Filmowe wydania Star Treka zawsze mnie rozczarowywały w porównaniu z serialami - chociażby TNG, DS9. No, ok, Pierwszy Kontakt był spoko, ale nawiązywał do koncepcji wprowadzonej w TNG.
Tym razem mamy historię w uniwersum TOS, młodego Jamesa T. Kirka i Spocka, oraz młodziutkiej Uhury. Całość jest bardzo sprawnie zrealizowana i łączy się z innym kinowym filmem - "Zemstą Khana". Tutaj jednakże Khan jest o niebo lepiej wykreowany :)
Czy jest w tym filmie mało "Star Treka"? Być może - ST przyzwyczajał mnie zawsze do jakichś filozoficznych rozważań, których tutaj nie ma. Jednakże od czasów DS9 Star Trek także coraz śmielej poczynał sobie ze scenami batalistycznymi - i w tym kierunku poszedł ten film. Czy to dobrze, czy źle? Dla mnie to wciąż Star Trek, spinany uniwersum, w którym dzieją się wydarzenia. Tak jak i Gwiezdne Wojny spaja uniwersum Gwiezdnych Wojen, Władcę Pierścieni uniwersum Tolkiena. Wielkie sagi tym się charakteryzują, że tworzą swój własny wszechświat, w którym mogą się toczyć najróżniejsze wydarzenia.