Nie jest niby strasznie zły ten film, dobrze wygląda, postacie są sensownie zaprojektowane, nie ma właściwie woke elementów. No ale logika świata kuleje tutaj.
- król z wasalem wychodzą na solówę - tylko gołych klat brakowało. no i typ przysięga królowi prosto w twarz, że go zabije i nic się z nim nie dzieje - to jest klasyczne beznadziejne pisarstwo.
- zwiadowcy nie istnieją. Obok tej stolicy Rohanu gromadzi się wielka armia, Olifanty nadciągają, a oni na godzinę przed dojściem do stolicy ich zauważają. brawo.
- ta niedziałająca brama - wy.ru.ch.ajcie mnie proszę mocno w oczy. Jak im mogła zamarznąć? Musieliby skrajnie nie dbać o ten mechanizm. No i żaden facet nie próbuje jej otworzyć, tylko wyłożyli lachę i patrzą, jak król ginie. Ja rozumiem, że przymarzła, ale było sporo czasu na jej otworzenie. Żaden łucznik nie poszedł na bramę, by osłaniać króla z góry. Mogli w ten sposób masę frajerów wytłuc. Scena pod bramą jest tak durna, że szkoda słów.
- Na jakiej zasadzie nikt im w tym Jarze nie pomógł? Podobno pełno wasalów było w tym Rohanie, no to wiadomo, że szybko nie wpadną, ale jak ta twierdza jest oblegana pół zimy, to w końcu ktoś powinien się ogarnąć i przyjechać. Ten film nie rozumie konceptu zwiadowców. Wiadomo, że wiadomości nie rozchodziły się błyskawicznie, ale mniej więcej ludzie trochę ogarniali, co się w ich królestwie dzieje, no i w tydzień to by zdążyli się skrzyknąć i pocisnąć te plemiona dzikusów.
Ktoś pisząc ten scenariusz za nic miał logikę jakąkolwiek.