Ambamsowi udała się rzecz niemalże niemożliwa czyli zrobienie filmu kinowego Star Trek, który
będzie i prawdziwym Star Trekiem i prawdziwym filmem kinowym (nie to co pierwsze 10 filmów,
które były trochę jak dłuższy odcinek serialu).
Poza tym w tym filmie 3D ma sens, jest znakomicie wykorzystane by nadać epickości historii.
Wreszcie ktoś wykorzystał tą technologię tak jak powinna być użyta.
Co prawda ten film już nie jest podobny do Star Wars, ale tak właśnie powinno być.
No i wreszcie jakieś kosmiczne s.f. w kinie.
10/10
W poprzedniej części. Star Trek z 2009 to były wręcz gwiezdne wojny opowiedziane w świecie star Treka
przestan pajacowac to po pierwsze!!! i wyplacz sie nam ze nie bylo twojego ukochanego dubbingu az zal pomyslec jak musiales z tego powodu cierpiec i jak ci smutno ze bohaterzy nie gadali smiesznymi polskimi glosikami itpP
Od kogo zabrałes konto? Nie wierze by ktos kto miał konto juz prawie 7 lat zachowywał sie jak idiota.. musiszm iec conajmiej 16 lat jak nie wiecej (20,30,40..)
Hm, ja się trochę nie zgadzam. Prawda, że kilka pierwszych filmów było jak przedłużenie odcinka serialu, ale jednak klimatem to obrazy JJ Abramsa i oryginalne się sporo różnią. Nie jest to raczej Star Trek, choć próbował nim być. Problem polega na tym, że reżyser próbuje zadowolić wszystkich jednocześnie - starych fanów Star Treka, zgarnąć nowych, amatorów nowych rozwiązań itd. przez co wychodzi to wszystko lekko chaotycznie, bo niby w tym filmie mamy całą masę odniesień do chociażby drugiej części, jednak film ma dość słaby scenariusz, który jest trochę niepoukładany, i czasem, pod koniec szczególnie, naprawdę schematyczny. Niektóre sytuacje były też na serio nielogiczne, np. "Mamy problem, zadzwońmy do starego Spocka. Hej Spock. Nie możesz nam powiedzieć, kim jest Khan, hm? A powiesz? Dobra, dzięki, poradzimy sobie!". To na serio głupie.
Do tego film moim zdaniem nie wykorzystuje zbytnio nowej mitologii, którą wcześniej przecież nowy film tak fajnie wyznaczył, właśnie przez zły scenariusz. Bez przerwy miałem wrażenie, że Ci naprawdę świetni aktorzy po prostu męczą się, by być kopią starych odtwórców ról. Po co? Skoro pierwszy film wyznaczył nowe standardy, to dlaczego aktorom nie pozwolono się wykazać (chociaż w swoich rolach wypadają świetnie) i nie poprowadzić tych postaci własną ścieżką, inną, niż w oryginalnej serii? Tego nie rozumiem.
Oczywiście pomimo tych na serio sporych wad to przecież nie dał bym mu 8/10 bez powodu, nie? Film jest mistrzowsko nakręcony przez reżysera, które z dość słabego scenariusza, który oczywiście nie jest pozbawiony zalet, stworzył naprawdę epicką i, no nie powiem, zapadającą w pamięci historię, i zły scenariusz dzięki reżyserii nie musi tak razić, ma świetne efekty specjalne, wartką akcję, praktycznie bez przerwy, jednocześnie chwile wytchnienia są wystarczające, aktorzy są świetni, muzyka jest bardzo dobra (szczególnie kawałek "London Calling" - Michael Giacchino robi fajne utwory na pianino, choć nie trudne) i cały film... no po prostu świetnie się na nim można bawić. I jednocześnie, przy tej całej akcji, nie próbuje pozostać zupełnie "pusty", zadaje pytanie, "kto tak naprawdę jest dobry, a kto zły?", pokazuje, że przyjaźń jest najważniejsza itd itp. Podoba mi się to, i gdyby film nie miał złego scenariusza to byłby wprost genialny. Tak jest tylko bardzo dobry.
Chodziło mi oto, że Abrams znalazł sposób by opowiedzieć w miarę Trekową historię w efektowny sposób