które ponownie rozpoczęły ze sobą walkę mającą zadecydować o losie wszechświata, o zapadnięciu ciemności lub nastaniu światła. Walkę wymagającą ogromnej siły, determinacji, niewyobrażalnego poświęcenia i nieprawdopodobnej odwagi, wydawać by się mogło przekraczającej obszary ludzkiego pojmowania, możliwości hobbitów, mądrości królów i czarodziejów, waleczności krasnoludów, połączonej siły wszystkich ludzi czy ponadnaturalnej mocy elfów.
A zadanie wydaje się coraz trudniejsze do wypełnienia, gdyż drużyna się rozpada, armia ciemności Saurona wciąż się powiększa, a przewrotna i zgubna moc pierścienia zaczyna coraz bardziej przenikać umysł jego powiernika, by wszystkimi siłami zmusić go do poddania, uległości oraz ostatecznego przejścia na ciemną stronę mocy...
Wielkiej odwagi wymagało również od Petera Jacksona powtórne przeniesienie na ekran i zmierzenie się z wielowymiarowym i genialnym dziełem Tolkienam, którego magia po raz kolejny przeniknęła także na film, nadając mu wizualny rozmach, epickość i spektakularność poprzez nagromadzenie ogromnej ilości przeróżnych efektów specjalnych, powołanie do życia olifantów i entów oraz pokazanie wewnętrznej walki Golluma z samym sobą.
Ale przede wszystkim nadając mu mroczny i niejednoznaczny klimat ogromnego rozdźwięku panującego w świecie wykreowanym przez Tolkiena oraz wielowątkowy przekrój przez obszar Śródziemia, z uwidocznieniem twierdzy Sarumana, krainy Rohanu i Gondoru oraz najodleglejszych zakątków wzbudzającego grozę Mordoru.
Dlatego właśnie oglądając Dwie Wieże mogłam po raz drugi w cudowny sposób znaleźć się w zapierającym dech w piersiach, niezbadanym świecie magii, który naprawdę istnieje i uczestniczyć w arcytrudnej i niebezpiecznej misji rozłączonej Drużyny Pierścienia, przeciwstawieniu się zastępom sił ciemnej strony mocy w wielkiej wojnie, przełamaniu panowania Sarumana i zniszczeniu Dwóch Wież, znajdując się w samym centrum bitwy w obronie Helmowego Jaru i losu dobra, którego zwycięstwo jest równie trudne w osiągnięciu, co brzemię które dźwiga Frodo. Wybiła godzina walki, którą najwyższy czas rozpocząć, ale wyprawa trwa dalej...