Dwie Wieże są poważniejsze, mroczniejsze, bardziej realistyczne od baśniowej Drużyny, zdecydowanie glębsze, wywołujące burzę emocji, mające chłodny, ponury, północny klimat. Więcej tu dramatu między postaciami, momentami wręcz szekspirowskie sytuacje i dialogi, poezja w słowach i zdjęciach. Już pierwsza połowa rozszerzonej wersji sama w sobie może konkurować z całą rozszerzoną Drużyną. W sumie cieżko znaleźć jakieś wady, film wciąż, po dwudziestu seansach zwala z nóg i wywołuje łzy. No, chyba że ktoś zamiast wczuć się w film wchwytuje niezgodności z książką, ale to już jego problem.
Nowi bohaterowie grają wyśmienicie, prym wiodą tu Brad Dourif jako Grima (Brad jak zawsze teatralny), Bernard Hill jako Theoden (w szekspirowskim duchu), Miranda Otto jako chłodna i piękna Eowina, i wreszcie last but not least Andy Serkis jako niezapomniany Gollum - żywe świadectwo tryumfu wyobraźni nad techniką - po początkowej nieufności, szybko zapomina się, że ta czująca, cierpiąca, wzbudzająca gamę uczuć - od pogardy do litości, od sympatii do niechęci - kreatura, jest przecież tworem komputerowym. Imponujące.
Wielu uważa, że przedstawiona w drugiej połowie filmu bitwa jest zbyt długa. Ja uważam, że trwa dokładnie tyle ile trzeba, by sprawiać wrażenie wiarygodnej, a nie tylko przypadkowej potyczki. Ta bitwa decydowała o losach Rohanu, a w efekcie - Gondoru. Zresztą kolejność "finałów" wyraźnie sugeruje który wątek był najważniejszy - ten ostatni, z Frodem niemal zaprzepaszczającym całą misję (odstępstwo od książki, lecz wybaczalne). Wzuszająca przemowa Sama jest zarazem podsumowaniem całej "trylogii" (całego filmowego LOTR). Zauważa przy tym, bardzo trafnie: "by right, we shouldn't even be here" - "po prawdzie, nie powinno nas tu (w Osgiliath) w ogóle być" - czyżby czytał ksiażkę? ;) Podobnie w Drużynie Pierścienia, gdy Arwena daje Aragornowi "Evenstar" (co nie wystąpiło w książce, naszyjnik dostał Frodo na samym końcu, o ile pamiętam) - Aragorn zszokowany mówi "nie możesz mi tego dać!" ("do licha, czemu ona daje mi ten naszyjnik, nie czytała powieści czy co?"). Wysoce zabawne i dwuznaczne wypowiedzi.
A "Dwie Wieże" to dopiero przedsmak wstrząsających światem wydarzeń i biblijnego finału, który ma nastąpić... bowiem "Powrót Króla" podnosi i tak już wysoką poprzeczkę i stawia ją tryumfalnie na ośnieżonych szczytach niedostępnych dla pospolitych filmów i produkcji. A pomyśleć, że jest on tylko cieniem tego, co być mogło...
