Najzabawniejsza w tym wszystkim jest reakcja Spocka w nowej wersji. W GK Spock i Kirk są
najlepszymi przyjaciółmi od prawie 20, oraz wielokrotnie ratowali federację i Enterprise przed
zniszczeniem. W scenie śmierci Spocka, Kirk przyjmuje to ze spokojem, jak przystało na kapitana
statku Gwiezdnej Floty, po czym odprawiają mu pogrzeb. ,,W ciemność" serwuje nam
niezrównoważonego emocjonalnie Spocka (Wolkanie nie okazują żadnych emocji), który
wrzeszczy, bo znowu stracił nad sobą panowanie. Pomijam już absurd tego, że jeszcze 2, czy trzy
lata wcześniej nawet nie znał Kirka, a potem nim gardził, jako niezdyscyplinowanym kadetem i
oszustem. Ciekawe, czy w trzeciej części ktoś w ogóle umrze, skoro mają magiczną krew w
magazynie.
Nigdy nie byłem fanem Star Treka (jakieś tam stare części widziałem kilkanaście lat temu i nie pamiętam kropka w kropkę co było), ale wczoraj obejrzałem ten z 2009, a dzisiaj "W ciemność". Wiedząc mniej więcej o co kaman z poprzednimi filmami, dochodzę do wniosku, że to nie jest reboot, lecz wszystko jest powiązane. W jaki sposób? Ci źli gostkowie z filmu z 2009, razem ze starym Spockiem, przenieśli się w czasie i zaatakowali jakąś tam planetę przez co zginął Kirk Sr (w rzeczywistości przyszłej nie ginął i znał swojego syna). W ten sposób stworzyli oni zupełnie inną alternatywną rzeczywistość, gdzie Spock i Kirk nie zdążyli nawiązać takiej przyjaźni i, w której antagoniści zaczęli niekoniecznie pojawiać się w tej samej chronologii, a teraźniejszość nie jest dokładnym odwzorowaniem przyszłości (nikt nie ginie w walce z Khanem), którą zna stary Spock. Lecz właśnie dzięki jego postaci zachowujemy tutaj pewną ciągłość, tym bardziej, że gra go ten sam aktor co w starych Star Trekach.
Napisałem tylko jak ja to widzę. Być może jest to coś oczywistego lub coś kompletnie bzdurnego i zapewne, kiedy jakiś fan ST skrytykuje mnie rzucając faktami ze starych filmów lub wypowiedziami twórców, że taki był ich zamysł czy coś, to nie będę miał się czym bronić, dlatego bądźcie wyrozumiali.
Nie chodzi mi o zmianę fabuły, bo nie mam nic przeciwko niej. Nie podoba mi się po prostu koncepcja Spocka w nowym Star Trek. Możesz to tłumaczyć zmianą kontinuum i innymi bzdetami, ale fakty są takie: W uniwersum Star Trek Wolkanie od ok. IV wieku naszej ery podążają za naukami Suraka, całkowicie wyzbywając się emocji. W miarę jak mijają tysiąclecia staje się to ich częścią wspólną i genetyczną. Właśnie dlatego Spock tracąc co chwila panowanie nad sobą, oraz drąc się jest dość denerwujący dla fana serii, bo całkowicie zniekształca obraz oryginalnego Spocka, oraz całej fikcyjnej rasy Wolkan. Reszta mojego pierwszego postu, to zwrócenie uwagi na pozostałe absurdy, związane z wyżej opisaną sytuacją.
Po uratowaniu Spocka przed wybuchem wulkanu Kirk nawiązał do jego człowieczeństwa, a raczej braku u niego owej cechy, krytykując go za to. Wydaje mi się więc, że moment w którym Spock rozpaczał nad śmiercią Kirka miał być niczym innym, jak prostym zagraniem psychologicznym ukazaującym nam, że jest on jednak w połowie człowiekiem, z czym wiąże się fakt istnienia w nim pewnych ludzkich cech. Nie pamiętam dokładnie wcześniejszych produkcji, oglądałem głównie serial będąc jeszcze dzieckiem, więc nie czuje się w tym temacie dość pewnie, ale wiadomą rzeczą jest to, że nowy reżyser oznacza nowe koncepcje, a jedną z nich w wykonaniu pana J.J. Abrams'a może być właśnie ukazania nam Spocka w troszkę innym świetle.
Koncepcja, którą przedstawiasz jest dość interesująca. Być może o ile stary Spock całkowicie odrzucił swoje człowieczeństwo (postępował bardziej logicznie niż większość Wolkan), ten nowy będzie tłumił swoją Wolkańską stronę. Taka może być wizja scenarzystów. Chociaż wątek aspiracji do bycia człowiekiem został dość wyeksploatowany przez postać Daty.
