różnice między odmianami języka westron. W prawdzie próbowano ją zaznaczyć, wykorzystując różne odmiany języka angielskiego, ale różnica między wymową i frazeologią (...) była większa niż to wynika z tej książki"
(to wyobraźmy sobie jak bardzo cierpi to ponownie na polskim tłumaczeniu.)
"Hobbici w rzeczywistości używali najczęściej dialektu wiejskiego, podczas gdy w Gondorze i Rohanie mówiono językiem bardziej archaicznym, uroczystym i zwięzłym."
(co też sprawiało że wypowiedzi Pippina wyróżniały się w Minas Tirith)
"Czytelnik być może zauważy, że hobbici - jak Frodo, albo inne postacie - jak Gandalf i Aragorn nie zawsze używają tego samego stylu wypowiedzi."
"Eldarowie, szczególnie uzdolnieni w sztuce słowa, opanowali wiele różnych stylów wypowiedzi(...)"
"Krasnoludowie również (...) łatwo pod tym względem przystosowywali się do otoczenia, chociaż wymowę mieli chropowatą i gardłową".
(gdzie z kolei widzimy że niewielkim problemem było dostosowanie stylu do sytuacji czy rozmówcy)
"Natomiast Trolle i Orkowie mówili byle jak, bez szacunku dla słowa; ich język był jeszcze bardziej nikczemny i wulgarny niż pokazałem to w tej książce."
(czyli słowem, dostaliśmy wersję ocenzurowaną)
"Takie przekłady są rzeczą normalna, gdy dotyczą historii z odległej przeszłości".
Podsumowując;
Owszem, także zwróciłam uwagę na ów styl, z wnioskami bliskimi twoim, ale Dodatki do Władcy zamknęły mi tu skutecznie usta. Jak mam być szczera - nie po raz pierwszy. Niejednokrotnie już się przekonałam, że Tolkien na swym fachu się znał - i stąd moje uwielbienie dla jego twórczości. Nie znaczy to oczywiście że błędów nie ma - są. To rzecz nieunikniona, jednak żaden nie przeszkadzał mi w znaczącym stopniu w książce.
Co innego w filmie - tu PJ'a równie długo będę wychwalać co krytykować. Stworzył dzieło kina, gdzie jednak niejednokrotnie głupota goni głupotę.
Co do języka jeszcze - nie czuję się lingwistą, ani nawet w żadnym stopniu humanistą, by nazbyt się tu wypowiadać, czy z tekstu zbytnio to wychwycić - ale sądzę że bardzo dużo daje (czy może raczej zabiera) tu tłumaczenie. Sądzę w oryginale byłaby pewna różnica w odbiorze takich rzeczy. Kolejną kwestią jest jeszcze sam tłumacz. Dla przykładu czytać niektóre wersje od Łozińskiego, to gorzej niż nie czytać wcale. (choć przyznam, nie wiem jak jego tłumaczenie wypada w tych kategoriach).
(mam nadzieję dotrwałeś do końca, bom się niestety lubię o ów książce/filmie rozpisywać)
Dotrwałem:) No i, cholera, ciężko się z Tobą nie zgodzić. Azaliż, jeżeli to wszystko prawda, to Tolkien okazał się naprawdę niezłym spryciarzem. No, w końcu profesor jakby nie było. Podziwiam Twoją pasję w pisaniu o tej książce i czuję się w pewien sposób wyróżniony, że mój marny post stał się pretekstem do Twojej o wiele bardziej profesjonalnej repliki,
Oj tak to mi nie mów, bo mi tu niesłusznie ego urośnie :"D
Nie mniej jednak konwersacja z rzeczowym rozmówcą i odpowiadanie na argumenty zaiste sensowne (bo nie ma co ukrywać - ja się tu wymądrzam, bo książki w jednym paluszku, ale pobieżne przeczytanie, czy tym bardziej film nie udzielają wielu informacji) to sama przyjemność .
Pozdrawiam.