Mam podobne odczucia na temat środkowej części trylogii. Klimat jest poważniejszy, realistyczny, niemal jak w średniowiecznych eposach rycerskich. Wielu miało za złe Jacksonowi i jego ekipie fakt, że zrezygnowali z baśniowej tonacji "Drużyny" na rzecz większego realizmu, ale to właśnie sprawia, że "Dwie wieże" ogląda się z jeszcze większym zaciekawieniem. Nie ulega jednak wątpliwości, że ta część obfituje w najwięcej zmian w stosunku do oryginału literackiego - elfy w Helmowym Jarze, Frodo i Sam w Osgiliath czy kuszenie Faramira przez Pierścień to największe odstępstwa od powieści. Mnie jednak one bardzo nie przeszkadzały, gdyż były zgodne z duchem tej powieści - warto chyba przypomnieć, że pewna część widowni "Dwóch wież" nie czytała Tolkiena, więc te sceny objaśniły szerzej takie wątki jak złowieszczą moc Pierścienia (scena z Nazgulem w Osgiliath i kuszenie Faramira) czy raczej drugoplanowy w książce motyw miłości Arweny z Aragornem. A teraz parę słów o aktorach - skupię się na tych najważniejszych, bez których filmowy "Władca" nie byłby tym, czym jest. Zacznijmy od początku - Elijah Wood. Przyznam, że jego interpretacja Froda nie rzuciła mnie na kolana, w "Dwóch wieżach" jego rola ograniczyła się jedynie do głaskania Pierścienia i bronienia Smeagola przed Samem/żołnierzami Faramira. Na szczęście nie położył on roli, jednak co do Wooda mam najwięcej zastrzeżeń. Co do pozostałych - są to drobiazgowe przytyki. Sean Astin niewątpliwie przekonująco zagrał Gamgeego, chwilami widz utożsamia się bardziej z nim, niż z opętanym przez Pierścień Frodem. Liv Tyler - ona też nie zachwyciła mnie szczególnie, jednak nie miała do zagrania roli najwyższego kalibru, więc miło się patrzy na nią w przepięknych elfickich sukniach. Ian McKellen - po prostu Gandalf w 100%. Pan Ian zagrał jednego z Istarich tak brawurowo, że nie wyobrażam sobie w tej roli nikogo innego - Jackson wiedział co robi, rezygnując z angażu Connery`ego. Viggo Mortensen - tylko o punkcik gorzej od McKellena, jednak nie mam serca do krytykowania jego gry - dzięki roli strażnika Eriadoru Mortensen stał się powszechnie rozpoznawalny. Andy Serkis - może nie widać go na ekranie, jednak mimika i głos, jakie użyczył Gollumowi, zasługują na uznanie. Wygenerowana w komputerze postać Golluma to prawdziwy przełom w dziedzinie efektów cyfrowych. Cóż tu więcej dodać? Do pozostałych aktorów nie mam więcej zastrzeżeń, może jedynie Hugo Weawing w roli Elronda był zbyt surowy i wyniosły. Ale są to drobiazgi, które nie wpływają na odbiór całości - aha, nie mogę tu nie wspomnieć o Entach, jednej z moich ulubionych ras. Miło mi donieść, że ich powołanie do życia na ekranie zakończyło się sukcesem i nie odniosłem wrażenia, że są to bezduszne postacie komputerowe - kolejny tryumf studia WETA, które w mojej opinii tworzy obecnie najlepsze iluzje na potrzeby filmowe. O bitwie w Helmowym Jarze i szturmu Entów na Orthank nie powiem nic więcej poza epitetem - zachwycające. Lecz to dopiero początek wielkich emocji - jak to powiedział Gandalf w finale TTT - "Bitwa o Helmowy Jar dobiegła końca. Nadchodzi czas bitwy o losy Śródziemia".
Koledzy powiedzieli wszystko, co ja dokłądnie myślę!! Identycznie...ale jest jedna rzecz z która się nie zgodzę, a mianowicie to, że Elijah nie zgrał powalająco... Moim zdaniem było odwrotnie... To właśnie jego duży kunszt aktorski sprawił, że(z czym się zgodzę), ograniczony do jak to powiedziałeś ~"jego rola ograniczyła się jedynie do głaskania Pierścienia i bronienia Smeagola przed Samem/żołnierzami Faramira."~ sprwił, że ta skąpa dawka popisowa zagrana została udanie! Nie przypatrzyłeś się na jego mimkę twarzy gdy Nazagule były blisko, a on czuł brzemię Pierścienia jeszcze mocniej... Nie zwróciłeś uwagi na słowa, wypowiadane do Golluma świadczące, że nie jest potepiony i ma szansę na stanie się Smeagolem... Dla mnie to wszytsko stworzyło naprawdę godną kreację bohatera, może nie tak efaktywną jak w "Drużynie Pierścienie" ani też tak heroiczną jak w "Powrocie Króla" ale wystarczająco przekonującą...
