Zawsze gdy kończę oglądać ostatnią część trylogii jestem jakiś taki rozbity,smutny czuję się jakby
coś bardzo ważnego w moim życiu się skończyło. Potem gdy pomyślę sobie o wszystkich
częściach, gdy przypomnę sobie bitwie pod Helmowym jarem, Haldira, enty, śmierć Boromira chce
mi się płakać bo czuję że pewna przygoda się skończyła że jakaś cząstka mnie odeszła wraz z
zakończeniem losów drużyny pierścienia. Na szczęście jeszcze kiedyś do tego wrócę, przeżyję to
jeszcze raz mimo to wiem o tym, że znowu to się skończy i znów będę rozdarty na nowo. Ach jak ja
bym chciał żyć w takich czasach i walczyć w bitwie.
"żyć w takich czasach i walczyć w bitwie" czy żyć w takim świecie, jeśli chodzi o Śródziemie?:) Bo jeśli to drugie, to zdecydowanie podzielam, też tak kiedyś miałam kiedy poznałam Władcę i ogólnie uniwersum Tolkiena.
"Brać udział w bitwie" to bym raczej nie chciał, bo pewnie byłbym jednym z tysięcy poległych (jak i Ty). ;)
Ale faktycznie uczucie pustki i żalu za skończoną przygodą jest wielkie. Jeszcze większe było po zakończeniu książki, ale film też całkiem nieźle "daje w kość".
Uważam, że LoR to najlepsza ekranizacja wszech czasów. Bo każda ekranizacja jest słabsza od książki oprócz właśnie tej.
Niekoniecznie zauważ że w bitwie pod Czarną Bramą walczyli żołnierze Rohanu i Gondoru więc wielu z nich walczyło odpowiednio w Helmowym jarze co w Osgiliath i przeżyło.
Wiesz, ja też lubię kidy garstka sprawiedliwych ściera z powierzchni zimi zastępy plugastwa, ale życie to życie. Lepiej nie marzyć o znalezieniu się w centrum takich rzezi.
No, chyba że ktoś uwielbia mordować. Samo zarzynanie dla zarzynania. Wtedy tak. Wtedy własne życie też cenne nie jest. :) No, ale wtedy już nie mówimy o normalnych ludziach.
Hah, nie jestem jedyny.
Ile razy nie obejrzałbym filmów czy nie przeczytał książek zawsze to samo. Fantastyka rzecz cudowna, aż szkoda, że to wszystko fikcja.
No to nie jesteś jedyny oglądałem teraz na TVN7 już się oczywiście skończył a ja jak zwykle się poryczałem.
Tak samo chce mi się płakać na tych scenach.