Wiesz, mnie to boli. Boli mnie to, że z jednej strony Tolkien, który pozostał wierny sobie. Napisał te książki (można je lubić bądź nie) tak jak chciał. Trwało to trochę ale zrobił to. A z drugiej strony Jackson, który, umówmy się, nie jest artystą, jest niewolnikiem. Przy wszystkich zaletach tych filmów są w nich sceny na które po prostu nie mogę patrzeć. Bo filmy muszą się sprzedać, bo muszą też być dla młodych widzów i dla staruszek i dla dziadków, bo musi być jakiś pieprzony gwiazdorek młodocianych siks itd. I gdzieś w tym wszystkim gubi się cała ta opowieść w odgórnie przyjętej konwencji, której za nic nie można odrzucić. Tak, dla mnie filmowy "Władca pierścieni" nie jest żadnym wyznacznikiem kina fantasy a jeżeli jest to tym gorzej dla tego gatunku. Marzy mi się inny prawdziwy "Władca pierścieni", taki, który będzie przeznaczony bardziej dla dorosłych widzów bez tej cholernej potrzeby sprzedania się a jedynie zrobiony z autentycznej pasji i miłości do tej opowieści. Amen.
Mnie także to boli. Bardzo chciałabym zobaczyć tę historię taką, jaką ją widzę w wyobraźni. Nie spłyconą i nie zmienioną. Ogólnie rzecz biorąc nie krytykuję samych zmian - to rzecz w filmie nieunikniona - ale niech będą to zmiany na lepsze. We Władcy kilka jest dobrych i uzasadnionych (czego próżno już szukać w Hobbicie), jednak nadal (i w sumie to o tym tu mowa) jest gromadka scen robionych pod widzów - rzekłabym nawet "pod amerykanów" - w cudzysłowie. Aczkolwiek, jak już wielokrotnie powtarzałam na wszystkich tu forach - po obejrzeniu Hobbita, nie skrytykuję już Władcy. Nawet Legolas na Olifantach wygląda realistycznie w porównaniu do tego co odstawiał podczas Bitwy Pięciu Armii.
Bardzo chciałabym doczekać ekranizacji Silmarilliona - ale równie bardzo boję się że to zrobią. Z pasji i miłości nie powstają już filmy. Przy potrzebie włożenia w produkcję takich kosztów, wytwórnia nie może sobie na to (w swoim pojmowaniu) pozwolić. Dodatkowo każdy ewentualny remake skazany jest na komputer - gdy robią takiego Smauga jest świetnie, ale gdy w scenę później widzę animowanego Legolasa na animowanym koniu w tak prostej do klasycznego nakręcenia scenie, szlak mnie trafia.
Tak więc ja cieszę się że Władca powstał jaki powstał (Hobbit dowodem że mogło być znacznie gorzej), bo jak mniemam lepiej nigdy nie będzie. Film uważam w dalszym ciągu za dobry. Nie za idealny, nie za pozbawiony błędów, ale bardzo dobry. I mimo wszystko widzę w nim sporo pasji; wystarczy spojrzeć na wszystkie przygotowania - scenerie, charakteryzacje, rekwizyty - wszystkie długo przygotowywane i właściwie od zera. Ożywienie języka elfickiego, nawiązania do Silmarillionu, sporo niedopowiedzeń pokazujących głębię świata przedstawionego. I soundtrack - wiersze Tolkiena, cytaty z książek, pieśni - wszystko ładnie w Quenyi czy Sindarinie śpiewane - klimat to daje genialny, a dla fana książki smaczek nieopisany.
No, moja droga... Nie dość, że udowadniasz, jak mocno prawdziwą jesteś fanką Tolkienowskiej prozy, to jeszcze na dodatek napisałaś "W CUDZYSŁOWIE". Podczas gdy jakieś 99,99, 99, 99, 99 % pospólstwa wypowiada pieprzone "w cudzysłowiu!". Prawda jest taka, że od dziś ja jestem Twoim fanem.
PS. Wybierasz się może na "La La Land". Kurczę, widziałem niezwykle uroczy klip na You Tubie. Emma i Ryan akompaniujący na pianinie śpiewają wspólnie świetny kawałek. Nie wiem czy jest to filmowy folder reklamowy tego filmu czy po prostu wyjęta scena - mam nadzieję, że to drugie. Niby film, który niczego nie odkrywa ale naprawdę ładnie zrobiony.
Spoko, spoko... Nie, żebym proponował Ci wspólny wypad do kina.:)
https://www.youtube.com/watch?v=cZAw8qxn0ZE to link do tego materiału. Najpierw jest sam Gosling, tzn Emma będzie później.
No i proszę, w końcu doprowadziłeś do tego, że nie wiem co powiedzieć :"D
Co się tyczy filmu natomiast; Pierwsze widzę ów tytuł,
ale clip bardzo urokliwy.
Już samymi barwami mnie kupił - ładny klimacik tworzą. Całościowo patrząc - zapowiada się całkiem fajnie.
