Star Trek The Original Series - rok 1966 - Sezon 1 odcinek 25. Enterprise odnajduje dryfujący w kosmosie
statek wymazany z ziemskich dokumentów. W nim około 100 kapsuł hibernacyjnych. Część śpiących w nich ludzi nie żyje. Pozostały 73 kapsuły hibernacyjne. Budzi człowieka, który
wydaje się być na statku najważniejszy, a który nazywa się Khan i jest efektem genetycznych poprawek...
Pozostają 72 kapsuły z podobnymi mu ludźmi. Mówi Wam to coś? :)
Odcinek 22, gwoli ścisłości ;)
Jestem na razie tylko po tej części, ale chyba zacznę oglądać serial.
Odcinki były jakoś pomieszane w pierwszym sezonie. W różnych źródłach podają różną kolejność. Ale to akurat ma najmniejsze znaczenie. I tak wtedy każdy odcinek był o czymś innym.
Ja właśnie się wciągnąłem w serial bez reszty :)
Właśnie to zauważyłam. Odcinek o tytule bodajże "Space Seed"?
Ja się wciągnęłam w film już po jedenastu minutach. W serial pewnie też się wciągnę. Ale obawiam się, że nie będę uznawała innego Khana niż Benedict ;)
Tak. To ten odcinek. Ja zacząłem niedawno oglądać serial (ten pierwszy z 66 roku) i wessało mnie zupełnie. Oglądam po kilka odcinków dziennie. Naiwny, ze śmiesznymi efektami, często sztuczną grą aktorów (taką jak by teatralną a nie filmową), ale bardzo pomysłowymi fabułami kolejnych odcinków. I przepięknymi minami Spocka :) A to, jak Kirk i doktor McCoy drą łacha ze Spocka przy każdej okazji to poezja :)
Wiedziałam! :D Mój tata kiedyś oglądał i opowiadał o efektach "z epoki kamienia". Ale to ma nawet swój urok. Muszę w najbliższym czasie obejrzeć xD
A ja po 17 minutach i 10 sekundach odczuwam takie zażenowanie, że naprawdę nie wiem, czy to dooglądam.
Bo zrobili ze "Star Treka" nic innego, jak "Jamesa Bonda w kosmosie". To "naganne moralnie", jak powiedziałby Spock. Natomiast to, iż ten "Star Trek-James Bond w kosmosie" jest niczym innym, jak filmikiem dla dzieci, jest niewybaczalne.
I tak, tak, film, nie serial.
Dawny "Star Trek" również bywał infantylny. Ale miał styl. Te dzisiejsze widowiska nie mają zaś niczego poza głupawą fabułą i ogłupiającymi efektami specjalnymi. Dziękuję.
Poza tym, te stare "Star Treki" miały w sobie coś z chęci bawienia się wiedzą fizyków XX wieku; zastanowienia się nad jej wpływem na przyszłość. Nie dziwota, że Michio Kaku tak lubi ten serial.
A w tych nowych coraz to większe statki pokazują, i nic więcej. Tak, jak gdyby ciekawość ludzkości zatrzymała się na jednym, jedynym pytaniu - jak duże statki możemy zbudować, aby dało się nimi latać w te i wewte.
Na naszych oczach umierają legendy. To okrutny zbiorowy mord, jakiego dokonują nań producenci, reżyserzy i masowa widownia. Po tym filmie pozostało mi stwierdzić tylko jedno: "Ciemność widzę, widzę ciemność!".
A szkoda, bo prawdziwy Khan to nikt inny jak Montalbán. Cumberbatch za to to najlepszy Sherock Holmes z jakim się do tej pory spotkałem.
No widzisz a ja nie mogę sobie wyobrazić kogokolwiek innego w tej roli od Benedicta (nie ogladałam serialu ani żadnych starych filmów). Jego bezwzgledny sukinksyn, piekielnie sprytny i inteligentny z zabójczą mimika i wymową (do tej pory raz na tydzień muszę obejrzeć jakiś fragment z jego udziałem, bo nadal jstem nim zachwycona) jest po prostu nieziemski. Jedna z lepszych ról w tym roku, według mnie.
W Sherlocku jest wybitny, ale moim zdaniem w Star Treku też mu niczego nie brakuje. Jeden z lepszych czarnych charakterów ostatnich lat, wedle mojej subiektywnej opinii. Wg jest świetnym, naprawde bardzo dobrym aktorem, a jego głos to już poprostu magia. Mogę go słuchac w nieskończoność