Po latach ponownie obejrzałem Władcę Pierścieni (na razie pierwszą część), tym razem w
wersji rozszerzonej i film spodobał mi się jeszcze bardziej, a jego fenomen stał się
czytelniejszy. Przede wszystkim to rzecz jedyna w swoim rodzaju. Wrażenie uczestnictwa w
wielkich wydarzeniach wielkiego, fantastycznego świata równie silnie działało chyba tylko w
starych Gwiezdnych Wojnach. Doskonale służy temu warstwa estetyczna, która wciąż robi
fenomenalne wrażenie. Serio, sądziłem, że film zestarzał się bardziej, tymczasem wizualnie
niewiele ustępuje Hobbitowi. A to niemal rówieśnik Ataku Klonów, który sztucznością i
sterylnością robił wszystko, żeby jego świat nie absorbował widza.
Aż trudno uwierzyć, że taki film w ogóle powstał, że ktoś wyłożył na niego tak ogromne
pieniądze. Wydaje się zupełnie obok ówczesnego - i współczesnego zresztą też - stylu
kręcenia wielkich, hollywoodzkich widowisk.
Film (mowie tu takze o rozszerzonej wersji) ogladam z jeszcze wieksza przyjemnoscia, chociaz to bodaj 4ty raz juz ;P Mimizu, polecam krakowskie (badz inne) spotkania z muzyka filmowa - mialam straszna radosc ogladania filmu z muzyka na zywo (orkiestra i chor). Ot, i kolejne doswiadczenie ... ;-)
Nie zapoznałam się jeszcze z wersją rozszerzoną ale na pewno kiedyś ją obejrzę . Film oglądałam dopiero dwa razy , za to książkę czytałam trzy razy :P jestem psychofanką LOTRa :P
Podziwiam :) Weronika, tak na marginesie - skoro piszesz LOTR, zakladam ze czytalas wersje anglojezyczna - jak wrazenia? Sama sie przymierzam, ale to duze wyzwanie.
Niestety muszę Cię rozczarować :/ czytałam tylko po polsku , nie znam jeszcze na tyle angielskiego żeby czytać książki po angielsku :/ uczę się angielskiego dopiero szósty rok ,w końcu chodzę dopiero do szóstej klasy podstawówki . Oczywiście przeczytam LOTRa po angielsku , ale jeszcze nie teraz :/