Nie musisz nic mówić. Po prostu pisz:) A jeszcze odnośnie "Hobbita" Wiadomo, z jednej strony wredna komercyjna papka oparta na Tolkienowskich motywach a z drugiej... byłem szczerze wzruszony przy scenie śmierci Torina. Przy "Władcy" ani razu mi się to nie zdarzyło.
Mnie "Władca" zawsze rozkleja na sam koniec. Jakoś perspektywa że po tym wszystkim Drużyna już więcej się nie spotka jest przykra. Z resztą sam klimat Szarych Przystani jest w pewien sposób smutny.
Śmierć Thorina także wzruszała - (ogółem Hobbit gdzieś pomiędzy całym tym 'złem' ma gromadkę dobrych scen) - tu jednak strasznie podziałały mi na nerwy wyskakujące z wody Azogi i podobne. Bardzo też brakowało mi książkowej śmierci Filiego i Kiliego - to mogłoby być pięknie zrobione.
No, masz rację. Za wyskakującego z wody Azoga, Jackon powinien dostać kopa w pewne czułe miejsce.
Co do języka, asa111 już bardzo wiele wyjaśniła, więc pozwolę sobie tylko podać kilka przykładów z książkowego oryginału.
Scena w Rivendell - Elrond prowadzi Froda do Sali Kominkowej i obaj zauważają skulonego pod filarem jakby śpiącego Bilba.
Elrond mówi: "Awake, little master!"
Bilbo odpowiada: "Wake up! I was not asleep, Master Elrond."
Widać już, że używają różnych wersji czasownika "obudzić się", a która jest dawniejsza, bardziej formalna, literacka, to łatwo się tutaj domyślić :)
Hobbici w Shire mówią o ojcu Froda "He was drownded" zamiast "He was drowned" (utopił się), czyli mówią gwarą, a Gollum dodaje kocówki -S do wszelkich czasowników gdzie nie trzeba.
To tyle z pamięci, to co mi się kiedyś rzuciło w oczy (i uszy). Na pewno jest o wiele więcej takich przykładów, ale musiałabym prześledzić książkę (i film) pod tym kątem.
Jest zróżnicowanie języka postaci, ale ono rzeczywiście ginie w tłumaczeniu, w filmowym jeszcze bardziej niż książkowym.
A przykład, który pamiętam z filmu - wnętrze Góry Przeznaczenia, scena z Pierścieniem.
Elrond do Isildura: "Cast it into the fire."
Sam do Froda: "Throw it into the fire"
Tutaj nawet w naszym tłumaczeniu filmowym jest różnica - "Ciśnij go w ogień" i "Wrzuć go do ognia."
W oryginale filmu są jeszcze dodatkowo zastosowane różnice tak zwanych akcentów (czyli regionalnych różnic w wymowie).
Gandalf, Saruman, Elfy i Frodo mówią standardowym brytyjskim angielskim.
Sam Gamgee mówi akcentem amerykańskim (jak mi się wydaje), Merry i Pippin każdy innym -jeden którymś regionalnym angielskim, a drugi chyba szkockim (każdy z tych trzech hobbitów ma pochodzić z innego regionu, a Frodo jest najbardziej wykształcony).
Orkowie w WP (i trolle w Hobbicie) mówią czymś w rodzaju londyńskiego cockneya (utożsamianego z językiem klas "niższych")
W Hobbicie krasnoludy też mówią starannie stylizowanymi akcentami, podkreślającymi różnice pochodzenia i pozycji społecznej.
Tutaj była kiedyś dyskusja na ten temat
http://www.filmweb.pl/film/Hobbit%3A+Niezwyk%C5%82a+podr%C3%B3%C5%BC-2012-343217 /discussion/Ciekawostka+lingwistyczna,2225139
Po prostu różnice w wymowie nie są zazwyczaj ukazywane w polskich tłumaczeniach, i większość oglądających nawet nie ma pojęcia o ich istnieniu w oryginale.
W każdym razie język zarówno książki jak i filmu jest bardziej zróżnicowany niż się może wydawać komuś, kto nie zna oryginału, a PJ nie był aż tak znowu kiepski pod tym względem :)
Odpowiem zwięźle, bo pewnie inni zrobili to już przede mną (a nie chce mi się przebijać przez wszystkie komentarze). Po
"Kilku Upiorów pierścienia napotyka wreszcie słodkie grono naszych dzielnych Hobbitów. Zamiast czym prędzej wszystkich zadźgać, zabrać jedyny pierścień i wracać z powrotem do swojego pana, bawią się w jakąś paradę. Co to jest? Prezentacja zakapturzonych członków drużyny olimpijskiej na zawody w szermierce czy może raczej członkowie grupy Gregorian na koksie?"