O, zapomniałem o jeszcze jednej dwuznacznej wypowiedzi: Gdy Theoden widzi elfy w Helmowym Jarze zdumiony pyta: "Jak to możliwe?" ("How is this possible?") :P
Nie jestem pewien, ale czy w książce, stojąc na murach przed bitwą i patrząc na niedobitki armi Rohanu, Legolas nie mówi przypadkiem, że chciałby mieć w tej chwili oddział łuczników z rodzinnego kraju? Zaraz...
OK sprawdziłem:
Legolas: "[...] Ale podniosłeś mnie na duchu, Gimli, i rad jestem, że pewnie stoisz tu na swoich krzepkich nogach z ostrym toporem w ręce. Szkoda, że nie ma wśród nas więcej twoich braci. A jeszcze bardziej chciałbym mieć tu setkę dobrych łuczników z Mrocznej Puszczy. Bardzo by się przydali."
Nie wiem jak wy, ale gdy pierwszy raz czytałem powieść, to chciałem zobaczyć słynnych elfich łuczników pod Helmowym Jarem. Ale się nie pojawili. Za to ich obecność w filmie służy dokładnie temu, co sugeruje ksiażkowy Legolas - podnoszeniu na duchu. Doskonale widać, że scenarzysta czytał książkę - I ZROZUMIAŁ o co chodzi. Bezmyślne i niewolnicze przenoszenie zdarzenia po zdarzeniu z kartek na ekran świadczyłoby tylko o braku zrozumienia materiału. Dlatego uważam, że obecność elfów w Jarze nie jest odstępstwem od książki. Większym odstępstwem była walka Aragorna z Nazgulami na Wichrowym Czubie albo walka Czarodziei w Isengardzie.
no zgadzam się - to odstępstwo jest pozytywne... ale jednocześnie myślę, że walka Aragorna z Nazgulami na Wichrowym Czubie( chyba Wzgórzu o ile się nie mylę?? :) )albo walka Czarodziei w Isengardzie, była akurat ciekawa i efektywna. Ale to ode mnie :)
Wichrowe Wzgórza to chyba jakaś powieść :P W tłumaczeniu Frąców jest "Wichrowy Czub" (chyba że mi pamięć wyciekła). Ta walka Aragorna z 5 Nazgulami była w miarę znośna - ale patrząc przez pryzmat książki - nieco niedorzeczna... Aragorn nie zdołałby stawić czoła nawet JEDNEMU Upiorowi.. a co dopiero piątce - i to naraz. Przez to tracą nieco na wiarygodności. Ale ja to tłumaczę faktem, że moc Nazguli maleje wraz z odległością od Mordoru... podobnie jak moc Pierścienia.
Gandalf i Saruman to Mędrcy... a okładanie się kijami ujmuje godności tym zacnym starcom :P Czyż nie?
Nie, jeśli mają tak odmienne zdania, co do owej sytuacji, która panowała w Śródziemiu i co do możliwości z niej wybrnięcia. Już od zamierzchłych czasów ludzie, którzy nie mogą porozumieć się w sposób "ludzki" tj. poprzez wymianę zdań sięgają po bardziej radykalny sposób :P Czy to jest odpowiednie zachwoanie dla Czarodzieii czy nie, to już może podlec dyskusji, ale ja osobiście uważam, że mi też puściłyby nerwy na miejscu Gandalfa, jakbym słyszała takie niedorzeczności od Sarumana- dotychczas największego i najmądrzejszego. Elo!
