ale potem akcja się rozwija i to w naprawdę dobrym tempie. Miąłem wielka pokusę wyłączenia filmu po 15 min. (słabo zagrane sceny moralnych rozterek Kirka) na całe szczęście tego nie zrobiłem. Naprawdę dobra przygodówka, zrealizowana ze smakiem i rozmachem. Nie nudziłem się ani minuty (poza tymi 15 na początku;)
Dla mnie bardzo rozczarowujący. Oglądając starsze produkcje, nawet te sprzed 10 lat, pochłaniałem je z zapartym tchem, ale nie z uwagi na efekty specjalne, czy wręcz nieprawdopodobny rozwój wydarzeń, które w Star Trek: W ciemność (ale też trochę w Star Trek 2009) wzięły akurat górę nad wszystkim. Fajnie, że przy tworzeniu wykorzystano najnowszą technologię obróbki graficznej i tworzenia animacji, ale nie tego oczekiwałem. Liczyłem na bardziej wypracowane postacie - mówiąc dokładniej - grę aktorską, która w jakimś stopniu oddawałaby klimat całego uniwersum Star Treka, który niezmiennie towarzyszył dotychczasowym produkcjom filmowym i serialom. Widz miał wrażenie, że wkracza w nieznany mu dotąd świat, poznaje nowe cywilizacje, dokonuje odkryć, a przy tym towarzyszy tej ludzkości, która osiągnęła wyższy stopień cywilizacyjny, co miało przekładać się na całościowy odbiór i faktycznie tak było. Tutaj tego zabrakło - wszystkie charaktery, ich zachowanie, sposób mówienia czy nawet drobne gesty, nie przedstawiają człowieka dwudziestego trzeciego wieku (jeśli się mylę co do osadzenia akcji w ramach czasowych, to mnie poprawcie), stały się natomiast typowo amerykańskie - jak z pierwszego lepszego współczesnego filmu akcji (nie w znaczeniu narodowościowym, ale sposób, w jaki amerykanie obecnie kreują postaci w filmach - nie do końca wiem jak to wyjaśnić, ale mam nadzieje, że rozumiesz co mam na myśli). Nagle mamy samych bohaterów, buntowników, silne nieco wyniosłe charaktery i seksowne dziewczyny pokazujące nie swoją wiedzę i umiejętności, ale seksapil udając jednocześnie ciężką pracę przy komputerze pokładowym. Do tego te bohaterskie sceny akcji i zbliżenia na twarze z wybuchami i ogniem w tle, którym niezłomnie towarzyszy równie bohaterska i pokrzepiająca do walki muzyka z czymś w rodzaju arii w tle - LOL? Te właśnie, jak dla mnie niezbyt pozytywne cechy dominują... przez to, straciło to zupełnie swój urok.
Porównując Star Treka: W ciemność albo ST 2009 np. do Star Trek: Pierwszy kontakt, bez namysłu wskazałbym Pierwszy kontakt jako ten lepszy pod niemalże każdym względem. Mimo tego, że akcja tego filmu też obraca się wokół jednego wątku, postacie ostatecznie uratowały losy ludzkości i doprowadziły do szczęśliwego zakończenia ogromnym wysiłkiem, to nie ma w nich tyle dumy, pychy i samozachwytu, co w najnowszych produkcjach, które moim zdaniem wręcz dławią się tą "współczesną amerykanką".
Tak z ciekawości - miałeś kiedyś okazję oglądać wcześniejsze produkcje? Jeśli nie, to szczerze polecam, ale tylko wtedy, gdy faktycznie masz ochotę i czujesz potrzebę zobaczenia "źródeł". I gwarantuję Ci, że będzie się to znacznie różniło od tego "czegoś" za miliony dolarów.