Hejka, z Trylogią żyje od szkoły podstawowej i zawsze ją uwielbiałam, raz w roku w TVN musze obejrzeć, poza tym telewizji nie oglądam. Dziś (mam 23 lata) skończyłam czytać książki, są świetne, cały ten świat, języki itd. Jednakże Aragorn z filmu, zresztą Gandalf i Teoden mi pasują bardziej. Aragorn jest przecież w większej części człowiekiem, niż elfem i ma prawo wahać się itp. Uwielbiam jego skromność, dobro, to, że oparł sie pokusie. On przechodzi swoją własną wędrówkę, podczas której zmienia sie z Łazika w Króla. Książkowy jest królem od początku - dumny, czasami wręcz arogancki (jak w Rohanie zdają broń) i nie przepadam za nim. Oczywiście Faramir z ksiazki jest cudowny, chyba ulubiona książkowa postać, Hobbici, w tym najbardziej Frodo i Smaduł zyskują w książce, bez porównania, jednak Aragorn dla mnie zawsze będzie tym filmowym.
Mam zupełnie odwrotne odczucia co do Aragorna filmowego i książkowego. :D Zgadzam się, że w filmach jest bardziej ludzki, ale przez to ma wady i to takie, które mnie denerwują. Dramatyzuje, że nie chce władzy i odpowiedzialności... A jednak jest czyim jest potomkiem i w świecie Śródziemia powinien pomyśleć o swoich ludziach. U Tolkiena król jest po to, żeby się opiekować swoim ludem.
Poza tym chce Arwenę, ale jak wyobraża sobie ślub z elfką z królewskiego rodu, nie dając jej chociaż królestwa w zamian za to, że ona poświęca nieśmiertelność? Wiem, że to brzmi interesownie, ale jednak powinien pra-prawnuczce króla Gondolinu zapewnić jakieś wyższe standardy życia niż noclegi w ruinach Amon Sul.
No i najgorszy możliwy wątek romansu z Eowiną. Na filmach wręcz ją zwodzi, że mogliby być razem; wciąż sam zaczyna rozmowy; patrzy głęboko w oczy; a potem jest zdziwiony, że dziewczyna się w nim zakochała i porzuca w środku nocy, bo przybył jego niedoszły teściu, przypominając, że ma już inną dziewczynę.
Właśnie tego królewskiego zachowania - z wadami też, przyznaję, ale innego rodzaju wadami - brakuje mu w filmach. W historiach Tolkiena królem jest potomek królewskiego rodu, przez więzy krwi, przez odziedziczone po przodkach cechy; jest naturalnym przywódcą niezależnie od tego czy ma akurat królestwo czy przewodzi grupie niedobitków z Arnoru na północy. W książkach był w stanie stawić czoła Sauronowi poprzez Palantir, a w filmach...mdleje wprost w ramiona Legolasa od jednego dotknięcia XD
PS a tak w ogóle to bardzo polecam siegnąć po tłumaczenie Skibniewskiej, bo po ksywce Aragorna widzę, że chyba Łozińskiego czytałaś ;)
"Smaduł" jest literówką czy kolejnym z wymysłów (a widzę już po "Łaziku") pana Łozińskiego? Bardzo polecam Skibniewską lub Frąców. Co prawda Łozinskiego miałam w rękach jedynie fragmenty, ale zawsze zyskiwały one bardzo wiele w innych tłumaczeniach.
Co do twojej opinie częściowo się zgodzę, częściowo nie.
W przypadku Aragorna film poszedł w ewolucję bohatera; tak, by przedstawić jego zmianę. Problem w tym, że nie jest to bohater który ma 15 lat, dopiero poznaje siebie, a ku przygodzie właśnie pierwszy raz opuścił dom. Nie. Chłop podchodzi pod dziewięćdziesiątkę, kawał życia ma świadomość swojego pochodzenia a także wagi roli jaką ma przyjąć. To już trochę późno na wahania i stwierdzenia "a w sumie to nie chce tego tronu" i zdecydowanie się dopiero gdy niemal przypadkiem spadł pod nogi, bo "i tak już jestem w tym Gondorze, a namiestnik sobie wyskoczył z okna".
Nie można mu jednak odmówić w filmie większej "ludzkości", za to dwóch filmowych rzeczy nie mogę u niego przegryźć. Po pierwsze to, co LadyLannister już napisała powyżej o stosunku do Eowiny, po drugie ścięcie posłańca pod Czarną Bramą. Ja nie wiem o czym w drugim przypadku myślał PJ tworząc scenę, ale takie numery to sobie Sauron mógł odstawiać, a nie Aragorn.
Z Gadnalfem za to rację już przyznam; też wolę filmowego. Jest tam o wiele więcej ciepła i dobroci. Książkowy Gandalf to nie raz niezła wrednota. Co prawda nic tu nie zarzucam postaci; bo biorąc pod uwagę jego rolę na Śródziemiu, nikogo nie musiał głaskać po główce, ale jednak przyzwyczaiłam się do filmowej wersji.
Co do Theodena nie mam większego zdania, ale Frodo i (Smeagol prawda? o niego chodziło?) zdecydowanie książkowi wygrywają. Faramira też wspominasz i owszem, tu nawet nie ma porównania. Co prawda dopóki nie przeczytałam książki filmowy dawał sobą podobne wrażenie, ale jednak jest to jedna z bardziej skrzywdzonych ekranizacją postaci.