Puściły nerwy? :P Wyobrażasz sobie by zdenerwowny Mojżesz zdzielił kijem faraona a ten oddał mu laską? Gdzie tu godność? Przecież Gandalf i Saruman to swego rodzaju "anioły", Mędrcy - a nie babcie okładające sie parasolkami i torebkami gdy słów zabraknie :P Medrcy powinni znaleźć wyjście bez użycia kijów. Tolkien zrecznie pominął ten fragment - więc jak naprawdę Saruman uwięził Gandalfa - nie wiemy ;)
Ojeju bo od razu wyjeżdżasz z takimi porównaniami! :P Wiadomo, że nie... ale wydaje mi się, że każdemu zdarzają się chwile słabości i chociaż może to rzeczywiscie trochę niepoważne, no ale przecież chyba nie jest to wielką ujmą... Przynajmniej mi tak się wydaje. A jeżeli by tak podchodzić, że Gandalf jest Mędrcem to również nie powinnien brać udziału w walkach o Helmowy Jar czy Gondor nie sądzisz? :] Z Twojego punktu widzenia, to też by ujmowało jego godności, bo z racji tego, że jest Mędrcem powinien siedzieć za przeproszeniem na "tyłku" i tylko kierować walką i wydawać polecenia. Na szczęście tak nie było :)
Używam słowa "Mędrzec" z braku innego określenia nazwy "Istari". Są oni czymś w rodzaju "aniołów", jak wiadomo. Czy istoty o takiej mocy nie potrafią rozwiązać swych "problemów" między sobą bez udziału kijów? Hej, to zupełnie nie pasuje do charakteru tych istot, znanego z opisów Tolkiena.
Szarża w pierwszym szeregu nie ujmuje nikomu w godności :) Raczej jej dodaje. Wypełniał swą misję - dawał przykład i dodawał ducha innym. Walka wręcz z orkami w Minas Tirith to co prawda mało szczytna sprawa dla Gandalfa - ale nie miał innego wyboru - swych wielkich mocy musiał używać z umiarem.
Ale w Orthanku obaj Istari mogli uciec się do swych pełnych mocy - wtedy prawdopodobnie Saruman mógłby po prostu - będąc wyższym rangą - zrobić to samo, co zrobił Gandalf w ROTK - pozbawić przeciwnika mocy, chwilowo "zniewolić", czy coś w tym stylu. Użyć podstępu. "Złamać laskę". :P
Nie żebym nie lubił tej sceny duelu czarodziei. Jest ona ciekawa z racji tego, że nie używają kul ognia i błyskawic. Przymykam oka na tą lekką zmianę charaktru Istarich.
Odgrzebałem ten temat z doł€ bo uważam go za bardzo ciekawy i ważny.
Firstly, ogromny szacunek mam do pana Not Anyway, za sympatię do dzieł brytyjskiej fantasy i fanatyzm tolkienowski, który jest też we mnie (w co wierzę :)
Tym bardziej się ciesże, że po długim studniowaniu postów Not Anywaya wreszcie mogę się z nim NIE zgodzić.
Drużyna była o pół klasy lepsza od Dwóch Wież. Przede wszystkim dużo bardziej tolkienowska, barwna, urzekająca. Być może podyktowane to było fabułą, bo przeciez przekroczyliśmy granice Rohanu, wkraczamy do Eriadoru, na równiny, Mordor coraz bliżej. Opuściliśmy piekne Lothlorien. Ale jednak - TTT jest ponure i mroczne. W zasadzie tylko.
Wiele wad o których nie wspomniałeś nawet - Mnie się w TTT tylko nie podobało odejście od bajkowego klimatu FotR(chociaz w pewien sposob to jest pdyktowane fabułą no ale jednak) i pare idiotycznych wątków, ktore ciezko wybaczyc (smierc Aragorna?), albo fascynacja braćmi Wachowskimi - Legolas wsiada na konia druga ręka tyl do przodu z prawej strony, zjezdza na tarczy ze schodow, a Gimli dobrze się bawi w roli Stańczyka. Istny błazen, chyba bez jednego tekstu który nie miałby być na "hahaha". O Eru... Czyżby tu za dużo Disneya? Tam za glownymi bohaterami zawsze chodzi jakis nieborak i rzuca smiesznymi cytatami. Oj, to mi sie bardzo nie podobało.
Ale pozatym pełna zgoda, tak jest to dzieło i dziełem pozostanie!
Jakby co gg 1608200 , bede zaszczycony :)