Nie wiadomo nic o tym, aby upiory były dobrymi wojownikami. Ich główną bronią był strach.
"Mało tego. Frodo nakłada pierścień, nic mu to nie daje, gdyż Upiory pierścienia i tak mają go jak na widelcu. Zamiast więc korzystać z kolejnej, łatwiej przecież okazji aby odzyskać zgubę, główny upiór co robi? No właśnie do końca nie wiadomo. Zamiast zwyczajnie wziąć Frodo za łeb albo zwyczajnie zdjąć pierścień z jego palca postanawia go dosyć mocno skaleczyć. "
Po prostu spróbował go zabić.
"Dalej jest jeszcze lepiej. Upiory są przecież prawdziwymi demonami, postaciami z piekła i choć nie dysponują magiczną mocą to jednak daleko im do jakiś nygusów. To istne bestie w wydawałoby się ludzkiej skórze. I co? I nic, mimo, że też mają miecze i dysponują siłą liczebną dają się przegonić jednemu facetowi z pochodnią. Realne? Chyba nie bardzo."
Jak wyżej, nikt nie mówił, że są dobre w walce. Poza tym boją się ognia.
"Na skutek skaleczenia Frodo próbuje przemienić się w demona. Wybranka Aragorna wsiada więc na koń aby jak najszybciej dowieść niziołka do elfickiego ośrodka zdrowia. Nie trzeba długo czekać aby za galopującą Arweną utworzył się ogon z Nazguli, którzy zdążyli się już wcześniej wykurować z odpoczynku przy grillu jaki zaserwował im Aragorn (swoją drogą też mi upiory na które działa każdy z ziemskich żywiołów) I znów, parę razy, któryś z czarnych jeźdźców nieomal kładzie łapę na głowie Froda. To już nie można było wyciągnąć miecza i spróbować ciąć przez łeb? Albo jeszcze inaczej, uderzyć swoim koniem o konia Arweny powodując tym samym upadek uciekających. No ale wtedy Nazgule pewnie połamały by sobie nogi. Lepiej dalej ścigać bez żadnych efektów przy tym idealnie uosabiając idee aby gonić króliczka."
W filmie nie mogą jej nawet dogonić, ani zbliżyć na tyle, żeby staranować jej konia.
"W jaki sposób ptaszyska Sarumana dostrzegły drużynę skoro Ta wcześniej zdołała się ukryć. Rozumiem, że wredne ptactwo posiadło zdolność widzenia przez skały."
Krebainy mają dobry wzrok, zobaczyły ich zanim zdążyli się ukryć (co znakomicie widać na filmie).
"Okazuje się, że Gandalf Szary cierpi na początki starczej demencji. Czym innym można wytłumaczyć brak zrozumienia zdania: "Powiedz przyjacielu i wejdź". Może to Frodo powinien być czarodziejem?"
Fakt, jeśli już to Gandalf powinien na to wpaść. Pewnie filmowcy nie chcieli, żeby Frodo był kompletnie bezużyteczny.
"Jak to możliwe, że zaprawione w boju krasnoludy ulegają pod naporem prymitywnych orków zdobiąc Moirę stylowymi szkieletami, zaś naszej grupce złożonej w większości z samych amatorów udaje się wyjść cało? Krasnoludów było znacznie, znacznie więcej i każdy z nich był prawdziwym wojownikiem, tutaj mamy tylko Aragorna, Boromira i Legolasa."
Krasnoludy walczyły z goblinami przez długi czas, oblężone w Morii, przeciw całym armiom a drużyna przeciw jednej grupie. Reszta uciekła potem kiedy zjawił się Balrog.
"Nasza drużyna przemierza pieszo setki jeżeli nie tysiące mil. Co jedzą? Gdzie śpią? Nie wie nikt. Wiadomo jedynie, że głodni są wyłącznie Hobbici."
Dostali zapasy w Rivendell a potem w Lorien.
"No i na koniec. Nie byłoby najlepiej gdyby to Gandalf na grzbiecie orła poleciał nad górę przeznaczenia i wrzucił doń rzeczony pierścień? "
Tak, byłoby :)