Od początku Chris Pine nie pasuje mi do roli Kirka - a więc i oba filmy jakoś mi nie leżą - ale to moje "widzi misie" :-)
No co ty, Chris Pine jest bardzo podobny do młodego Williama Shatnera. Gdyby miał dodatkowo uczesanie jak z lat 60-tych to wyglądałby zupełnie jak jego brat bliźniak.
A po drugie - Simon Pegg - też świetnie się spisał. Czy tylko ja w sposobi mówienia i barwie głosu Scotty'ego zauważyłem podobieństwo do świętej pamięci Jamesa Doohana?
Podobne wrażenie stary kirk był może kobieciarzem, ale nie sprawiał wrażenia rozpuszczonego dzieciaka. a niestety tak widzę nowego Kirka to taki trochę cwaniak vista wio i do przodu być może niepotrzebnie porównujemy go do wcześniejszej wersji. w oderwaniu od poprzednich serii, nowy kirk jest do zaakceptowania (od podobała mi się scena w reaktorze z mała zamiana ról, dla mnie bomba wypadł w miarę dobrze)
Mnie też nie pasował :/ Stary Kirk był bystry, a jakoś w tym filmie nie bardzo to widać, moim zdaniem.
podzielam opinię boromeusza, a że nie potrafię oddzielić tego Star Treka od innych filmów tej serii Chris Pine kompletnie mi tu "nie leży"
Wizualnie bardzo pasuje jak dla mnie, a interpretacja postaci jest inna. Taki bardziej amerykański kowboj, ale nadal z sercem.
W sumie każda postać oprócz McCoya interpretacją trochę odchodzi od swoich oryginałów. Urban świetnie naśladuje Kelleya.
Jak dla mnie jego głównym problemem roli Chrisa Pine jest brak charyzmy - szczególnie drastycznie było to widać w scenie rozmowy Kirka z Khanem Cumberbatcha