Mnie swoją wypowiedzią w sporym stopniu zainteresował fabcio93, który pisał o wykształceniu się alternatywnej rzeczywistości, do której także można odnieść się w kwestii ''przemiany'' Spocka. Jak wiemy z wielu innych dzieł literatury czy kinematografii do spowodowania ogromnej zmiany w kontinuum czasoprzestrzennym wystarczy czasem zupełnie niepozorna sytuacja (co z resztą zostało w pewien sposób zobrazowane w ''W ciemności'' poprzez scene ingernecji załogi Enterprise w kulture społeczności zamieszkującej planetę Nibiru), także jeśli Jego teoria jest słuszna, to możemy mieć do czynienia z postacią, która genetycznie nadal jest Spockiem, ale w wyniku niewielkiej zmiany w jej w przeszłości, wykształciła w sobie delikatnie odmienne cechy charakteru.
Ja staram się nie wgłębiać w te tłumaczenia o nowym kontinuum i innych pierdołach. Uważam, że nowemu Star Trekowi bliżej do Transformers, albo Gwiezdnych Wojen, niż do pierwowzoru. Postacie zachowują się tak, a nie innaczej, bo chce tego większość widzów, którzy nie potrafią zanurzyć się w świecie przedstawionym, tylko oczekują po każdym, myślącym kosmicie typowo ludzkich zachowań. Uważaliby zachowanie bohaterów oryginału, za nierealne i kiczowate. Chodzi o to, żeby sobie wyobrazić, że ludzie za 300, czy 400 lat będą kierować się zupełnie innymi motywami i myśleć w sposób odmienny od naszego.
Teraz trochę off topic, które można podpiąć do treści mojego postu. W Mass Effect spotykamy maszynę, która chce zniszczyć życie w galaktyce, a spytana o powód odpowiada mniej więcej tak : Jestem nieśmietelną, prawie boską istotą, która innaczej postrzega wszechświat , w związku z czym nie jesteś w stanie zrozumieć motywu mojego działania. Natomiast w Mass Effect 3 cała tajemnicza otoczka zostaje usunięta, motyw jest wyjaśniony i okazuje się całkiem logiczny nawet dla przeciętnego człowieka.
Rozumiem, że każdy chce jak najwięcej zarobić i właśnie dlatego ekipa tworząca nową serię Star Trek ma fanów starych seriali i filmów głęboko w dupie.
Wiadomo, nie ma co na siłę doszukiwać się głębii, czy jakiejś symboliki, bo ''odgrzewany kotlet'' pozostanie tylko ''odgrzewanym kotletem''. Czasy w dziedzine science fiction nastały takie, a nie inne. Główym celem jest ukazane widzowi niesamowitych efektów specjalnych, przy pominięciu aspektów psychologicznych (o których wspomniałeś), czy pierwotnych ideii tworców (przez co rozumiem ukazanie świata jako logicznej układanki zaskakującej swoją złożonością). Wszystko stało się bardziej fiction niż science. A dla tych, którzy oczekują od filmu odrobinę więcej pozostają tylko luźne rozważania, do których ja się właśnie posunąłem.
Błąd. Z założenia nie rozpatruje się niezgodności i braku spójności w filmach tego typu bo tam sie czysta magia dzieje. Gdyby bohaterowie postępowali logicznie, film skończyłby się zanim na dobre zaczęła się akcja :) Sprawa wygląda podobnie jak w przypadku ludzi z horrorów rzucających się wprost na zagrożenie.
Czyli uważasz, że postacie w filmach Sci-Fi nie mogą być w ciekawy sposób zaprezentowane i postępować logicznie? Moim zdaniem bohaterowie tacy, jak Doktor Who, kapitan Picard, Data, czy Spock ze starej wersji Star Trek są zaprzeczeniem tej tezy.
Oczywiście że mogą, ale to bohaterowie a nie cały film. Gdyby cała akcja była logiczna i spójna, to zabiłoby to magie kina :)
W takim wypadku chyba nie zrozumiałeś mojego pierwszego postu. Nie przeszkadza mi zbytnio wydumana akcja i nieścisła fabuła, tylko nieciekawa interakcja między Kirkiem i Spockiem, która wypada bardzo blado w porównaniu do starszych Treków. Oprócz tego nie podoba mi się robienie ze Spocka drugiego Worfa, tylko zachowującego się mniej profesjonalnie (scena kłótni z Uhurą, w drodze na Qo`noS była naprawdę żałosna).
Fakt. Twórcy pozwolili sobie na zbytnie ocieplenie postaci Spocka i jego ludzkich uczuć. Ale jak to w kinie bywa, nie ma filmu bez wątku miłosnego, a tego nie udałoby się nakręcić z zimnym jak głaz Spockiem. Ale racja, odbiegli od oryginału. To już kwestia gustu, komu podoba się która wersja Star Treka.
Moim zdaniem nieco się czepiasz, nie zwracasz uwagi na to, że świat idzie w przód a od ostatnich star trek'ów mineło już ok. 40 lat(nie jestem pewien), i uwierz, że wraz ze światem zmienia sie postrzeganie różnych rzeczy przez człowieka. Kiedyś Trek bił rekordy bo to było coś nowego, nieziemskiego itd. teraz, przy tak wielkiej masie filmów tego typu ludzi nie będą interesować tzw. "Odgrzewane kotlety", tylko chcą zobaczyć coś nowego w ich ulubionym uniwersum. Mi osobiście podoba się wygenerowanie przez twórców alternatywnej historii, bo to zapobiega reboot'om i wszelkim burzom na ten temat, jeśli uważasz, że większość ludzi, która poszła na ten film spodziewała się kopii filmów i seriali sprzed 40 lat to niestety, ale muszę cie wyprowadzić z tego błędu. Wyobraź sobie, co by było jakby np. Nokia obracała cały czas trzema modelami telefonów, nie wymyślała nic nowego itd.. Co by się z tą firmą stało? Jasne że by zbankrutowała, to samo jest z filmami, jeśli Abrams skopiowałby scenariusze ze starszych filmów to na pewno nie zbił by takiej popularności. Poza tym, nikt nie zmusza cię do oglądania nowszych filmów, zawsze pozostaje ci obracanie się w kręgach starszych wytworów.
Nie jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę. Przeczytaj mój drugi i ostani (ten z 8 lutego) post w tym temacie, tam są odpowiedzi na twoje argumenty.
Cóż, jeśli chodzi o Spocka, to mi akurat taki sie bardziej podobał niż jakby miał być jakimś bezuczuciowym robotem, nie zapominajmy, że Spock jest pół wulkaninem pół człowiekiem, być może tak, że Spock po prostu w tej rzeczywistości jest bardziej ludzki niż wulkański, poza tym jak widzimy stary Spock jest o wiele bardziej opanowany itd. od młodszego (w końcu stary jest kopią tego ze starych filmów a nowy jest z alternatywnej przeszłości). Moim zdaniem po prostu ten Spock jest lepszy od takiego, jakim Ty go malujesz. Te dwa filmy bardzo pozytywnie wpłynęły na moje postrzeganie uniwersum Star Trek, ja osobiście wychowamy na SW przekonałem się do Star Treka ba nawet chyba wróżę mu lepszą przyszłość niż SW, wszystko się wyjaśni jak wyjdzie VII epizod.
Co do samych scen w treku, mym zdaniem Spock był dość mocno opanowany podczas "kłótni" z Uhurą, nie unosił się emocjami itd. Zresztą, pamiętać należy, że rasa Wulkan nie okazuje uczuć, a nie ich nie posiada w ogóle, moim zdaniem, Spock, jak iż jest w połowie człowiekiem, nie jest w stanie "genetycznie" zapanować na emocjami, co oznacza, że będzie miał wybuchy których nie będzie kontrolować, i tak, znowu się przywalę do alternatywnej rzeczywistości, oba Spocki są z dwóch różnych wymiarów, tylko z tym, że się spotkali w tym, co też oznacza, że nie mogą być swoimi kopiami albowiem uwierz lub nie, ale zniszczenie zwykłego USS Kelvin mogło wpłynąć na przyszłość Spocka choćby tym, że nie przeleciał mu motyl przed nosem w w pewnym momencie jego np. 15 urodzin przez co podświadomie nie zastanowił się nad powiedzmy swoją przyszłością czy przyszłością motyla co zaowocować mogło brakiem większego skupienia na tłumieniu emocji, to już mogły być wystarczające powody by Spock nie był tym kim był w starych trekach czyli Spock z przyszłości w nowych filmach. (To tylko luźna teoria i przykład)
Cóż, nie bronię tego filmu, tylko chcę by ktoś, kto wejdzie w ten temat zrozumiał jak to wszystko działa. Nic nie mam do ciebie Hangman hejtujesz to hejtuj ja wychodzę z założenia, że broniąc swoje ulubione filmy wplątuje się w burzę która jest zbędna, bowiem ja film oglądam i idę na niego dla własnej przyjemności, później ewentualnie wystawiam odpowiednią ocenę, nigdy nie zakładam tematów by poprowadzić jakiś hejt na dany film, jak wiemy każdy film ma plusy i minusy i nie da się tego w żaden sposób ominąć. Moja osobista ocena tych nowych Treków to 8-dla pierwszej części i 9- dla drugiej, dlaczego? Za całokształt, bardzo mi się podobało wszystko w tych filmach aczkolwiek mogły być lepsze, mogło a nie musiało. Pozdrawiam i życzę miłego dnia. :)
Ten Spock jest młody. Spock z dawnej linii miał lata by zapanować nad swoją ludzką stroną.
Vulcanie czują, bardzo silnie, ale tłumią to. Spock ma z tym problemy przez bycie w połowie człowiekiem. W tej linii nie miał dość czasu by się tego nauczyć, do tego wcześnie przeżył utratę swojej planety i matki, co bardzo go dotknęło - dotknęło nawet wielu w pełni Vulcanów.
Nic więc dziwnego, że tej wydaje się mniej "zrównoważony".